niedziela, 4 września 2016

Rozdział 24 "Nie zebraliśmy się tu na marne, [... damy rade czy nie, takie jest zadanie Zakonu Feniksa"

Rozdział XXIV

Kilka godzin wcześniej.
Pani Weasley chodziła co rusz w te i wewte. Była wściekła na swoje dzieci. Nie sądziła, że są aż tak nieodpowiedzialni. Niebo opanował mrok, a nastolatków wciąż nie było. Ufała im, jednak także wiedziała że potrafią wywijać numery. Jedyne co ją ratowało to myśl, że jak w coś się wpakowali, to jest z nimi Hermiona, która zawsze wymyśli dobry sposób na poradzenie sobie z problemem.
- Mamo usiądź spokojnie, na pewno niedługo wrócą - przekonywał ją w kółko Ron, zamiatając podłogę w ramach kary. Po kilku godzinach intensywnej pracy zaczął gorąco żałować, że nie pojechał z resztą. Był pewien, że bawili się tak dobrze, że stracili rachubę czasu.
- Niech lepiej nie wracają bo będą mieli PRZECHLAPANE! - krzyknęła Molly. Nie tylko była wściekła, także martwiła się o nich niesamowicie. Nie dość, że jej dzieci nie wracają do domu, to jeszcze ich przyjaciółka za którą jest odpowiedzialna.
- Nie stresuj się, zaraz na pewno tu będą - stwierdził Ron wyrzucając kurz poprzyczepiany na miotłę przez okno. Nagle zobaczył z daleka, że ku domowi zbliża się czarna, nieznana mu sowa. Odsunął się od okna, dając jej na nim usiąść. Była czarnego koloru, miała ostro zakończone pazury a pióra lśniące i idealnie ułożone. Sowa rzuciła list na parapet i odleciała zgrabnie bez najmniejszego szelestu. Ron nie czekając dłużej, otworzył kopertę.
- Mamooo - krzyknął otwierając kopertę.- Chodź coś zobaczyć! - od razu zauważył że nie była ona zwykła. Wykonana z dość drogiego, czarnego pergaminu wyglądała na dość ekskluzywną. Nadawcą na pewno nie był ani Harry, ani żaden znajomy rodziny. Była zbyt oficjalna na takie przypuszczenia. Pani Weasley nadal zdenerwowana podeszła do syna, zabierając mu list.
- A co to? - zdziwiła się, oglądając papier. Czarna koperta nie była czymś codziennym. Dokończyła otwieranie i wyciągnęła zawartość. Była to mała kartka, wielkości koperty, wykonana ze sztywnego pergaminu. Zawierała zgrabnie napisane jedno zdanie, a boki kartki ozdobione były złotymi ramkami.
- Co tam jest napisane? - zapytał przestraszony rudzielec, kiedy zobaczył, że jego mama zakryła ręką usta. Sprawdził kopertę z tyłu. Wcześniej nie dostrzegł na niej złotego napisu 'Ginny Weasley'. Tylko kto i co chciał od Ginny w tak oficjalny sposób? 
- Mamo, daj mi to - chłopak zabrał kobiecie list. Na kartce widniał napis:
'Twoja wyszczekana buźka działa na niekorzyść dla tatusia'
Pod wiadomością ktoś zamiast podpisu dał zgrabnie napisane inicjał 'MM'.
Mama chłopaka przewracała w ręce kopertę w nadziei, że znajdzie jeszcze jakąś wskazówkę. Jednak na marne. Ktoś najwyraźniej nie chciał się dostatecznie ujawniać. Zawartość listu nie sprzyjałaby na pewno adresatowi.
- Kto to mógł napisać? - zapytał Ron. Nie miał pojęcia, kim może być 'MM'. Nigdy nie dostał listu w którym zamiast podpisu widnieją inicjały.
- Pomyślmy chwile Ron, bez paniki - uspokajała syna, a może samą siebie Molly. Była przerażona. Od osoby która nadała list, zależało życie jej ukochanego męża.
