piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział. 16 „Nadal jestem dzieciakiem?”

Rozdział. 16 „Nadal jestem dzieciakiem?”

- Ej, Fred! – zawołał jego brat bliźniak widząc, że ten już pięć minut stoi w kuchni bez ruchu. Fred szybko się wzdrygnął i spostrzegł, że patrzy się ciągle w miejsce w którym przed chwilą zniknęła szatynka.
- Idę już! – krzyknął agresywnie. Szybko przemył twarz wodą, i odgarnął włosy do tyłu,  żeby wyglądały na rozczochrane. Gdy podszedł do stołu jego bracia wciąż bawili się w najlepsze. Przewrócił tylko oczami i opadł na krzesło wzdychając głośno.
- A ty co taki wkurzony? Nasza Hermionka zrobiła ci kazanie na temat alkoholu? – zarechotał Percy klepiąc brata po plecach. Fred spiorunował go wzrokiem, bo nie był tak pijany jak on, żeby zapomnieć o ich bójce, a do tego od pewnego czasu nie cierpiał jak bracia rozmawiali o Hermionie bez jej obecności.
- To ty nie wiesz Percy? Hermiona od niedawna  nie tylko kazania naszemu Fredziowi robi. – odezwał się roześmiany George i spojrzał znacząco na brata.
- Weź już się zamknij, dobra? – powiedział złośliwie Fred i oparł łokcie o stół. Zaczynała mu się powoli nie podobać rola anioła stróża swoich braci. Chciał się wraz z nimi wyluzować, i zapomnieć o wszystkich zmartwieniach, ciesząc się początkiem wakacji. Pierwszy raz stał się ofiarą i głównym tematem do żartów. Zawsze to on wyśmiewał się z Rona, i jego miłością…. do Hermiony, „Merlinie, taka nietypowa dziewczyna, a namieszała już dwóm chłopakom w głowie!” – pomyślał załamany. Z zadumy wyrwał go głos Rona.
- A ty co sztywniaku dzisiaj tak cienko?
- O co ci chodzi, idioto? – Fredowi po prostu wszystko działało na nerwy. Nawet to że ktoś postawił butelkę po piwie na książce kucharskiej. No co za dureń tak robi? Gdyby była tu Hermiona to pewnie by to… „Kurwa Mać. Stop.” – Fred westchnął z przerażenia.
- No o nic Fred tylko no… zachowujesz się jakoś inaczej… jak.. jak nie ty normalnie! – Ron przełknął ślinę z przerażenia, i spojrzał niepewnie na brata. Znał starszego brata, i wiedział że jeżeli ten jest taki agresywny przez zwykłe pytanie, to nie wiadomo do jakich rzeczy jest zdolny, a on przekonał się już kilka raz na własnej skórze, co oznacza jego gniew.
- Właśnie Fred! Kilka łyków wziąłeś, i już odpuszczasz! – powiedział z udawanym wyrzutem George podśmiechując się pod nosem.
- Jezu, odpieprzcie się ode mnie… - Fred spojrzał na ziemie. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony chciał pokazać braciom, że wcale nie odpuszcza, a z drugiej musiał się przecież pilnować. Wszystko kręciło się wokół Hermiony. Czy mu naprawdę aż tak zależy na jej względach? Przecież gdyby mu się rzeczywiście podobała, to by zauważył to już kilka lat temu, a nie kilka DNI temu. Tak, to prawda że wyładniała, i to bardzo, do tego już nie była taka cicha i skromna. Częściej się uśmiechała, i otworzyła się na większość członków rodziny Weasley’ów, to normalne że każdego zaczęła interesować. Nawet George zauważył jej zmianę.
- Oj Fred, Fred… zrobił się z ciebie cienias. – powiedział Percy. Fred zacisnął zęby w złości i upokorzeniu. PERCY nazwał JEGO cieniasem. Cały rozgoryczony złapał pierwszą lepszą butelkę piwa, szybko ją odkorkował, i wypił ponad połowę jednym duszkiem. Percy i Ron spojrzeli na niego osłupiali, a George zaśmiał się pod nosem, „Teraz się zacznie” – pomyślał.
