Rozdział. 16 „Nadal jestem dzieciakiem?”
- Ej, Fred! – zawołał jego brat bliźniak widząc, że ten już
pięć minut stoi w kuchni bez ruchu. Fred szybko się wzdrygnął i spostrzegł, że
patrzy się ciągle w miejsce w którym przed chwilą zniknęła szatynka.
- Idę już! – krzyknął agresywnie. Szybko przemył twarz wodą,
i odgarnął włosy do tyłu, żeby wyglądały
na rozczochrane. Gdy podszedł do stołu jego bracia wciąż bawili się w
najlepsze. Przewrócił tylko oczami i opadł na krzesło wzdychając głośno.
- A ty co taki wkurzony? Nasza Hermionka zrobiła ci kazanie
na temat alkoholu? – zarechotał Percy klepiąc brata po plecach. Fred
spiorunował go wzrokiem, bo nie był tak pijany jak on, żeby zapomnieć o ich
bójce, a do tego od pewnego czasu nie cierpiał jak bracia rozmawiali o
Hermionie bez jej obecności.
- To ty nie wiesz Percy? Hermiona od niedawna nie tylko kazania naszemu Fredziowi robi. –
odezwał się roześmiany George i spojrzał znacząco na brata.
- Weź już się zamknij, dobra? – powiedział złośliwie Fred i
oparł łokcie o stół. Zaczynała mu się powoli nie podobać rola anioła stróża
swoich braci. Chciał się wraz z nimi wyluzować, i zapomnieć o wszystkich
zmartwieniach, ciesząc się początkiem wakacji. Pierwszy raz stał się ofiarą i
głównym tematem do żartów. Zawsze to on wyśmiewał się z Rona, i jego miłością….
do Hermiony, „Merlinie, taka nietypowa dziewczyna, a namieszała już dwóm
chłopakom w głowie!” – pomyślał załamany. Z zadumy wyrwał go głos Rona.
- A ty co sztywniaku dzisiaj tak cienko?
- O co ci chodzi, idioto? – Fredowi po prostu wszystko
działało na nerwy. Nawet to że ktoś postawił butelkę po piwie na książce
kucharskiej. No co za dureń tak robi? Gdyby była tu Hermiona to pewnie by to…
„Kurwa Mać. Stop.” – Fred westchnął z przerażenia.
- No o nic Fred tylko no… zachowujesz się jakoś inaczej…
jak.. jak nie ty normalnie! – Ron przełknął ślinę z przerażenia, i spojrzał
niepewnie na brata. Znał starszego brata, i wiedział że jeżeli ten jest taki
agresywny przez zwykłe pytanie, to nie wiadomo do jakich rzeczy jest zdolny, a
on przekonał się już kilka raz na własnej skórze, co oznacza jego gniew.
- Właśnie Fred! Kilka łyków wziąłeś, i już odpuszczasz! –
powiedział z udawanym wyrzutem George podśmiechując się pod nosem.
- Jezu, odpieprzcie się ode mnie… - Fred spojrzał na ziemie.
Miał mieszane uczucia. Z jednej strony chciał pokazać braciom, że wcale nie
odpuszcza, a z drugiej musiał się przecież pilnować. Wszystko kręciło się wokół
Hermiony. Czy mu naprawdę aż tak zależy na jej względach? Przecież gdyby mu się
rzeczywiście podobała, to by zauważył to już kilka lat temu, a nie kilka DNI temu.
Tak, to prawda że wyładniała, i to bardzo, do tego już nie była taka cicha i
skromna. Częściej się uśmiechała, i otworzyła się na większość członków rodziny
Weasley’ów, to normalne że każdego zaczęła interesować. Nawet George zauważył
jej zmianę.
- Oj Fred, Fred… zrobił się z ciebie cienias. – powiedział
Percy. Fred zacisnął zęby w złości i upokorzeniu. PERCY nazwał JEGO cieniasem.
Cały rozgoryczony złapał pierwszą lepszą butelkę piwa, szybko ją odkorkował, i
wypił ponad połowę jednym duszkiem. Percy i Ron spojrzeli na niego osłupiali, a
George zaśmiał się pod nosem, „Teraz się zacznie” – pomyślał.