- Połóż to na stół, a ja zawiadomię zakon, powinien przecież o tym wiedzieć - zarządziła kobieta. Chłopak wykonał zadanie i usiadł przy stole. Przeczytał wiadomość jeszcze parę razy. Niestety nic to nie dało. Nie potrafił rozszyfrować wiadomości. Czuł jednak, że dzisiaj wydarzy się coś naprawdę poważnego. Zakon musiał działać natychmiast.

                                                              ***

Minął kwadrans od wezwania Zakonu Feniksa przez Molly Weasley. Jego członkowie przybyli z taką prędkością, że prawie jego cały skład siedział już przy stole i badał wiadomość. Oczywiście zabrakło Severusa Snape'a, który robił co tylko mógł by uniknąć spotkań. Tylko w naprawdę poważnych, według niego, zadaniach raczył się pojawiać.
- Kim do licha jest 'MM'? - powiedział Syriusz Black sprawdzając, czy w kopercie nie ma nic więcej. Przybycie Zakonu nie poprawiło rozwiązywalności tej zagadki.
- Pomyślmy z kim Artur mógłby mieć porachunki, to nas może doprowadzić do sedna - zaproponowała Tonks. Wszyscy czuli, że każda minuta jest na niekorzyść dla nich, a szczególnie dla Pana Weasley'a.  Szalonooki Moody odchrząknął.
- Nawet jakby to tatusiek porachunków nie miał, to zaraz się jakieś znajdą za nic, dzisiejsze czasy są okrutne, człowieka oceniają po wybrzuszeniu sakwy - upił łyka herbaty przygotowanej przez Molly Weasley - domyślać się tylko można, taka wskazówka to nic, trzeba by to młodej co tak buźką nadawała zapytać z kim miała na pieńku 
- Alastorze, według Ciebie na darmo się zebraliśmy? - zapytał cichy dotąd Lupin. Widać było po nim, że intensywnie zastanawiał się nad nadawcą.
- Tego nie powiedziałem, Lupin, w tym rzecz, że dalej tkwimy w jednym miejscu, nie wiemy nic więcej, ile żeśmy wiedzieli ostatniego spotkania - nastała cisza.
- Molly, Ginny nadal nie wróciła z Londynu razem z resztą? - zapytał delikatnie Syriusz. Wiedział, że bardzo się bała o swoje dzieci. Zwłaszcza teraz, gdy ktoś się uwziął na jej rodzinie.
- Musimy czekać - stwierdził Percy.
- Czekać na co? Aż przyjdzie kolejny list z kondolencjami? - zdenerwował się Syriusz. Wszystkich na te słowa przeszły dreszcze. - Nie zebraliśmy się tu na marne, musimy rozgryźć kim jest ten 'MM', damy rade czy nie, takie jest zadanie Zakonu Feniksa
- Wiem! - zawołał Ron wpadając nagle do salonu. Niestety nie mógł uczestniczyć w zebraniu, lecz tak samo siedząc w pokoju zastanawiał się. Miał nadzieje, że rozwiązał tą zagadkę.
- Już wiem co to za inicjały! - powiedział zdyszany opierając się o stół. 
- Mów Ron, szybko! - ponagliła go mama.
Ministerstwo! - krzyknął oskarżycielsko spoglądając ukradkiem na Percy'ego, który dotychczas nie dał złego słowa powiedzieć na tą działalność - Ministerstwo Magii!
- Nonsens Ron, to nawet nie trzyma się kupy... - odezwał się Percy.
- A może i to ma sens - pomyślał chwile Syriusz - to miejsce tylko pozornie jest bezpieczne, już raz właśnie w tym miejscu zdążył się wypadek Artura, dlaczego by nie drugi raz?
- No nie wiem, Syriuszu, Ministerstwo nie pisało by w taki sposób, poza tym co by im mogła zrobić Ginny? - wywnioskowała Tonks.
- Pomyślmy chwile - Łapa przysunął się bliżej stołu i splótł ręce - Molly, czy Ministerstwo miało by powód do porwania Artura? Może znał jakieś tajne informacje?
