niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 14

Rozdział  XII „Hmm…. Molly, a co byś powiedziała na zaproszenie do nas na herbatkę?”


- Gdzie są farby? – zapytał zniesmaczony Ron widząc w szopie z narzędziami martwą mysz. George widząc to, kopnął zwierzę czubkiem trampka w dziurę w podłodze. Bracia zaczęli szukać charakterystycznych kubłów z mugolskimi barwnikami.
- Ale się wściekła, co? – zapytał znienacka Ron, gdy po znalezieniu narzędzi do malowania znaleźli się już na trzecim piętrze.
- Eee… bywało gorzej.
- Słuchaj… - zaczął spięty czymś Ron – Fred i Percy muszą się w końcu dogadać… no nie?
- Przydałoby się! Ja Nie zamierzam nosić tych metalowych puszek aż na czwarte piętro!
- Mam jeden pomysł… - zaczął niepewnie młodszy rudzielec. George wsadził pędzel do wiaderka i oparł się o jeszcze Nie pomalowaną ścianę. 
- Nawijaj – powiedział znudzony. Ręką odgarnął rude włosy, a na jego policzku została brązowa plama. Ron zacisnął pięści.
- No bo… Nie myślałeś żeby ich odstresować? – poczuł kropelki potu na plecach. Nie były z wysiłku. – …nas wszystkich odstresować…
- Może jaśniej? – George zaciekawiony założył rękę na rękę.
- No bo ja ten… myślałem żebyśmy…. No…. Zrobili sobie taki typowo męski wieczór, co? 
- Hmm…. Ciekawa propozycja –Bliźniak uśmiechnął się zamyślony.
- Tylko że ten… - Ron wytarł mokre ręce o dżinsy – byś musiał załatwić… no napoje…. – Gdy spojrzenia obu braci się spotkały, młodszy brat szybko spojrzał na swoje buty, a policzki mu pociemniały.
- Ron, przecież wiesz że kremowe piwo sprzedają nieletnim – George z pogardliwym uśmieszkiem go zmierzył – nawet tobie – zażartował. Ron przygryzł wargę, i zamrugał zdenerwowany. Na szczęście jego twarz zakryły kosmyki rudych włosów, więc jego brat Nie zauważył nagłego spięcia.
- Tylko że…. Mi chodzi o coś innego… - chłopak zacisnął usta tak mocno, że zrobiły się aż sine – coś… większego – dokończył. George zarechotał cicho.
- O proszę! – krzyknął rozbawiony – ognistej się zachciało, co młody?! – Bliźniak niezauważalnie podniósł brudny pędzel.
- Ej… a może chciałbyś spróbować czegoś znacznie lepszego? – zapytał tajemniczo, i powoli podszedł do brata. Ron machinalnie podniósł głowę zafascynowany, a jego oczy się zaświeciły.
- Yhym – mruknął, ukrywając podekscytowanie bijące z wnętrza. Co jak co, ale Fred i George znają się na dobrej zabawie. Zwłaszcza kiedy chodzi tu o trunki.
- No dobra, tylko obiecaj, że Nie piśniesz ani słowa mamie, a gwarantuje że ci się spodoba….
- Słowo! – odpowiedział szybko zniecierpliwiony. George stał z nim twarzą w twarz.
- Gotowy? – zapytał. Ron skinął energicznie głową. Co to mogło być? Nie miał pojęcia. Bliźniak trzymał go chwilę w napięciu, po czym krzyknął.
- MASZ! – Jedno machnięcie, i Ron wyglądał jakby był za bardzo wytapetowaną Ginny. Poczuł w ustach smak farby, i jego brwi zmarszczyły się gniewnie.
- Ty kłamco! – wrzasnął podnosząc swój pędzel, i po chwili na koszulce Georga znalazło się multum brązowych kleksów. I tak została wywołana kolejna bitwa młodych Weasleyów. Krople farby rozprzestrzeniały się z błyskawiczną prędkością, a bracia wyglądali jakby przed chwilą wrócili z kąpieli błotnej. Nagle rozległ się huk.
- CO TO MA DO LICHA ZNACZYĆ!? – wrzasnęła stojąca w drzwiach Molly Weasley i jednym płynnym ruchem różdżki pozbyła się wszelkich brązowych niespodzianek. Nawet schludnie pomalowana ściana z powrotem została ogarnięta bielą.
- Ej! To dopiero co wyschło! – krzyknął pretensjonalnie George wskazując na wcześniej pokryty farbą fragment. Pani Weasley założyła ręce na biodra.
- Za karę od nowa zaczniecie! I tym razem bez żadnych numerów, ZROZUMIANO!? – Chłopcy pospiesznie skinęli głowami, i złapali za pędzle. Gdy mama wyszła, wybuchli śmiechem, i zabrali się do pracy.

