sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 13

Rozdział 13 „I co?! Sobie tak nagle przypomniałeś że istniejemy, tak? Po TRZECH latach!”


Pustka. To jedyne co poczuł Ron. Nie ma ich taty. Już nigdy Nie będzie. Rudzielec szybko pobiegł do pokoju ignorując zdziwione spojrzenie Ginny i trzasnął drzwiami od swojej sypialni. Opadł bezwładnie na łóżko i…. i się rozpłakał. Ne mógł przyjąć do wiadomości tego, że jego tata Nie przyjdzie zaraz z pracy. Nie usiądzie na starym fotelu. Nie zacznie zanudzać ich opowiadaniami o mugolskich wynalazkach. Tak już Nie będzie. Ani dzisiaj. Ani Jutro. Ani za miesiąc. To wszystko zniknęło. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
- Nie wchodzić! – burknął ponuro ocierając oczy. Jednak ten ktoś za drzwiami Nie bardzo liczył się ze zdaniem Rona, a pukał tylko z grzeczności. George. Był do siebie zupełnie niepodobny. Twarz miał bladą. Oczy zaczerwienione. Wszyscy zaczynali przybierać twarz pani Weasley, którą zastali na dole.
- Jak… jak się czujesz? – zapytał niepewnie bliźniak i opadł na łóżko obok Rona.
- Tak jak się czują ludzie po stracie ukochanej osoby. – powiedział na jednym wydechu. George usiadł.
- Ron, jeszcze nic Nie wiadomo…
- George! Tatę porwali śmierciożercy, to Nie jest wystarczający dowód?!
- Nie jest! – bliźniak wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Wiedział, że gdy jest taka sytuacja to Nie powinni się spierać, ale miał takie przeczucie. Może i to zabrzmiało by infantylnie, ale ma przeczucie że tata żyje. Że śmierciożercy zaplanowali to wszystko tylko po to aby ich wabić w sidła Voldemorta. „I dobrze!” – pomyślał. Nie przypadkiem wszyscy Weasleyowie są w Gryffindorze. Jeżeli będzie trzeba to będą walczyć, nawet o samą zemste.

