Rozdział 7 „Masz mnie jutro tak urządzić że nawet Filchowi
ślinka pocieknie, Zrozumiałaś!?”
Pół godziny wcześniej.
- Dobranoc mała. – powiedział tajemniczo rudzielec. „Co on
ma dzisiaj z tą małą?” pomyślała Hermiona lecz Ginny pociągnęła ją już do góry.
Szybkim krokiem obie wbiegły do dormitorium.
- O czym ty chcesz pogadać? – powiedziała trochę zmieszana
Hermiona. To był dla niej dziwny dzień. Bardzo dziwny. Ginny rzuciła się na
łóżko z różową pościelą. Hermiona usiadła po turecku obok rudej.
- Co? – spytała rozbawiona szatynka widząc że młodsza
gryfonka uważnie jej się przygląda. Obróciła się odruchowo do tyłu, gdzie
Lavender powiesiła wielkie lustro. Od razu posmutniała. Dziewczyna z lustra
gapiła się na nią smutno. Bez ładnych rozpuszczonych włosów tylko w spięty
ciasno kok, „McGonagall ma taki sam. To już porażka.” Pomyślała. Nie miała
pomalowanych oczu, ani błyszczyka, a nawet pudru na policzkach. Hermiona
używała jedynie mugolskich kremów wygładzających cerę. No i lekko przejeżdżała
tuszem po rzęsach. Nic w tym Nie było kobiecego, a co tu dopiero mówić o
seksowności.
- Nie martw się – Ginny jakby czytała jej w myślach.
Hermiona szybko odwróciła głowę.
- Nie martwię się, niby czym? – uśmiechnęła się sztucznie
szatynka i zaczęła nerwowo wykręcać smukłe palce.
- Hermi błagam, znam cię już ponad cztery lata i mam wykuty
na pamięć twój rozkład nastrojów. Dokładnie wiem jakie miny przy tym robisz. –
starsza gryfonka wiedziała że Nie wygra
z Ginny. Rzeczywiście, tak dobrze jak ruda znała ją Chyba jeszcze tylko jej
mama. Dobrze było mieć taką Weasleyówne przy sobie. Hermiona mimowolnie się
uśmiechnęła.
- Mam pomysł! Jutro zrobię cię na bóstwo! – Ginny zrobiła
minę modelki i wydęła wargi. Hermiona zmarkotniała.
- Nie Gin… - szatynka automatycznie zaprzeczyła. Już Nie raz
młodsza gryfonka próbowała ją przekonać do metamorfozy ale jej odpowiedz zawsze
brzmiała „Nie”.
- No ale czemu? Podaj chociażby jeden argument, to się
zamknę – Ginny odstawiła teatrzyk zamykania ust na kluczyk po czym zamachnęła
się ręką do przodu sprawiając że Krzywołap schował się pod szafkę. „Właściwie
to Nie mam nic na swoją obronę” pomyślała Hermiona.
- Może dlatego że…– wypaliła bezmyślnie szatynka. Naważyła
piwa, będzie musiała to wypić, więc ciągnęła dalej – A jak kogoś oślepię swoją
urodą wprost ze spalonego teatru? – Hermiona zamieniła wszystko w żart. Ginny
jednak ją przejrzała, naprawdę ją dobrze znała.
- Boisz się prawda? – powiedział zupełnie poważnie, to Nie
pasowało do rozbrykanej gryfonki – Boisz się po tej akcji z Malfoyem - dokończyła. Hermiona nic Nie odpowiedziała.
Tak. To była prawda. Nie chciała ryzykować. Przynajmniej Nie teraz.
- Hermiona! Na pewno by tak Nie było! Po prostu głupia byłaś
że poleciałaś do tamtej nieszczęsnej łazienki! Wiesz że to bardzo niebezpieczne!
- No tak, bo przecież Voldemort mógłby nagle wyskoczyć z
muszli klozetowej. Ginny, święta prawda – Hermiona poklepała rudą po kolanie.
Obie dziewczyny zaczęły chichotać. Gdy przestały odezwała się ruda wstając z
łóżka.
