niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 9 „FRED! UCIEKAJ DURNIU!”



Rozdział 9 „FRED! UCIEKAJ DURNIU!”

- Na spodnie Merlina! Wyglądasz wspaniale! – powiedziała Ginny na widok zupełnie innej Hermiony. Wszystkie współlokatorki wpatrywały się dumne w swoje dzieło. Sama szatynka Nie mogła uwierzyć że patrzy na siebie. Po tylu komplikacjach w końcu znalazły strój idealny. Wcześniej było dla Hermiony albo za skąpą, albo za niebezpiecznie. Teraz jednak wyglądała cudownie. Miała na sobie koszulkę z dekoltem na której widniała czarna pacyfka, dżinsową koszule z ćwiekami na ramionach i czarne rurki, które wspaniale współgrały z jej długimi nogami. Chociaż trzy „stylistki”  doradzały, błagały, a w bezsilności nawet ją szantażowały, to i tak została nieugięta w kwestii obcasów. Upartość Hermiony sprawiła że na jej nogach znalazły się jedynie czarne baletki, do których Lavender dokleiła kilka srebrnych ćwieków żeby współgrały razem z dżinsową koszulą.
- To idziemy na śniadanie? Już po dziewiątej. – ponagliła Hermiona przyjaciółkę. Ta na szczęście w czasie rekonstruowania butów przez dwie współlokatorki zdążyła się umalować, ubrać, a nawet spakować wszystkie rzeczy.
- Okej – odpowiedziała ruda i obydwie wyszły z dormitorium. „Nikogo nie ma. Pewnie wszyscy są już na uczcie pożegnalnej” spostrzegła się Hermiona wychodząc za drzwi. Ginny rozejrzała się nerwowo.
- Harry i Ron na nas Nie czekali?! A to głupki! Znaczy… Ron to głupek, Harry jest CU-DO-WNY! – rozmarzyła się. Związek rudej z wybrańcem był zupełnie świeży. Zaczęli ze sobą chodzić po wygranym meczu quidittcha dzięki Ginny. Harry był tak z niej zadowolony że zapomniał o całej przyjaźni i namiętnie ją pocałował. Odtąd młoda czarownica miała zupełne klapki na oczach i liczył się tylko on.
   Dziewczyny zeszły do cichego salonu. Wokół pokoju panowała pomarańczowo szkarłatna poświata. Barwy Gryffindoru. Ten salon był tak uroczy, że od razu kojarzył się każdemu z domem. Widocznie Godryk zrobił to celowo by umilić gryfonom tak dugą rozłąkę z rodzicami. Gdy czarownice wyszły z pokoju wspólnego ich oczom ukazał się na pozór zaskakujący, lecz znajomy dziewczynom obraz.
- Wy rude szumowiny! Nauczycie się pokory do starszych! – Argus Filch, irytujący woźny w Hogwarcie z wielkim wysiłkiem gonił dwóch rudzielców po piętrach. Bliźniaki śmiali się w najlepsze trzymając w rękach po kilka produktów Weasleyów.
- Haha, coś wyszedłeś z wprawy staruszku, kiedyś trzeba było uciekać przed tobą! – krzyczał rozbawiony George.
- Tak, tak! Teraz idziemy sobie spacer…. – Fred  już chciał czmychnąć do pokoju wspólnego, gdy przed jego oczami ukazała piękna gryfonka. Bliźniak przez chwilę myślał że to willa, ale Nie. To była jego przyjaciółka. I Chyba Nie tylko.
- Her… Her.. – Nie mógł wymówić jej imienia. Szatynka wpatrywała się w niego podle. Jak ona nienawidziła tych żenujących sztuczek i dowcipów. „Jak mogłam myśleć, że on jest romantyczny!?” – dudniło jej w głowie. „To jest takie dziecinne! Na pewno Nie zakocham się w dzieciaku!” złość buzowała w jej ciele a ręce zwinęły się w pięści.
- FRED! UCIEKAJ DURNIU! – krzyknął rozpaczliwie drugi bliźniak, lecz było już za późno. Filch gwałtownie złapał rudzielca za tył swetra i przyciągnął brutalnie do siebie.
- Puszczaj mnie ty wstręty charłaku! – wykrzykiwał Fred wiercąc się w uścisku woźnego. Filch słysząc te słowa pacnął go z całej siły w tył głowy, co spowodowało busz na głowie chłopaka.   
- Ja ci teraz pokaże cholerny bachorze! – krzyknął woźny i przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Fred poczuł od niego zapach tytoniu i płynu do mycia okien. „Jak ja się dałem tak złapać!?” – pomyślał.
- Panie Filch! – Krzyknęła Hermiona podchodząc z impetem do woźnego. Ten odchrząknął cicho i zacisnął dłoń na swetrze bliźniaka.
- CZEGO!? – zapytał gniewnie charłak. Fred wpatrywał się zafascynowany w szatynkę. Już odnalazł powód swojego złapania.
- Jak czytałam w regulaminie Hogwartu, strona dwieście trzydzieści dwa paragraf szósty, w ostatni dzień przed wakacjami nauczyciele i pracownicy szkoły Nie mogą karać uczniów! – powiedziała przemądrzałym tonem. Filch roześmiał się obleśnie.
- I co? Myślisz że się posłucham takiej smarkuli jak ty?
- Mnie pan się może Nie posłuchać, ale profesora Dumbledore’a już raczej tak… - powiedziała z promiennym uśmiechem szatynka na co woźny zmierzył ją bestialskim tonem.
- Ironia losu, co Argus? – rzekł roześmiany Fred, na co Filch znów uderzył go w tył głowy.
- Jasny gwint! Pieprzone małolaty! – woźny popchnął bliźniaka na Hermione i pędem zszedł na dół. Fred żeby na nią Nie wpaść szybko ją objął ją w pasie i przekręcił w powietrzu. Od razu poczuł woń jej waniliowych perfum.
- Dziękuje ci Hermiono! – krzyknął bliźniak i postawił szatynkę na ziemi. Ta jednak miała srogą minę. Złapał go za przód swetra i pociągnęła do pokoju wspólnego gryfonów.
- Co ty sobie wyobrażasz!? – wrzasnęła pretensjonalnie. To wyglądało zabawnie. O wiele niższa i drobniejsza gryfonka karci Freda Weasleya. Do pokoju wpadł George.
- No co? Trzeba mu było rozruszać stare kości – krzyknął rozbawiony Fred i opadł bezwładnie na kanapę.
- Jesteś taki dziecinny! – Hermiona pogroziła mu palcem przed twarzą, na co ten tylko się uśmiechnął. „Jak ona się fajnie złości” – pomyślał  wpatrując się w jej wściekłe oblicze.
- Oj Miona, wyluzuj – powiedział łagodnie George. Ta przełożyła spojrzenie na drugiego bliźniaka i szybko do niego podeszła.
- Zamknij się George! – krzyknęła i walnęła go pięścią w ramię. Bliźniaka rozbawiła „siła uderzeniowa” Hermiony. Poczuł jedynie lekkie stuknięcie.
- Oszczędź mojego brata bestio! – krzyknął teatralnie Fred. Gryfonka była już maksymalnie wściekła i z powrotem podeszła do siedzącego bliźniaka. Z wielkim zamachem pacnęła go w głowę. Zdziwiony ciosem Hermiony przyłożył rękę do czaszki. George Nie chcąc oberwać tak jak brat czmychnął niezauważalnie w stronę wyjścia.
- To bolało – powiedział z wyrzutem bliźniak wpatrując się w odmienioną, lecz wściekłą czarownice.
