sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 19 „Oj, przepraszam, Granger.”



Rozdział 19 „Oj, przepraszam, Granger.”


- Obiad! - po Norze już trzeci raz rozległ się donośny krzyk Molly Weasley.

Nie minęło 5 minut i wszyscy Weasleyowie wraz z Hermioną stawili się na dole siadając na swoich miejscach. Diabli chcieli że Hermiona siedziała akurat na przeciwko Freda, który od zejścia do kuchni nie obdarzył jej chociażby jednym spojrzeniem chowając twarz we włosach.

 - Jak wiecie chłopcy, kara was nie ominie. - powiedziała pogodnie ruda kobieta podając nastolatkom talerze z jedzeniem. Ginny i Hermiona spojrzały na siebie znacząco uśmiechając się przy tym z triumfem.

- Więc tak, ze względu na to, że śmierciożercy uwzięli się na naszą rodzinę, a potrzebujemy zakupów żywnościowych, wybierzecie się do świata mugoli po potrzebne rzeczy. - powiedziała spokojnie. Fred pierwszy raz odkąd pojawił się na obiedzie podniósł głowę. Hermiona stłumiła uśmiech spoglądając ukradkiem na jego twarz. Wyglądał ślicznie. Tym razem to było idealne określenie. Włosy miał jak zwykle delikatnie rozczochrane, zbuntowany wyraz twarzy, i delikatne rumieńce na policzkach. Niczym mały chłopczyk który się zdenerwował.

- Co? Mamo, zwariowałaś?! - zapytał z pretensją w głosie.

- Ty się gówniarzu ciesz że taką masz kare! Za wasz występek powinnam wywalić was z domu! - krzyknęła patrząc wściekle na rudzielca. - Przecież nie macie po pięć lat, dacie rade, dziewczynki pewnie chętnie wam pomogą, a wiecie że Hermionka ma Londyn w jednym palcu.

- Znaczy....

- Taaak! - przerwała szatynce Ginny. - Zakupy w Londynie, ekstra!

- Jedziemy. - stwierdziła niechętnie Hermiona. Kto wie, być może to jest szansa na rozmowę z Fredem.

- Mamo, tylko że ja dzisiaj wracam do siebie. - odezwał się Percy.

- Zdrajca! - krzyknęli podwójnie Fred i George a Ron patrzył wściekle na brata.

- Dobrze Percy, ty jesteś dorosły. - stwierdziła pani Weasley. Bracia tym razem się nie odezwali, bo już raz toczyli wojnę o bezkarność Percy'ego, i przegrali.

- No to się dogadaliśmy. – kobieta uśmiechnęła się do swoich dzieci. 

                                                                   ***

Po obiedzie George, Hermiona i Ginny poszli do ogrodu żeby ustalić co z wyjazdem.

- A może pogadamy z waszą mamą żeby dała wam inną karę? – zapytała Hermiona. Nie miała ochoty spędzić połowy dnia patrząc jak Ginny lata po mugolskich sklepach, wkłada tysiąc rzeczy do koszyka, a na sam koniec bierze tylko trzy ze względu na wysoką cenę.

- Co ty… jak matka się na coś uprze to nie da się z nią pogadać – powiedział George rozkładając się na ławce. Jego siostra widząc to szturchnęła go w kolana żeby się posunął i usiadła obok.

- No ale Miona, prawie nigdy nie mamy okazji pojechać na zakupy! – powiedziała z wyrzutem ruda a Hermiona westchnęła.

- Tyle że jedziemy przez to że jacyś idioci – spojrzała w tym momencie na George’a, a ten się wyszczerzył – postanowili zrobić imprezę

- A gdyby jakaś małolata nas nie wkopała to by nie było tematu – odpowiedział rudzielec za to oberwał od Ginny w ramię.

- Yhhh, dobra, jedziemy o 16 – powiedziała zrezygnowana i usiadła na ziemi opierając się plecami o nogi przyjaciółki. Z daleka zauważyli biegnącego w ich stronę Freda. Po jego minie było widać  że jest ostro wkurzony.

- GDZIE JEST TEN SZMACIARZ?! – warknął gdy dobiegł do rodzeństwa.