                                                                                  ***

- Ginny Nie płacz – powtarzała wciąż Hermiona, tuląc swoją przyjaciółkę. Nie dziwiła jej się. Sama by rozpaczała, gdyby któryś z jej rodziców…. Odszedł. Tym bardziej że bardzo lubiła pana Weasleya. Łza zakręciła jej się w oku. Który raz już dzisiaj płakała? Nawet Nie potrafiła zliczyć. Ginny w końcu odkleiła się od szatynki i spojrzała na nią niestabilnie.
- Her… Hermiona?
- Tak słonko? – odpowiedziała trzymając za rękę przyjaciółkę. W każdej minucie chciała ją wspierać najmocniej, jak tylko potrafiła.
- możemy o tym Nie gadać aż do wyjaśnienia sprawy? – jej głos drżał, a z rozmazanych oczu popłynęły kolejne łzy. Hermiona nawet Nie zdołała się na odpowiedź. Po prostu skinęła lekko głową i resztę po południa przesiedziały w milczeniu i rozpakowywaniu się.
Następny dzień był okropny. W norze panowała grobowa atmosfera, a wszyscy mówili do siebie jedynie służbowo. Posiłki pani Weasley Nie były już tak smaczne jak zawsze, a przynajmniej wszystkim się tak wydawało, przez podły humor. Hermiona cały dzień spędziła na czytaniu książek, a o ósmej wieczorem przyszła do niej paczka z potrzebnymi rzeczami od rodziców. Był mały problem z mugolską pocztą, ponieważ pani Weasley Nie wiedziała jak się zachować gdy listonosz dawał jej do podpisania potwierdzenie - "Artur by wiedział" węstchnęła smętnie i po tych komplikacjach już wszystko było…. Tak jak wcześniej, żeby Nie powiedzieć dobrze. Ginny przez większość czasu nawijała o quidittchu, by Nie myśleć o tragedii rodzinnej.
- Hermiona, przeleciałabyś się ze mną dookoła podwórka? – zapytała ją na następny dzień trzymając swoją w miarę szybką miotłę, i jakąś starą Zamiataczkę 1993 ze strychu.
- eeh, no dobra – Hermiona nigdy Nie zgadzała się na takie „przelotki”, ale wiedząc jaka jest sytuacja tym razem postanowiła poświęcić się dla niej. Gdy była już cała umazana w błocie przez swoją słabą równowagę, doszli do nich chłopcy ze swoimi miotłami. Hermiona pierwszy raz uczestniczyła w jakimkolwiek meczu quidittcha. Jedynym plusem było to, że upadki szatynki były tak zabawne, że nawet Ron, który najbardziej wszystko przeżywał raz się zaśmiał.
Kolejne dni były niemalże takie same, a ta ponura rutyna zaczęła stanowczo doprowadzać Hermione do szaleństwa. Jej rozmyślania o Fredzie, były coraz częstsze, tym bardziej że chłopak znikał gdzieś na cały dzień, a w kładł się spać dopiero po północy. Chyba tylko ona wiedziała, że chłopak nocami przesiaduje na ławce za norą z butelką piwa kremowego. Zauważyła go w trzecią noc od przyjazdu do nory, gdy patrzyła przez okno na gwiazdy. Przez kolejne dni nic się Nie zmieniało. Hermiona trwała przez to w amoku. Gdy zrozpaczona siedziała w ogrodzie rozwiązując mugolską krzyżówkę którą wysłali jej rodzice, coś zaszeleściło w głębi lasu. Natychmiast wstała przestraszona, że to kolejny atak śmierciożerców na rodzinę Weasleyów i podnosząc różdżkę kierowała się powoli do przodu. Szelesty były coraz głośniejsze i głośniejsze. Nagle zza krzaków wyłoniła się czarna postać w kapturze. „Śmierciożerca!” – pomyślała.
- Rictusempra! – krzyknęła w stronę przeciwnika, który osunął się z własnych nóg i padł na pożółkłą trawę. Gdy Hermiona szła ostrożnie do śmierciożercy, zdołał on odzyskać przytomność. Kiedy powoli wstawał Hermiona już chciała krzyknąć kolejne zaklęcie. Napastnik podniósł ręce na znak że się poddaje, a kaptur zsunął mu się z twarzy. Hermiona stanęła jak wryta a jej policzki poczerwieniała ze wstydu.
- Pe.. Percy? – powiedziała speszona patrząc na przerażony wzrok trzeciego potomka Weasleyów.
- Uff, myślałem że zapomniałaś jak wyglądam, witaj Hermiono – powiedział pogodnie, a w jego głosie Nie było ani grama złości. Szatynka nagle przypomniała sobie drugą noc w Norze, kiedy to pani Weasley trąbiła im cały dzień o środkach ostrożności. Hermiona wzdrygnęła się na tę myśl i gwałtownie wycelowała różdżką w jego twarz.
- Nie tak szybko! Skąd mam wiedzieć że jesteś prawdziwym Percy’m?
- Eee.... zapewniam cię że to moja tożsamość – rzekł uprzejmie Weasley. Jego ton chcąc Nie chcąc brzmiał bardzo sztucznie i marketingowo. Cóż, te lata w ministerstwie wdały mu się we znaki.
- Udowodnij!
- Ale jak? – Hermiona zamyśliła się. „Co by wiedział tylko prawdziwy Percy?”. Odpowiedź przyszła błyskawicznie.
- Dwa lata temu, w dziurawym kotle, na co Fred i George zmienili napis na twojej plakietce prefekta naczelnego?! – zapytała niecierpliwie. To dziwne, ale czuła się jak jakiś detektyw próbujący dowieść czegoś o Percy’m. Chłopakowi pociemniały policzki.
- Pref… prefekt b.. ez….czelny – bąknął szybko przypominając sobie ten żenujący kawał. Wściekł się wtedy Nie na żarty. Hermiona opuściła różdżkę i uścisnęła serdecznie Percy’ego.
- Boże Percy, jak cię dawno Nie widziałam – powiedziała przyjacielsko i go puściła. Hermiona nagle posmutniała. „On jeszcze Nie wie” – pomyślała. Sądząc po jego minie i uśmiechu na twarzy, pewnie jeszcze się Nie dowiedział o tragicznej śmierci swojego taty. Jednak postanowiła że ona mu o tym Nie powie. Nie wypada. Wolała żeby to była pani Weasley.
- Co cię sprowadza? – zapytała uśmiechając się ponownie.
- Wkrótce się dowiesz, a teraz powiedz mi jedno, mama jest w domu? – Hermiona skinęła lekko głową i bez słowa ruszyli do środka.