                                                                ***

Hermiona leżała bez ruchu. Gdyby Nie regularne podnoszenie się klatki piersiowej, można było by ją uznać za coś martwego. Spała zwinięta jak kotek. Robiła tak od małego. Kiedyś w mugolskim przedszkolu była nawet żartobliwie przezywana, ponieważ zawsze w czasie drzemki kuliła się niczym jej rudy kot Krzywołap. Ciche skrzypnięcie; przewróciła się na drugą stronę. Po chwili skrzypnięcia się mnożyły aż szatynka wydała z siebie cichy pomruk. Jej, Chyba naprawdę miała coś z kota. Powoli zaczęła otwierać oczy. Blask zalał jej dotąd ciemny widok, a źrenice się zmniejszyły. Obudziła się.
- Gin… - szepnęła cicho. Nic jej Nie odpowiedziało. Spojrzała otępiale w bok. Jej przyjaciółka ani drgnęła, pochłonięta błogim snem. Postanowiła jej Nie budzić. Bo po co? Należy jej się sen. Szczególnie po tylu koszmarnych nocach, jakie przeżyła. Hermiona cicho podniosła się z łóżka rudej, i rozprostowała kości. Niemrawo poczłapała do sąsiedniej łazienki. „Prysznic” – pomyślała. Subtelnie zrzuciła ubrania i związała włosy w luźny kok. Gdy puściła wodę jej ciało ogarnęła przyjemna i ciepła wilgoć. Zmęczenie w oczach przeobraziło się w rześkość, a ujmujące mrowienie przeszyło jej po kościach. Minęło dziesięć minut. Z bólem serca zakręciła wodę, a przez jej ciało przeszła nagła fala chłodu. Stanęła na płytkach zawijając się szczelnie w jedwabny ręcznik. Włosów Nie było potrzeby wiązać ręcznikiem, ponieważ Nie zmoczyła ich zbytnio. Rozpuściła je tylko, i przeczesała rękami. Spojrzała w lustro, i uśmiechnęła się do odbicia. W lustrze zerkała na nią zadowolona kobieta, z włosami których Nie potępiła by nawet Bellatriks Lastrange. Makijaż spłynął z jej twarzy podczas kąpieli, więc wyglądała prawie jak swoja młoda imitacja. Ale to Nie było w złym sensie. Może i fryzurą i brak podkreśleń cery przypominała siebie z dawnych lat, to jej twarz od niedawna przybrała bardziej kobiece owale. Pierwszy raz mogła przyznać, że wygląda seksownie. Przemyślenia przerwał jej coraz większy chłód w stopach, od zimnych płytek. Podeszła do swoich ubrań, i zaklęła w duchu. Były całe mokre. Z frustracją wyszła z ciepłej łazienki, i weszła do „swojego” pokoju. Już chciała skierować się w stronę szafy, lecz jak tylko przeszła przez próg ujrzała najmniej spodziewanego gościa. Jego.
- Fred!? – chłopak stał tyłem do niej, a rękami przewracał stronnice jakiejś książki, z samymi fotografiami.
- No cześć – powiedział zalotnie, nadal Nie obracając się do niej.
- Co ty tu robisz!? I kto ci pozwolił ruszać mój album!? – wykrzyknęła zezłoszczona. To był dla niej szczyt bezczelności. Nie dość że ten rudzielec sobie tak po prostu Tutaj wlazł, to jeszcze bez pytania przegląda w najlepsze jej album ze zdjęciami.
- WYNOCHA! – krzyknęła.
- Czekaj, zaczynają się zdjęcia z tamtych wakacji, Ooo, to przecież ja! Jaki ładny! – W Hermionie buzowała złość. On ją najzwyczajniej w świecie olewał. W pokoju rozległ się cichy jęk. Ginny się obudziła.
- mmm…. Co?! Fred!? – wydarła się nieprzytomnie, i roztarła nerwowo oczy.
- Co tam, ruda? – zapytał niedbale, nadal Nie odrywając nosa, od zdjęć. Ginny rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok zatrzymał się na przyjaciółce, i po chwili wyglądała jakby połknęła małe słońce. Wzkazała na nią palcem.
- Her… Her… - wydobyła z siebie tylko. Hermiona spojrzała w dół i zamarła. Stała w niemalże nago, zakrywając się tylko ręcznikiem, i to jeszcze przed chłopakiem.
- Aaaa!! Wynoś się! Natychmiast! – krzyknęła zrozpaczona nerwowo przytrzymując niestabilny materiał. Fred natomiast Nie świadom niczego w najlepsze przeglądał fotografie.
- Dobra, zaraz, mama przysłała mnie po bezo…. – Jego oczy mało Nie wyszły z orbit. Gdy się obrócił, Nie liczył na taki widok. Jego szczęka się rozwarła. Widzi ją. Bez ubrań. A zakrywa ją jedynie lichy ręcznik. Zwariował. To sen? Nie. Lepiej.
- Tyy… ty… ty… - zacięła się szatynka. Policzki jej poróżowiały. Dlaczego on musi się tak gapić?
- Chrystusie Przenajświętszy! – krzyknął Fred, łapiąc się za włosy. Nie mógł wykonać najmniejszego ruchu. Serce mu zadrżało. Miał ochotę wtopić się w jej usta. Zerwać z niej ten ręcznik. Po chwili sam się jednak przeraził tymi myślami. Aż tak pożąda tej dziewczyny? „JESTEŚ FACETEM! TO NORMALNE!” – dudniło mu w głowie. Jednak męczyło go poczucie winy. Spojrzał jej w oczy. Malowało się w nich zakłopotanie. Dzika ochota na jej usta zniknęła, a pojawiło się współczucie. Chciał ją otulić. Zasłonić. Zapewnić bezpieczeństwo. Podszedł do niej powoli, z takim zamiarem, lecz poczuł gwałtowne szarpnięcie za tył koszulki, a czyjeś ręce zaczęły bić go po plecach.
- Ty zboczony kretynie! – krzyknęła Ginny okładając go pięściami po głowie i ramionach.
- Nie… Ał!.... to Nie…. AŁA!... Nie chciałem nic! GINNY! – bronił się Fred, co chwila obrywając bezlitosnymi piąstkami młodszej siostry. Uciekając przed uderzeniami skierował się w stronę drzwi. Ostatni raz odwrócił głowę by spojrzeć na Hermione. Jej twarz była bez wyrazu. Lekko się do niej uśmiechnął. Gdyby Nie kolejna fala ciosów Ginny, mógłby przysiądź że odwzajemniła ten gest. Po chwili złapał siostrę za ręce i odepchnął w głąb pokoju, a sam zatrzasnął za sobą drzwi biegnąc do pokoju łączącego go z Georgem. Co jak co, ale jego siostrzyczka umie nieźle tłuc.