- Jaaa nie wiem, fakt, ostatnim razem skarżył się na Knota, twierdził że celowo mydli oczy ludziom kłamstwami na temat bezpieczeństwa dzięki służbie Ministerstwa oraz w każdym artykule gorąco zaprzeczał temu, że Sami Wiecie Kto wrócił - kobieta zamyśliła się - Artur kilka razy w nerwach wspomniał że ma tego dość i prędzej czy później każdy się dowie jaka jest prawda, nawet twierdził, że jest zdolny sam ją ogłosić - westchnęła głęboko. Takie informacje bardziej pasowały do teorii Rona.
- To może się zgadzać, do kogoś z Ministerstwa mogły dotrzeć zażalenia Artura i postanowili temu zapobiec, ile było takich przypadków, że ktoś działający na niekorzyść Ministerstwa lub Knota nagle znikał bez słowa? - wszyscy przytaknęli Syriuszowi na te słowa. Tylko Percy prychnął.
- W takim razie dlaczego Ministerstwo zwracałoby się do Ginny? To nie pasuje do siebie! - Percy spojrzał na każdego - spędziłem tam kupę czasu, znam na pamięć wszystkie koperty, pieczątki i pergaminy, nawet te anonimowe!
- Połowa informacji się zgadza, więc jak na razie ministerstwo jest głównym podejrzanym - powiedział Ron, który był w niebo wzięty, że nikt do tej pory nie kazał mu wyjść. Widocznie zasłużył na to, żeby uczestniczyć w zebraniu. Każdy z Zakonu stwierdził, że chłopak może się na coś przydać. Ze wszystkich tutaj najwięcej czasu spędzał ze swoją siostrą.
- Skupmy się na Ginny - znów odezwał się Syriusz. Dziś najbardziej uczestniczył w zebraniu. W odróżnieniu do Remusa Lupina, który przeważnie także miał dużo do powiedzenia, a dziś milczał jak grób. - Powiedz mi Ron, czy w ostatnim czasie widziałeś żeby Ginny miała z kimś potyczki? 
- Nie, raczej nie, od początku wakacji siedzieliśmy w domu - chłopak pokręcił głową. Ta informacja nieco rozczarowała zakon.
- Na pewno? - dociekał Syriusz wstając. Jego determinacja emanowała na kilometr. Każda kolejna minuta niewiedzy wprowadzała go w coraz to większą frustracje. Chciał by to dzień dzisiejszy był właśnie tym dniem, w którym wszystko wróci do normy.
- Taaak... - odpowiedział chłopak i spojrzał w stronę okna. Niestety było już ciemno, więc nic tam nie dostrzegł. Chciał pomóc. Naprawdę chciał coś wiedzieć, podać istotne informacje. Jego najbardziej zabolał go fakt, że jego ojcu przytrafiło się coś takiego. Nigdy nie rozumiał, dlaczego tak pechowy los spotyka właśnie jego rodzinie.
Dlaczego to akurat Artur Weasley został porwany? 
Co będzie dalej?
 Porwą kolejnych członków jego rodziny?
 Martwił się. Bardzo się martwił o swoje rodzeństwo. Było ciemno a po nich ani śladu. Szczerze mówiąc, miał wyrzuty sumienia, bo to on wymyślił ten cały męski wieczór. Gdyby nie to, rodzeństwo nie musiałoby teraz w ramach kary jechać do Londynu. Jak im się coś stanie, będzie obwiniał o to siebie. Że też zachciało mu się organizować coś takiego. Teraz żałował, że nie mógł poczekać na urodziny Ginny żeby się dobrze bawić. I wtedy go olśniło.
- Już wiem - powiedział podekscytowany - zapomniałem o czymś!
- Mów Ron - Molly spojrzała na syna z nadzieją. Każda wskazówka była dla niej niezmiernie ważna.
- Ginny raz nie było w domu - chłopak spojrzał ukradkiem na swoją mamę - Kiedy mieliśmy męski wieczór...
- Na Boga Ron, masz pojęcie jakie to....
- Ciii - przerwał jej Syriusz - potem będzie czas na umoralnianie Molly - zwrócił się w kierunku rudowłosego czarodzieja - Ron, powiedz, Ginny wspominała Ci coś? Gdzie się wybiera lub do kogo?