                                                                                    ***

- Percy!? – pani Weasley uśmiechnęła się Chyba pierwszy raz od ich przyjazdu. Podeszła żwawo do trzeciego syna i wyściskała go matczynie. Po chwili na dół zeszła Ginny podzielając entuzjazm swojej mamy. Ron i George także o dziwo Nie omieszkali bratu czułości. Przynajmniej przez pięć minut Hermiona poczuła się jak w Norze. Prawdziwej Norze.
- Mam dla was dobre wieści! – krzyknął radośnie i rozsiadł się na kanapie. Jego mina odzwierciedlała uczucie wypełnienia. Jakby siedzenie na tej sofie było brakującą częścią jego, którą stracił przez te lata. Ginny usiadła po turecku na włochatym dywanie przyglądając się bratu z zaciekawioną miną. Po chwili wszyscy w salonie wyczekiwali nowiny Percy’ego.
- No właśnie… - przypomniał sobie George, a mina mu posmutniała – Percy…. Tata… on….
- Tak wiem! – krzyknął uradowany. Ku zdziwieniu innym uśmiechnął się ochoczo do brata.
- Tata żyje! Możemy go uratować! – dodał po chwili, a pani Weasley pisnęła ze szczęścia. Łzy pojawiły się w jej oczach. Hermiona dopiero teraz zauważyła jaką miłością kobieta  darzyła swojego męża.
- Mówiłem wam! – krzyknął zadowolony George wstając z fotela. Ron przytaknął lekko, waląc go pieszczotliwie w ramie. Całą rodzinę wypełniała radość. Prawie całą.
- A ty czego tu chcesz? – odezwał się ponury głos dochodzący ze schodów. Hermiona odwróciła się. Stał tam Fred. Wyglądał przerażająco. Blady jak ściana, cienie pod oczami, i rozczochrane włosy. Jego pełen nienawiści wzrok był skierowany na najstarszego w otoczeniu brata.
- Fred! Jak cię miło widzieć! – zignorował niemiłe przywitanie rudzielca.
- Nie sądzę żeby cokolwiek związane z tobą było miłe!
- Bracie, co ty mówisz? – Percy spojrzał na niego zdziwiony. Wszyscy dookoła milczeli.
- Zapytaj Knota, będzie wiedział najlepiej!
- Rzuciłem to. Wróciłem do was. – pani Weasley wydała z siebie zduszony okrzyk i pogłaskała syna po plecach. Mina Freda nadal była pełna antagonizmu.
- I co?! Sobie tak nagle przypomniałeś że istniejemy, tak? Po TRZECH latach!
- Fred…. – odezwała się cicho pani Weasley. Nie słuchał jej.
- Tata żyje! Zaciekawisz się tym, czy nadal będziesz zgrywać fochnisie!?
- A co ciebie to nagle obchodzi!?
-Ja w odróżnieniu do ciebie interesuje się sprawami rodzinnymi!
- CO!? – Fred gwałtownie podszedł do Percy’ego i stanął z nim twarzą w twarz.
- Ginny ma w jedenastego sierpnia urodziny, pamiętałeś o tym?! Wiedziałeś w ogóle co wszyscy szykujemy?!
- Ale…
- Boże Narodzenie – przerwał mu umyślnie – wiedziałeś że tata został ranny? Że wąż go pogryzł!?
- Ja… Nie….
- Imieniny mamy! Napisałeś chociaż głupią kartkę!? Nie przyszło ci do głowy żeby do kogokolwiek z nas napisać cholerne „Hej! Jak się masz?”!? – Percy milczał najwyraźniej zawstydzony. Wiedział, że w słowach Freda wyraźnie brzmiała prawda. Nie raz siedząc w swoim biurze rozmyślał, czy odezwać się do rodziny. Czasami nawet zaczynał pisać, lecz jak na złość coś mu wyskakiwało. Czuł się okropnie.