- Cieniasem możesz najwyżej nazwać swoje odbicie w lustrze,
braciszku – bliźniak uśmiechnął się głupkowato, a bracia ryknęli śmiechem.
Percy poczerwieniał na twarzy i westchnął w duchu. Wrócił stary Fred.
- To co, bawimy się frajerzy, czy będziecie tak się
idiotycznie cieszyć do rana? – zapytał zadowolony rudzielec i sięgnął znowu po
flaszkę. Miał już gdzieś swoje postanowienie co do alkoholu. Hermiona śpi na
górze, już nie ma opcji że zejdzie na dół, co się może stać? „Nic.” –
stwierdził z przekonaniem. Nic się dzisiaj nie stanie. Chyba.
***
Ginny szła po betonowym chodniku nucąc pod nosem tegoroczną
piosenkę tiary przydziału. Mimo tego że było już ciemno, miasto w którym
mieszkała Lavender było dobrze oświetlone. Ruda poczuła się jak w święta.
Wszędzie kolorowe i migające światełka, aż się chciało patrzeć! Spojrzała na
zegarek w telefonie. Dwie minuty po dwudziestej. „Kurczę!” – krzyknęła w duchu
i przyspieszyła kroku. Powinna być już u koleżanki. Jedna z wad Ginny to było
spóźnialstwo. Na szczęście już nie tak daleko widać było kamienicę w której
mieszkała Lavender. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Ruda rozszerz uda! – krzyknął ktoś z grupki stojącej kilka
metrów dalej od dziewczyny. Gryfonka prychnęła oburzona. Takie teksty wcale jej
nie cieszyły, a tym bardziej się nie przestraszyła. Bo co jej się może stać?
Jest przecież czarownicą.
- O cholera, chłopaki, to jest młoda od Weasley’ów! –
spostrzegła się inna osoba w grupce sądząc po innej częstotliwości głosu. Ginny
była już blisko chłopaków. Słysząc swoje nazwisko przystanęła zdenerwowana.
- Możecie mi kretyni powiedzieć skąd znacie moje nazwisko!?
- Oj, ale się nie denerwuj Weasley, przecież my się tylko
wygłupiamy, przecież nikt z nas by nie poderwał zdrajczyni krwi – dziewczyna
już doskonale wiedziała z kim rozmawia. Z cienia wyszedł do niej chłopak o
blond włosach i szyderczym uśmiechu. Malfoy.
- Wolę być zdrajczynią krwi niż tlenionym szczurem z gębą w
chmurach. – uśmiechnęła się górująco i zmierzyła wymownie chłopaka. Po chwili
do Malfoy’a doszedł ciemnoskóry kolega.
- Kurde, Draco, ja to bym zrobił dla niej wyjątek. – Blaise
Zabini uśmiechnął się do Ginny. – Jedyne co wyszło twoim starym w życiu to
twoja śliczna buźka, skarbie. – gryfonka zaśmiała się kpiąco. „No proszę, ktoś
pokroju tego durnia Malfoy’a na mnie leci, cóż za cudowna wiadomość” pomyślała
sarkastycznie.
- Pff, szkoda że wy wyglądacie jak gnomy z ludzkimi
tułowiami – odgarnęła delikatnie włosy. – Musze was chłopaczki rozczarować, ale
te puste ślizgonki lecą tylko na wasze nazwiska… co za desperacja… - na jej
twarzy pojawił się udawany smutek. Zabini zaklął pod nosem i już chciał ruszyć
do dziewczyny, jednak jego przyjaciel
zatrzymał go ręką.
- No proszę, proszę, taka wyszczekana jesteś, Weasley? –
zapytał rozbawiony blondyn. – No, no, no, na twoim miejscu trzymałbym ten
zdzirowaty język za zębami, bo możesz bardzo zaszkodzić swojemu żałosnemu
tatusiowi…
- Co ty pieprzysz Malfoy? – Ginny spojrzała na niego z
nienawiścią w oczach. Obiecała sobie w duchu, że jeżeli on ma coś wspólnego z
zaginięciem taty, to ostro tego pożałuje, i ona sama dopilnuje tego osobiście.
