niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 9 „FRED! UCIEKAJ DURNIU!”



Rozdział 9 „FRED! UCIEKAJ DURNIU!”

- Na spodnie Merlina! Wyglądasz wspaniale! – powiedziała Ginny na widok zupełnie innej Hermiony. Wszystkie współlokatorki wpatrywały się dumne w swoje dzieło. Sama szatynka Nie mogła uwierzyć że patrzy na siebie. Po tylu komplikacjach w końcu znalazły strój idealny. Wcześniej było dla Hermiony albo za skąpą, albo za niebezpiecznie. Teraz jednak wyglądała cudownie. Miała na sobie koszulkę z dekoltem na której widniała czarna pacyfka, dżinsową koszule z ćwiekami na ramionach i czarne rurki, które wspaniale współgrały z jej długimi nogami. Chociaż trzy „stylistki”  doradzały, błagały, a w bezsilności nawet ją szantażowały, to i tak została nieugięta w kwestii obcasów. Upartość Hermiony sprawiła że na jej nogach znalazły się jedynie czarne baletki, do których Lavender dokleiła kilka srebrnych ćwieków żeby współgrały razem z dżinsową koszulą.
- To idziemy na śniadanie? Już po dziewiątej. – ponagliła Hermiona przyjaciółkę. Ta na szczęście w czasie rekonstruowania butów przez dwie współlokatorki zdążyła się umalować, ubrać, a nawet spakować wszystkie rzeczy.
- Okej – odpowiedziała ruda i obydwie wyszły z dormitorium. „Nikogo nie ma. Pewnie wszyscy są już na uczcie pożegnalnej” spostrzegła się Hermiona wychodząc za drzwi. Ginny rozejrzała się nerwowo.
- Harry i Ron na nas Nie czekali?! A to głupki! Znaczy… Ron to głupek, Harry jest CU-DO-WNY! – rozmarzyła się. Związek rudej z wybrańcem był zupełnie świeży. Zaczęli ze sobą chodzić po wygranym meczu quidittcha dzięki Ginny. Harry był tak z niej zadowolony że zapomniał o całej przyjaźni i namiętnie ją pocałował. Odtąd młoda czarownica miała zupełne klapki na oczach i liczył się tylko on.
   Dziewczyny zeszły do cichego salonu. Wokół pokoju panowała pomarańczowo szkarłatna poświata. Barwy Gryffindoru. Ten salon był tak uroczy, że od razu kojarzył się każdemu z domem. Widocznie Godryk zrobił to celowo by umilić gryfonom tak dugą rozłąkę z rodzicami. Gdy czarownice wyszły z pokoju wspólnego ich oczom ukazał się na pozór zaskakujący, lecz znajomy dziewczynom obraz.
- Wy rude szumowiny! Nauczycie się pokory do starszych! – Argus Filch, irytujący woźny w Hogwarcie z wielkim wysiłkiem gonił dwóch rudzielców po piętrach. Bliźniaki śmiali się w najlepsze trzymając w rękach po kilka produktów Weasleyów.
- Haha, coś wyszedłeś z wprawy staruszku, kiedyś trzeba było uciekać przed tobą! – krzyczał rozbawiony George.
- Tak, tak! Teraz idziemy sobie spacer…. – Fred  już chciał czmychnąć do pokoju wspólnego, gdy przed jego oczami ukazała piękna gryfonka. Bliźniak przez chwilę myślał że to willa, ale Nie. To była jego przyjaciółka. I Chyba Nie tylko.
- Her… Her.. – Nie mógł wymówić jej imienia. Szatynka wpatrywała się w niego podle. Jak ona nienawidziła tych żenujących sztuczek i dowcipów. „Jak mogłam myśleć, że on jest romantyczny!?” – dudniło jej w głowie. „To jest takie dziecinne! Na pewno Nie zakocham się w dzieciaku!” złość buzowała w jej ciele a ręce zwinęły się w pięści.
