Rozdział 15 „Obiecaj mi że nie zrobicie niczego głupiego (…)
a zwłaszcza TY.”
Hermiona tego dnia obudziła się w dobrym humorze. Nie
wiedząc czemu, szybko przeszła jej złość po zdarzeniu z Fredem. Doszła do
wniosku, że to nie jego wina. Przecież skąd miał wiedzieć że akurat w tej
chwili do pokoju wpadnie gryfonka bez gaci. Zaśmiała się sama do siebie i
leniwie wstała ociągając się na wszystkie strony. Ginny spała w najlepsze.
Czarownica biorąc pod pachę ciuchy które razem z rudą wybrały dla niej na
pokątnej skierowała się do łazienki. Jak zwykle odbyła poranny prysznic, ubrała
się i – o dziwo – dość mocno jak na nią pomalowała. Uśmiechnęła się do odbicia.
Ze względu że ten lipiec był szczególnie gorący na jej nogach znalazły się krótkie
szorty, a na ramionach zwiewna koszulka w kwiecisty wzór. Wyglądała ślicznie.
- Aaaaa…. – usłyszała z pokoju ziewanie Ginny.
- Księżniczka się obudziła? – roześmiała się szatynka, i
wyszła z łazienki. Jej przyjaciółka miała nieprzytomny wyraz twarzy, lecz radosny.
- Moja szkoła – powiedziała zadowolona widząc tak ubraną i
umalowaną Mionę. Powtórzyła jej czynność i oboje zeszły na dół.
Na dole byli już
wszyscy. Ron grzebał łyżką w płatkach, Percy czytał gazetę, a bliźniaki
dyskutowali o czymś zawzięcie.
- Dzień Dobry dziewczynki! – przywitała je pani Weasley
odrywając się na chwilę od garnków i patelni. Fred wzdrygnął się szybko i
spojrzał na dwie nastolatki. Jego wzrok zatrzymał się na Hermionie. Zmierzył ją
z fascynacją, a kiedy napotkał jej spojrzenie szybko się odwrócił.
Szatynce Fred także nie został obojętny.
Szybko rozpracowała go sobie w głowie. Miał na sobie dżinsowe spodenki do
kolan, i szarą koszulkę, na tyle przylegającą żeby odznaczyć jego wysportowany
tors który aż się prosił o dotknięcie. Dziewczynie poróżowiały policzki. Na
szczęście nikt nie zdążył tego zauważyć, bo zanim się obejrzała Ginny
pociągnęła ją do kuchni, gdzie zaparzyły sobie herbaty i usiadły do stołu.
Hermiona przez dziwny zbieg okoliczności trafiła miejsce dokładnie naprzeciwko
rudzielca. Czy to los się na nią uwziął? A może sama tak chciała?
- Posłuchajcie dzieciaki – powiedziała pani Weasley siadając
przy stole – Dostałam zaproszenie od Lupina, tak więc jak się domyślacie,
zostajecie tu sami na dwa dni - Szatynka
bacznie obserwowała zachowanie Freda. W jego oczach pojawiły się dwa wesołe
ogniki, i tajemniczo spojrzał na Georga, który odzwierciedlał to samo. „Coś
szykują” – pomyślała.
***
Po śniadaniu Fred i George udali się prosto do swojego
pokoju. Obydwoje wiedzieli, że szykuje się świetny wieczór.
- O której wyjeżdża mama? – zapytał starszy bliźniak,
chodząc nerwowo po pokoju. Był strasznie podekscytowany. Pierwszy „bliźniakowy”
wieczór tych wakacji.
- Nie wiem, chyba jeszcze przed obiadem – odpowiedział Fred
siedząc na łóżku, i przerzucając małą piłeczkę z ręki do ręki. – Jaki plan?
- Ron coś gadał o męskim wieczorze, co ty na to? – George
spojrzał na niego znacząco. – Zero procent dziewczyn, sto procent alkoholu.