- Ja? Ja tylko oczekuję więcej szacunku od dziewczyny z
takiego domu z którego ty pochodzisz.
- Szacunku? Jedyne co ode mnie możesz oczekiwać, to moja
pięść na twojej wstrętnej, parszywej twa….
- GINNY! – ktoś z daleka jej przerwał. Cała trójka
gwałtownie obróciła się w kierunku źródła krzyku. To Lavender stała w swoich
drzwiach i poganiała koleżankę ręką. Ginny spojrzała jeszcze raz na chłopaków.
- Nara frajerzy. – powiedziała uśmiechając się złośliwie i
poszła w stronę domu Lavender.
- Do zobaczenia u mnie, Weasley! – krzyknął za nią Malfoy. Dziewczynę
chwilę zastanowiły słowa blondyna, jednak nie zawracała sobie nimi długo głowy,
bo stwierdziła że to na pewno jedynie marna odzywka. Doszła do drzwi.
- A ty od kiedy z nimi sobie stajesz na pogaduszki, he? –
zapytała ze śmiechem gryfonka, i gestem wpuściła rudą do domu.
- Aaa, oni jak zwykle muszą każdemu dogadać. Bezmózgi. –
Ginny spojrzała przez okno. Ślizgoni zdążyli się już ulotnić. – Właściwie to co
oni robią pod twoim domem?
- Przychodzą tutaj czasami, bo za rogiem jest bar typowy dla
takich buraków jak oni, już się przyzwyczaiłam.
- Hmmm… nieważnie, musimy cię teraz zrobić na bóstwo! – ruda
ściągnęła buty i obydwie popędziły do pokoju Lavender, przygotowując ją na
randkę jej życia.
***
- Ała! – Krzyknęła Hermiona, i szybko spojrzała na swojego
palca. No tak, znowu zacięła się książką. Pospiesznie wstała z łóżka i pognała
do łazienki po plaster. Gdy już zakleiła ranę po cichu wróciła do pokoju i
delikatnie zamknęła drzwi. Była już trochę zmęczona czytaniem kolejnej lektury,
która przygotuje ją lepiej na kolejny rok w Hogwarcie (choć nie sądzę że to
możliwe). Postanowiła położyć się na łóżku i pomyśleć. Ginny nadal nie było, chłopaki
pewnie gadali o czymś zupełnie idiotycznym na dole, a ona? Ona co ma robić?
Hermiona przez chwilę nawet myślała o przeleceniu się przez podwórko miotłą
Ginny, bo przecież nie może być wiecznie jedyną kaleką w tym sporcie, i musi
przezwyciężyć strach. Jednak szybko z tego zrezygnowała biorąc pod uwagę noc i
swoje niedoświadczenie. „No trudno, może kiedyś poproszę Freda żeby mi…” –
dziewczyna przerwała prędko tą myśl. Dlaczego pierwsze co pomyślała o
rudzielcu? Przecież Ginny też potrafi bardzo dobrze latać, a poza tym to jest
jej przyjaciółka.
W takim razie kim jest Fred?
Miona zakryła twarz poduszką. „Czy to musi być takie
bezsensowne?” Przewróciła się na bok i zamknęła oczy. Tylko sen pomoże jej
oderwać się od tego przystojnego, denerwującego, rudego problemu. Zaśmiała się
cicho. Jutro może będzie lepiej. Może pani Weasley będzie miała jakieś
wiadomości o swoim mężu. Może gryfonka zdobędzie się na odwagę, i poważnie
porozmawia z Fredem, żeby ustalić na czym stoją. Może…
Rozmyślania przerwało jej głośne i natarczywe pukanie do
drzwi. Pewnie Ginny wróciła z jakimiś super ważnymi wiadomościami, które mało
Hermione obchodziły.
- Idę! – krzyknęła śpiącym głosem i leniwie podeszła do
drzwi. Gdy je otworzyła serce podskoczyło jej do gardła. To był Fred. .