- Hmm - chłopak podrapał się po głowie - chyba wiem - westchnął nagle widocznie niezadowolony.
- Świetnie! A mógłbyś tego kogoś tu sprowadzić?
- Taa... raczej tak... - na jego twarzy wystąpił grymas. Nie był zbyt zadowolony ze swojego zadania. Jednak jego tata był ważniejszy.

                                                            ***

- Ron! Ronuś! - krzyknęła brązowowłosa, pojawiając się przed Norą, gdzie czekał na nią czarodziej.
- Cześć Lavender.... - odpowiedział niechętnie. Gryfonka to jednak zignorowała, jak każdą próbe uświadomienia jej przez niego, że niespecjalnie zainteresowany jest jej osobą. Dziewczyna rzuciła się mu na szyje.
- Oh Mon Ron, tak się martwiłam! - zaczęła obcałowywać jego policzki - Twój list sprawił że serce mi struchlało, patrz jak szybko bije! - przyłożyła rękę chłopaka na swoją pierś, co nieco go zawstydziło. Gryfonka kochała się w nim od dwóch lat. Zawsze imponowali jej Weasley'owie, ale na jego widok serce zaczynało jej mocno bić a nogi miała jak z waty. Mimo że nie była ani głupia, ani szalona, to przy rudzielcu czuła się jak po eliksirze miłosnym.
- Mów co się stało! Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, żeby nic Cie nie trapiło - owinęła ręce wokół jego szyi wlepiając głowę w klatkę piersiową gryfona.
- Posłuchaj, bo...
- Matko, najdroższy, jak Ty mizernie wyglądasz, zadbam o Ciebie Ronald, nie musisz się już niczym martwić!
- Bo chodzi o to że...
- Na pewno chodzi o tą mądrale, zgadłam?! Ta cała Granger Cię skrzywdziła! Ja od zawsze wiedziałam, że z niej to niezłe ziółko! Mówiłam Ginny tysiąc razy, że jest podejrzana, ale nie chciała mnie słuchać!
- Lavender! - chłopak złapał ją za nadgarstki, na co ta natychmiast stanęła jak wryta i patrzyła na niego, jakby ujrzała Merlina. - Posłuchaj mnie wreszcie!
- Ja Cię słucham Mon Ron, powiedz mi wszystko, wysłucham Cie jak nikt inny!
- Musisz mi pomóc
- Oczywiście, że Ci pomogę, powiedz mi tylko jak, a to zrobię!
- Kilka dni temu była u Ciebie Ginny - zaczął, na co gryfonka zakryła ręką usta.
- Oh Ronuś.... - zaczerwieniła się - już wszystko rozumiem, dowiedziałeś się....
- Co... - zapytał zdezorientowany rudzielec.
- Przyznaje się - spuściła głowę - umówiłam się na randkę z Deanem Thomasem, ale... ale nie zależy mi na nim tak jak na Tobie! Powiedz tylko słowo a odwołam następną randkę!
- Że co!? - Ron pokręcił szybko głową - nie chodzi o to! Ech... chodź ze mną - chłopak pociągnął ją za nadgarstek do środka, na co pisnęła ze zdziwienia. Ron prowadził ją przez korytarz i gdy już chciał przepuścić ją we framugach salonu, coś go sparaliżowało.
Syriusz.
'Syriusz Black, morderca oraz jedyny uciekinier azkabanu nadal jest poszukiwany'.
Ciekawe co dziewczyna zrobi jak zobaczy że ten niebezpieczny przestępca siedzi sobie teraz spokojnie w salonie Weasley'ów i popija herbatkę?
- Lavender! - krzyknął rudzielec gdy była przed nim i już zdążyła zobaczyć połowę zakonu feniksa. Syriusz siedział na końcu stołu. Ron usłyszał gwałtownie odsuwane krzesło. Dziewczyna nie usłyszała swojego imienia z ust gryfona więc ten zadziałał impulsywnie. Jedyne co mógł zrobić to improwizować. Niestety to w przypadku Rona nie była za mocna strona. Pociągnął ją za rękę tak, że odwrócona do niego tyłem, straciła równowagę. Chłopak ją przytrzymał żeby nie upadła, po czym drugą rękę złapał jej policzek, gwałtownie przysunął do siebie i..
 i najzwyczajniej w świecie ją pocałował. Trwało to jakieś 5 sekund, po czym się odsunął i podrapał po głowie. Twarz Lavender była biała jak papier i pierwszy raz się zamknęła na dłużej niż dwie sekundy.