                                                                    ***

Pani Weasley nerwowo spojrzała na zegarek. Pół do piątej. Zakon powinien już być. Minęło trzy dni od kiedy dowiedzieli się o porwaniu Artura. Dzisiaj był szesnasty lipiec. Dzień Narady Zakonu Feniksa. Domowa atmosfera nieco się polepszyła. Co prawda Fred i Percy nadal się Nie pogodzili. Wręcz przeciwnie. Unikali siebie jak ognia, by uniknąć pretekstu kolejnej kłótni, a jeżeli dochodziło już do spotkania ich spojrzenia pałały nienawiścią. Hermiona zaciągnęła wczoraj Ginny do jakiegoś mugolskiego sklepu w przedmieściach Londynu, gdzie szatynka kazała jej wybrać sobie sukienkę na urodziny w formie prezentu. Oczywiście zabranie jej do sklepu sprawiło, że i Ginny, i nawet Hermiona wróciły z pełnymi torbami ubrań. Chłopcy natomiast zachowywali się zupełnie neutralnie. Fred i George znowu się wygłupiali. Ron był ciągle głodny, a Percy przynudzał ich ministerskimi mądrościami.
- Już idę!  - krzyknęła Molly, gdy usłyszała słabe pukanie do drzwi. Poczłapała w stronę wejścia, a deski pod którymi znalazły się jej stopy regularnie poskrzypywały. Wytarła mokre od mycia naczyń ręce i otworzyła niedbale drzwi. Z zewnątrz uśmiechał się do niej Remus Lupin, a promienie słoneczne oświetliły mu twarz. Mimo że na dworze było ponad dwadzieścia stopni, były huncwot odziany był w bawełniany sweter. Jego włosy znacznie posiwiały od ostatniego spotkania. To pewnie przez stres.
- Witaj Molly – rzekł radośnie, a pani Weasley obdarowując go uprzejmym uśmiechem, gestem zaprosiła go do środka.
- Ooo, jestem pierwszy? – zapytał zdziwiony rozglądając się po Norze.
- Tak Remusie – kobieta spojrzała za drzwi. – a gdzie Tonks?
- Jest niestety chora, lecz kazała mi potem wszystko opowiedzieć – Lupin pokiwał głową z zafascynowanym uśmiechem – cała Nimfa!
- Biedaczysko… herbatki?
- Chętnie – odpowiedział, i zasiadł przy drewnianym stole, oczekując napoju.