Spojrzenie miał nieobecne i głupio się uśmiechał. „Jest pijany?” – przeraziła
się Hermiona.
- eee…. Jest Hermona? – powiedział patrząc jej prosto w
oczy. Tak, był pijany. Cholernie pijany.
- Fred! Ty kompletny idioto! Myślałam że naprawdę jesteś
odpowiedzialny! Zachowujesz się jak dzieciak! Gorzej! Jak bachor! Mały, rudy,
wredny bachor! Ty….. – chłopak słyszał prawienia Hermiony jak przez mgłę.
Jedyne do czego przywiązywał uwagę to jego imię wypowiedziane na samym
początku, i to że jest dzieciakiem. „Dzieciakiem? Pff, przecież jestem od niej
dwa razy wyższy.” Pomyślał patrząc się na nią kretyńsko. Patrzył jak rusza
ustami. Jak tupie nerwowo nogami. Zatrzymał wzrok na jej nogach. Miała bardzo
zgrabne nogi. Potem spojrzał znowu na jej twarz. Jak on uwielbiał jej wściekłe
oblicze. Była taka mała i groźna. Taka piękna. Mrugnął dwa razy. „Ona ciągle
gada?” – pomyślał znowu. Fred znał tylko jeden sposób by ją uciszyć, i już raz
spróbował go w praktyce. To był zdecydowanie jego ulubiony sposób.
- Oj weź się zamknij, już dawno cię nie słucham. –
powiedział ospale, po czym przyciągnął ją do siebie i wtopił się w jej usta.
Hermiona otworzyła
szeroko oczy. I znowu to uczucie. Tak, z pewnością Fred dobrze całuje nawet po
pijaku. Milion motyli rozsadzało jej brzuch. Już nie da rady się przed tym
bronić. Już nie myślała, tylko działała. Zaczęła oddawać pocałunek. Wszystkie
emocje, uczucia, przemyślenia. Wszystko to uleciało wraz z dotknięciem jego
warg. Jeszcze nigdy nie czuła się tak cudownie i lekko.
Fred poczuł że
Hermiona zaczęła działać, i mało co się nie przewrócił. Żeby uniknąć upadku,
szybko obrócił ją w rękach, delikatnie uniósł i oparł o ścianę w pokoju. Z
pozoru taka niewinna i cicha dziewczyna, a teraz? Zaczęła się gra języków.
Dziewczyna oplotła nogi wokół jego brzucha. Rudzielec przez wszystkie emocje
delikatnie ściskał jej uda. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie przyprawiała go
takich dreszczy, przy zwykłym pocałunku. Pasowali do siebie idealnie. Chcieli
żeby ta chwila trwała wiecznie. Z trudnością już oddychali, ale było im ciągle
mało. Mało siebie nawzajem. Fred oderwał się od niej na chwilę żeby złapać
powietrze. Nadal stykali się czołami.
Hermiona czuła jego
głośny oddech, i szybkie bicie serca. Cały czas trzymał ją w powietrzu opartą o
ścianę. Jego ręce tak mocno trzymały ją za nogi, a zarazem tak delikatnie. Tak
idealnie. Racjonalne myślenie zapaliło jej malutką żaróweczkę w głowie.
- Fred, to nie… - chłopak znowu jej przerwał. Pocałował ją
tak lekko i ostrożnie, że aż cała zadrżała. Tak bardzo go pragnęła. Tak bardzo
go za to nienawidziła. Rudzielec jedną ręką złapał jej policzek, tak jakby
chciał się upewnić czy na pewno to jest ona, a nie jakieś pijackie zwidy.
Hermiona spojrzała mu w oczy. Jeszcze nigdy nie widziała w nich tyle uczucia.
Patrzył na nią zafascynowany. Poczuła się wyjątkowa. Naprawdę wyjątkowa. Fred
delikatnie się do niej uśmiechnął ukazując białe zęby.
- Nadal jestem dzieciakiem? – zapytał ochrypłym głosem.