- Eee, tak więc chodź za mną – powiedział, uśmiechając się nerwowo. Sam nie wiedział co przed chwilą się wydarzyło. Sam nie wiedział jakie pomysł przychodzą mu do głowy.
- Yhym... jasne - odpowiedziała dziewczyna głosem o ton wyższym. Ron nie chcąc tkwić dłużej w tej sytuacji ominął ją i zaczął prowadzić do salonu. Nagle usłyszał za sobą huk. Obrócił się. 'To dziwne, przed chwilą jeszcze tu była' pomyślał. I wtedy spojrzał w dół. Widocznie urok rudzielca zadziałał aż za bardzo, bo jego towarzyszka leżała na ziemi tracąc przytomność.
- Co ja kurwa zrobiłem - złapał się za głowę. Z jednej strony ta sytuacja była dla niego zabawna, z drugiej jednak sparaliżowało go. Zza jego pleców wyłonił się nagle czarny, kudłaty pies. Podszedł do dziewczyny i dokładnie ją obwąchał. Ron czuł jak policzki mu czerwienieją. Zwierze usiadło na przeciw chłopaka i zawarczało w jego kierunku. 
- Wybacz Syriuszu, kompletnie zapomniałem o Tobie... - pies spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, potem na chłopaka i otworzył pyszczek wydając z siebie delikatne piski przypominające śmiech.
- Ta, bardzo śmieszne - przekręcił oczami. Syriusz, a raczej jego dzikie odzwierciedlenie natychmiast się zamknęło. Zmarszczył swoje psie brwi podnosząc głowę do góry jak dumny i groźny pies. Wskazał pyskiem na leżącą dziewczynę, spojrzał na rudzielca i głośno szczeknął. Ron natychmiast struchlał.
- No dobrze, już dobrze - powiedział szybko podnosząc koleżankę. Co jak co, ale jak jego bracia bliźniacy dowiedzą się o tym, że dziewczyny mdleją po jego pocałunku to mu nie uwierzą. Albo go wyśmieją.

                                                          ***

- Spójrzcie, otworzyła oczy - powiedziała Molly Weasley, kiedy Lavender, którą rudzielec zdążył 5 minut temu przenieść na kanapę zaczęła się przebudzać.
- Co się... - odezwała się cicho - kim Pani jest? - zapytała wystraszona, widząc twarz zatroskanej Pani Weasley nad sobą.
- Ja... ja jestem mamą Rona - powiedziała nieśmiało się uśmiechając. Chcąc nie chcąc ta sytuacja była nie tyle zabawna co bardzo dziwna i niezręczna.
- W takim razie bardzo mi miło - powiedziała słabo się uśmiechając i podała kobiecie rękę. Mimo wystraszenia widać było na jej twarzy podekscytowanie. W końcu poznała matkę swojego ukochanego.
 Ron obserwując sytuacje z boku pomyślał , że to słodkie jak zareagowała na wiadomość że to jego mama, mimo że 5 minut temu była nieprzytomna. Dalej jednak był przerażony tym co odwalił.
- Posłuchaj Lavender, Ron Cię tu zaprosił dlatego, że potrzebujemy Twojej pomocy - powiedziała spokojnie Tonks która klęczała obok niej. Gryfonka usiadła na kanapie i rozejrzała się. W pokoju było kilka osób z których znała tylko rudzielca oraz dwóch swoich byłych profesorów. Jednak jeżeli Ron  potrzebuje pomocy, była gotowa pomóc mu jak tylko mogła.
- Nie ma problemu - powiedziała nieśmiało - jednak... mogłabym dostać szklane wody? 