- Cieniasem możesz najwyżej nazwać swoje odbicie w lustrze, braciszku – bliźniak uśmiechnął się głupkowato, a bracia ryknęli śmiechem. Percy poczerwieniał na twarzy i westchnął w duchu. Wrócił stary Fred.
- To co, bawimy się frajerzy, czy będziecie tak się idiotycznie cieszyć do rana? – zapytał zadowolony rudzielec i sięgnął znowu po flaszkę. Miał już gdzieś swoje postanowienie co do alkoholu. Hermiona śpi na górze, już nie ma opcji że zejdzie na dół, co się może stać? „Nic.” – stwierdził z przekonaniem. Nic się dzisiaj nie stanie. Chyba.

                                                                ***

Ginny szła po betonowym chodniku nucąc pod nosem tegoroczną piosenkę tiary przydziału. Mimo tego że było już ciemno, miasto w którym mieszkała Lavender było dobrze oświetlone. Ruda poczuła się jak w święta. Wszędzie kolorowe i migające światełka, aż się chciało patrzeć! Spojrzała na zegarek w telefonie. Dwie minuty po dwudziestej. „Kurczę!” – krzyknęła w duchu i przyspieszyła kroku. Powinna być już u koleżanki. Jedna z wad Ginny to było spóźnialstwo. Na szczęście już nie tak daleko widać było kamienicę w której mieszkała Lavender. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Ruda rozszerz uda! – krzyknął ktoś z grupki stojącej kilka metrów dalej od dziewczyny. Gryfonka prychnęła oburzona. Takie teksty wcale jej nie cieszyły, a tym bardziej się nie przestraszyła. Bo co jej się może stać? Jest przecież czarownicą.
- O cholera, chłopaki, to jest młoda od Weasley’ów! – spostrzegła się inna osoba w grupce sądząc po innej częstotliwości głosu. Ginny była już blisko chłopaków. Słysząc swoje nazwisko przystanęła zdenerwowana.
- Możecie mi kretyni powiedzieć skąd znacie moje nazwisko!?
- Oj, ale się nie denerwuj Weasley, przecież my się tylko wygłupiamy, przecież nikt z nas by nie poderwał zdrajczyni krwi – dziewczyna już doskonale wiedziała z kim rozmawia. Z cienia wyszedł do niej chłopak o blond włosach i szyderczym uśmiechu. Malfoy.
- Wolę być zdrajczynią krwi niż tlenionym szczurem z gębą w chmurach. – uśmiechnęła się górująco i zmierzyła wymownie chłopaka. Po chwili do Malfoy’a doszedł ciemnoskóry kolega.
- Kurde, Draco, ja to bym zrobił dla niej wyjątek. – Blaise Zabini uśmiechnął się do Ginny. – Jedyne co wyszło twoim starym w życiu to twoja śliczna buźka, skarbie. – gryfonka zaśmiała się kpiąco. „No proszę, ktoś pokroju tego durnia Malfoy’a na mnie leci, cóż za cudowna wiadomość” pomyślała sarkastycznie.
- Pff, szkoda że wy wyglądacie jak gnomy z ludzkimi tułowiami – odgarnęła delikatnie włosy. – Musze was chłopaczki rozczarować, ale te puste ślizgonki lecą tylko na wasze nazwiska… co za desperacja… - na jej twarzy pojawił się udawany smutek. Zabini zaklął pod nosem i już chciał ruszyć do dziewczyny,  jednak jego przyjaciel zatrzymał go ręką.
- No proszę, proszę, taka wyszczekana jesteś, Weasley? – zapytał rozbawiony blondyn. – No, no, no, na twoim miejscu trzymałbym ten zdzirowaty język za zębami, bo możesz bardzo zaszkodzić swojemu żałosnemu tatusiowi…
- Co ty pieprzysz Malfoy? – Ginny spojrzała na niego z nienawiścią w oczach. Obiecała sobie w duchu, że jeżeli on ma coś wspólnego z zaginięciem taty, to ostro tego pożałuje, i ona sama dopilnuje tego osobiście.