- Hmm…
- No chyba że chcesz sprowadzić jakieś fajne laski, ale
wątpię że ta twoja niewiasta będzie zachwycona – George uśmiechnął się
złośliwie, za co oberwał z całej siły poduszką w twarz. Dobrze wiedział że
temat Hermiony jest drażliwy dla brata, jednak nie mógł się powstrzymać od tego
żartu.
***
Po śniadaniu Ginny i Hermiona pomogły pani Weasley umyć
talerze i wytrzeć stół. Gdy wszystko już błyszczało wszystkie trzy usiadły przy
stole.
- No dziewczynki – powiedziała kobieta zmęczonym głosem –
Jesteście dzisiaj odpowiedzialne za Freda, George’a i Rona. Jak ci chuligani
się w trójkę dobiorą, to nie będzie co
zbierać – dziewczyny zaśmiały się cicho, chociaż przeraziła je myśl że to
chłopskie zoo jest na ich głowie. Pani Weasley spojrzała na zegarek.
- Ojej już dziesiąta, zaraz będę się zbierać – wstała
pospiesznie – pamiętajcie, obiad macie w garnkach, więc głodować nie będziecie
– spojrzała na nie ostatni raz, uśmiechnęła się serdecznie, i szybkim tempem
poczłapała do góry.
- Hej Hermiona, co byś chciała dzisiaj porobić? Cały wieczór
nasz! – Ginny uśmiechnęła się podekscytowana i usiadła po turecku na krześle.
Ruda miała pełno pomysłów na to jak mogą spędzić ten czas. Niestety dzień był
tylko jeden. I tu pojawił się dylemat.
Gdy pani Weasley
pojechała, Ginny zdecydowała się na jeden ze swoich planów. BABSKI WIECZÓR. Gdy
oznajmiła to Hermionie, ta nie była zbytnio zachwycona tym zamiarem, jednak co
miała do gadania przy groźnej Weasley’ównie? Zgodziła się tylko po to, aby mieć
święty spokój. Bo kto by wytrzymał wysłuchując skomlenia i błagania przez pół
dnia. Gdy tylko szatynka się zgodziła młodsza czarownica wzięła się do
przygotowań.
***
- CHYBA ŚMIESZNA JESTEŚ! – krzyknął George gdy zszedł na dół
i zauważył jak Ginny rozkłada wszystkie dziewczęce pierdółki, salony piękności
i inne babskie sprawy.
- A tobie co? – zapytała zaskoczona widząc zdenerwowaną minę
swojego brata. Nie dość, że tym razem odpuściła im kazania na temat tego jak
mają się zachowywać pod nieobecność mamy, to i tak jej brat ma pretensje.
- Wynocha stąd! Rezerwacja już jest! – powiedział podnosząc
wszystkie kosmetyki które leżały na stole kuchennym, i podając je
zdezorientowanej siostrze.
- Jak to?! Kiedy!? – krzyknęła trzymając w rękach płyny i
tusze do rzęs.
- Co się dzie… - Drugi bliźniak zszedł na dół i spojrzawszy
na czynności Ginny przystanął zdziwiony – CHYBA ŚMIESZNA JESTEŚ! – powtórzył
zdanie George’a. No tak. W końcu bliźniaki.
- Nie ma mowy! Byłam tu pierwsza i będziecie musieli mnie
siłą stąd odprawić! – dziewczyna tupnęła nogą i założyła ręce na biodrach.
Bracia spojrzeli na siebie rozbawieni i wymienili spojrzenia. Podeszli do niej.
Jeden złapał ją pod jedno ramie, drugi pod drugie, i unieśli ją wysoko w górę.
- Nie! Puszczajcie mnie idioci! – krzyczała i szarpała się w
ramionach rozbrykanych braci, lecz na nic. Chłopcy zanieśli ją na górę, aż pod
jej sypialnie.
- Będziemy tak za każdym razem, ruda, więc nawet nie próbuj
nic knuć – żartobliwie pogroził jej Fred, po czym wrzucili jej kosmetyki do
starej doniczki, i przynieśli jej pod drzwi.
Hermiona siedziała w
pokoju Ginny, gdy nagle właścicielka wpadła jak petarda do pokoju trzaskając
drzwiami.