- Że kto? – zapytała Ginny patrząc zdziwiona na brata.

- Ron! – klatka piersiowa Freda poruszała się z podwójną szybkością, pewnie to przez bieg, albo po prostu ze złości – wiecie co zrobił!? Poszedł się podlizać mamie, że jest taki poszkodowany, że to my go namawialiśmy do wszystkiego i mu mama pozwoliła zostać pomagać jej w domu!

- CO?! – George wstał oburzony – o nie, nie, nie, tak być nie może!

- Chłopaki, dajcie sobie spokój! – krzyknęła Hermiona a bracia spojrzeli na nią zrezygnowali. Chwilę ciszy przerwała Ginny widząc niezadowolenie bliźniaków.

- A nie pomyśleliście o tym że mama nie da mu spokoju tutaj, a wy przynajmniej odpoczniecie od domu?

- Ale… - odezwał się Fred.

- Jak Ron nie jedzie to nie jedzie i koniec! – wydarła się na niego szatynka a on ją zmierzył wielce oburzony. „Od kiedy ona tak broni tego gówniarza?” – pomyślał zazdrosny bliźniak.

- No dobra, teraz tylko kwestia transportu –powiedziała Ginny odgarniając płomienno rude włosy za ramię.

- Możemy pojechać samochodem… - zaproponował cicho Fred chowając głowę. Wiedział że jest na przegranej pozycji bo Hermiona jest na tyle zarozumiała że stwierdzi że „ktoś taki jak on pewnie nie potrafi prowadzić”. A to „pewnie”  zostanie tylko zwykłym, wiecznym, upierdliwym  „pewnie” mówiącym tak naprawdę o tym że tylko jej się tak wydaję lub robi mu na złość. Ostatnio często robiła mu na złość.

- Odpada. – skwitowała to wszystko. No „pewnie”.

- Ale dlaczego!? – krzyknął rudzielec niczym mały chłopiec którym mentalnie był.

- Ty i prowadzenie, już to widzę, albo pourywa nam głowy albo w najlepszym wypadku dostaniemy w cholerę drogi mandat.

- Potrafię prowadzić! – szybko się zaparł i spojrzał na nią z wyrzutem.

- To prawda, nie raz jeździł gdzieś jeepem taty. – odezwała się Ginny. Pan Weasley posiadał kiedyś dwa auta (aktualnie jedno, miętowy ford nadal żyję w Zakazanym Lesie) z których jedno było nagrodą za awans od samego Knota. Miał do wyboru jeszcze nagrodę pieniężną lecz jego obsesja na punkcie mugoli była zbyt silna aby oprzeć się majsterkowaniu przy całkiem sprawnym czarnym jeepie sportowym. Gdy pani Weasley się o tym dowiedziała to przez tydzień zamiast w ich wspólnej sypialni spała na kanapie i celowo przesalała mężowi obiady.

- Akurat w to nie wątpię. Pewnie nie raz wywoził gdzieś swoje panienki i na parkingu w lesie robił z nimi nieprzyzwoite rzeczy. – Hermiona nie mogła powstrzymać się od złośliwego komentarza.

- Uważaj Granger, żebym ciebie czasami gdzieś nie wywiózł – odegrał się bliźniak mierząc ją znacząco. Hermiona prychnęła. Minęło zaledwie kilka godzin a on już oswoił się z myślą że niedawno siedział sobie na balkonie i rozbierał niedotykalską Granger. Dziewczyna tym bardziej dzisiaj będzie robiła mu na złość.

- Ej, ej, ej, darujcie sobie, nie każdego interesuje intymne życie Freda, ja będę prowadził, jestem najstarszy z was wszystkich, koniec kropka. – skwitował wszystko George. O dziwo nikt nie zgłosił sprzeciwu. Ginny było obojętne, Fred nie miał zamiaru kłócić się z kolejnym bratem, a Hermiona na myśl że miałaby męczyć się z proszkiem Fiuu,  już wolała pozwolić temu bliźniakowi na dowiezienie ich w miarę bezpiecznie do miasta. Jednak za chwilę otworzyła oczy ze zdziwienia.