- FRED! UCIEKAJ DURNIU! – krzyknął rozpaczliwie drugi bliźniak, lecz było już za późno. Filch gwałtownie złapał rudzielca za tył swetra i przyciągnął brutalnie do siebie.
- Puszczaj mnie ty wstręty charłaku! – wykrzykiwał Fred wiercąc się w uścisku woźnego. Filch słysząc te słowa pacnął go z całej siły w tył głowy, co spowodowało busz na głowie chłopaka.   
- Ja ci teraz pokaże cholerny bachorze! – krzyknął woźny i przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Fred poczuł od niego zapach tytoniu i płynu do mycia okien. „Jak ja się dałem tak złapać!?” – pomyślał.
- Panie Filch! – Krzyknęła Hermiona podchodząc z impetem do woźnego. Ten odchrząknął cicho i zacisnął dłoń na swetrze bliźniaka.
- CZEGO!? – zapytał gniewnie charłak. Fred wpatrywał się zafascynowany w szatynkę. Już odnalazł powód swojego złapania.
- Jak czytałam w regulaminie Hogwartu, strona dwieście trzydzieści dwa paragraf szósty, w ostatni dzień przed wakacjami nauczyciele i pracownicy szkoły Nie mogą karać uczniów! – powiedziała przemądrzałym tonem. Filch roześmiał się obleśnie.
- I co? Myślisz że się posłucham takiej smarkuli jak ty?
- Mnie pan się może Nie posłuchać, ale profesora Dumbledore’a już raczej tak… - powiedziała z promiennym uśmiechem szatynka na co woźny zmierzył ją bestialskim tonem.
- Ironia losu, co Argus? – rzekł roześmiany Fred, na co Filch znów uderzył go w tył głowy.
- Jasny gwint! Pieprzone małolaty! – woźny popchnął bliźniaka na Hermione i pędem zszedł na dół. Fred żeby na nią Nie wpaść szybko ją objął ją w pasie i przekręcił w powietrzu. Od razu poczuł woń jej waniliowych perfum.
- Dziękuje ci Hermiono! – krzyknął bliźniak i postawił szatynkę na ziemi. Ta jednak miała srogą minę. Złapał go za przód swetra i pociągnęła do pokoju wspólnego gryfonów.
- Co ty sobie wyobrażasz!? – wrzasnęła pretensjonalnie. To wyglądało zabawnie. O wiele niższa i drobniejsza gryfonka karci Freda Weasleya. Do pokoju wpadł George.
- No co? Trzeba mu było rozruszać stare kości – krzyknął rozbawiony Fred i opadł bezwładnie na kanapę.
- Jesteś taki dziecinny! – Hermiona pogroziła mu palcem przed twarzą, na co ten tylko się uśmiechnął. „Jak ona się fajnie złości” – pomyślał  wpatrując się w jej wściekłe oblicze.
- Oj Miona, wyluzuj – powiedział łagodnie George. Ta przełożyła spojrzenie na drugiego bliźniaka i szybko do niego podeszła.
- Zamknij się George! – krzyknęła i walnęła go pięścią w ramię. Bliźniaka rozbawiła „siła uderzeniowa” Hermiony. Poczuł jedynie lekkie stuknięcie.
- Oszczędź mojego brata bestio! – krzyknął teatralnie Fred. Gryfonka była już maksymalnie wściekła i z powrotem podeszła do siedzącego bliźniaka. Z wielkim zamachem pacnęła go w głowę. Zdziwiony ciosem Hermiony przyłożył rękę do czaszki. George Nie chcąc oberwać tak jak brat czmychnął niezauważalnie w stronę wyjścia.
- To bolało – powiedział z wyrzutem bliźniak wpatrując się w odmienioną, lecz wściekłą czarownice.