- Oczywiście, tak, tak - Pani Weasley natychmiast wstała i po chwili przyniosła czarownicy pełny kubek krystalicznej wody. Dziewczyna podziękowała i upiła łyka. Chwile potem Tonka spojrzała na Lupina na co mężczyzna skinął głową, że jest gotowa mówić.
- A więc Lavender, długo znasz Ginny?
- Tak, już parę lat się znamy.... - odpowiedziała niepewnie. Nie rozumiała dalej w czym jest potrzebna i dlaczego pytają właściwie o to. Przemieniony Syriusz który siedział przy rogu kanapy szczeknął, patrząc w stronę Tonks przekazując jej, żeby przeszła do sedna. Kobieta skinęła głową.
- Ładny piesek - powiedziała młoda gryfonka. Ron wymienił dyskretne spojrzenia najpierw z Remusem a potem z Tonks. - Jak ma na imię? - na to pytanie wszyscy ucichli. Nigdy nie myśleli nad tym, jak nazwać Syriusza w postaci psa. To było wręcz komiczne.
- Burek - Ron powiedział pierwsze co mu przyszło do głowy. Po chwili jednak zacisnął usta i oczy. Co on znowu palnął.
Lavender pokiwała głową patrząc na zwierze, po czym znów na Tonks. Syriusz wykorzystał to, że gryfonka już na niego nie patrzy i ze słodkiego, łagodnego pieska zmienił się w złośliwego kundla gryząc Rona w nogawkę.
- Wracając do tematu - kobieta spojrzała na młodą dziewczyne i uśmiechnęła się ciepło. Nie chciała by ta się stresowała. - Ron mówił nam, że ostatnio Cię odwiedziła
- Tak, bardzo niedawno
- Świetnie - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - powiedz mi Lavender, nie wiesz czy Ginny wpadła wtedy z kimś w konflikt? Może już w szkole nie układało jej się z kimkolwiek?
- Nieee, raczej nie... - dziewczyna zastanowiła się chwile - chociaż w ostatni dzień szkoły Ginny miała bójkę z Angeliną Johnson - Tonks spojrzała na Rona, na co ten pokręcił głową. Co jak co, ale Angelina Johnson nie byłaby nawet zdolna skrzywdzić Artura Weasley'a. Nie pasowało to do tak drobnej i niezbyt błyskotliwej dziewczyny, szczególnie że Pana Weasleya znała, w końcu był ojcem jej byłego chłopaka.
- Ooo jeszcze jedno - dodała gryfonka - wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę - jak spotkałam Ginny kilka dni temu powiedziała, że po drodze Malfoy ze swoimi szczurami ją zaczepiał, nie wiem czy to istotne, ale tylko tyle wiem - dziewczyna wzruszyła ramionami. Nastała cisza. W atmosferze czuć było nutkę zawiedzenia ze strony zakonu. Mieli nadzieje, że dowiedzą się więcej.
- Dziękujemy Ci, to było nam bardzo potrzebne - powiedziała Molly Weasley - a i Lavender, bylibyśmy wdzięczni gdybyś nie wspominała nikomu o tym spotkaniu, tak na wszelki wypadek
- Jasne - uśmiechnęła się i spojrzała na Rona. Ten westchnął i wstał z miejsca.
- Chodź Lav, odprowadzę Cię - powiedział wystawiając do dziewczyny rękę. Ta uśmiechnęła się jeszcze szerzej i ochoczo pozwoliła mu, żeby pomógł jej wstać. Ruszyli w kierunku wyjścia. Był zawiedziony, że jego wysiłek był nieprzydatny.
- Dzięki, że chciałaś mi pomóc
- Nie dziękuj, to żaden problem - gdy zatrzymali się przed drzwiami Ron na nią spojrzał uważnie. Nie wiedzieć czemu, w tym świetle wydała mu się jeszcze ładniejsza niż jest. Nastała niezręczna cisza. To było dość niespotykane w towarzystwie Lavender.
- Tooo... będziesz już leciała? - zaczął Ron, grzebiąc stopą w ziemii.
- Niestety - zaśmiała się. Niewiadomo z jakich przyczyn zaczęła być zupełnie normalna. Może to omdlenie pomogło jej zachowywać się przy rudzielcu normalnie?