- George! Co ty pijesz?! – zapytała wstrząśnięta. Nie wiadomo kiedy i skąd w ręku George’a spoczęła szklana butelka. Hermionie opadły ręce z rozgoryczenia.

- Hermionka, no co ty, przecież to tylko piwo kremowe, nie denerwuj już się – próbował załagodzić George lecz dziewczyna kiwnęła tylko głową, co znaczyło to żeby lepiej już nic nie mówił. Spojrzała na Freda. Nawet nie wiedziała że ten intensywnie się w nią wpatruję szukając odpowiedzi.

- Niech ci będzie. Tylko zatankuj. – powiedziała rozżalona i zmierzyła George’a siarczystym wzrokiem na co ten zrobił przepraszającą minę.

- No to tak, chłopaki idą szykować samochód, a my z Mionką idziemy się trochę upiększyć – zaćwierkotała Ginny i pociągnęła przyjaciółkę w stronę domu. Chłopaki natomiast zostali na ławce.

- Chcesz? – zapytał starszy bliźniak podając piwo bratu. Ten jednak spojrzał na niego ze zdenerwowaniem.

- Zwariowałeś? Mam prowadzić po pijaku? – zapytał retorycznie.

- Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało… - odpowiedział George odkładając butelkę. Wiedział że Fred będzie się teraz pilnował jak głupi żeby jak najlepiej wypaść przed szatynką.

- Tym razem nie chcę wszystkiego spieprzyć, rozumiesz?

- Oj, przepraszam, Granger.

- Spierdalaj. – skwitował to jego brat na co bliźniak zaśmiał się idiotycznie.

- Oooo, widzę że ktoś tu się zakochał….

- No i co z tego? – Fred pierwszy raz przyznał się bratu że coś do Hermiony czuję. –Tak, podoba mi się Hermiona, więc proszę cię George, dzisiaj mamy się zachowywać grzecznie, oczywiście w miarę naszych możliwości aktorskich,  i bez żadnych żałosnych i perwersyjnych komentarzy, bo ci łeb urwe, jasne?

- Jak słońce, kochaneczku. – odpowiedział George złośliwie naśladując ich matkę. Trochę się zezłościł kiedy nazwał jego świetne żarty „żałosnymi i perwersyjnymi”,  jednak nie chciał się już z nim o to kłócić, wystarczy mu już to że się wkopał w romans z Hermioną. A znając jego zachowanie, tak samo jak i jej, wątpił że tak łatwo dojdą do porozumienia. Jego bliźniak będzie musiał się naprawdę postarać. A on mu w tym bez wątpienia pomoże.

                                                                     ***   


- Cholera – George po raz setny spojrzał na swój czarny zegarek na nadgarstku. Minęło już dziesięć minut po szesnastej, a dziewczyn jak nie było tak nie ma. Fred w tym momencie z głośnym warkotem wyjechał z garażu samochodem którym mieli dotrzeć do Londynu. Gdy już zaparkował George znowu nerwowo spojrzał na godzinę.

- Możesz iść i powiedzieć tej swojej panience żeby się sprężała? – zapytał złośliwie.

- No bo to akurat Hermiona opóźnia cały wyjazd. Pewnie Ginny musi sobie nałożyć kolejną niepotrzebną tonę makijażu – wytłumaczył się wychodząc z auta. Chciał jeszcze dodać żeby przestał nazywać gryfonki jego panienką, ale w gruncie rzeczy podobało mu się to że George wie że Miona jest zaklepana. Znał przecież swojego brata, był praktycznie taki sam, wiedział że gdyby mu nie powiedział o tym że coś do niej czuje to by na pewno ciągle do niej zarywał. A tego rudzielec by nie zniósł.

- Na miłość boską, co z tymi dziewczynami!? – krzyknął George kopiąc niespokojnie trawę. 
Godzina? 16:14. A czarownice nadal siedzą w pokoju.


- Wyluuuuzuj. – powiedział Fred opierając się o auto i chowając przy tym ręce do kieszeni. – Im dłużej się szykuję tym mniej będziemy musieli tam siedzieć. – George tylko kiwnął głową. Tak czy siak nadal denerwowało go to, że jego siostra nigdy nie może się wyrobić na czas.