- Miało boleć! Wy nigdy Nie dacie sobie spokoju z tym człowiekiem? – zapytała pretensjonalnie gryfonka zakładając ręce na biodra. Fred zamarł widząc pozę Hermiony. Wyglądała tak pociągająco. Miał ochotę wtopić się w jej usta. Korzystając z nieuwagi dziewczyny, pociągnął ją szybko za rękę. W rezultacie leżała teraz na kolanach bliźniaka, a jej twarz niemal że stykała się z jego twarzą.
- Nie, ślicznotko – szepnął jej na ucho. Hermiona poczuła w brzuchu miliony motylków. „Ma taki cudowny głos” – rozmarzyła się. Po chwili jednak się opamiętała. Zerwała się z jego kolan i znowu wstała.
- Jesteś okropny Fred! OKROPNY! – krzyknęła wymachując rękami w prawo i w lewo.
- Ach tak? Sądziłem że mam inną reputacje wśród gryfonek – powiedział kpiącym tonem. Hermione oblał rumieniec. Dobrze wiedziała że pełno dziewczyn wzdychała na widok Freda lub Georga. Nawet Lavender oceniła go jako „Super mega przystojny”.
- Nie odzywaj się do mnie! – krzyknęła i obróciła się do niego plecami. Co to miało być? Gryfonka kilka minut wcześniej uświadomiła sobie że Fred to kompletny błazen, a jego jedno spojrzenie i już przewraca jej się w głowie. „Czyli to wszystko było na nic? Ta metamorfoza?” pomyślała po czasie, „Tylko jednym zdenerwuje Rona”. Hermiona była gotowa do działań. Opadła na drugim końcu kanapy, a nogi położyła na kolanach bliźniaka.
- Hermiona? – zapytał rudzielec. Gdy czuł na sobie jej zgrabne nogi znów naszła go ochota wtopienia się w usta szatynki.
- Tak Freddie? – zapytała namiętnie i przygryzła wargę. Fred poczuł kropeli potu na głowie. „Umarłem?” – zapytał sam siebie. Już coraz trudniej było mu hamować potrzebę poczucia jej warg na swoich. Musiał coś powiedzieć. Inaczej by Chyba wpatrywał się w nią wieczność.
- Bo tego no… mam dług ja, znaczy się u ciebie mam – zająknął się rudzielec. Spuścił głowę aby Nie musieć patrzeć na nią. To go rozpraszało. Cholernie rozpraszało.
- Ooo, nawet wiem jak możesz go spłacić – powiedziała słodko. Zaczęła kręcić na palcu rudy kosmyk z pół długich włosów bliźniaka. To było takie fascynujące dla młodej czarownicy.
- Słucham? – w głowie Freda kotłowały się całkiem przyjemne obrazy. To było dziwne, nigdy Nie myślał o niej jak o…. no o niej. Była inna. Wredna, ale w taki pociągający sposób. Chłopak Nie mógł poznać samego siebie. To był on? Ten sam Fred Weasley który miał odpowiedź na wszystko? To ten sam gryfon do którego inne gryfonki ustawiały się w kolejce? Nie. W tym momencie był oczarowany dziewczyną która jeszcze niedawno burzyła się błyszczykiem na ustach. Prościej, był oczarowany HERMIONĄ GRANGER.
- Chodź – zanim się obejrzał szatynka złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Nie zamierzał protestować, bo po co? Był ciekawy o co jej chodzi. Tym bardziej że spodziewał się… no. Nie wiedział czego się miał spodziewać, ale miał takie miłe przeczucie. Patrząc na nią  wszystko było miłe. Stanęli dopiero przed wejściem do dormitorium Hermiony. Z rozmyślań wybawił go jej głos.
- Zamknij oczy – powiedziała łagodnie, lecz stanowczo.
- Ale…
- Freddie – gryfonka wydęła wargi. Tylko ona zwracała się tak do niego, a robiła to w tak nieziemski sposób że chłopak mimowolnie spojrzał na nią i zamarł. Gdy zauważył w jaki sposób poruszają się jej usta od razu zamknął oczy. „robisz to specjalnie” – chciał jej to powiedzieć. Jak ona mogła go tak męczyć? Zanim jednak się wybuchnie. Bo jak tak dalej będzie to na pewno to zrobi, to chciał się dowiedzieć po co ona mu każe zamykać oczy. To musi być coś specjalnego, prawda? Inaczej by go tak Nie głaskała ani kusiła.
- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała spokojnie i weszła do dormitorium. Fred mimo wszystko Nie otworzył oczu. Był za bardzo zafascynowany. Tak. To dobre słowo. Był Zafascynowany.
W jego myślach widniał tylko jeden bieg wydarzeń. Jej usta na jego ustach. Nie przyjmował innego wyjaśnienia. Po chwili usłyszał skrzypienie drzwi. „Jeszcze tylko chwila, wytrzymasz stary”.
- Zanim otworzysz oczy obiecaj mi coś – jej głos był dla taki pociągający, mógł obiecać jej wszystko.
- Tak? – tylko to z siebie wydusił. „To się zaraz stanie, pocałuje ją” – Nie potrafił myśleć o niczym innym. Pocałuje ją. Pocałuje ją. Pocałuje ją.
- Obiecaj że mimo wszystko zrobisz to, o co mi chodzi – POCAŁUJE JĄ. Przecież o to jej chodzi, musi jej o to chodzić.
- A to coś… fajnego? – zapytał jeszcze, by być pewny przed tym jak pocałuje ją. To brzmiało tak pięknie.  Jego oczy nadal były zamknięte.
- Oczywiście – powiedziała przesadnie miło. Fred poczuł że ręka Hermiony spoczęła na jego torsie. Czuł, że się zaczerwienił.
- No to… obiecuje! – krzyknął z entuzjazmem. „Jeszcze sekunda” pomyślał.
- otwórz oczy! – powiedziała już całkiem normalnie. Gdy oczy gryfona z ciemności wróciły do rzeczywistości ujrzał na twarzy dziewczyny złośliwy uśmieszek który często widnieje na sobie. Spojrzał na swój sweter. Na prawej stronie klatki piersiowej widniała plakietka z napisem „WESZ”,  i zanim zdążył coś powiedzieć na jego rękach spoczęła ciężkie pudło z takimi samymi plakietkami i ulotkami.
- To jest twoja rekompensata Weasley – powiedziała gryfonka z rozbawioną miną. Fredowi zrzedła mina.
- Nie! – krzyknął oburzony – na pewno Nie!
- Przykro mi ale obietnica to obietnica, a teraz skorzystaj z okazji że wszyscy są na uczcie pożegnalnej i pokaż jak ważna jest Walka o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych! – krzyknęła z radością i pokazała ulotkę bliźniakowi.
- Ale Hermiono…
- żadnego ale! Zawsze łamiesz przepisy, więc pora na twoją karmę! A może dodawaj plakietki każdemu kto kupi jeden z tych waszych gadżetów?
- o Nie! – Fred na dźwięk tych słów podszedł bliżej szatynki, lecz widząc jej minę odsunął się o krok. – Nie mieszaj produktów Weasleyów z tą swoją Wszą!
- No to przykro mi ale Nie cofniesz swojej obietnicy – Hermiona przedłużyła ostatnie słowa. Fred zaczął coś podejrzewać.
- Jak to?
- Drogi Fredzie, wiesz co to jest czarodziejski pakt słowny? – Zapytała z uśmiechem od ucha do ucha – przed chwilą właśnie go, no…. Wymówiłeś – gryfonka wyjęła z kieszeni mały kwitek na którym widniał napis:

     Pakt słowny o przyłaczenie Sie do akcji WESZ i rozprzestrzenianiu jej własnym kosztem.

Gdy Fred skończył czytać ten tekst usłyszał własny głos mówiący „No to… obiecuje!”. Pudło które trzymał zdawało się zrobić cięższe, a nogi miał jak z waty. Ogarnęło go uczucie porażki i naiwności. „Jak ja mogłem się dać tak oszukać” – pomyślał. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że Hermiona wymyśliła to bardzo sprytnie.
- A co jeżeli złamię tą przeklętą obietnice – zapytał zdruzgotany. Nie mógł się jednak na nią złościć, gdy wyglądała… tak jak wyglądała.
- Oj zapewniam że nie chciał byś wiedzieć – Hermiona powiedziała to słodkim głosem, a jej palec znów okręcał rudy kosmyk Freda. Chłopakowi to wystarczyło. Na pewno Nie chciał ryzykować, zwłaszcza że Hermiona maczała w tym małe paluszki. Zrobił smutną minę i ruszył w kierunku schodów. Szatynka poczuła ukłucie w sercu. „Dlaczego jestem dla niego aż taka wredna?” – pomyślała. Przecież on zawsze się wygłupiał, taka już jego natura. Tym bardziej że od jakiegoś czasu, Nie był jej obojętny. No, nigdy Nie był jej do końca obojętny, bo poza tym że wiecznie ją drażnił, to się lubili, ale od niedawna  jej uwaga skupiała się na nim w całkiem inny sposób.
- Fred – powiedziała cicho. Chłopak był już na końcu schodów. Hermiona musiała coś wiedzieć.
- Hmmm? – powiedział smętnie nawet się Nie obracając. Szatynkę jeszcze bardziej ogarnęły wyrzuty sumienia. 
- Dlaczego nazwałeś mnie ślicznotką, wtedy na dole? Czy ja…. Czy ty uważasz że ja jestem ładna? – Zapytała nieśmiało, nieoczekiwana zbyt miłej odpowiedzi. Wiedziała że w porównaniu do Angeliny Johnson czy Katie Bell była… sobą. Nudną i przemądrzałą sobą.
- Pfff… żeby tylko ładna – te słowa sparaliżowały szatynkę. Może i przeszła przemianę, a i owszem, ale wtedy w toalecie. Przecież wtedy była jeszcze swoją starą wersją. Dalej Nie rozumiała tu czegoś.
- Jeszcze jedno! – Fred był już przy drzwiach do wyjścia, więc gryfonka krzyknęła. Chłopak się zatrzymał. Jednak Nie chciała krzyczeć przez cały korytarz więc szybko do niego podbiegła. Nie czekając na słowa „co?” lub „tak?” zadała pytanie.
- Chodzi mi o tą sytuacje w toalecie, po co mi mówiłeś że zerwałeś z Angeliną – jej brązowe oczy patrzyły pytającą, lecz nieśmiało w jego łagodne oczy. Gryfon się uśmiechnął. Stali twarzą w twarz. Znowu ogarnęła ich ta cudowna chwila. Wszystko w nich drżało. Fred delikatnie musnął jej policzek.
- Mam nadzieję, że wkrótce się dowiesz – powiedział cicho i pospiesznie wyszedł z pokoju. Hermiona stała osłupiała i gapiła się w pustą przestrzeń, którą przed chwilą zajmował jej „dylemat”. Te wszystkie myśli, emocje z tamtego dnia wróciły. W tej chwili uświadomiła sobie pewną rzecz. „Tu wcale Nie chodzi o zemstę dla Rona”, pomyślała „tu chodzi o niego”. Była zakochana. Teraz mogła to oficjalnie powiedzieć przed samą sobą. Była zakochana we Fredzie Wealseyu. 

                                                                          <3 <3 <3  

Mam dla was złą wiadomość. Wczoraj miałam wypadek, i mam unieruchomione kolano ;/ Oczywiście rodziały będą dalej, tylko chciałam wam o tym powiedzieć ;c życzę miłego czytania, i uważajcie jak lecicie na nimbusach, jeżeli nie chcecie skończyć jak ja ;D 
~Meggie

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 8. „Przestań! Samą siebie możesz oszukiwać, ale na pewno Nie mnie!”



Rozdział 8. „Przestań! Samą siebie możesz oszukiwać, ale na pewno Nie mnie!” 