- Miało boleć! Wy nigdy Nie dacie sobie spokoju z tym człowiekiem? – zapytała pretensjonalnie gryfonka zakładając ręce na biodra. Fred zamarł widząc pozę Hermiony. Wyglądała tak pociągająco. Miał ochotę wtopić się w jej usta. Korzystając z nieuwagi dziewczyny, pociągnął ją szybko za rękę. W rezultacie leżała teraz na kolanach bliźniaka, a jej twarz niemal że stykała się z jego twarzą.
- Nie, ślicznotko – szepnął jej na ucho. Hermiona poczuła w brzuchu miliony motylków. „Ma taki cudowny głos” – rozmarzyła się. Po chwili jednak się opamiętała. Zerwała się z jego kolan i znowu wstała.
- Jesteś okropny Fred! OKROPNY! – krzyknęła wymachując rękami w prawo i w lewo.
- Ach tak? Sądziłem że mam inną reputacje wśród gryfonek – powiedział kpiącym tonem. Hermione oblał rumieniec. Dobrze wiedziała że pełno dziewczyn wzdychała na widok Freda lub Georga. Nawet Lavender oceniła go jako „Super mega przystojny”.
- Nie odzywaj się do mnie! – krzyknęła i obróciła się do niego plecami. Co to miało być? Gryfonka kilka minut wcześniej uświadomiła sobie że Fred to kompletny błazen, a jego jedno spojrzenie i już przewraca jej się w głowie. „Czyli to wszystko było na nic? Ta metamorfoza?” pomyślała po czasie, „Tylko jednym zdenerwuje Rona”. Hermiona była gotowa do działań. Opadła na drugim końcu kanapy, a nogi położyła na kolanach bliźniaka.
- Hermiona? – zapytał rudzielec. Gdy czuł na sobie jej zgrabne nogi znów naszła go ochota wtopienia się w usta szatynki.
- Tak Freddie? – zapytała namiętnie i przygryzła wargę. Fred poczuł kropeli potu na głowie. „Umarłem?” – zapytał sam siebie. Już coraz trudniej było mu hamować potrzebę poczucia jej warg na swoich. Musiał coś powiedzieć. Inaczej by Chyba wpatrywał się w nią wieczność.
- Bo tego no… mam dług ja, znaczy się u ciebie mam – zająknął się rudzielec. Spuścił głowę aby Nie musieć patrzeć na nią. To go rozpraszało. Cholernie rozpraszało.
- Ooo, nawet wiem jak możesz go spłacić – powiedziała słodko. Zaczęła kręcić na palcu rudy kosmyk z pół długich włosów bliźniaka. To było takie fascynujące dla młodej czarownicy.
- Słucham? – w głowie Freda kotłowały się całkiem przyjemne obrazy. To było dziwne, nigdy Nie myślał o niej jak o…. no o niej. Była inna. Wredna, ale w taki pociągający sposób. Chłopak Nie mógł poznać samego siebie. To był on? Ten sam Fred Weasley który miał odpowiedź na wszystko? To ten sam gryfon do którego inne gryfonki ustawiały się w kolejce? Nie. W tym momencie był oczarowany dziewczyną która jeszcze niedawno burzyła się błyszczykiem na ustach. Prościej, był oczarowany HERMIONĄ GRANGER.
- Chodź – zanim się obejrzał szatynka złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Nie zamierzał protestować, bo po co? Był ciekawy o co jej chodzi. Tym bardziej że spodziewał się… no. Nie wiedział czego się miał spodziewać, ale miał takie miłe przeczucie. Patrząc na nią  wszystko było miłe. Stanęli dopiero przed wejściem do dormitorium Hermiony. Z rozmyślań wybawił go jej głos.
- Zamknij oczy – powiedziała łagodnie, lecz stanowczo.
- Ale…