- JAK JA ICH NIE CIERPIE! – krzyknęła podnosząc z łóżka
poduszkę i ciskając ją z całej siły w ścianę. Szatynka pierwszy raz widziała ją
aż tak wściekłą. Co prawda charakter Ginny jest bardzo wybuchowy, i często bywa
zdenerwowana, ale tym razem zachowywała się jak dzika.
- Co znowu? – zapytała niezmącenie Hermiona, wiedząc że
któraś z nich musi zachować spokój.
- Wygonili mnie! Rozumiesz!? Nici z naszego wieczoru! A tak
się starałam! – Ginny rozpaczliwie machnęła dwoma rękami i opadła na łóżko.
Teraz w jej głosie mimo wściekłości było słychać smutek i bezsilność.
- Gin…
- Dlaczego ja muszę mieć braci, co!? Dlaczego nie mogę być
jedynaczką tak jak ty!? – wtuliła się w przyjaciółkę i westchnęła cicho.
- Uwierz mi że lepiej jest mieć rodzeństwo – Hermiona
pogłaskała ją po włosach – A tak poza tym to przecież zawsze tutaj możemy
posiedzieć! Przecież po co nam cały salon?
- Wiesz co? Masz racje! – powiedziała. Wszystkie smutki
zeszły z jej twarzy. Plany na wspaniały wieczór znów były aktualne.
***
- Co dla was chłopaki? – zapytał siwiejący już Tom Hellows,
bufetowy w barze
„Ranny Hipogryf” który mieścił się niedaleko Nory. Ze
względu na to, że za jakieś pół godziny mają zamiar zacząć męski wieczór, Fred
i George zgodnie z obietnicami udali się załatwić napoje. A że knajpka była
blisko, postanowili że polecą na miotłach. Fred, który niedawno dostał szlaban,
musiał „pożyczyć bez pytania” Nimbusa swojego młodszego brata. Dobrze że George
w ramach kary musiał zrobić coś innego, ponieważ Ron jest tylko jeden, i ma
tylko jedną miotłę. Ledwo co zaczęły się wakacje, młodszy bliźniak już łamie
zakazy. To nie zapowiada się uczciwie, lecz na pewno ekscytująco.
- Trzy butelki ognistej poprosimy, i czteropak piwa
kremowego – powiedział George opierając się o ladę, i mrugając do jakiejś
młodej czarodziejki siedzącej przy barze, która widząc gest chłopaka zmierzyła
go apetycznie wzrokiem.
- Uuu… widzę że się gruby wieczór szykuje, co – powiedział
barman, a w tym momencie Fred nadepnął George’owi na nogę. Bliźniak oderwał
wzrok od ponętnej blondynki i z powrotem spojrzał na mężczyznę za barem.
- Ano tak, wakacje się zaczynają, trzeba coś skombinować –
powiedział rudzielec, kątem oka wciąż spoglądając na dziewczynę.
- No wiadomo, zdziwiłbym się, gdyby w te wakacje nie
zobaczyłbym tutaj bliźniaków Weasley’ów! – Tom szybko policzył wzrokiem
rachunek – to będzie dziesięć galeonów.
- A może taki mały rabacik dla stałych klientów? – zapytał
Fred, szczerząc się do barmana.
- Siedem galeonów? – zapytali jednocześnie bliźniacy.
- Hmm…. osiem. I ani knuta mniej!
- Stoi – powiedział George, i wziął w ręce zakupy, po czym
połowę podał bratu. – No to my spadamy! Nara!
- Cześć, chłopaki, udanego wieczoru! – usłyszeli za sobą,
kiedy wychodzili. Na dworze było cieplej niż w pomieszczeniu. To lato było
wyjątkowo gorące. Już się ściemniało, a gdzieś w oddali było słychać hukanie
sów.
- Ale ta blondynka niezła była! Że też to musi być męski
wieczór, eh… - powiedział George, gdy szli polną drogą. Nie chcieli lecieć po
nocach, w dodatku z bagażem.
- Uspokój się, mamy jeszcze całe wakacje, stary.