- Jaki on jest naiwny – mruknął Ron. W uroczym salonie gryfonów było niebywale cicho. Wszyscy już spali. Oprócz Rona. Musiał uczcić jakoś swój plan idealny. Wyjął z drewnianej szufladki butelkę piwa kremowego i opadł na kanapę. Dopiero teraz zaczęło dochodzić do niego jak daleko się posunął, „To ty jesteś naiwny Ron” – mówił głos w jego głowie, starał się go Nie słuchać lecz to Nie było możliwe – „Myślisz że ona po takim czymś cię zechce?”
- Zechcę, bo się Nie dowie – szepnął sam do siebie Rudzielec. Gdyby na Rona patrzył ktoś z boku pomyślał by że nadaje się do Świętego Munga. Chłopak popędził do swojego dormitorium. Bezszelestnie otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Od razu zalała go fala ciepła które pochodziło z gorącego pieca. Słysząc ciche pochrapywanie kolegów gryfon stwierdził że każdy z nich śpi. Cicho wszedł do łazienki. Po dwudziestu minutach chłopak wyszedł z toalety już w piżamie i lekko wilgotnych włosach. Usiadł na swoim łóżku a wątpliwości znów zaczęły go nawiedzać, „A co jeżeli Hermiona woli Freda?” myślał rudzielec, „Co jeżeli ona go ko….”
- NIE!!! – krzyknął głośno, a po chwili po jego twarzy popłynęły kropelki potu. Jednak żaden z gryfonów Nie drgnął. Ron odetchnął z ulgą.
- Lepiej się z tym prześpie. Nie pozwolę na to. – powiedział pół szeptem rudzielec przykrywając się ciepłym kocem.
- Ron, do siebie gadają tylko ludzi chorzy. – odezwał się zmęczony głos Harrego. Jednak ktoś się obudził.
- Chorzy z miłości – szepnął tylko rudy i odpłynął w śnie.

                                                                     ***

Fred wszedł do dormitorium ocierając rękami mokre oczy. No tak, ktoś jeszcze Nie spał czekając na niego.
- Hej stary, co tak długo? – szepnął George podnosząc się z łóżka i przy okazji ukazując szarą koszulkę z literą „G”. 
- Nieważne – odpowiedział Fred zachrypniętym tonem i bezsilnie opadł na Nie pościelone łóżko.
- Wow, Nie poznaje cię Fred! Chyba że to Nie Fred… no wiesz jak było z Moody’m – George zarechotał cicho, mając nadzieję że brat za chwilę zrobi to samo. Lecz nic Nie usłyszał. Bliźniak już wiedział że z bratem jest coś Nie tak. Położył się więc obok załamanego Freda.
- Co się stało mały? – spytał troskliwie rudzielec, waląc go lekko w bok.
- Mały? No weź, mała to jest Ginny – gryfon próbował zatuszować swój smutek, lecz George znał tak dobrze brata, jak samego siebie. W końcu byli bliźniakami.
- Wiesz, rozumiem pięć, ale to było trzynaście minut, jesteś dla mnie smarkaczem – uśmiechnął się bliźniak a Fred pokręcił głową.
- Co chciałeś? – zapytał nieoczekiwanie smutny rudzielec.
- Co?
- No na dole, o co chodziło? – Fred próbował zmienić temat, a jego jedyne lekarstwo na smutek to było dowcipkowanie i knucie z bratem bliźniakiem.
- To Nie jest teraz ważne braciszku – George rozczochrał bratu włosy. Po chwili Fred znów posmutniał. Starszy bliźniak widząc jego minę już wiedział o co chodzi. Znał go przecież od narodzin, a rozdzielali się Chyba tylko będąc w łazience, choć czasami i tam przebywali razem kryjąc się przed panią Weasley.
- Chodzi o Hermione, tak? – zapytał znienacka.
- Nie! Zwariowałeś? – Fred widząc że Nie wygra z bratem poddał się. Rozejrzał się szybko po dormitorium. Byli sami, lecz chłopak ściszył głos – Tak, ale tylko pośrednio – wybronił się dostatecznie rudzielec i zaczął nerwowo drapać paznokciem o grzbiet dłoni.
- No to wypłacz się swojemu bliźniakowi – George objął ramieniem brata i pieszczotliwie przysunął do siebie, niemal że go dusząc. Gdy chłopak rozluźnił uścisk Fred usiadł opierając się o ramę łóżka.
- Kurde no, miałeś tak kiedyś że niedoceniałeś kogoś przez dłuższy czas a gdy przejrzałeś na oczy, to tego kogoś straciłeś – zapytał chłopak a jego oczy się zaszkliły.
- Pewnie!
- Taak?! –zdziwił się Fred i spojrzał na brata który siedział w tej samej pozycji co bliźniak tylko jego dłonie były ukryte z tyłu głowy.
- No jasne! Ale to Nie był ktoś, tylko coś – George mimowolnie uśmiechnął się do siebie.
- Jak to? – młodszy brat Nie rozumiejąc aluzji bliźniaka spojrzał na niego podejrzanie.
- Chodzi mi o fasolki Berrtiego Botta. Z początku bałem się spróbować bo można trafić nawet na śmiertelną fasolkę, lecz w końcu pomyślałem „Czemu Nie?” i spróbowałem. – Fred zażenowany historią brata walnął go w głowę poduszką.
- I co? Smakowały? – smutny bliźniak wyszczerzył zęby ponieważ dobrze wiedział jak to się skończyło dla Georga. Był przy tym. I sam dał mu tą fasolkę. Niewykluczone że specjalnie.
- Dobrze wiesz że Nie kretynie ty jeden! Dałeś mi taką o smaku wody z sedesu! – Fred wybuchnął śmiechem wpatrując się w brata który na to wspomnienie machinalnie wykrzywił usta.
- Ale potem trafiłem na tak słodką że Nie zamienił bym jej nawet na tuzin will w bikini, Nie żałowałem nawet że ukradłem ją jakiemuś gnomowi z ogródka, który z kolei ukradł ją wcześniej mi, czy jakoś tak… – George tym razem zamknął oczy i uśmiechnął się marzycielsko. Może i to wydawało by się dla innych śmieszne, ale starszy brat bliźniak dał jakieś refleksie Fredowi.
- Wiesz co? Dzięki Georgie! – powiedział rudzielec i cmoknął brata w policzek. Był mu tak wdzięczny że mógłby zrobić to jeszcze raz, ale pewnie na ustach Nie poczuł by już policzka tylko pięść lub poduszkę.
- Ej! – powiedział z goryczą starszy brat i zaczął raptownie trzeć ręką pozostałości po wargach Freda. Jednak Nie miał mu tego za złe. Najszczęśliwszy widok jaki mógł zobaczyć to pełen entuzjazmu uśmiech Freda, którego kochał najbardziej z całego rodzeństwa. Odwrotnie było tak samo. Gdy się obrócił zobaczył tylko nikłą sylwetkę brata znikającego za drzwiami toalety.
  Fred spojrzał w lustro i ujrzał tam wesołego i przystojnego rudzielca który jutro zdobędzie swoją „fasolkę”.
- Hermiona jest na pewno słodsza od tuzina will w bikini – powiedział do siebie wyciągając ze schowka szczoteczkę do zębów – nawet jakbym musiał ją kraść gnomowi, który wcześniej ukradł ją mi! – Chłopak po skończonej toalecie chciał położył się do swojego łóżka, ale widząc że śpi w nim bliźniak, położył się na jego posłaniu. Tej nocy spał cudownie, a w jego snach głównie była piękna kobieta o orzechowych oczach i kasztanowych włosach.   