- Idę po nie. – powiedział starszy bliźniak. Fred szybko do niego podbiegł i położył mu rękę na klatce piersiowej zatrzymując go.

- Lepiej nie, ja po nie pójdę, bo znając nas, to pewnie coś palniesz, i księżniczki się obrażą. – George westchnął tylko a Fred poleciał do domu. Wspinając się po schodach przeskakiwał co dwa stopnie żeby szybciej dotrzeć do pokoju dziewczyn. Chciał na początku zapukać ale sądził że szybciej będzie jak tam wpadnie, szybko i „grzecznie” je upomni, po czym wróci do bliźniaka bez wysłuchiwania zażaleń od dziewczyn. Tak więc pociągnął gwałtownie za klamkę. Jednak jak zwykle pech chciał że w tej samej chwili gryfonki miały zamiar wyjść z pokoju. A na dodatek otwierającą drzwi był nie kto inny jak Hermiona Granger, jeszcze lepiej. W rezultacie dziewczyna się potknęła i wpadła w ramiona rudzielca. Jednak ten nie spodziewał się że będzie musiał zagrać rycerza ratującego księżniczkę w opałach więc runął razem z szatynką na podłogę.

- Ałłłł – jęknęła dziewczyna i podniosła głowę. Dopiero teraz spostrzegła się że bliźniak ma głowę dokładnie na jej dekolcie który dzisiaj wyjątkowo dużo odsłaniał (oczywiście „wyjątkowo dużo” jakby mierząc znaczenie tych słów u Hermiony Granger). Szybko od niego odskoczyła i poprawiła koszulkę. Fred po chwili także wstał. Nawet nie wiedział kiedy czarownica z całej siły pacnęła go w głowę.

- A to za co!? – krzyknął przerażony pocierając głowę. Nie dość że ją uratował przed zbyt bliskim kontaktem z podłogą, to jeszcze za to oberwał. Pięknie.

- Ty wstydu nie masz, Weasley! – odpowiedziała mu Hermiona grożąc palcem przed twarzą.

- No jasne! Bo to na pewno moja wina że postanowiłaś sobie polecieć cyckami na moją twarz!

- Hermiona otworzyła buzię z oburzenia. Jak on jej dzisiaj działał na nerwy to była po prostu poezja!

- Ty bezczelny dupku! – rudzielec znowu dostał w głowę, lecz tym razem wiedział że mu się należało, więc tylko schylił głowę tłumiąc śmiech.

- Musisz tak częściej się potykać. – dodał jeszcze gdy schodził po schodach, będąc na bezpiecznej odległości od wrednych rączek Hermiony.

- Jak ja ci zaraz… - dziewczyna już startowała żeby pobiec za rudzielcem i mu przemówić do rozsądku lecz przyjaciółka ją zatrzymała.

- Spokojnie, słonko, nie widzisz że on cię prowokuje? To tylko końskie zaloty, nie daj mu się tak łatwo, olewaj go, to da sobie spokój – słowa rudej ją przekonały, więc tylko odetchnęła z ulgą, ułożyła włosy, i obydwie z gracją zeszły na dół.

  Gdy wyszły na podwórko George nadal stał oparty o samochód. Zobaczywszy je gwizdnął na tyle głośno by to usłyszały. Zmierzył obydwie nastolatki. Rzeczywiście, wyglądały zjawiskowo. Ginny miała na sobie czarne, przylegające leginsy, do tego białe obcasy, i białą, delikatnie prześwitującą koszulkę która idealnie wyglądała z czarnym stanikiem. Hermiona natomiast miała białe trampki do kostek, piękną, dziewczęcą spódnicę w kwiatki do połowy ud, i czarną przylegającą koszulkę która była średniej długości, więc delikatnie odsłaniała jej kawałek brzucha. Tym razem nie bawiła się w prostowanie włosów, tylko ułożyła je tak, by układały się w fale. George przez chwilę pożałował tego że nie jest na miejscu Freda. Jednak szybko mu to przeszło przypominając sobie o jej wymaganiach co do chłopaków.

