wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 17 "Hermiono Granger! Czy ty chciałaś mnie do cholery udusić!?"

Rozdział 17 „Hermiono Granger! Czy ty chciałaś mnie do cholery udusić!?”

- Na brodę Merlina, te drzwi nigdy nie otwierają się prawidłowo! – powiedziała z zażenowaniem Molly, gdy już trzeci raz z rzędu zardzewiały zamek od wejścia do domu szwankował. Była już tak zmęczona ranną podróżą od swojego przyjaciela do Nory. Marzyła o tym aby rozsiąść się wygodnie w swoim ulubionym fotelu, chwycić proroka codziennego, i zapomnieć o bożym świecie i zmartwieniach czytając nowe wiadomości ze świata czarodziei. Jednak w tym tygodniu już w dwóch egzemplarzach rozpoznała nazwisko swojego męża w rubryce „zaginionych czarodziei”, co ją zbyt nie pocieszało. Dlatego tylko gdy udało jej się otworzyć skrzypiące drzwi postanowiła spędzić południe ze swoimi rudowłosymi dziećmi, i przyjaciółką swojego syna, Hermioną Granger, którą zresztą także traktowała jak własne dziecko. Pani Weasley była bardzo zadowolona z wyboru przyjaciół Rona. Każdy z nich, i Harry i Hermiona, mieli coś w sobie, co Molly uwielbiała. Gorzej z Fredem i George’m. Nie dość że sami byli prowokatorami łamania wszystkich zakazów w Hogwarcie, to jeszcze ich znajomi nie mieli nic przeciwko temu, a nawet uczestniczyli w większości przekrętów. Lee Jordan i Charles Mongomery jako że byli przyjaciółmi bliźniaków nigdy nie usłyszeli złego słowa od pani Weasley, i zawsze byli mile widziani w Norze. Jednak jeżeli już czarownica miała wybierać, najbardziej szanowała Angelinę Johnson i Katie Bell, które także przyjaźniły się z chłopcami, chociaż matce otarło się o uszy, że Fred darzy ciemnoskórą większym uczuciem.
- Wróciłam! – krzyknęła kobieta czekając na reakcje nastolatków. Jednak nic nie usłyszała. „Pewnie śpią, nie chcę wiedzieć na jaki głupi pomysł wpadli wczoraj moi synowie” – pomyślała i z przerażeniem rozejrzała się po domu. Był lekki bałagan, jak zawsze w Norze, lecz nic nie wskazywało na ślady jakiegoś złego prowadzenia się. Cóż, nie pomyliła się co do Hermiony i swojej córki. Potrafiły przypilnować tą chodzącą dżunglę. A przynajmniej tak jej się zdawało.
  Kobieta poczłapała do góry, i już chciała się skierować do pokoju dziewczynek, gdy coś ją zatrzymało. „A co mi tam. Zawsze idę je pierwsze obudzić, to teraz dla odmiany pójdę do Freda i George’a”. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Podeszła do drzwi synów, i zapukała zamaszyście. Cisza. Weszła do środka, i otworzyła oczy ze zdziwienia. George spał jak zwykle rozłożony na całości swojego posłania, a na ziemi oparty o krawędź łóżka spał oparty Ron. To nie koniec niespodzianek. Na łóżku Freda, ZAMIAST FREDA spał w najlepsze Percy uśmiechając się pod nosem. Na ziemi leżała rozwalona talia kart, i puste paczki po fasolkach wszystkich smaków. Pani Weasley westchnęła.
- George, wstawaj! Jest dwunasta godzina! – krzyknęła do pierwszego bliźniaka. Ten mruknął coś niezrozumiale pod nosem i machnął ręką.
- George! – krzyknęła głośniej.
- Spierdalaj. – powiedział bez skrupułów i obrócił się na drugą stronę. Kobieta aż poczerwieniała ze złości.
- TY BEZCZELNY GÓWNIARZU, JAK TY SIĘ ZWRACASZ DO… - nie zdążyła dokończyć zdania gdy nastolatek głośno jęknął i zaczął się powoli wybudzać.