                                                                 ***

- Wstawaj, wstawaj śpiochu! – Ginny wskoczyła na łóżko Hermiony i zaczęła łaskotać dziewczynę gdzie się tylko da. Starsza gryfonka zamiast się zaśmiać jęknęła tylko i walnęła rudą w plecy. Ginny natychmiast odskoczyła od Hermiony która lekko się uśmiechnęła i wróciła do poprzedniej czynności. Przestraszona gryfonka roztarła obolałe plecy.
- Próbowałam być łagodna – szepnęła do siebie Weasleyówna i ruszyła w kierunku łazienki.
Hermiona leżała w ramionach pięknego księcia o rudych włosach. Już zbliżała swoje usta do jego gdy włosy chłopaka nagle zaczęły rosnąć na twarz przekształcać. Książe o dziwo zamiast jej pocałować Chyba ją opluł bo poczuła na twarzy nieprzyjemną i zimną wilgoć. Gdy otworzyła oczy ukazała jej się rzeczywistość.  Nad szatynką stała rozbawiona Ginny z mokrym, plastikowym kubkiem w ręku.
- OSZALAŁAŚ!? – krzyknęła Hermiona ocierając mokrą twarz i włosy. Parvati i Lavender także chichotały.
- To był jedyny sposób żebyś wstała – powiedziała Ginny odkładając naczynie. Szatynka usiadła na łóżku. Nigdy jeszcze Nie zastała pokoju w takim stanie. Wszędzie były porozrzucane ubrania i kosmetyki a współlokatorki chodziły nerwowo to do łazienki, to do swoich kufrów. „Co się dziwisz” pomyślała. W dzień zakończenia Hermiona zawsze przesypywała tą gorączkową fale salonu piękności. Budziła się dopiero wtedy kiedy wszystkie dziewczyny były już uszykowane i wystrojone. Najczęściej wyrwały ją ze snu  piosenki Fatalnych Jędz które na cały głos puszczały Lavender i Parvati bawiące się w karaoke. Czasami dołączała do nich Ginny.
- Śpiąca królewna wstała tak wcześnie? Niemożliwe! – krzyknęła z przekąsem blondynka malując sobie paznokcie. Hermiona tylko wystawiła do niej język.
- Hej Ginny, który będzie lepszy, kruczoczarny czy smołowy? – Lavender podniosła obie ręce ukazując niemalże identyczne odcienie. Chyba tylko profesjonalne kosmetyczki odróżniłyby jeden od drugiego. 
- Hmm, lepiej weź smołowy, ładnie wygląda na twoich paznokciach – doradziła jej ruda oglądając obie dłonie dziewczyny. Hermiona z niedowierzaniem podeszła do gryfonek, a woda zrobiła ścieżkę od dziewczyny do jej łóżka.
- Przecież są identyczne! – krzyknęła szatynka biorąc w rękę dłoń Lavender. Ginny spojrzała z irytacją na przyjaciółkę co też uczyniła blondynka.
- Ona się musi jeszcze dużo nauczyć – Lavender z litością pokiwała głową. Hermiona Chyba po raz pierwszy widziała ją naturalnie. Bez czerwonej szminki, kresek  na oczach. Była naprawdę bardzo ładna. Tak samo było z Parvati i Ginny.
- Dobra Miona, bo nam Nie starczy czasu, idziemy! – krzyknęła ruda i pociągnęła ją do małej łazienki. Ruda kilka razy zmierzyła Hermione z zamyśloną miną.
- Ginny?
- no? – zapytała gryfonka Nie odstępując od wcześniejszej czynności.
- Chcę się umyć – powiedziała szatynka. Młodsza czarodziejka spojrzała na gryfonkę z przepraszającą miną.
- Aaa, sorry, zapomniałam. Taka byłam podekscytowana tym że pozwolisz mi się upiększyć, że przeoczyłam ten krok – powiedziała jednym tchem ruda, a na jej policzkach pojawiły się dwie różowe plamki. Hermiona tylko uśmiechnęła się przestraszona, a Ginny wyszła z łazienki. Szatynka odbyła ranny prysznic wciąż myśląc tylko o Ronie i Fredzie. Tak bardzo Nie chciała tej całej przemiany. Ale wczoraj pod wpływem złości się zgodziła. Nie chciała zawieść Ginny, bo dobrze wiedziała jakie to dla niej jest ekscytujące. A poza tym chciała żeby Ron poczuł się tak jak wczoraj Fred. Wiedziała że jej przyjaciel będzie się teraz do niej przystawiał, no bo co innego mu zostaje kłamiąc tak Fredowi? Hermiona dzisiaj będzie najmilsza dla bliźniaka jak tylko potrafi a Rona będzie po prostu ignorować. Przecież nie może mu powiedzieć „Odwal się! Łżesz że z tobą chodzę!” bo wtedy by wyszło na jaw że podsłuchiwała. Jeżeli Fred będzie wykazywał zainteresowanie dziewczyną to pewnie sam się domyśli że młodszy brat kłamie. „A jeżeli ty go wcale Nie interesujesz?” w głowie szatynki pojawiła się taka myśl. „To Nie prawda! Powiedział że jestem kimś więcej! Chciał mnie pocałować! Na pewno chciał! Gdyby Nie chciał to by się Nie nachylał!” dziewczyna kłóciła się z własnymi myślami. Od akcji z łazienką Hermiona ciągle myślała tylko o nim. Nawet to że Malfoy się do niej przystawiał wypadło jej jakoś z głowy. Czy to możliwe? Możliwe że najmądrzejsza uczennica w Hogwarcie zakochała się we Fredzie Weasleyu? „Nie pozwól wejść sobie na głowę Hermiono” – tłumaczył jej najlepszy przyjaciel, którym był oczywiście mózg dziewczyny. „Czy ja naprawdę się zakochałam? JA?” myślała szatynka a kojąca woda skapywała po jej ciele. Czuła się jak wtedy gdy wtuliła się w bliźniaka. To ciepło i miękkość. Te brązowe oczy i uwodzące usta…