- Warto było czekać, dziewczyny. Przynajmniej nie jest wstyd się z wami pokazać. – powiedział uśmiechając się złośliwie do swojej siostry. Ta zmierzyła go tylko z pogardą.

- Wy macie szczęście że potraficie się ubrać do ludzi. Bałam się że będę musiała wam zrobić kontrolę ubioru. – Co do wyglądu chłopaków też było na czym oko zawiesić. George ubrał flanelową, czerwono granatową koszulę podwijaną do łokci i dżinsowe spodenki do kolan, natomiast Fred z nie wiadomo jakich powodów stwierdził że mu będzie zimno, więc ubrał białą koszulkę, na tyle obcisłą, by odznaczały się na niej wszystkie jego walory i do tego czarną, zapinaną bluzę z kapturem, z białymi sznurkami i zamkiem. No nogach natomiast miał granatowe, w miarę luźne rurki, które Ginny kazała mu założyć kiedy mijali się w łazience. Włosy jak zwykle mieli rude i rozczochrane, jakżeby inaczej. Fred nudząc się sam w samochodzie postanowił wyjść i oprzeć się o samochód tak jak brat.

- No to jedziemy! – krzyknęła podekscytowana ruda po czym wskoczyła na tylne siedzenie. Nie minęła minuta kiedy już wyskoczyła z niego jak poparzona. – Torebka! – przeraziła się i pobiegła do domu. George zaśmiał się pod nosem i obszedł auto dookoła aby również zając miejsce z tyłu. Fred chwile stał w milczeniu z rękami w kieszeniach przyglądając się dziewczynie z delikatnym uśmieszkiem. Ta założyła ręce na piersiach a na jej twarzy ukazał się grymas niezadowolenia.

- Co? – zapytała wkurzona. Ten wzruszył ramionami i zmierzył ją wzrokiem.


„Cholera. Wygląda ślicznie.” 


Po chwili dziewczyna tylko pokręciła głową i już chciała odejść kiedy rudzielec złapał ją delikatnie za nadgarstek. Obróciła się szybko patrząc na niego pytająco.

- Ładnie wyglądasz. – powiedział cicho i wszedł do samochodu. Hermiona zmarszczyła brwi. Co to miało znaczyć? Nie wiedziała że ten chłopak jest aż tak skomplikowany.

 Gdy Ginny wróciła obie wsiadły do auta, Hermiona z przodu, a ruda z tyłu.

- Tylko błagam, nie zabij nas, Fred. – powiedziała spokojnie Hermiona zapinając pasy.

- Ooo, pamiętasz jak mam w ogóle na imię? – zapytał złośliwie rudzielec. Od rana słyszał od niej tylko przezwiska takie jak bezczelny dupku lub idioto, a w najlepszym wypadku Weasley. Nie to żeby mu się nie podobało bycie dupkiem czy po prostu Weasley’em, ale dobrze było w końcu usłyszeć swoje imię z jej ust. Hermione przewróciła oczyma nie chcąc kontynuacji kłótni. Po prostu spojrzała się w szybę udając że jakiś widok ją zaciekawił. Fred odpalił auto a dziewczyna przygryzła wargę. Teraz dopiero czeka ją piekło.

                                                                        
                                                                         ***


Wyjechanie z terenu który osiedlali praktycznie sami czarodzieje minęło im szybko, ponieważ chłopcy znali pełno skrótów magicznych które zaprowadziły ich na główną autostradę prowadzącą do Londynu. Z Fredem o dziwo jechało się nieprzyjemnie, jednak bezpiecznie . Hermione wkurzało tylko to, że jechał tak szybko, jakby go nie obowiązywały żadne przepisy. Cholerny, zadufany w sobie czarodziej. Raz tak mocno zahamował że szatynka ze strachu złapała go nadgarstek, na co ten uśmiechnął się pod nosem. Gdy dziewczyna to zobaczyła szybko puściła jego rękę i znowu spojrzała w okno obiecując sobie w głowie że już nigdy nie uda mu się przestraszyć ją do tego stopnia że będzie potrzebowała jego wsparcia. 