- Ja? Ja tylko oczekuję więcej szacunku od dziewczyny z takiego domu z którego ty pochodzisz.
- Szacunku? Jedyne co ode mnie możesz oczekiwać, to moja pięść na twojej wstrętnej, parszywej twa….
- GINNY! – ktoś z daleka jej przerwał. Cała trójka gwałtownie obróciła się w kierunku źródła krzyku. To Lavender stała w swoich drzwiach i poganiała koleżankę ręką. Ginny spojrzała jeszcze raz na chłopaków.
- Nara frajerzy. – powiedziała uśmiechając się złośliwie i poszła w stronę domu Lavender.
- Do zobaczenia u mnie, Weasley! – krzyknął za nią Malfoy. Dziewczynę chwilę zastanowiły słowa blondyna, jednak nie zawracała sobie nimi długo głowy, bo stwierdziła że to na pewno jedynie marna odzywka. Doszła do drzwi.
- A ty od kiedy z nimi sobie stajesz na pogaduszki, he? – zapytała ze śmiechem gryfonka, i gestem wpuściła rudą do domu.
- Aaa, oni jak zwykle muszą każdemu dogadać. Bezmózgi. – Ginny spojrzała przez okno. Ślizgoni zdążyli się już ulotnić. – Właściwie to co oni robią pod twoim domem?
- Przychodzą tutaj czasami, bo za rogiem jest bar typowy dla takich buraków jak oni, już się przyzwyczaiłam.
- Hmmm… nieważnie, musimy cię teraz zrobić na bóstwo! – ruda ściągnęła buty i obydwie popędziły do pokoju Lavender, przygotowując ją na randkę jej życia.

                                                                        ***

- Ała! – Krzyknęła Hermiona, i szybko spojrzała na swojego palca. No tak, znowu zacięła się książką. Pospiesznie wstała z łóżka i pognała do łazienki po plaster. Gdy już zakleiła ranę po cichu wróciła do pokoju i delikatnie zamknęła drzwi. Była już trochę zmęczona czytaniem kolejnej lektury, która przygotuje ją lepiej na kolejny rok w Hogwarcie (choć nie sądzę że to możliwe). Postanowiła położyć się na łóżku i pomyśleć. Ginny nadal nie było, chłopaki pewnie gadali o czymś zupełnie idiotycznym na dole, a ona? Ona co ma robić? Hermiona przez chwilę nawet myślała o przeleceniu się przez podwórko miotłą Ginny, bo przecież nie może być wiecznie jedyną kaleką w tym sporcie, i musi przezwyciężyć strach. Jednak szybko z tego zrezygnowała biorąc pod uwagę noc i swoje niedoświadczenie. „No trudno, może kiedyś poproszę Freda żeby mi…” – dziewczyna przerwała prędko tą myśl. Dlaczego pierwsze co pomyślała o rudzielcu? Przecież Ginny też potrafi bardzo dobrze latać, a poza tym to jest jej przyjaciółka.
W takim razie kim jest Fred?
Miona zakryła twarz poduszką. „Czy to musi być takie bezsensowne?” Przewróciła się na bok i zamknęła oczy. Tylko sen pomoże jej oderwać się od tego przystojnego, denerwującego, rudego problemu. Zaśmiała się cicho. Jutro może będzie lepiej. Może pani Weasley będzie miała jakieś wiadomości o swoim mężu. Może gryfonka zdobędzie się na odwagę, i poważnie porozmawia z Fredem, żeby ustalić na czym stoją. Może…
Rozmyślania przerwało jej głośne i natarczywe pukanie do drzwi. Pewnie Ginny wróciła z jakimiś super ważnymi wiadomościami, które mało Hermione obchodziły.