- No tak, ale jak ty się spikniesz z Mioną, to ja sam będę
musiał na podryw łazić – Fred uśmiechnął się na samą myśl, że mógłby z nią być.
Jednak po chwili się otrząsnął, „Przyjaciele, TYLKO” pomyślał. Przez resztę
drogi rozmawiali o wakacjach, planach, dosłownie o wszystkim. Gdy zawitali pod
drzwiami Nory, ich najmłodszy brat czekał już na zewnętrz najwyraźniej mocno
podekscytowany.
- Macie? – zapytał gdy tylko podeszli do niego rozbawieni.
- Ale co? – George zaczął zgrywać głupa, na co Fred tylko
zaśmiał się pod nosem.
- No cholera, to nie jest śmieszne, macie to czy nie!?
- Ej, ej, ej – odezwał się młodszy bliźniak – trochę
wdzięczności młody, nie dość że kochani bracia gonili taki kawał dla ciebie, to
jeszcze szczekasz do nas – oboje zaczęli się śmiać, a mina Rona wskazywała
zakłopotanie. Bez słowa weszli do środka, gdzie Percy siedział elegancko przy
stole wpatrując się w podłogę, a kiedy usłyszał otwieranie się drzwi wzdrygnął
się gwałtownie. Fred od razu zmierzył go lodowato wzrokiem i rzucił wszystkie
butelki na blat. Gdy już wszyscy się mniej więcej usadowili na miejscach George
wstał z dwoma butelkami piwa kremowego, które aż czekały na otworzenie.
- To co chłopaki? Zdrowie! – krzyknął rudzielec, i
podważając jednym kapslem drugi, otworzył jedno piwo, a drugie podał bratu.
Fred znając swoje nieprzewidywalne zachowanie po alkoholu, niechętnie bez
użycia jakiegokolwiek narzędzia odkorkował swoją butelkę. Cóż lata praktyki.
Chłopak miał w życiu dwie słabości – Alkohol i Hermiona. Nie wiedział tylko co
się stanie, gdy dobiorą się w parę. Chociaż wolał nie wiedzieć, to i tak z góry
było wiadomo, że utrzymanie tej niewiedzy będzie dla niego trudne. Zwłaszcza że
dziewczyna była tylko piętro wyżej.
***
- Ała! Ginny! – krzyknęła Hermiona gdy przyjaciółka już
drugi raz za mocno szarpnęła delikatne włosy szatynki. Młodsza czarownica
wymyśliła, że wyprostuje jej włosy. Jak wiadomo, Hermionie nie spodobał się ten
pomysł, jednak zgodziła się ze względu na błagania rudej. Teraz musiała
siedzieć posłusznie na łóżku, mając świadomość że w każdej chwili może zostać
poparzona bezlitosną, mugolską prostownicą.
- A właściwie po co to robimy? – zapytała w końcu Miona, gdy
rozżarzony przedmiot już drugi raz otarł jej się o policzek.
- Żebyś wyglądała jeszcze piękniej, niż do teraz –
powiedziała pogodnie Ginny i odłożyła prostownice na szafkę – już po wszystkim!
- Podaj lustro –powiedziała niepewnie Hermiona, dotykając
prostych końcówek. Rudowłosa poleciała do łazienki po małe lustereczko, gdy
nagle z czarnej torby leżącej na jej nocnej szafce rozległa się powtarzająca
się na okrągło melodia.
- Hermiona odbierz! – krzyknęła Ginny z łazienki.
Zdezorientowana szatynka podeszła do torby i wyciągnęła z niej nowoczesną.
MUGOLSKĄ komórkę. „To Gin ma telefon?!” pomyślała. Nigdy by nie pomyślała, że w
świecie czarodziei, gdzie pisanie listów jest wysoce popularne, znajdzie się
mała, ruda czarownica która będzie posługiwała się elektrycznie. I jak widać to
nie tylko ona! No bo przecież ktoś musi do niej dzwonić, prawda? Hermiona
pospiesznie nacisnęła zieloną słuchawkę.
- H… halo? – powiedziała niepewnie do urządzenia.