Szatynka mu nie odpowiedziała. Nie wiedziała by nawet co odpowiedzieć. Już za
nim tęskniła. Za jego ustami. Chłopak postanowił przenieść się na łóżko, jednak
gdy tylko odsunął się ze swoją partnerką od ściany, alkohol we krwi znowu
postanowił zadziałać. Fred się zachwiał, nogi mu się poplątały, do tego
wszystkiego doszła opóźniona reakcja. Runął na ziemię, a Hermiona na niego.
- Tu też jest wygodnie – powiedział sennie uśmiechając się
do dziewczyny, i głaskając ją po plecach. Szatynka natomiast w końcu się
uwolniła z amoku, i zaczęła myśleć jak na Hermione Granger przystało. Szybko
wyplątała się z rąk chłopaka, i stanęła na nogi. Przyjrzała mu się z góry.
Patrzył na nią z miną smutnego i
zawiedzionego szczeniaka. Potem spojrzała na jego koszulkę. Była do
połowy podciągnięta ukazując przy tym jego wyrzeźbiony brzuch. Hermiona zamarła.
„To ja mu ją podciągnęłam?”
- Fred… idź spać! – powiedziała pierwsze co jej przyszło na
myśl. Było jej wstyd, a jednocześnie czuła się cudownie. Nie mogła dać tego po
sobie poznać. Fred wstał niemrawo i podszedł do niej. Znowu poczuł jej zapach, szybki
oddech. Identycznie czuł się w tej chwili.
- Dobrze. – powiedział. – ale tylko z tobą….
- To nie jest śmieszne! – gryfonka go popchnęła. – Znowu mi
to robisz! – kolejne ciosy padały na jego tors i brzuch. – Znowu całujesz mnie
bez pytania! To jest twoje jakieś hobby, czy co!? – rozpłakała się, i nadal
wyładowywała swój żal bijąc rudzielca. Fred zażenowany całą sytuacją złapał ją
szybko za ręce i znowu przyciągnął ją do siebie. Głowę skierował na jej ucho.
- Chcę ciebie, Hermiona. – powiedział jej cicho, i pocałował
ją delikatnie w policzek. – Chcę ciebie całą. – ręką znowu zjechał na jej
biodro. Miona była sparaliżowana. Nie ze strachu. Z czegoś zupełnie
przeciwnego. Z podniecenia? Fred mimo tego że był pijany, zachowywał się tak
ostrożnie. Jakby się jej bał. Kilka sekund by brakowało, żeby dziewczyna znów
dała się ponieść emocją. Gdy Fred delikatnie pocałował ją w szyje, poczuła od
jego koszulki zapach męskich perfum, alkoholu i… papierosów?
- Fred, przestań. – powiedziała kategorycznie. Rudzielec z
wielkim żalem, ale posłusznie odsunął się od gryfonki. Jego lewa ręka nadal
spoczywała na jej udzie. Uśmiechnął się otępiale do niej. Hermiona stanowczo
złapała go za tą rękę i pociągnęła do przodu. Fred wlókł się za nią co chwila
zbaczając z trasy i śmiejąc się pod nosem.
- Siedź tu i się nie ruszaj. – powiedziała mu powoli jak
małemu dziecku. Chłopak posłusznie usiadł na łóżko i skinął lekko głową. – A ja
idę na dół zapytać kto jest taki mądry, żeby doprowadzić cię do takiego stanu.
– Hermiona wyszła z pokoju. Już nawet nie starała się być cicho. Pędem pobiegła
na dół. Jak ona pokaże tym rudym kretynom gdzie ich miejsce! Gdy była na dole,
ze złości nabrała powietrze i… i spostrzegła się że jest zupełnie sama.
- Niech to szlag! – krzyknęła sama do siebie. Widocznie
rodzeństwo po skończonej imprezie musieli pójść spać. „Nic nie szkodzi.”
Pomyślała, „Jutro zrobię im taką jazdę, że mnie popamiętają!” obiecała sobie w
duchu, i zaczęła wspinać się na schodach tupiąc przy tym wściekle. Otworzyła z
zamachem drzwi.
- Wiesz że twoi cholerni bracia już poszli spa… - zatrzymała
się w progu, i aż zacisnęła ze złości zęby. Fred w najlepsze spał na jej łóżku,
do tego rozwalony na jego całej przestrzeni.