- Idę! – krzyknęła śpiącym głosem i leniwie podeszła do drzwi. Gdy je otworzyła serce podskoczyło jej do gardła. To był Fred. . Spojrzenie miał nieobecne i głupio się uśmiechał. „Jest pijany?” – przeraziła się Hermiona.
- eee…. Jest Hermona? – powiedział patrząc jej prosto w oczy. Tak, był pijany. Cholernie pijany.
- Fred! Ty kompletny idioto! Myślałam że naprawdę jesteś odpowiedzialny! Zachowujesz się jak dzieciak! Gorzej! Jak bachor! Mały, rudy, wredny bachor! Ty….. – chłopak słyszał prawienia Hermiony jak przez mgłę. Jedyne do czego przywiązywał uwagę to jego imię wypowiedziane na samym początku, i to że jest dzieciakiem. „Dzieciakiem? Pff, przecież jestem od niej dwa razy wyższy.” Pomyślał patrząc się na nią kretyńsko. Patrzył jak rusza ustami. Jak tupie nerwowo nogami. Zatrzymał wzrok na jej nogach. Miała bardzo zgrabne nogi. Potem spojrzał znowu na jej twarz. Jak on uwielbiał jej wściekłe oblicze. Była taka mała i groźna. Taka piękna. Mrugnął dwa razy. „Ona ciągle gada?” – pomyślał znowu. Fred znał tylko jeden sposób by ją uciszyć, i już raz spróbował go w praktyce. To był zdecydowanie jego ulubiony sposób. 
- Oj weź się zamknij, już dawno cię nie słucham. – powiedział ospale, po czym przyciągnął ją do siebie i wtopił się w jej usta.
  Hermiona otworzyła szeroko oczy. I znowu to uczucie. Tak, z pewnością Fred dobrze całuje nawet po pijaku. Milion motyli rozsadzało jej brzuch. Już nie da rady się przed tym bronić. Już nie myślała, tylko działała. Zaczęła oddawać pocałunek. Wszystkie emocje, uczucia, przemyślenia. Wszystko to uleciało wraz z dotknięciem jego warg. Jeszcze nigdy nie czuła się tak cudownie i lekko.
 Fred poczuł że Hermiona zaczęła działać, i mało co się nie przewrócił. Żeby uniknąć upadku, szybko obrócił ją w rękach, delikatnie uniósł i oparł o ścianę w pokoju. Z pozoru taka niewinna i cicha dziewczyna, a teraz? Zaczęła się gra języków. Dziewczyna oplotła nogi wokół jego brzucha. Rudzielec przez wszystkie emocje delikatnie ściskał jej uda. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie przyprawiała go takich dreszczy, przy zwykłym pocałunku. Pasowali do siebie idealnie. Chcieli żeby ta chwila trwała wiecznie. Z trudnością już oddychali, ale było im ciągle mało. Mało siebie nawzajem. Fred oderwał się od niej na chwilę żeby złapać powietrze. Nadal stykali się czołami.
  Hermiona czuła jego głośny oddech, i szybkie bicie serca. Cały czas trzymał ją w powietrzu opartą o ścianę. Jego ręce tak mocno trzymały ją za nogi, a zarazem tak delikatnie. Tak idealnie. Racjonalne myślenie zapaliło jej malutką żaróweczkę w głowie.
- Fred, to nie… - chłopak znowu jej przerwał. Pocałował ją tak lekko i ostrożnie, że aż cała zadrżała. Tak bardzo go pragnęła. Tak bardzo go za to nienawidziła. Rudzielec jedną ręką złapał jej policzek, tak jakby chciał się upewnić czy na pewno to jest ona, a nie jakieś pijackie zwidy. Hermiona spojrzała mu w oczy. Jeszcze nigdy nie widziała w nich tyle uczucia. Patrzył na nią zafascynowany. Poczuła się wyjątkowa. Naprawdę wyjątkowa. Fred delikatnie się do niej uśmiechnął ukazując białe zęby.