- DOŚĆ – powiedziała na głos. Na szczęście te słowa zagłuszył hałas wody. Chociaż chciała Nie mogła przestać o tym wszystkim myśleć. A może tu Nie chodzi o zemstę dla Rona? Może  tu chodzi o zachwyt Freda? „Nie! Nie! Nie!” krzyczała wewnątrz. Myśli ogarnęły ją od czubka głowy aż po palce u nóg. Musiała to przerwać. Zakręciła szybko wodę i opatuliła się ręcznikiem. Gdy jej ciało lekko przeschło założyła bieliznę. Chciała już wołać przyjaciółkę lecz właśnie w tej chwili zapukała do jej drzwi.
- Miona ile jeszcze!? – niecierpliwiła się ruda.
- Właź! – zanim Hermiona wypowiedziała te słowa Ginny już stała w drzwiach trzymając w jednej ręce kosmetyczkę, a w drugiej suszarkę i szampon.
- Umyłam już włosy – szatynka spojrzała badawczo na płyn. Na okładce widniał arbuz. Dziewczyna chciała przeczytać opis, ale Ginny zasłoniła go ręką.
- Ale Nie tym! – podekscytowana gryfonka podniosła tak zamaszyście szampon że suszarka wyleciała jej z ręki i z wielkim hukiem obiła się o płytki.
- Co wy tam Reducto ćwiczycie!? – usłyszały głos Parvati zza drzwi. Ruda szybko odkrzyknęła że jest w porządku i podniosła suszarkę kładąc ją na zlew.
- No to co? Gotowa przejść na ciemną stronę mocy? – zapytała żartobliwie Ginny puszczając oczko szatynce. Ta tylko kiwnęła od niechcenia głową i wykonywała polecenia rudej. Aż żałowała że się zgodziła gdy młodsza gryfonka wymieniła jej po kolei co będzie wyprawiać z jej włosami.
- Nie gadaj tylko rób! Chcę to już mieć za sobą! – powiedziała zdesperowana szatynka gdy Ginny znowu rozgadała się jak to ślicznie będzie wyglądała Hermiona w takim odcieniu błyszczyka.
- No dobra, zamocz włosy – to ostatnie co usłyszała starsza czarodziejka przez jakiś czas.
   Po kilku minutach Hermiona była mile zaskoczona. Ginny bardzo dokładnie wcierała jej szampon wykonując jej przy okazji masaż głowy co szatynkę odprężyło. Do tego jeszcze ten piękny zapach. Dziewczyna czuła się tak jakby była znowu w Chorwacji tak jak dwa lata temu z rodzicami na wakacjach. Wszystkie miłe wspomnienia wróciły jej do głowy. Rozmyślania przerwała jej ruda która nagle zatrzymała strumień kładąc jej na głowę ręcznik.
- Dobra, nałożyłam ci odżywkę, ale z tego względu że nie masz poniszczonych włosów to dałam ci tą którą Nie trzeba spłukiwać. O i jeszcze lepiej żeby włosy ci schły naturalnie a w tym czasie zrobię ci makijaż – Hermiona od razu wykrzywiła twarz na ostatnie słowa. Najgorzej bała się właśnie makijaż. Przecież nie raz słyszała skomlenie Ginny gdy trafiła pędzelkiem do oka. Miała nadzieję że ruda będzie uważała.
- Usiądź i spróbuj się nie ruszać – Hermiona na dźwięk tego zdania od razu się uśmiechnęła. Zawsze kiedy ktoś prosił żeby się nie ruszała jak na złość przypominały jej się wspomnienia takie jak Ron goniący Freda który ukradł mu różczkę. Fred. No i znowu. Myśli gryfonki znów opanował rudzielec, i gdyby nie Ginny rozpłynęła by się w marzeniach.
- Masz się też nie śmiać! – Hermiona otworzyła zdziwiona oczy. Łagodna twarz przyjaciółki uśmiechała się do niej. To znaczyło tylko jedno. Poznała minę szatynki.
- No gadaj, dla kogo się tak chcesz wystroić – mówiła nakładając delikatny podkład na twarz Hermiony – chodzi o mojego brata, co? – szatynka posmutniała słysząc te słowa. „Ona dalej myśli że podoba mi się Ron” – pomyślała.
- Słuchaj Gin, naprawdę chciałabym ale nic Nie czuję do Ronalda, a poza tym ostatnio dowiedziałam się o nim coś okropnego – powiedziała gryfonka z bólem serca. Ginny zrobiła zdziwioną minę.
- Przecież wiem że Nie chodzi o Rona głuptasku! Uwierz mi, wiem co się dzieje pomiędzy tobą a Fredem – ruda spojrzała badawczo na przyjaciółkę. „No proszę, wystarczył jeden dzień by ta dowiedziała się o…” przerwała rozmyślenia. O czym? O zakochaniu? Zauroczeniu? A może o chwili słabości? Od wczoraj nie posunęła się dalej z uczuciami co do bliźniaka.
- Niby co? – spytała udając zaskoczenie.
- Przestań! Samą siebie możesz oszukiwać, ale na pewno Nie mnie! – powiedziała z pretensją i nałożyła jej puder na policzki. Hermiona w tym momencie nie potrzebowała żadnego pudru, bo czuła że same zrobiły się czerwone na słowa przyjaciółki.
- Gin, ja sama jeszcze nie wiem o co z tym wszystkim chodzi, uwierz mi – zwierzyła się przyjaciółce – czy to możliwe że przez pięć lat nic a tu nagle z dnia na dzień no… no on – ruda po ostatnim słowie dziewczyny błyskawicznie zakryła usta dłońmi. Hermiona spojrzała na nią zdziwiona.
- Co?