- Ginny?! Dzięki bogu że odebrałaś! Sytuacja awaryjna,
czaisz!? Kod czwarty! Powtarzam, CZWARTY! – odezwał się głos w słuchawce. Po
piskliwym tonie od razu poznała Lavender. Problem w tym że ani trochę nie zrozumiała
sensu jej „szyfru”.
- Słucham? – zapytała zdziwiona, po czym usłyszała
zbliżające się kroki.
- Oooj, daj mi to! – powiedziała Ginny, i wyrwała jej
telefon z ręki.
- Serio!? – dziewczyna zaczęła konwersacje ze znajomą. –
CZWARTY?! – Rudowłosa pognała do łazienki, żeby obgadać najwyraźniej poważną
sprawę z Lavender. Hermiona usiadła na łóżku, i czekała aż przyjaciółka wróci z
jakąś zaskakującą nowiną. Jednak gdy młodsza czarownica wyszła z łazienki nie
była wcale podekscytowana. Jej wyraz twarzy ukazywał niezdecydowanie.
- Miona – powiedziała i usiadła obok niej. – bo słuchaj,
dzwoniła Lavender, i wyobraź sobie że ma kod czwarty, rozumiesz to?!
Powiedziała że….
- Stop, stop, stop! – przerwała jej szatynka – wytłumacz mi
najpierw co to jest kod czwarty, okej?
- To ty nie znasz kodeksu gryfonek? Ano tak, gdy go
wymyślałyśmy byłaś zajęta studiowaniem po raz setny numerologii – powiedziała
Ginny, na co ta zrobiła urażoną minę.
- Ehh, nieważne, mów dalej – Hermiona gestem pokazała, aby
kontynuować wypowiedź.
- No więc tak, kod czwarty, to randka z wymarzonym
chłopakiem, w przypadku Lavender, to był Dean Thomas – przerwa na wdech – no i
właśnie dzwoniła żeby się zapytać, czy bym jej nie pomogła się przygotować.
- Hmm.. no w sumie..
- Spokojnie Miona – przerwała jej ruda – ja cię nie
zostawię! Jeżeli obiecałam że ten wieczór spędzę z tobą to tak zrobię!
- ale…
- Nie, naprawdę, to nic że będzie musiała sobie poradzić
sama, ja zostanę tu z tobą! Tak!
- Ginny jeżeli chcesz to idź! – Hermiona dobiła się w końcu
do głosu. Było jej całkiem na rękę, że uwolni się od tego całego wieczorku. To
zdecydowanie nie była jej bajka.
- SERIO MOGĘ!? – w oczach Ginny pojawiły się aż wesołe
ogniki. – Jesteś wspaniała! – powiedziała, i wyściskała przyjaciółkę jak
najmocniej tylko umiała. Jak poparzona wstała i zaczęła pakować wszystkie
kosmetyki do torby. Przecież nie może tam jechać bez wyposażenia.
- A może chcesz iść ze mną? – zawahała się, gdy stała już
przed progiem. Hermiona się roześmiała.
- Tak, tak, ja i ten wasz pudrowy świat, Ginny, proszę cię –
przestała się śmiać, lecz uśmiech nadal nie zniknął z jej twarzy – ja sobie
trochę poczytam, no, powodzenia tam!
- To pa! – krzyknęła młodsza czarodziejka i wyszła z pokoju
delikatnie zamykając drzwi. Z jednej strony było jej trochę przykro że została
sama, jednak nie miała żalu do Ginny, ponieważ dobrze wie jaką radość sprawia
jej bawienie się w salon piękności. Z drugiej strony była szczęśliwa że udało
jej się uniknąć tego różowego szału. Teraz może sobie w ciszy nadrobić
materiały na następny rok w Hogwarcie, oraz ma możliwość sprawdzania stanu
trzeźwości Freda, schodząc jak gdyby nigdy nic na dół po na przykład szklankę
wody, i to jeszcze w krótkich spodenkach od piżamy, i obcisłej koszulce.
Kontrola i przy okazji chęć intrygowania rudzielca. Taki układ jej pasował.