- Ja pieprzę, Ron! Albo się zamkniesz, albo stąd w tej chwili wylatu… - otworzył szeroko oczy i wykrzywił się przerażony – m.. mm… mama? – zająknął się przeraźliwie i natychmiast się rozbudził. Kobieta zacisnęła pięści z gniewu.
- Tak, dziecko, to ja twoja mama, która wymierzy ci zaraz taką karę, że będziesz mnie przepraszał na kolanach abym ją odwołała! – huknęła.
- Ale mamo, ja myślałem że to Ron! – bronił się rudzielec. Nic gorszego nie mógł zrobić.
- W TAKIM RAZIE SWOJEGO BRATA TAKŻE PRZEPROSISZ ZA TO JAK SIĘ DO NIEGO ODZYWASZ, ZROZUMIANO?!
- T..tak. – powiedział przerażony i spuścił głowę. Wolał już się nie wykłócać. Pani Weasley nerwowo rozejrzała się po pokoju. O dziwo żaden z braci się nie obudził.
- Gdzie jest Fred?! – zapytała zdenerwowana.
- Ja nie…
- Dobra, nieważne! Za pół godziny, jak już ogarniecie ten bałagan wszyscy pokazujecie się na dole! I znajdźcie Freda! – wyszła z pokoju trzaskając drzwiami „Nie zdziwiłabym się gdyby Fred leżał gdzieś w tym syfie przykryty jakimiś śmieciami” – pomyślała i z zepsutym nastrojem zaczęła kierować się w stronę pokoju dziewczynek. Miała nadzieję, że chociaż one jej nie zawiodły.

                                                                    ***

Ciemność. Tylko to widziała przed oczami Hermiona. Nic jej się nie śniło, chociaż czuła, że spała bardzo dobrze. Ciemność powoli bledła i bledła, aż w końcu pod powiekami zaczęły przedzierać się promyki lipcowego słońca. Zmrużyła oczy, a gdy przyzwyczaiła się do światła  powoli je otworzyła. Bezdźwięcznie ziewnęła i chciała się przeciągnąć, jednak poczuła coś dziwnego. Tak jakby się regularnie unosiła i opadała. Leżała na brzuchu. Było jej bardzo wygodnie. Usłyszała czyjś wdech i wydech. Znowu to samo. Spostrzegła się że ręce ma wokół czegoś owinięte. Podniosła otępiale głowę i zamarła. Leżała z rękami owiniętymi wokół brzucha Freda, a resztą ciała była uwalona na jego nagich plecach, tak jakby chciała go przygnieść. Mu najwidoczniej pasowała rola łóżka brązowookiej, bo gdy uwolniła ręce i podniosła się delikatnie to jęknął z niezadowoleniem. Prawdopodobnie poczuł nagle chłód na obnażonej skórze. Dziewczyna delikatnie osunęła się na bok, zjeżdżając z  jego pleców. Nagle usłyszała czyjeś kroki poza pokojem.
- Fred… - powiedziała cicho i szturchnęła go w ramię. Słyszała coraz wyraźniejsze odgłosy czyiś butów. Przestraszyła się.
- Fred, słyszysz? – powiedziała głośniej i jeszcze mocniej go szturchnęła. Chłopak z nieobecnym spojrzeniem i zdziwioną miną się podniósł.
- Hmm? – jęknął patrząc zmęczonym wzrokiem na szatynkę, a ona spojrzała na niego. Taki widok był zdecydowanie przyjemny dla oka. Dziewczyna mimowolnie zmierzyła go. Kołdrę miał obciągniętą aż do pępka. Nie dość że miał idealnie zbudowany  i umięśniony brzuch, to jeszcze włosy które w nieładzie poleciały mu na twarz dodawały mu tylko uroku. Każda dziewczyna nie pogardziła by takim widokiem po przebudzeniu. Szatynka wróciła do rzeczywistości.