- Fred! – krzyknęła zdenerwowana. Ten rudzielec naprawdę
zaczął jej działać na nerwy. Musi go jakoś stąd wygonić! Nie może przecież
położyć się do Ginny, bo nieraz gadając pod wieczór zasypiały na jej łóżku, i
to była jedna, wielka katastrofa. Hermiona najczęściej budziła się rano cała
skopana i ułożona w dziwnej pozycji. Ruda zawsze rozkłada się w nocy, wierzga nogami, i co rusz „przez przypadek”
uderza przyjaciółkę w twarz. Spojrzała z powrotem na Freda. Widocznie takie
spanie jest u nich rodzinne. Dziewczyna podeszła do niego.
- Halo, dociera coś do ciebie?! – zawołała machając mu ręką
przed oczami. Nic. Nawet nie drgnął. Hermiona chwilę stała i tak na niego
patrzyła. „Jak śpi jest taki słodki…” pomyślała. Przyjrzała się mu dokładniej.
Nigdy nie zauważyła jego pięknej, szczupłej twarzy. Fred był nietypowy.
Wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, mimo tego że nawet nie zapuszczał chociażby
lekkiego zarostu. Można by pomyśleć że jego pół długie włosy nie pasują do jego
męskiej twarzy, jednak to był Fred. Idealnie oddawały jego charakter. Rzadko
się zdarza żeby chłopak z dorosłym wyglądem zachowuje się DOSŁOWNIE jak
dzieciak. Wszystko go cieszyło, wszędzie było go pełno. Był zdecydowanie zbyt
energiczny, zamaszysty. Ale taki właśnie od pewno czasu jej się podobał. Już
wiedziała czemu mimo swoich wybryków wszystko mu zawsze wybaczano. Wystarczyło
że zrobił smutną minkę, spuścił ten rudy łeb, i już był niewinny.
- Nie gap się tak na mnie jak jakiś psychol. – Hermiona zamrugała
dwa razy i znowu wróciła na ziemię. Fred miał lekko uchylone oczy, i patrzył na
nią z rozbawioną miną.
- Kiedy ty… - powiedziała skruszona. Kiedy otworzył oczy?
Kiedy ją zaczął obserwować?
- Ciii.. – powiedział zmęczonym głosem. – pozwalam ci się
patrzeć, tylko mnie nie budź.
- Fred, musisz stąd iść! – tego było już za wiele.
Dziewczyna też już była zmęczona,
chciała się położyć, odpocząć, a co ma zrobić, jeżeli jej dzisiejszy główny
powód rozmyślań w najlepsze śpi w jej łóżku?
- Freeed! – krzyknęła. Chłopak tylko jęknął cicho, olewając
ją całkowicie i przewrócił się na bok. Miona usiadła obok niego, i lekko
potrząsnęła jego ramieniem.
- Słyszysz mnie? Idź do siebie! – znowu nic tylko zażenowane
jęczenie, jakby to on był oburzony, że ktoś przeszkadza mu w drzemce.
- Fred, cholera jasna! – gryfonka pchnęła go w plecy. Nie
spodziewała się jednak jego reakcji. Rudzielec złapał pierwszą lepszą poduszkę
z boku, i z całej siły cisnął ją Hermionie w głowę. Dziewczyna syknęła
jadowicie i odrzuciła ją na łóżko Ginny. Tak nie da rady go stąd wygonić. Lecz
zapaliło jej się światełko w tunelu, i przypomniała sobie pewną sytuacje która
zdarzyła się niedawno…
„ - Tak? – zapytała
namiętnie i przygryzła wargę. Fred poczuł kropeli potu na głowie. „Umarłem?” –
zapytał sam siebie. Już coraz trudniej było mu hamować potrzebę poczucia jej
warg na swoich. Musiał coś powiedzieć. Inaczej by Chyba wpatrywał się w nią
wieczność.
- Bo tego no… mam dług ja, znaczy się u ciebie mam –
zająknął się rudzielec. Spuścił głowę aby Nie musieć patrzeć na nią. To go
rozpraszało. Cholernie rozpraszało.