- Nie używasz jego imienia! Boże Hermi, ty naprawdę coś do niego czujesz! – Ginny pisnęła radośnie i zaczęła nucić jakąś miłosną przyśpiewkę.
- To że Nie powiedziałam Fred znaczy że go kocham? – na dźwięk tych słów Hermiona zadrżała, a ruda zauważając to uśmiechnęła się. To tak pasowało. „Fred” i „kocham”, jednak szatynka się opamiętała. 
- Nie Ginny, może mi odbija, bo powiedział że jestem jego przyjaciółką – „Jesteś także moją przyjaciółką” – te słowa wypowiedziane niedawno przez rudzielca wszystko psuły.
- Tak, tak, sobie wmawiaj.
- No wiesz, przyjaźnie się z najpopularniejszymi bliźniakami w Hogwarcie. To zaszczyt dla takiego kogoś jak ja – Hermiona posmutniała.
- Zaszczyt dla przyszłej super laski? Nie sądzę. Zamknij oczy. – Ginny zaczęła malować jej kreski. Hermiona była mile zaskoczona tym, że nic ją Nie boli, Nie szczypie ani Nie przeszkadza. Przez resztę czasu ruda malowała jej rzęsy i skubała brwi. Gryfonkę najbardziej cieszyło to że zamiast szopy loków będzie miała niemalże proste włosy z kilkoma pięknymi falami.
- Skończone! Pięknie! – krzyknęła Ginny i przyjrzała się twarzy swojej przyjaciółki. Hermiona patrzyła na nią zniecierpliwiona.
- No to podasz mi lustro czy będziesz tak sterczała? – zapytała ją szatynka a młodsza gryfonka wystawiając jej język przyniosła małe lusterko. Rzeczywiście wyglądała bajecznie. Piękne, kasztanowe, lśniące włosy idealnie pasowy do delikatnego makijażu. Hermiona widząc swoje odbicie odruchowo się uśmiechnęła, co jej jeszcze bardziej dodało urody.
- Jezu Gin, jesteś boska! – powiedziała Hermiona i przytuliła zadowoloną z siebie przyjaciółkę. Kiedy szatynka odeszła od Ginny ta ją szybko zmierzyła.
- No, zostaje teraz tylko kwestia ubioru, ale to pestka. Równie dobrze mogła byś iść tak bo masz piękną figurę! – krzyknęła ruda i obróciła ją dookoła własnej osi. Policzki szatynki jeszcze bardziej poróżowiały. Nie była przyzwyczajona do komplementów na temat urody. Teraz jednak przekonała się że jest naprawdę bardzo ładna. Hermiona żałowała że już wcześniej Nie poddała się błaganiom przyjaciółki. Teraz jednak rozumiała zwrot „Czuć się jak milion dolarów”. Gdy obydwie dziewczyny wyszły z łazienki Parvati zakryła rękami usta a Lavender wypadł lakier z ręki i zrobił czarną plamę na ładnych, dębowych deskach.
- O boże – wydusiła z siebie tylko czarna, natomiast blondynka uśmiechnęła się pogodnie do Hermiony.
- To Miona ma ładniejszą bliźniaczkę? A w ogóle gdzie ona jest? – powiedziała sarkastycznie Lavender i zmierzyła wzrokiem gryfonkę.
- Niestety nie posiadam ładniejszej bliźniaczki – „Ale wiem kto posiada, tylko że w płci męskiej” pomyślała Hermiona, lecz po chwili skarciła się za tą myśl.
- No ale Chyba nie pójdziesz tak, co? No Chyba że chcesz być w ciąży… - powiedziała Parvati i wszystkie czarodziejki wybuchły śmiechem.
- Nie no, na serio, co z nią zrobimy? – zapytała w końcu Ginny całkiem na poważnie. Lavender uśmiechnęła się podejrzanie, a wszystkie czarodziejki patrzyły na nią pytająco.
- Robimy nalot na jej szafę – zanim blondynka zdążyła dokończyć zdanie wszystkie ciuchy Hermiony latały po pokoju. Dziewczyny łapczywie przeglądały spodnie, bluzki i koszule, jednak po pięciu minutach się załamały. Parvati złapała się za głowę.
- DOŚĆ! Mam wrażenie że patrzę na garderobę McGonagall! – Parvati pobiegła do swojego kufra – Uff, miniówki, obcasy, koszulki, ćwieki…. – mówiła sama do siebie przynosząc swoją stertę ubrań pod nos Hermiony.
- To są ubrania! Nie jakieś firanki! – krzyknęła trącając pierwszy lepszy ciuch szatynki tak jakby był skażony. Hermiona się oburzyła.
- Że co proszę!? To są prawdziwe kobiece stroje! Damy powinny chodzić tak ubrane! – W tym momencie jej palec ze sterty swoich ubrań powędrował w stronę kupki Parvati – a Nie tak! – Ginny położyła rękę na czolę Hermiony.
- Ty się dobrze czujesz? – zapytała z udawaną troską, na co współlokatorki cicho zachichotały.
- Jak śmiecie mi wmawiać że moja odzież to firanki!? – zapytała kipiąc ze złości. Lavender powędrowała po swoje ubrania. Jej sterta była o wiele mniejsza. Nie dlatego że wzięła mniej ciuchów. Po prostu były o wiele krótsze i skąpsze od szafy przyjaciółki.
- Ginny ty zrób to samo – powiedziała stanowczym tonem.
- Co? No dobra… - odrzekła ruda i podeszła ze swoim zestawem. To wyglądało bardzo śmiesznie. Trzy nastolatki siedzące po pas w ubraniach.
- Co wy zamierzacie? – spytała przestraszona Hermiona wyginając nerwowo palce.
- Co my zamierzamy? – Parvati niemalże powtórzyła pytanie kierując je do blondynki.
- No jak to co?! Robimy z szarej myszki gorącą lwice! – tylko to zdążyła usłyszeć Hermiona zanim osaczyły ją trzy gryfonki.