Z małą pomocą Hermiony zdołali w końcu dojechać do jej ulubionej galerii. Jak była mała często przychodziła tu z rodzicami na zakupy. Kiedyś ten budynek wydawał jej się taki wielki, jednak teraz, gdy miała już szesnaście lat nie robił na niej takiego wrażenia. Oczywiście miło było zobaczyć coś, co chociaż w małym stopniu jest częścią jej dzieciństwa, jednak teraz myślała tylko o tym żeby kupić każdy produkt z listy którą powierzyła im pani Weasley. Cała czwórka usiadła na ławce w galerii.

- Dobra, proponuje się rozdzielić, ja z Ginny, ty z Fredem, macie połowę listy – powiedział definitywnie George, przedzierając kartkę z potrzebnymi produktami które wypisała pani Weasley i podając jedną stronę Fredowi.

- Dlaczego tak!? – oburzyła się Hermiona. Nie dość że cały dzień działał jej na nerwy to jeszcze ma się z nim szlajać po sklepach? O na pewno nie.

- Bo ani ty, ani Fred nie przypilnujecie Ginny tak dobrze jak ja, żeby nie wyprysnęła kupować ubrania. – skwitował rudy. Fred spojrzał na niego z politowaniem.

- Długo myślałeś nad tym argumentem, czy to pierwsze co ci przyszło do tej głupiej głowy? – zapytał złośliwie na co drugi bliźniak uderzył go łokciem w bok. Nastała niezręczna cisza, więc szatynka miała chwilę by to wszystko przemyśleć. A może w końcu wszystko z nim sobie wyjaśni? Ostatnim razem ich „rozmowa” była nieudana, a tym razem już by do tego nie doszło. Tylko co ona mu powie? Raz chciałaby po prostu do niego podejść i go przytulić, jednak częściej wolałaby go udusić. Działał jej tak straszliwie na nerwy… jednak tylko jak się na nią spojrzał, uśmiechnął, pokazywał jaki jest naprawdę, kochała jego spontaniczność i dziecinność, bo wtedy był sobą, i to go do niej ciągnęło. A może udałoby się jej go zmienić? Wiadomo przecież, że nie liczyła by na jakiś cud, bo Fred przestałby być Fredem, jednak ustawiłaby go trochę do pionu, zrobiłaby coś z jego pijaństwem i roztrzepaniem. Tylko czy warto jest się na to pisać?

- Dobra, chodź. – powiedziała nagle ciągnąc rudzielca za ramię. Ten mrugnął zdziwiony dwa razy nie wiedząc o co chodzi i powlókł się za szatynką. Obrócił się na chwilę do tyłu. George i Ginny patrzyli na nich uśmiechnięci, jakby widzieli własne dzieci bawiące się w piaskownicy. Po chwili jednak brat i siostra odeszli w drugą stronę pokazując to na kartkę, to gdzieś w dal ustalając kierunek. Hermiona puściła chłopaka i założyła ręce na piersiach nie odzywając się. Fred schował ręce w kieszeniach od spodni.


- No i co tak milczysz? – zapytała w końcu spoglądając na niego.

- Co? – odpowiedział i też spojrzał na dziewczynę po czym zmarszczył brwi. Nagle obydwoje wybuchli śmiechem. To było tak bezsensowne że aż śmieszne.

- O co ci chodzi? – zapytała próbując powstrzymać śmiech. Pierwszy raz chyba tak bardzo śmieszyło ją zwykłe „Co?” chłopaka.

- To ty się śmiejesz! – odpowiedział jej uśmiechając się szeroko. Przez chwilę jeszcze się śmiali, po czym Hermiona przybrała poważniejszej miny.

- Więc?

- Więc…? –

- No… no co z nami? – zapytała w końcu wprost. Dlaczego to ona zawsze musi zaczynać taką rozmowę? Ech. Chłopak wzruszył tylko ramionami jakby nic go nie obchodziło. Hermiona się zezłościła.

- Fred! Przestań mnie olewać! – krzyknęła. Znowu to samo. Znowu on ucieka od tego tematu.

- Chyba wiesz co ja o tym wszystkim sądzę.

- Fred… - zaczęła uśmiechając się. – zakochałeś się we mnie?… Mój Boże, ty naprawdę się we mnie zakochałeś!