- Nadal jestem dzieciakiem? – zapytał ochrypłym głosem. Szatynka mu nie odpowiedziała. Nie wiedziała by nawet co odpowiedzieć. Już za nim tęskniła. Za jego ustami. Chłopak postanowił przenieść się na łóżko, jednak gdy tylko odsunął się ze swoją partnerką od ściany, alkohol we krwi znowu postanowił zadziałać. Fred się zachwiał, nogi mu się poplątały, do tego wszystkiego doszła opóźniona reakcja. Runął na ziemię, a Hermiona na niego.
- Tu też jest wygodnie – powiedział sennie uśmiechając się do dziewczyny, i głaskając ją po plecach. Szatynka natomiast w końcu się uwolniła z amoku, i zaczęła myśleć jak na Hermione Granger przystało. Szybko wyplątała się z rąk chłopaka, i stanęła na nogi. Przyjrzała mu się z góry. Patrzył na nią z miną smutnego i  zawiedzionego szczeniaka. Potem spojrzała na jego koszulkę. Była do połowy podciągnięta ukazując przy tym jego wyrzeźbiony brzuch. Hermiona zamarła. „To ja mu ją podciągnęłam?”
- Fred… idź spać! – powiedziała pierwsze co jej przyszło na myśl. Było jej wstyd, a jednocześnie czuła się cudownie. Nie mogła dać tego po sobie poznać. Fred wstał niemrawo i podszedł do niej. Znowu poczuł jej zapach, szybki oddech. Identycznie czuł się w tej chwili.
- Dobrze. – powiedział. – ale tylko z tobą….
- To nie jest śmieszne! – gryfonka go popchnęła. – Znowu mi to robisz! – kolejne ciosy padały na jego tors i brzuch. – Znowu całujesz mnie bez pytania! To jest twoje jakieś hobby, czy co!? – rozpłakała się, i nadal wyładowywała swój żal bijąc rudzielca. Fred zażenowany całą sytuacją złapał ją szybko za ręce i znowu przyciągnął ją do siebie. Głowę skierował na jej ucho.
- Chcę ciebie, Hermiona. – powiedział jej cicho, i pocałował ją delikatnie w policzek. – Chcę ciebie całą. – ręką znowu zjechał na jej biodro. Miona była sparaliżowana. Nie ze strachu. Z czegoś zupełnie przeciwnego. Z podniecenia? Fred mimo tego że był pijany, zachowywał się tak ostrożnie. Jakby się jej bał. Kilka sekund by brakowało, żeby dziewczyna znów dała się ponieść emocją. Gdy Fred delikatnie pocałował ją w szyje, poczuła od jego koszulki zapach męskich perfum, alkoholu i… papierosów?
- Fred, przestań. – powiedziała kategorycznie. Rudzielec z wielkim żalem, ale posłusznie odsunął się od gryfonki. Jego lewa ręka nadal spoczywała na jej udzie. Uśmiechnął się otępiale do niej. Hermiona stanowczo złapała go za tą rękę i pociągnęła do przodu. Fred wlókł się za nią co chwila zbaczając z trasy i śmiejąc się pod nosem.
- Siedź tu i się nie ruszaj. – powiedziała mu powoli jak małemu dziecku. Chłopak posłusznie usiadł na łóżko i skinął lekko głową. – A ja idę na dół zapytać kto jest taki mądry, żeby doprowadzić cię do takiego stanu. – Hermiona wyszła z pokoju. Już nawet nie starała się być cicho. Pędem pobiegła na dół. Jak ona pokaże tym rudym kretynom gdzie ich miejsce! Gdy była na dole, ze złości nabrała powietrze i… i spostrzegła się że jest zupełnie sama.
- Niech to szlag! – krzyknęła sama do siebie. Widocznie rodzeństwo po skończonej imprezie musieli pójść spać. „Nic nie szkodzi.” Pomyślała, „Jutro zrobię im taką jazdę, że mnie popamiętają!” obiecała sobie w duchu, i zaczęła wspinać się na schodach tupiąc przy tym wściekle. Otworzyła z zamachem drzwi.