Już po pół godzinie
znudziło jej się czytanie poradnika idealnego eliksiru dla zaawansowanych.
Miała idealny plan. Niewinnie zejdzie na dół, przywita się z wesołymi już
chłopakami przy czym obdarzy Freda najpiękniejszym uśmiechem i pójdzie nalać
sobie szklanki wody. To musi zadziałać.
***
- Powem wam chopaki, że ten Knot to nezły psychol – zająknął
się lekko pijany Percy, a reszta braci słuchała go uważnie ledwo co
powstrzymując się od śmiechu – na przykład, jak pił kawę w swoym gabinecie, to
ne pozwalał nikomu tam wejść, czaicie?
- Percy, nie za dużo alkoholu? – zapytał rozbawiony Fred,
siedząc rozłożony na krześle z nogami na stole. Pierwszy raz to on był tym
odpowiedzialnym i najbardziej trzeźwym. Zawsze tę role miał Percy lub George.
Jednak tym razem bliźniak zbytnio się bał że palnie coś głupiego przy szatynce.
Oczywiście jak to Fred Weasley nie powstrzymał się od kilku kieliszków ognistej,
jednak w stanie lekkiego wstawienia zdołał się opamiętać, i przestał przyjmować
kolejki, w odróżnieniu do braci. Teraz dopiero widział, jakiego totalnego
idiotę robił z siebie będąc nietrzeźwym. A znając jego pomysły, imprezy w
Hogwarcie, które organizowali bliźniacy Weasley były epickie. Usłyszał ciche
skrzypnięcia schodów. Z głupkowatym uśmiechem na twarzy obrócił się do tyłu, i
aż go sparaliżowało. Na dół schodziła Hermiona w kusej piżamie, z delikatnie
opadającymi włosami. Jak tylko napotkał jej spojrzenie od razu się wzdrygnął i
szybko ściągając nogi ze stołu, jakby obawiał się że mama go zobaczy, schował
się za rudymi włosami. Teraz dopiero czeka go prawdziwa próba utrzymania silnej
woli.
- Cześć chłopaki – powiedziała delikatnie szatynka. „Kurczę,
czy on musi zawsze na mój widok chować twarz w te rude kłaki?!” zapytała się w
myśli, gdy nie mogła nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Percy, który był w
najgorszym stanie zagwizdał cicho, i niezgrabnie wstał podtrzymując się ręką o
stół.
- Ooo, Heremiona! Sadaj! – krzyknął do niej i poczłapał
balansując na wszystkie strony do kuchni. Dziewczyna tak jak ustaliła, zaczęła
szukać szklanki. Dopiero teraz się spostrzegła że wszystkie kubki, kieliszki i
kufle znajdują się w szafce nad kuchenką, gdzie dziewczyna z jej wzrostem nigdy
by nie dosięgła. Niech to szlag. Już drugie niepowodzenie w planie.
- A czeo szukasz, Mionka? – zapytał podpity Percy opierając
się o blat w kuchni. Fred obserwował bacznie całą sytuacje czekając tylko na
swój impuls. Jak na razie się trzymał.
- Co? Aaaa… no chciałam się napić wody, ale chyba z tego
nici, bo szafka jest dla mnie za wysoko – powiedziała zbyt głośno, i zbyt
seksownie. A to wszystko przez to, że ona tym razem czuła na sobie wzrok Freda,
co ją rozpraszało jak i determinowało do działań.
- A to może ce podsadzić, co? – Hermiona skinęła ochoczo
głową, ponieważ nawet do pijanego Percy’ego miała zaufanie. Gdy najstarszy brat
już gramolił się żeby podejść do czarownicy, z krzesła jak z procy zerwał się
Fred, i delikatnie zbaczając z trasy podszedł do szafki. Był trochę wyższy od
Percy’ego więc bez problemu ściągnął pierwszą lepszą szklankę i podał ją
Hermionie. Wiedział że tak będzie. Wiedział że w końcu zadziała instynktownie.
Ręka cała mu się trzęsła, gdy zdziwiona dziewczyna odebrała od niego szklankę.