- Co?! N.. nieee, po prostu jesteś dziewczyną… no ładną dziewczyną, i tak jakoś wpadamy na siebie… - chłopak podrapał się po głowię. Nie może przecież jej się przyznać!

- I tylko dlatego przychodzisz do mnie po pijaku, całujesz bez pozwolenia, wkurza cię gdy bronie Rona, całujesz mnie bez pozwolenia… właściwie, głównie mnie całujesz bez pozwolenia! – powiedziała, a rudzielec spojrzał w inną stronę. Być może i mu się podobała, ale na pewno się w niej nie zakochał! To w nim zazwyczaj zakochiwały się dziewczyny a nie na odwrót!

- Zakochałeś się…..

- A może to ty się zakochałaś, hm? Jakoś nie broniłaś się specjalnie kiedy ściągałem z ciebie ubrania. – Hermionie uśmiech spełzł z twarzy a policzki się poczerwieniały. Jednak postanowiła to inaczej wszystko rozegrać.

- No tak, podobasz mi się Fred, wiesz ile jest takich chłopaków którzy mi się podobają? Jak nie ty, to inny, proste, skoro nie chcesz mnie to trudno… ech, bądźmy przyjaciółmi, hm, George’owi nadal się podoba Katie Bell? Błagam, powiedz że nie…

- Hermiona… - powiedział cicho. Z jednej strony chciał jej wykrzyczeć jak bardzo mu na niej zależy, a z drugiej.. hmm… podobało mu się że próbuje wzbudzić w nim zazdrość. Aż taki głupi nie był, żeby nie zauważyć że zrobiła to specjalnie.

- Wiesz, nie wiem, pewnie tak, odpuścił sobie ciebie, gdy mu powiedziałaś że jesteś moją dziewczyną. A no właśnie, skoro nią jesteś, to weź się zachowuj jakoś, chociaż udawaj lojalną…

- Jestem twoją dziewczyną? To w takim razie zrywam z tobą. – powiedziała patrząc na niego spokojnie. No nieźle. Czyli zdążył nacieszyć się ją (Chociaż nawet o tym nie wiedział) przez kilka godzin.

- Okej. Przyjaciele. – uśmiechnął się. Za ten tekst chętnie by trzasnął się w twarz.

- Przyjaciele. – odwzajemniła uśmiech i przytuliła się do chłopaka. Fred delikatnie objął ją ramionami i czuł jak oddycha. Boże, było mu tak cudownie. Dziewczyna na niego spojrzała.

- Przyjaciele tak robią? – zapytał złośliwie, na co dziewczyna skinęła głową. – A tak? – zapytał odgarniając jej delikatnie włosy.

- To już mi podjeżdża zakochaniem Fred… - Hermiona uśmiechnęła się do niego triumfująco.

- To czemu mi na to pozwalasz, Miona? – zapytał kąśliwie, na co dziewczyna podniosła jedną brew.

- Ostatni raz ci na to pozwoliłam. Przyjaciele na sto procent. Nic więcej. – opowiedziała marszcząc złowieszczo brwi.

- Przyjaciele na procent wyżej bardziej mi odpowiada. – powiedział przysuwając swoją twarz do jej twarzy. Tutaj go ma. Gdy ich usta dzieliły minimetry dziewczyna się odsunęła.

- Jak już mówiłam. - powiedziała jak gdyby nigdy nic. – przyjaciele na sto procent i ani procenta wyżej. – wydostała się z jego objęć i zostawiła go w tyle. Fred odgarnął włosy. Czy ona właśnie go sprowokowała? Zaklął pod nosem i poszedł za nią. Już żałował „przyjaźni” z Hermioną. A najgorsze jest to, że to dopiero początek jej działań.


„Jej się jeszcze odechce tej przyjaźni.” – pomyślał.  



                                                                             ***

Jest rozdział? Jest rozdział. Więc kochane czytelniczki, przestańcie wyklinać na mnie w myślach, i zabijać mój blog wzrokiem. Napijcie się czegoś słodkiego i spokojnie czekajcie na następny rozdział. Wasza kochająca i beznadziejna autorka Fremione. Kocham was, głupki. <3