- Freddie – gryfonka wydęła wargi. Tylko ona zwracała się tak do niego, a robiła to w tak nieziemski sposób że chłopak mimowolnie spojrzał na nią i zamarł. Gdy zauważył w jaki sposób poruszają się jej usta od razu zamknął oczy. „robisz to specjalnie” – chciał jej to powiedzieć. Jak ona mogła go tak męczyć? Zanim jednak się wybuchnie. Bo jak tak dalej będzie to na pewno to zrobi, to chciał się dowiedzieć po co ona mu każe zamykać oczy. To musi być coś specjalnego, prawda? Inaczej by go tak Nie głaskała ani kusiła.
- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała spokojnie i weszła do dormitorium. Fred mimo wszystko Nie otworzył oczu. Był za bardzo zafascynowany. Tak. To dobre słowo. Był Zafascynowany.
W jego myślach widniał tylko jeden bieg wydarzeń. Jej usta na jego ustach. Nie przyjmował innego wyjaśnienia. Po chwili usłyszał skrzypienie drzwi. „Jeszcze tylko chwila, wytrzymasz stary”.
- Zanim otworzysz oczy obiecaj mi coś – jej głos był dla taki pociągający, mógł obiecać jej wszystko.
- Tak? – tylko to z siebie wydusił. „To się zaraz stanie, pocałuje ją” – Nie potrafił myśleć o niczym innym. Pocałuje ją. Pocałuje ją. Pocałuje ją.
- Obiecaj że mimo wszystko zrobisz to, o co mi chodzi – POCAŁUJE JĄ. Przecież o to jej chodzi, musi jej o to chodzić.
- A to coś… fajnego? – zapytał jeszcze, by być pewny przed tym jak pocałuje ją. To brzmiało tak pięknie.  Jego oczy nadal były zamknięte.
- Oczywiście – powiedziała przesadnie miło. Fred poczuł że ręka Hermiony spoczęła na jego torsie. Czuł, że się zaczerwienił.
- No to… obiecuje! – krzyknął z entuzjazmem. „Jeszcze sekunda” pomyślał.
- otwórz oczy! – powiedziała już całkiem normalnie. Gdy oczy gryfona z ciemności wróciły do rzeczywistości ujrzał na twarzy dziewczyny złośliwy uśmieszek który często widnieje na sobie. Spojrzał na swój sweter. Na prawej stronie klatki piersiowej widniała plakietka z napisem „WESZ”,  i zanim zdążył coś powiedzieć na jego rękach spoczęła ciężkie pudło z takimi samymi plakietkami i ulotkami.
- To jest twoja rekompensata Weasley – powiedziała gryfonka z rozbawioną miną. Fredowi zrzedła mina.
- Nie! – krzyknął oburzony – na pewno Nie!
- Przykro mi ale obietnica to obietnica, a teraz skorzystaj z okazji że wszyscy są na uczcie pożegnalnej i pokaż jak ważna jest Walka o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych! – krzyknęła z radością i pokazała ulotkę bliźniakowi.
- Ale Hermiono…
- żadnego ale! Zawsze łamiesz przepisy, więc pora na twoją karmę! A może dodawaj plakietki każdemu kto kupi jeden z tych waszych gadżetów?
- o Nie! – Fred na dźwięk tych słów podszedł bliżej szatynki, lecz widząc jej minę odsunął się o krok. – Nie mieszaj produktów Weasleyów z tą swoją Wszą!
- No to przykro mi ale Nie cofniesz swojej obietnicy – Hermiona przedłużyła ostatnie słowa. Fred zaczął coś podejrzewać.
- Jak to?
- Drogi Fredzie, wiesz co to jest czarodziejski pakt słowny? – Zapytała z uśmiechem od ucha do ucha – przed chwilą właśnie go, no…. Wymówiłeś – gryfonka wyjęła z kieszeni mały kwitek na którym widniał napis:

     Pakt słowny o przyłaczenie Sie do akcji WESZ i rozprzestrzenianiu jej własnym kosztem.

Gdy Fred skończył czytać ten tekst usłyszał własny głos mówiący „No to… obiecuje!”. Pudło które trzymał zdawało się zrobić cięższe, a nogi miał jak z waty. Ogarnęło go uczucie porażki i naiwności. „Jak ja mogłem się dać tak oszukać” – pomyślał. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że Hermiona wymyśliła to bardzo sprytnie.
- A co jeżeli złamię tą przeklętą obietnice – zapytał zdruzgotany. Nie mógł się jednak na nią złościć, gdy wyglądała… tak jak wyglądała.
- Oj zapewniam że nie chciał byś wiedzieć – Hermiona powiedziała to słodkim głosem, a jej palec znów okręcał rudy kosmyk Freda. Chłopakowi to wystarczyło. Na pewno Nie chciał ryzykować, zwłaszcza że Hermiona maczała w tym małe paluszki. Zrobił smutną minę i ruszył w kierunku schodów. Szatynka poczuła ukłucie w sercu. „Dlaczego jestem dla niego aż taka wredna?” – pomyślała. Przecież on zawsze się wygłupiał, taka już jego natura. Tym bardziej że od jakiegoś czasu, Nie był jej obojętny. No, nigdy Nie był jej do końca obojętny, bo poza tym że wiecznie ją drażnił, to się lubili, ale od niedawna  jej uwaga skupiała się na nim w całkiem inny sposób.
- Fred – powiedziała cicho. Chłopak był już na końcu schodów. Hermiona musiała coś wiedzieć.
- Hmmm? – powiedział smętnie nawet się Nie obracając. Szatynkę jeszcze bardziej ogarnęły wyrzuty sumienia. 
- Dlaczego nazwałeś mnie ślicznotką, wtedy na dole? Czy ja…. Czy ty uważasz że ja jestem ładna? – Zapytała nieśmiało, nieoczekiwana zbyt miłej odpowiedzi. Wiedziała że w porównaniu do Angeliny Johnson czy Katie Bell była… sobą. Nudną i przemądrzałą sobą.
- Pfff… żeby tylko ładna – te słowa sparaliżowały szatynkę. Może i przeszła przemianę, a i owszem, ale wtedy w toalecie. Przecież wtedy była jeszcze swoją starą wersją. Dalej Nie rozumiała tu czegoś.
- Jeszcze jedno! – Fred był już przy drzwiach do wyjścia, więc gryfonka krzyknęła. Chłopak się zatrzymał. Jednak Nie chciała krzyczeć przez cały korytarz więc szybko do niego podbiegła. Nie czekając na słowa „co?” lub „tak?” zadała pytanie.
- Chodzi mi o tą sytuacje w toalecie, po co mi mówiłeś że zerwałeś z Angeliną – jej brązowe oczy patrzyły pytającą, lecz nieśmiało w jego łagodne oczy. Gryfon się uśmiechnął. Stali twarzą w twarz. Znowu ogarnęła ich ta cudowna chwila. Wszystko w nich drżało. Fred delikatnie musnął jej policzek.
- Mam nadzieję, że wkrótce się dowiesz – powiedział cicho i pospiesznie wyszedł z pokoju. Hermiona stała osłupiała i gapiła się w pustą przestrzeń, którą przed chwilą zajmował jej „dylemat”. Te wszystkie myśli, emocje z tamtego dnia wróciły. W tej chwili uświadomiła sobie pewną rzecz. „Tu wcale Nie chodzi o zemstę dla Rona”, pomyślała „tu chodzi o niego”. Była zakochana. Teraz mogła to oficjalnie powiedzieć przed samą sobą. Była zakochana we Fredzie Wealseyu. 

                                                                          <3 <3 <3  

Mam dla was złą wiadomość. Wczoraj miałam wypadek, i mam unieruchomione kolano ;/ Oczywiście rodziały będą dalej, tylko chciałam wam o tym powiedzieć ;c życzę miłego czytania, i uważajcie jak lecicie na nimbusach, jeżeli nie chcecie skończyć jak ja ;D 
~Meggie

10 komentarzy:

  1. Zawaliste.... Czekam na więcej ♥♥♥

    Ela ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial super. Czekam na ciag dalszy ^^
    I szybkiego powrotu do zdrowia zycze ;3

    /Mei

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial super. Czekam na ciag dalszy ^^
    I szybkiego powrotu do zdrowia zycze ;3

    /Mei

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekamy na następny rozdział. Życzę weny i do zobaczenia w Hogwarcie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to Fremione, pisz dalej <33

    OdpowiedzUsuń

Zanim dodasz komentarz, pamiętaj że jestem amatorką.
Twoja opinia, negatywna czy pozytywna jest dla mnie niezmiernie ważna.
JEŻELI OCZEKUJESZ SZYBKIEJ ODPOWIEDZI, ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI 'CZAT'