                                                          ***

- Nie! – krzyknęła Ginny wykrzywiając twarz. Jej wzrok skierował się w stronę okna.
- No proszę! Patrz jaka ładna pogoda! – zachęcała ją przyjaciółka. Ginny jednak za żadne skarby świata Nie chciała się zgodzić, aby poszły dzisiaj popływać w jeziorze, niedawno odkrytym przez Mione.
- Nie! Rozmarzę się! A poza tym ja…. Ja…. Ja szybko marznę! – Hermiona wybuchła histerycznym śmiechem.
- Pff…. W wodzie jest ponad dwadzieścia stopni, Nie rozśmieszaj mnie!
- Nie! Nie! Nie! – szatynka założyła ręce na piersi i stanęła tak, żeby patrzeć jej w oczy.
- Wiesz co? Jesteś wredna! Ja jak chciałaś sobie polatać na miotle, musiałam ci towarzyszyć, i tak to się skończyło! – podniosła lekko koszulkę pokazując fioletowego siniaka w okolicach pępka. Ginny westchnęła cicho.
- Uch, no okej – Hermiona pisnęła z radości i przytuliła przyjaciółkę. Ruda nagle osłupiała.
- Hermiona! Trzeba się szykować! Jaki strój wybrać?! A makijaż!? Dalej masz ten mugolski tusz nieprzemakalny, czy coś tam!? – Szatynka roześmiała się cicho, i obydwie skierowały się do łazienki.
  - Ty w ogóle wiesz gdzie idziesz? – zapytała Ginny idąc po jaskrawo zielonej trawie. Hermiona szła hardo wyprzedzając ją. Zdołała zapamiętać drogę, kiedy wracali z Hogwartu.
- Najwyraźniej tak – odpowiedziała promiennie, wskazując palcem na wielką, niebieską plamę wyodrębniającą się z zielonej przestrzeni. Dziewczyny przyspieszyły kroku. Po pięciu minutach stały na brzegu jeziora w strojach kąpielowych.
- Dobra teraz musimy się powoli zamo…. – ruda Nie zdążyła dokończyć zdania gdy coś z tyłu złapało ją w talii i pociągnęło do przodu. Hermiona tak się przestraszyła, że straciła równowagę i wpadła z impetem do wody. Gdy obie się wynurzyły zaczęły kaszleć i dyszeć, a przed ich mokrymi oczami ukazała się rozmazana postać z blond włosami.
- Luna!? – zapytała nerwowo Ginny – CZEMU!? – Luna zachichotała cicho i pomogła im wygrzebać się z wody. Dziewczyna Chyba pierwszy raz wyglądała normalnie. Jej niebieski strój kąpielowy bardzo pasował do bladej cery, a włosy czarodziejki były związane w luźny kok na czubku głowy.
- Przepraszam, próbowałam ochronić cię przed gnębiwtryskami które wyczuły twój strach związany z wodą – Luna  zrobiła swoją naturalną minę – można je przepędzić jedynie zwalczając ten fantom.
- Nic się Nie stało, gdyby Nie ty, to ona dalej by się „zamaczała” dwie godziny – odpowiedziała rozbawiona Hermiona, a Ginny zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem.
- Luna, skąd ty się tu wzięłaś? – zapytała spokojnie ruda, powstrzymując złość.
- Och, przyszłam się po prostu popluskać, tak myślałam że was tu znajdę – Luna niespodziewanie zanurkowała, dwie przyjaciółki spojrzały na siebie zdziwione, po czym rozległ się kolejny plusk, i luźny kok mokrej blondynki, był jeszcze luźniejszy.
- No to co dziewczyny, popływamy trochę? – zapytała ochoczo Hermiona i Nie czekając na odpowiedz popłynęła w głąb jeziora. Ginny i Luna po chwili uczyniły to samo.