- Wiesz że twoi cholerni bracia już poszli spa… - zatrzymała się w progu, i aż zacisnęła ze złości zęby. Fred w najlepsze spał na jej łóżku, do tego rozwalony na jego całej przestrzeni.
- Fred! – krzyknęła zdenerwowana. Ten rudzielec naprawdę zaczął jej działać na nerwy. Musi go jakoś stąd wygonić! Nie może przecież położyć się do Ginny, bo nieraz gadając pod wieczór zasypiały na jej łóżku, i to była jedna, wielka katastrofa. Hermiona najczęściej budziła się rano cała skopana i ułożona w dziwnej pozycji. Ruda zawsze rozkłada się w nocy,  wierzga nogami, i co rusz „przez przypadek” uderza przyjaciółkę w twarz. Spojrzała z powrotem na Freda. Widocznie takie spanie jest u nich rodzinne. Dziewczyna podeszła do niego.
- Halo, dociera coś do ciebie?! – zawołała machając mu ręką przed oczami. Nic. Nawet nie drgnął. Hermiona chwilę stała i tak na niego patrzyła. „Jak śpi jest taki słodki…” pomyślała. Przyjrzała się mu dokładniej. Nigdy nie zauważyła jego pięknej, szczupłej twarzy. Fred był nietypowy. Wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, mimo tego że nawet nie zapuszczał chociażby lekkiego zarostu. Można by pomyśleć że jego pół długie włosy nie pasują do jego męskiej twarzy, jednak to był Fred. Idealnie oddawały jego charakter. Rzadko się zdarza żeby chłopak z dorosłym wyglądem zachowuje się DOSŁOWNIE jak dzieciak. Wszystko go cieszyło, wszędzie było go pełno. Był zdecydowanie zbyt energiczny, zamaszysty. Ale taki właśnie od pewno czasu jej się podobał. Już wiedziała czemu mimo swoich wybryków wszystko mu zawsze wybaczano. Wystarczyło że zrobił smutną minkę, spuścił ten rudy łeb, i już był niewinny.
- Nie gap się tak na mnie jak jakiś psychol. – Hermiona zamrugała dwa razy i znowu wróciła na ziemię. Fred miał lekko uchylone oczy, i patrzył na nią z rozbawioną miną.
- Kiedy ty… - powiedziała skruszona. Kiedy otworzył oczy? Kiedy ją zaczął obserwować?
- Ciii.. – powiedział zmęczonym głosem. – pozwalam ci się patrzeć, tylko mnie nie budź.
- Fred, musisz stąd iść! – tego było już za wiele. Dziewczyna też  już była zmęczona, chciała się położyć, odpocząć, a co ma zrobić, jeżeli jej dzisiejszy główny powód rozmyślań w najlepsze śpi w jej łóżku?
- Freeed! – krzyknęła. Chłopak tylko jęknął cicho, olewając ją całkowicie i przewrócił się na bok. Miona usiadła obok niego, i lekko potrząsnęła jego ramieniem.
- Słyszysz mnie? Idź do siebie! – znowu nic tylko zażenowane jęczenie, jakby to on był oburzony, że ktoś przeszkadza mu w drzemce.
- Fred, cholera jasna! – gryfonka pchnęła go w plecy. Nie spodziewała się jednak jego reakcji. Rudzielec złapał pierwszą lepszą poduszkę z boku, i z całej siły cisnął ją Hermionie w głowę. Dziewczyna syknęła jadowicie i odrzuciła ją na łóżko Ginny. Tak nie da rady go stąd wygonić. Lecz zapaliło jej się światełko w tunelu, i przypomniała sobie pewną sytuacje która zdarzyła się niedawno… 

  „ - Tak? – zapytała namiętnie i przygryzła wargę. Fred poczuł kropeli potu na głowie. „Umarłem?” – zapytał sam siebie. Już coraz trudniej było mu hamować potrzebę poczucia jej warg na swoich. Musiał coś powiedzieć. Inaczej by Chyba wpatrywał się w nią wieczność.
- Bo tego no… mam dług ja, znaczy się u ciebie mam – zająknął się rudzielec. Spuścił głowę aby Nie musieć patrzeć na nią. To go rozpraszało. Cholernie rozpraszało.