- Słyszysz? Jakby ktoś chodził. – powiedziała z przejęciem w oczach. Fred ręką przeczesał włosy.
 - ja tam nyc ne szłysze… - powiedział niewyraźnie i położył się na plecach zadowolony ze swojego życia. Hermiona już przez chwilę się uspokoiła, bo nic nie słyszała przez jakieś pięć minut. Nie mogła się bardziej mylić. Już całkiem wyraźnie słychać było trzaskanie jakiś drzwi, i coraz głośniejsze kroki w stronę ich pokoju. Zadziałała błyskawicznie.
  W ciągu kilku sekund wyciągnęła z pod jego głowy poduszkę. Rzuciła ją na twarz zdziwionemu chłopakowi, i przygniotła ją łokciem jakby chciała go udusić. Całym ciałem wskoczyła na niego, i podciągnęła kołdrę, tak dokładnie, aby żaden centymetr rudzielca nie wystawał spoza niej. Drzwi zaczęły się otwierać. Fred w tym momencie jęknął przerażony, na co Hermiona walnęła go wolnym łokciem w bok.
- Cześć dziewczynki. – powiedziała pani Weasley otwierając szeroko drzwi. Fred momentalnie się zamknął. Hermiona czuła jak napięcie rośnie jej w środku, a w żyłach pulsuje szybciej krew. Jeden ruch i kaplica. Muszą tak wytrzymać.
- dzień dobry pani Weasley – przywitała się ze sztuczną promiennością, i zdołała się na w miarę prawdziwy uśmiech. Bała się jak diabli. Czuła jak rudzielec oddycha coraz szybciej. Nie wiedziała czy to z napięcia czy może z braku tlenu.
- Ooo, a Ginny jeszcze śpi? – powiedziała rozbawiona kobieta. – no dobrze, pośpijcie sobie, pewnie wczoraj miałyście ciężką noc. – Hermiona skinęła głową. Poczuła kropelki potu na czole.
- Dobrze, to ja wam nie przeszkadzam… - powiedziała Molly i już zaczęła wychodzić. Z Hermiony momentalnie zeszło napięcie, lecz pani Weasley wróciła się. Dziewczyna znowu się spięła. Myślała że to już koniec.
- Hermionka, a nie wiesz może gdzie jest Fred? – zapytała patrząc jej w oczy. Szatynce podskoczyło serce do gardła, i myślała że zaraz je zwróci. Poczuła że na dźwięk wypowiadanego jego imienia wszystkie mięśnie gryfona się spięły.
- Fred? Hmm, pewnie wyrzuca puste butelki po piwie po wczorajszej imprezie. – powiedziała. Nagle poczuła mocne szczypnięcie w udo. Usłyszała cichy, rozpaczliwy jęk. Przestraszona, że kobieta to usłyszy, zakaszlała sztucznie. Fred prawdopodobnie w tym momencie był przerażony.
- Noo, to ja sobie z nim porozmawiam. – powiedziała patrząc się w okno. – Dobra, śpijcie, nie przeszkadzam wam. – powiedziała uśmiechając się miło. Hermiona zmusiła się do uśmiechu. Jeszcze chwila i nie wytrzyma. Pani Weasley wyszła z pokoju, i gdy tylko zamknęła drzwi, gryfonka poluzowała ręce i nogi. Nie spodziewała się reakcji Freda. Chłopak owinął ją rękami w pasie i z pełnym zamachem wyrzucił ją na kilka metrów do przodu na podłogę oddychając głęboko, i patrząc na nią z wyrzutem.
- Hermiono Granger! Czy ty chciałaś mnie do cholery udusić!? – krzyknął zachrypniętym głosem. Jeszcze chwila pod łokciem tej dziewczyny, a naprawdę by wyzionął ducha. Był na nią wściekły.
- Przepraszam! Musiałam przecież! – broniła się leżąc na podłodze, masując obolałą od upadku głowę. Widocznie Fred miał wprawę w rzucaniu kobietami.