- Wcześniej czy później i tak do mnie przyjdziesz i będziesz
błagała przynajmniej o błyszczyk – Hermiona oburzyła się teorią gryfonki ale
zanim zdążyła coś powiedzieć tamta była już zamknięta w łazience. Szatynka
postanowiła skorzystać ze swojego niezawodnego leku. I tu Nie chodziło o
Witaminę C. Książki. A dokładnie książka. Zawsze jak miała mętlik w głowie to
po raz setny czytała Romeo i Julie. „Tylko gdzie ona jest?”, Hermiona
przeszukała już Chyba całe dormitorium i nic. Nigdzie Nie było jej ulubionej
powieści. Nagle dziewczyna stanęła jak wryta i wszystko stało się jasno.
- Przecież wczoraj wieczorem czytałam ją na kanapie –
powiedziała sama do siebie na głos, ale po chwili się skarciła, bo ktoś mógł
pomyśleć że jest wariatką. Cicho otworzyła drzwi z obawy że ktoś zasnął na dole
lecz usłyszała tylko głosy. Znajome głosy.
- Po chuja podrywasz
Hermione!? – powiedział ktoś z dołu. Ktoś o niej gadał. Hermiona Nie lubiła
podsłuchiwać ale tym razem była zmuszona. Zeszła na niższe stopnie, lecz była
dalej niezauważalna. Przysłuchała się uważnie rozmowie. „To na bank głos Rona”
pomyślała dziewczyna. Nie mogła jednak zidentyfikować drugiego. Był ciepły,
lekko zachrypnięty i… i po prostu dobry. „Fred. To na pewno on.” Skapnęła się
dziewczyna i słuchała dalej.
- Miałem nadzieje że jesteś na tyle mądry żeby widzieć co
się dzisiaj działo ze mną i Mioną. – „Co ten Ron wygaduje?! Oszalał?!”
pomyślała zdenerwowana szatynka. Już chciała zejść i przemówić temu wrednemu
rudzielcowi do rozsądku, ale usłyszała słowa Freda.
- Nie, Nie wiem jak można Nie chwalić się takim kimś jak
Hermiona – dziewczynie zróżowiały policzki. Czuła to. Teraz już Nie chciała
schodzić ze względu na Rona. Fred. Tylko on się liczył. Chciała podbiec i go
przytulić, pogłaskać… pocałować.
- CAŁOWALIŚCIE SIĘ!? – z rozmyślań wyciągnął ją donośny
krzyk Freda. Bardzo ciekawiło co na to Ron.
- No pewnie! Jaka by była z nas para gdybyśmy się Nie
całowali. – „Co za oszust!” napędzała się Hermiona „Co za kompletny dupek!”.
Nie sądziła że jej przyjaciela stać na takie coś. Przez resztę rozmowy czuła
zmieszane emocje. Smutek, złość i zauroczenie. Po chwili usłyszała kroki. Coraz
głośniejsze. Szybko schowała się za drzwiami, ale uchyliła by widzieć kto
szedł.
- Jak to jest ją całować? – usłyszała głos Freda. To na
pewno był jego głos. Teraz rozpoznała by nawet koło krzyczącej mandragory.
- No w sumie jest okej. Ale trochę jak całując dziecko. W
ogóle bez pazura. – po tych słowach Hermiona zamarła. Zrobiło jej się okropnie
przykro, a łzy napłynęły jej do oczu
„Skąd on to do cholery wie!” pomyślała „Nigdy nawet Nie
dotknął swoimi ustami moich!” w głowie
szatynki pojawiła się złość. Musiała to odkręcić. Musiała sprawić by Ron poczuł
się tak jak ona teraz. Zamknęła po cichutku drzwi.
- I na pewno Nie dotknie – powiedziała już całkiem na głos
nie zważając na swoją pierwszą wpadkę z mówieniem do siebie. Weszła gwałtownie
do łazienki gdzie Ginny myła zęby.
- Puka Se – powiedziała ruda z pełną buzią pasty.
- Masz mnie jutro tak urządzić że nawet Filchowi ślinka
pocieknie! Zrozumiałaś!? – krzyknęła nastolatka i trzasnęła za sobą drzwiami.
„Ronowi się dostanie” – z tą myślą zasnęła.
<3 <3 <3
Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Rozdział jest nadzwyczaj krótki, ale to dlatego że nie miałam pomysłu. Mam nadzieję że to wynagrodzę ^^ Już niedługo ;3
~Meggie
a mi sie podoba :3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :D
http://pamietnik-fremione.blogspot.com/
Zajrzałam i świetny <3 Dziękuję za miłe słowa ;3
Usuń~Megg
Twoje opowiadania są mega fajne
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są mega fajne
OdpowiedzUsuń