- Więc mi Nie mów że obchodzą sprawy rodzinne, bo tak naprawdę to obchodzi cię tylko własna, wyrachowana dupa! – Percy gwałtownie złapał Freda za ubrania w akcie złości. Ginny i Hermiona pisnęły z przerażenia i odskoczyły od nich. Bracia zaczęli się tłuc jak za dawnych czasów. Najgorsze w tym było jednak to, że ta bitwa była poważniejsza, niż stare potyczki pod najmniejszym pretekstem. Pani Weasley nerwowo wykrzykiwała, lecz nic do nich Nie docierało. George i Ron stali jak wryci. Zawsze korzystając z okazji dołączali do bójki, nawet jak Nie wiedzieli o co chodzi. Jak to chłopcy. Tym razem jednak to Nie byli pewni czy rzucając się na nich z pięściami wyjdą z tego cało.
- Ej, dołączamy? – zapytał po cichu Ron, kierując głowę w stronę brata.
- No Nie wiem, możemy nieźle dostać, to jest prawdziwe starcie tytanów.
- Aaa…. Czyli tchórzysz? – zapytał rudzielec, uśmiechając się pogardliwie.
- Chyba śnisz! – krzyknął już na głos George, i popchnął Rona na plecy Freda, po czym sam rzucił się na barki Percy’ego waląc go na oślep.
- GEORGE! RON! OSZALELIŚCIE!? – krzyczała pani Weasley podnosząc ręce do góry. Ginny i Hermiona nadal przyglądały się przerażone tej walce. Ktoś krzyknął i zauważyli Rona z zakrwawionym nosem. George widząc to, zaczął się niepohamowanie śmiać, lecz najmłodszy brat skoczył na niego, co spowodowało że obydwoje runęli na resztę. Teraz Nie można było już poznać które ręce ciągnęły Freda za włosy, czy biły Percy’ego po brzuchu.
- Ginny, oni się pozabijają, jeżeli nic Nie zrobimy! – szepnęła przerażona Hermiona. Ruda skinęła nerwowo głową i wyglądnęła zza fotela. Pokój wypełnił ogromny huk. George strącił wazon ze stołu który rozpadł się na kilkadziesiąt części, z których jedna zraniła by Ginny, gdyby się Nie schyliła.
- Oni niech się zabijają, ja jestem za ładna by umierać! – powiedziała pędem i obydwie pognały w stronę schodów. Zwolniły tempo dopiero w pokoju rudej, ponieważ po drodze usłyszały jeszcze jeden odgłos tłuczonego szkła. Opadły na łóżko Hermiony.
- Nie wiem jak ty, ale ja się boje o nich – stwierdziła przestraszona szatynka i spojrzała przestraszonym wzrokiem na przyjaciółkę. Ta się jednak tylko uśmiechnęła.
- Daj spokój, oni się tłuką na okrągło, żadna nowość – próbowała ją uspokoić.
- No dobra, ale tam lata szkło, Gin!
- Pff – prychnęła Weasleyówna – to jeszcze nic! Dwa lata temu Fred jednym ruchem połamał rękę Ronowi, i to przez jakąś straszliwą głupotę…. – Hermiona wytrzeszczyła oczy z przerażenia. „Fred połamał mu rękę?!” pomyślała. Chociaż widziała jego dzisiejszą pokazówkę, to Nie spodziewałaby się czegoś takiego po nim. To był przecież Fred. Jej Freddie… „STOP” powiedziała w myślach. Tydzień temu zaproponowała mu przyjaźń, a teraz ma być jej…. Jej kimkolwiek oprócz przyjacielem?
- Ej – Ginny zwróciła się do przyjaciółki, lecz ta milczała – Miona!
- Co? – zapytała zdezorientowana, i wyrwana z rozmyślań.
- Co dla mnie zaplanowaliście na urodziny?
- Ginny! – krzyknęła zbulwersowana Hermiona i skarciła ją spojrzeniem.
- No ok, rozumiem że to niespodzianka, ale…
- Nie o to chodzi! – przerwała jej – Jak ty możesz myśleć o czymś tak irrelewantnym, kiedy oni się tam biją!
- irrelewant – czym?! – zapytała Ginny z niezrozumiałą miną. Po chwili obydwie nastolatki zaczęły się śmiać. Reszta rozmowy przebiegła im luźno, a do tego krzyki i huki z dołu ucichły, co jeszcze bardziej uspokoiło szatynkę. Wreszcie zmęczone czarodziejki, niezauważalnie mówiły coraz ciszej… coraz wolniej…. Aż nastała między nimi totalna cisza. Zasnęły.