Percy nie rozumiejąc sytuacji, rubasznie usiadł z powrotem do braci, którzy
byli pochłonięci rozmową. Stało się. Stali tylko we dwójkę, z czego jedno było
delikatnie pijane, a drugie wyglądało jak milion dolarów. Najgorsze bagno, w
jakie mogli wpaść.
- Eee… no nie trzeba było, Percy by mi pomógł – powiedziała
szatynka udając wyluzowaną, co było kompletną nieprawdą, ponieważ w środku aż
buzowała.
- A nie, to żaden problem, spoko – powiedział zdenerwowany i
znowu schował się we włosach. Hermiona patrząc na niego aż miała ochotę się do
niego przytulić, i już nigdy nie wypuszczać. Mimo że był o wiele od niej wyższy
i umięśniony, przyjął pozę bezbronnego dziecka, co najbardziej uwielbiała w nim
dziewczyna.
- Tak? – spojrzał na nią rudzielec, a policzki mu
poczerwieniały.
- Obiecaj mi że nie zrobicie niczego głupiego – przysunęła
się bliżej, i aż poczuła zapach jego perfum zmieszany z alkoholem – a zwłaszcza
TY.
- No wiadomo, co ty, my nic tego… co nie? – Sam nie wiedział
co w niego wstąpiło, ale… położył jej rękę na talii i delikatnie do siebie
przysunął. Dziewczyna nie protestowała. Wręcz przeciwne. Miała już gdzieś
jakiekolwiek zasady. Przysunęła się jeszcze bliżej, i tak jak marzyła, wtuliła
się w jego tors, i usłyszała szybkie bicie jego serca. Fred aż zamarł. Jeszcze
NIGDY nie czuł się tak bezbronny i zależy od poczynań jakiejkolwiek dziewczyny.
Działając odruchowo drugą ręką owinął ją w pasie, mocno do siebie
przysunął i lekko oparł się brodą o jej
głowę. Mógłby tak cały wieczór stać, i trzymać ją w ramionach. Była dla niego
jak narkotyk. Delikatnie poruszał ręką gładząc ją po plecach. Cholernie się jej
bał. Cholernie pożądał jej dotyku. Cholernie się w niej zakochał. Zamknął oczy
i przysłuchiwał się jej oddechowi. Takiemu kruchemu i delikatnemu. Nagle
usłyszał za sobą hałas. Nastolatkowie natychmiast od siebie odskoczyli. I
spojrzeli w dół. To Hermionie wypadła szklanka z ręki, i popsuła cały klimat.
- Ja przepraszam, nie chciałem, to było… a raczej nie było,
ech… - zaczął się jąkać rudzielec, przeczesując rękami włosy. Dziewczyna szybko
podniosła naczynie i uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Fred natomiast wziął
głęboki wdech i chowając ręce do kieszeni, by już nie powędrowały w kierunku
szatynki, spojrzał w podłogę. Było mu naprawdę głupio.
- Eee… to jak będziecie już iść spać, to tu trochę
ogarnijcie, okej? – szybko zmieniła temat Hermiona.
- Aaa, no spoko, nie ma sprawy! – mówił zdenerwowany
rudzielec, ledwo co utrzymując się na nogach. I to tylko w połowie przez
alkohol – A ty już idziesz spać?
- No nie wiem, pewnie jeszcze wezmę prysznic….
- Pomóc ci? – bąknął
nieumyślnie – znaczy nie! Co ja gadam…
- Dobranoc Fred – przerwała mu, i uśmiechnęła się
serdecznie. Chłopak zamiast nabrać pewności, jeszcze bardziej się speszył.
- Dobranoc Mionka – chciał jak za dawnych czasów uścisnąć ją
po przyjacielsku, lecz po chwili się cofnął o krok, i znowu spojrzał na ziemie.
Hermiona nie wiedząc jak to odebrać, po prostu poszła na górę, i kiedy tylko
rudzielec zniknął jej z pola widzenia, oparła się o drzwi od pokoju i
odetchnęła z ulgą.
***
Przepraszam.
~Meggie