- Tooo narazie... - powiedziała. Ron chwile stał i się zastanawiał głęboko nad czymś. Spojrzał na blondynke. 'Cholera, raz sie żyje' pomyślał.
Złapał ją więc za rękę, delikatnie do siebie przysunął i pocałował. Po raz drugi dzisiaj. Dziewczyna przymknęła oczy i oplotła ręce wokół jego szyi. Miała od rudzielca w sumie większą wprawę, jednak zachowywała się bardzo ostrożnie. W końcu to był jej Ronuś. Odsunęli się w końcu od siebie.
- Tooo cześć - powiedział Weasley uśmiechając się znacząco. Nie wiedział skąd u niego ta nagła odwaga. Może przez fakt, że wiedział o słabości Lavender na swoim punkcie. A może odezwała się jeszcze jakaś wspólna cecha z Fredem i George'm oprócz rudych włosów.
- Oo, tak, hej - powiedziała spięta. Chłopak miał tylko nadzieje, że nie będzie musiał znowu jej zbierać z ziemi. Pomachała mu i szybko ruszyła przed siebie.
- Ej Lav! - zawołał jeszcze, kiedy była w bliskiej odległości. Odwróciła się.
- A tą randke z Thomasem odwołaj, ja Cie gdzieś zabiore - dodał i wszedł do środka zostawiając ją z niewyobrażalną radością. Nie wiedział co w niego wstąpiło, ale podobał mu się taki Ron.
- Burek?! - usłyszał, gdy tylko pojawił się w salonie. Syriusz już w postaci ludzkiej siedział przy stole. - pies który jest pierwszym w historii uciekinierem z Azkabanu ma nosić imię Burek?! Naprawdę Ron? - oburzył się. Ron poczuł, że policzki mu czerwienieją. Usiadł przy stole jak reszta członków zakonu.
- Oh, przepraszam Syriuszu, to nie miało Cię obrazić
- Może na dementora zaczniemy mówić duszek Kacperek? - zapytał.
- I co teraz? – odezwała się Tonks, zmieniając temat. Wszyscy spojrzeli na siebie ponuro. Pomoc Lavender nie okazała się jednak taka trafna, jakiej się spodziewali.
- Na razie Ministerstwo zostaje na pierwszym planie - zarządził Syriusz - zajmijmy się sprowadzeniem tu Ginny i reszty, ona może się domyśli kto to, w końcu to list do niej
- Obawiam się, że poradzimy sobie bez pomocy Ginny - odezwał się Lupin poważnym głosem. Dotychczas siedział cicho a teraz popatrzył na wszystkich poważnym wzrokiem.
- O czym Ty mówisz, Remusie? - zapytała z przejęciem Pani Weasley.
- Jestem już prawie pewny co oznacza skrót MM i to nie jest Ministerstwo
- Lunatyk to rzeczy! - zawołał Syriusz patrząc uważnie na przyjaciela. Cały zakon ogarnęła groza, gdy odczytali ton Remusa Lupina.

- Tonks, teleportujemy się do Londynu poszukać dzieci, wy zostańcie tutaj i poczekajcie na wszystkich - spojrzał uważnie po każdym z obecnych, a wzrok zatrzymał na pani Weasley - Molly, jestem prawie pewny że Artur przebywa aktualnie w Malfoy Manor, nie mamy chwili do stracenia  

*************************************************************** 

Od razu powiem, że was przepraszam. Spóźniłam się z tym rozdziałem parę dni. Bardzo ważna dla mnie osoba miała problemy ze zdrowiem a chyba rozumiecie, że w takiej sytuacji nie myśli się o żadnej innej rzeczy. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć tego za złe i zrozumiecie mój powód. Rozdział do miłosnych zbyt nie należy, jednak musi być ten jeden rozdział do popisania się nie twórczością rodem z telenoweli, a mój pomysł na coś poza miłością Hermiony i Freda. Całe opowiadanie musi mieć jakiś głębszy sens, prawda? Zapraszam do komentowania i już się biorę za nowy rozdział gdzie nasi zakochani już uczestniczyć będą. 
Maggie xx