***

- SZLABAN! – krzyknęła pani Weasley z palcem wskazującym na Freda. Gdyby Nie jego bliźniak, i najmłodszy brat prawdopodobnie do teraz trwała by walka. Mianowicie George i Ron uznawszy że ta bójka wystaje poza normę, ogromnym wysiłkiem odciągnęli Freda od Percy’ego. Cała czwórka siedziała teraz na kanapie, z pokornymi minami.
- Dla każdego z was, wy wandale! – mama zmierzyła każdego siarczystym wzrokiem. – Bić się wam zachciało!? Myślałam że już z tego wyrośliście!
- Mamo, wylu…
- MILCZEĆ! – przerwała Georgowi. – Na początek ty i Ron! Co wy sobie wyobrażacie!? Nie dość, że tamci sobie do gardeł skaczą, to jeszcze wy młodzi gniewni! – Ron zaśmiał się cicho pod nosem, a pani Weasley momentalnie zwróciła wzrok na niego.
- To ciebie bawi, Ronaldzie!? Proszę bardzo! Właśnie pogorszyłeś sobie reprymendę, która i tak już jest sroga!
- Ale!...
- ŻADNEGO ALE NIE WYRAZIŁAM SIĘ JASNO ŻE MASZ MILCZEĆ! – po krzyku Molly, nastała grobowa cisza. Nikt Nie śmiał się odezwać.
- A więc tak, George i Ron mają odmalować balkon na trzecim piętrze. – uśmiechnęła się do nich złośliwie – bez użycia magii.
- CO!? – wzburzyli się bracia.
- A co!? Umiecie się tłuc bez magii, to taka błahostka Nie powinna wam sprawić problemu! – kobieta założyła triumfalnie rękę na rękę i spojrzała na ich poranione i załamane twarze. Obaj chłopcy bez słowa ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych, kierując się do szopy z narzędziami.
- Zawiodłam się na tobie Percy – powiedziała tonem pełnym wyrzutów – żeby problem rozwiązywać pięściami? Nie spodziewałam się tego po tobie. Jednak jesteś już pełnoletni, więc Nie mogę ciebie karać, choć mam nadzieję że zastanowisz się nad swoim zachowaniem – Percy ze skruszoną miną kiwną głową. Pierwszy raz prawie dostał szlaban. Wcześniej zachowywał się perfekcyjnie, więc nigdy Nie dawał rodzicom powodów do karania.
- A ty Fredryku, masz ostro przechlapane! Zero quidittcha przez miesiąc! Proszę mi przynieść swoją miotłę!
- Chwila! Przecież ja też jestem pełnoletni! – oburzył się bliźniak trzymający się do tej pory kruczowo za krwawiące przedramię.
- DOPÓKI MIESZKASZ POD MOIM DACHEM BĘDZIESZ KARANY! – Fred zrobił naburmuszoną minę. Pani Weasley ujrzała jego ranę, do tej pory zakrywaną ręką.
- Merlinie, to wygląda zbyt poważnie żeby się samo goiło, weź bezoar, Chyba jeden jest w pokoju Ginny.

                                                                      <3 <3 <3

tak! Tak! TAK! Jest rozdział! <3 Wczoraj mój komputer został naprawiony, i pierwsze co zrobiłam to skopiowałam na pendrive'a całe opowiadanie. Miłego czytania, i dziękuje Julie Malfoy za pomoc! ;3