                                                                ***

- Są wszyscy? – zapytał Moody wstając z miejsca. Wszyscy wydali z siebie ciche pomruki oznaczając swoją obecność.
- No więc tak, Nie zamierzam głupio tłumaczyć po kiego się tu zebraliśmy, bo Chyba wszyscy wiecie – Szalonooki rozejrzał się. Twarz każdego członka zakonu była smutna i niewyraźna. Tak, wiedzieli o co chodzi. – Percy, co wiemy?
- Mało Alastorze. Dowiedziałem się od pewnego świadka, że widział tatę jak wychodził z Ministerstwa, a „jakaś” zakapturzona postać potraktowała go od tyłu Drętwotą – Percy zrobił przerwę, i upił łyk wody – dopiero kilka dni temu nasz informator zdołał się na podanie nam cennych faktów, tłumacząc się tym że porywacz mu groził – członkowie zakonu popatrzyli się na siebie znacząco, a po chwili znów przemówił Moody.
- Jakieś propozycje, he?
- Proponuje czekać – odezwał się spokojny głos Remusa Lupina.
- Na co Remusie? Aż przyślą nam go martwego? – powiedziała pani Weasley słabym tonem.
- Molly, rozumiem że to twój mąż, ale nawet nie wiemy od czego zacząć – obronił się wilkołak. Z miejsca wstał Syriusz Black.
- Popieram Molly, za dużo przeżyła, żeby teraz jeszcze czekać na jakiś odzew!
- Ale..
- Zrozum ją Remusie – przerwał mu Syriusz – a co byś zrobił, jakby nie daj Boże, porwano Tonks?
- Syriuszu! – w salonie wybuchła wielka awantura. Połowa stołu była zdania Lupina, a połowa wręcz przeciwnie. Tylko jedna osoba cierpliwie i stoicko przyglądała się kłótni. Jednak po chwili rozległo się szuranie krzesła. 
- CISZA!!!! – usłyszeli potężny głos. Momentalnie Nore wypełniła grobowa głusza. Dumbledore.
- Tak lepiej – powiedział spokojnie – rozumiem to, że wszyscy macie swoje racje. W tym momencie możemy zrobić tylko jedno. Iść na kompromis! – Dumbledore uśmiechnął się promiennie, i rozglądał się po niezrozumiałych twarzach członków Zakonu.
- Mniej więcej chodzi o to, moi kochani, że poczekamy trzy, cztery dni, a jeżeli do tego czasu słudzy Sami-Wiecie-Kogo nie będą mieli w planach się pokazać, zainterweniujemy – Nikt nie powiedział ani słowa. Ten pomysł spodobał się każdemu.

                                                                       *** 
- Dziękuje za gościnę, Molly – ostatni członek zakonu, Remus Lupin stał w drzwiach wyjściowych. – i przepraszam za tą awanture, ja wcale nie….
- Wiem Remusie- przerwała mu i uśmiechnęła się radośnie. W oczach wilkołaka widać było wdzięczność za to, że nie musiał się tłumaczyć. Zamyślił się.
- Hmmm…. Molly, a co byś powiedziała na zaproszenie do nas na herbatę?
- Oh, naprawdę bardzo bym chciała, ale to trochę daleko….
- Zawsze możesz zostać u nas na noc, no, odpoczniesz sobie trochę, a przecież Fred i George są pełnoletni – powiedział puszczając oczko do przyjaciółki. Bardzo chciał wynagrodzić Molly swoje dzisiejsze zachowanie.
- Pełnoletni może są fizycznie, ale na pewno nie psychicznie – powiedziała pani Weasley, a w jej głosie brzmiała nutka goryczy, pomieszana z radością. Podjęła decyzje. – No ale cóż, to będzie dla nich próba – uśmiechnęła się.
- To zapraszamy jutro wieczorem – rzekł wilkołak, i wyszedł.  

                                                                         *** 

Obiecałam to macie ;3 Miał być trochę dłuższy, ale chciałam już dzisiaj dodać. Dobranoc <3