- Ooo, nawet wiem jak możesz go spłacić – powiedziała słodko. Zaczęła kręcić na palcu rudy kosmyk z pół długich włosów bliźniaka. To było takie fascynujące dla młodej czarownicy.” 

Już raz go do czegoś zmusiła. Pora na drugą rundę.
- Freddie…. – powiedziała cichutko i przejechała palcem po jego ręce. Chłopak jak poparzony ją zabrał. Hermiona uśmiechnęła się sama do siebie. Plan działa.
- No Fred… co ty poszedłeś spać kiedy ja się zaczęłam rozluźniać… - bliźniak westchnął cicho. Miona wiedziała że Fred ma teraz mętlik w głowie. Z jeden strony był pewnie strasznie zmęczony, a z drugiej chciał sobie jeszcze z nią „posiedzieć”.
- No to jak będzie? – zapytała namiętnym głosem, po czym na czworaka podsunęła się do niego i nachyliła się tak mocno, że jej włosy otarły się o jego twarz. – będziesz tak spać, czy teraz wstaniesz i…. – nie zdążyła nawet dokończyć zdania, a rudzielec szybko podniósł do góry rękę, owinął nią czarownicę w talii i przyciągnął do siebie. Hermiona leżała teraz obrócona do niego plecami, owinięta jego ramieniem, przy czym Fred z zadowoloną miną wrócił z powrotem do spania.
- Cholera… - syknęła szatynka i zaczęła powoli podnosić jego rękę, jednak chłopak nie odpuścił tak łatwo i położył ją z ponownie. Spróbowała szybko wydostać się dołem, jednak znowu Fred był szybszy i podsunął ją na górę.
- Jak będziesz się tak kręciła to tylko się zmęczysz, Miona. – powiedział. „To on w końcu śpi, czy tylko udaje!?” zezłościła się. To na pewno będzie ciężka noc.
Po dziesięciu minutach próby wydostania się z uścisku rudzielca Hermiona odpuściła. Próbowała na różne sposoby, ale chłopak był uparty, i chyba dzisiaj nic mu już nie przeszkodzi spania z gryfonką. Raz kiedy już prawie stracił czujność szybko wydostała się z jego objęć i już miała wychodzić z łóżka, kiedy została brutalnie pociągnęła za tył koszulki prosto obok Freda, a kiedy spojrzała na niego wściekle ten się tylko zaśmiał pytając „Gdzie tak lecisz?” na co dziewczyna prychnęła. Koniec. Chyba dzisiaj będzie musiała tak spać. Nie to żeby jej coś nie odpowiadało ale… To była Hermiona Granger. Do niedawno niedotykalska i zarozumiała a teraz co? Śpi obok największego podrywacza w Gryffindorze? Jednak dzisiaj nie miała wyboru. Na drugi plan zeszła jej godność. Ratowało ją tylko to że to „była” wina Freda. A może sama starała się za mało? Miała tylko nadzieję, że jak wróci Ginny to przemówi Fredowi do rozsądku. Na razie może tak spać bez skrupułów. Na niego pójdzie wszystko, a to jest wymówka by być obok chłopaka. Czy to było dobre rozwiązanie? Hermiona nie zwracała na to uwagi. Gdy już odpuściła ucieczkę z jego objęć, zrozumiała jak cudownie jest czuć jego dotyk, ciepło, jego bicie serca obok siebie.

„To będą długie wakacje” - pomyślała.   

__________________________________________________________________

No i jest rozdział! Mam nadzieję że wam się spodoba, bo bardzo się starałam by wynagrodzić wam to czekanie, a mi osobiście się podoba. J
Oczywiście pozdrowienia dla wszystkich czytelników, które są ze mną mimo mojego wiecznego nie dotrzymywania słowa, oraz pozdrowienia dla mojej ukochanej Ginny i Luny!
Kocham was, miśki, i dzięki że jesteście! <3
~Meggie.