- Ooo, nawet wiem jak możesz go spłacić – powiedziała
słodko. Zaczęła kręcić na palcu rudy kosmyk z pół długich włosów bliźniaka. To
było takie fascynujące dla młodej czarownicy.”
Już raz go do czegoś zmusiła. Pora na drugą rundę.
- Freddie…. – powiedziała cichutko i przejechała palcem po
jego ręce. Chłopak jak poparzony ją zabrał. Hermiona uśmiechnęła się sama do
siebie. Plan działa.
- No Fred… co ty poszedłeś spać kiedy ja się zaczęłam
rozluźniać… - bliźniak westchnął cicho. Miona wiedziała że Fred ma teraz mętlik
w głowie. Z jeden strony był pewnie strasznie zmęczony, a z drugiej chciał
sobie jeszcze z nią „posiedzieć”.
- No to jak będzie? – zapytała namiętnym głosem, po czym na
czworaka podsunęła się do niego i nachyliła się tak mocno, że jej włosy otarły
się o jego twarz. – będziesz tak spać, czy teraz wstaniesz i…. – nie zdążyła
nawet dokończyć zdania, a rudzielec szybko podniósł do góry rękę, owinął nią
czarownicę w talii i przyciągnął do siebie. Hermiona leżała teraz obrócona do
niego plecami, owinięta jego ramieniem, przy czym Fred z zadowoloną miną wrócił
z powrotem do spania.
- Cholera… - syknęła szatynka i zaczęła powoli podnosić jego
rękę, jednak chłopak nie odpuścił tak łatwo i położył ją z ponownie. Spróbowała
szybko wydostać się dołem, jednak znowu Fred był szybszy i podsunął ją na górę.
- Jak będziesz się tak kręciła to tylko się zmęczysz, Miona.
– powiedział. „To on w końcu śpi, czy tylko udaje!?” zezłościła się. To na
pewno będzie ciężka noc.
Po dziesięciu minutach próby wydostania się z uścisku
rudzielca Hermiona odpuściła. Próbowała na różne sposoby, ale chłopak był
uparty, i chyba dzisiaj nic mu już nie przeszkodzi spania z gryfonką. Raz kiedy
już prawie stracił czujność szybko wydostała się z jego objęć i już miała
wychodzić z łóżka, kiedy została brutalnie pociągnęła za tył koszulki prosto
obok Freda, a kiedy spojrzała na niego wściekle ten się tylko zaśmiał pytając
„Gdzie tak lecisz?” na co dziewczyna prychnęła. Koniec. Chyba dzisiaj będzie
musiała tak spać. Nie to żeby jej coś nie odpowiadało ale… To była Hermiona
Granger. Do niedawno niedotykalska i zarozumiała a teraz co? Śpi obok
największego podrywacza w Gryffindorze? Jednak dzisiaj nie miała wyboru. Na
drugi plan zeszła jej godność. Ratowało ją tylko to że to „była” wina Freda. A
może sama starała się za mało? Miała tylko nadzieję, że jak wróci Ginny to
przemówi Fredowi do rozsądku. Na razie może tak spać bez skrupułów. Na niego
pójdzie wszystko, a to jest wymówka by być obok chłopaka. Czy to było dobre
rozwiązanie? Hermiona nie zwracała na to uwagi. Gdy już odpuściła ucieczkę z
jego objęć, zrozumiała jak cudownie jest czuć jego dotyk, ciepło, jego bicie
serca obok siebie.
„To będą długie wakacje” - pomyślała.
__________________________________________________________________
No i jest rozdział! Mam nadzieję że wam się spodoba, bo
bardzo się starałam by wynagrodzić wam to czekanie, a mi osobiście się podoba. J
Oczywiście pozdrowienia dla wszystkich czytelników, które są
ze mną mimo mojego wiecznego nie dotrzymywania słowa, oraz pozdrowienia dla
mojej ukochanej Ginny i Luny!
Kocham was, miśki, i dzięki że jesteście! <3
~Meggie.