                                                                          <3 <3 <3 

Oto i moja rekompensata ^^ Rozdział w przyzwoitej długości! Życzę udanego czytania ;3 
 ~Meggie

Rozdział 7 „Masz mnie jutro tak urządzić że nawet Filchowi ślinka pocieknie, Zrozumiałaś!?”



Rozdział 7 „Masz mnie jutro tak urządzić że nawet Filchowi ślinka pocieknie, Zrozumiałaś!?”

Pół godziny wcześniej.
- Dobranoc mała. – powiedział tajemniczo rudzielec. „Co on ma dzisiaj z tą małą?” pomyślała Hermiona lecz Ginny pociągnęła ją już do góry. Szybkim krokiem obie wbiegły do dormitorium.
- O czym ty chcesz pogadać? – powiedziała trochę zmieszana Hermiona. To był dla niej dziwny dzień. Bardzo dziwny. Ginny rzuciła się na łóżko z różową pościelą. Hermiona usiadła po turecku obok rudej.
- Co? – spytała rozbawiona szatynka widząc że młodsza gryfonka uważnie jej się przygląda. Obróciła się odruchowo do tyłu, gdzie Lavender powiesiła wielkie lustro. Od razu posmutniała. Dziewczyna z lustra gapiła się na nią smutno. Bez ładnych rozpuszczonych włosów tylko w spięty ciasno kok, „McGonagall ma taki sam. To już porażka.” Pomyślała. Nie miała pomalowanych oczu, ani błyszczyka, a nawet pudru na policzkach. Hermiona używała jedynie mugolskich kremów wygładzających cerę. No i lekko przejeżdżała tuszem po rzęsach. Nic w tym Nie było kobiecego, a co tu dopiero mówić o seksowności. 
- Nie martw się – Ginny jakby czytała jej w myślach. Hermiona szybko odwróciła głowę.
- Nie martwię się, niby czym? – uśmiechnęła się sztucznie szatynka i zaczęła nerwowo wykręcać smukłe palce.
- Hermi błagam, znam cię już ponad cztery lata i mam wykuty na pamięć twój rozkład nastrojów. Dokładnie wiem jakie miny przy tym robisz. – starsza gryfonka wiedziała że Nie  wygra z Ginny. Rzeczywiście, tak dobrze jak ruda znała ją Chyba jeszcze tylko jej mama. Dobrze było mieć taką Weasleyówne przy sobie. Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła.
- Mam pomysł! Jutro zrobię cię na bóstwo! – Ginny zrobiła minę modelki i wydęła wargi. Hermiona zmarkotniała.
- Nie Gin… - szatynka automatycznie zaprzeczyła. Już Nie raz młodsza gryfonka próbowała ją przekonać do metamorfozy ale jej odpowiedz zawsze brzmiała „Nie”.
- No ale czemu? Podaj chociażby jeden argument, to się zamknę – Ginny odstawiła teatrzyk zamykania ust na kluczyk po czym zamachnęła się ręką do przodu sprawiając że Krzywołap schował się pod szafkę. „Właściwie to Nie mam nic na swoją obronę” pomyślała Hermiona.
- Może dlatego że…– wypaliła bezmyślnie szatynka. Naważyła piwa, będzie musiała to wypić, więc ciągnęła dalej – A jak kogoś oślepię swoją urodą wprost ze spalonego teatru? – Hermiona zamieniła wszystko w żart. Ginny jednak ją przejrzała, naprawdę ją dobrze znała.
- Boisz się prawda? – powiedział zupełnie poważnie, to Nie pasowało do rozbrykanej gryfonki – Boisz się po tej akcji z Malfoyem  - dokończyła. Hermiona nic Nie odpowiedziała. Tak. To była prawda. Nie chciała ryzykować. Przynajmniej Nie teraz.
- Hermiona! Na pewno by tak Nie było! Po prostu głupia byłaś że poleciałaś do tamtej nieszczęsnej łazienki! Wiesz że to bardzo niebezpieczne!
- No tak, bo przecież Voldemort mógłby nagle wyskoczyć z muszli klozetowej. Ginny, święta prawda – Hermiona poklepała rudą po kolanie. Obie dziewczyny zaczęły chichotać. Gdy przestały odezwała się ruda wstając z łóżka.
- Wcześniej czy później i tak do mnie przyjdziesz i będziesz błagała przynajmniej o błyszczyk – Hermiona oburzyła się teorią gryfonki ale zanim zdążyła coś powiedzieć tamta była już zamknięta w łazience. Szatynka postanowiła skorzystać ze swojego niezawodnego leku. I tu Nie chodziło o Witaminę C. Książki. A dokładnie książka. Zawsze jak miała mętlik w głowie to po raz setny czytała Romeo i Julie. „Tylko gdzie ona jest?”, Hermiona przeszukała już Chyba całe dormitorium i nic. Nigdzie Nie było jej ulubionej powieści. Nagle dziewczyna stanęła jak wryta i wszystko stało się jasno.
- Przecież wczoraj wieczorem czytałam ją na kanapie – powiedziała sama do siebie na głos, ale po chwili się skarciła, bo ktoś mógł pomyśleć że jest wariatką. Cicho otworzyła drzwi z obawy że ktoś zasnął na dole lecz usłyszała tylko głosy. Znajome głosy.                                           
 - Po chuja podrywasz Hermione!? – powiedział ktoś z dołu. Ktoś o niej gadał. Hermiona Nie lubiła podsłuchiwać ale tym razem była zmuszona. Zeszła na niższe stopnie, lecz była dalej niezauważalna. Przysłuchała się uważnie rozmowie. „To na bank głos Rona” pomyślała dziewczyna. Nie mogła jednak zidentyfikować drugiego. Był ciepły, lekko zachrypnięty i… i po prostu dobry. „Fred. To na pewno on.” Skapnęła się dziewczyna i słuchała dalej.
- Miałem nadzieje że jesteś na tyle mądry żeby widzieć co się dzisiaj działo ze mną i Mioną. – „Co ten Ron wygaduje?! Oszalał?!” pomyślała zdenerwowana szatynka. Już chciała zejść i przemówić temu wrednemu rudzielcowi do rozsądku, ale usłyszała słowa Freda.
- Nie, Nie wiem jak można Nie chwalić się takim kimś jak Hermiona – dziewczynie zróżowiały policzki. Czuła to. Teraz już Nie chciała schodzić ze względu na Rona. Fred. Tylko on się liczył. Chciała podbiec i go przytulić, pogłaskać… pocałować.
- CAŁOWALIŚCIE SIĘ!? – z rozmyślań wyciągnął ją donośny krzyk Freda. Bardzo ciekawiło co na to Ron.
- No pewnie! Jaka by była z nas para gdybyśmy się Nie całowali. – „Co za oszust!” napędzała się Hermiona „Co za kompletny dupek!”. Nie sądziła że jej przyjaciela stać na takie coś. Przez resztę rozmowy czuła zmieszane emocje. Smutek, złość i zauroczenie. Po chwili usłyszała kroki. Coraz głośniejsze. Szybko schowała się za drzwiami, ale uchyliła by widzieć kto szedł. 
- Jak to jest ją całować? – usłyszała głos Freda. To na pewno był jego głos. Teraz rozpoznała by nawet koło krzyczącej mandragory. 
- No w sumie jest okej. Ale trochę jak całując dziecko. W ogóle bez pazura. – po tych słowach Hermiona zamarła. Zrobiło jej się okropnie przykro, a łzy napłynęły jej do oczu
„Skąd on to do cholery wie!” pomyślała „Nigdy nawet Nie dotknął swoimi ustami moich!” w  głowie szatynki pojawiła się złość. Musiała to odkręcić. Musiała sprawić by Ron poczuł się tak jak ona teraz. Zamknęła po cichutku drzwi.
- I na pewno Nie dotknie – powiedziała już całkiem na głos nie zważając na swoją pierwszą wpadkę z mówieniem do siebie. Weszła gwałtownie do łazienki gdzie Ginny myła zęby.
- Puka Se – powiedziała ruda z pełną buzią pasty.
- Masz mnie jutro tak urządzić że nawet Filchowi ślinka pocieknie! Zrozumiałaś!? – krzyknęła nastolatka i trzasnęła za sobą drzwiami. „Ronowi się dostanie” – z tą myślą zasnęła.

                                                                 <3 <3 <3 

Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Rozdział jest nadzwyczaj krótki, ale to dlatego że nie miałam pomysłu. Mam nadzieję że to wynagrodzę ^^ Już niedługo ;3 
~Meggie