- Wyrzuca puste butelki po wczorajszej imprezie?! Co to miało być!? – krzyknął pretensjonalnie i spojrzał na nią już całkiem obecnym wzrokiem. Gdy upadała koszulka podwinęła jej się aż do żeber. To z pewnością nie był widok, przy którym chłopak mógł się na nią gniewać. Zbyt go rozpraszało. Pospiesznie rzucił na nią kołdrę.
- Zakryj się, bo jak się Ginny obudzi, to znowu pomyśli że chcę cię rozbierać! – wymyślił na poczekaniu. Hermiona wyciągnęła głowę i ręce spod narzuty. Teraz to ona była wściekła na rudzielca.
- Ach tak, to ty masz DO MNIE  pretensje!? – powiedziała kipiąc ze złości – gdybyś nie pakował mi się do łóżka napity do granic możliwości, to by nie było tego całego zajścia!
- Ja tobie?! JA TOBIE?! Jakoś ci się podobało traktowanie mnie jak materac do spania, co?! – próbował się obronić. Dziewczyna prychnęła na to z kpiną.
- Jaki ty jesteś dziecinny, Fred! Powinieneś mi dziękować że ci uratowałam tyłek!
- Mam ci jeszcze dziękować!? Ty też byś miała przechlapane gdyby moja mama zastała nas razem w łóżku! – powiedział zdenerwowany. Ginny dała o sobie znać i jęknęła cicho.
- Zastanów się mój kochany kto by miał bardziej przechlapane. – powiedziała uśmiechając się jadowicie. „Musi być taka piękna nawet jak leży poturbowana na ziemi!?” pomyślał Fred.
- Szlag. – zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Mama ich zabije za tą imprezę, nie mówiąc jej już nawet o alkoholu.
- Doczekam się jakiegoś przepraszam!? – zapytała pretensjonalnie szatynka wstając niemrawo z podłogi. Fred zatrzymał się przy niej próbując załagodzić sytuacje.
- A co? Może źle ci się ze mną spało? – jedną ręką przysunął ją do siebie a na jego twarzy pojawił się głupawy uśmieszek.
- Ja… - zająknęła się. – TO NIE JEST ZABAWNE, FRED! – krzyknęła po czym palnęła go z całej siły w głowę. Chłopak spojrzał na nią z wyrzutem.
- Umiem mocniej. – powiedział patrząc na nią z góry. Hermiona była już całkiem rozwścieczona.
- Ty wredny! – Kolejny cios w brzuch. – dziecinny! – tym razem Fred oberwał znowu w głowę – rudy! – popchnęła go na łóżko, lecz on pociągnął ją za sobą. – dupku! – dokończyła leżąc na nim. Miała przewagę. A może tylko jej się tak zdawało, bo gryfon nie wyglądał na przestraszonego. Bardziej na rozbawionego.
- Moja kolej? – zapytał udając zdziwienie. – ty… hm… nie, wystarczy powiedzieć do ciebie Hermiona, i to cię już powinno obrazić. – dziewczyna zacisnęła zęby ze złości i już zamachnęła się ręką żeby strzelić mu w tą niewyparzoną gębę, lecz był szybszy i złapał ją za nadgarstek.
- Ej, Mionka, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi! – zmierzył ją od góry do dołu. – chociaż nie, ślicznie wyglądasz, kiedy chcesz mnie połamać. – mrugnął do niej, i uśmiechnął się złośliwie. Hermiona uwolniła się z jego uścisku, w gniewie złapała go za pasek od spodni i pociągnęła stawiając go z powrotem na nogi.
- Wynocha! – powiedziała pchając go w stronę drzwi. – Wynoś się natychmiast! – znowu go popchnęła. Fred cały roześmiany olał jej wysiłki, i oparł się znudzony o drzwi, przyciągając ją do siebie.
- To co, kiedy powtórka? – zapytał patrząc na jej wściekłe oblicze.
- Tyyy….
- Ej! – przerwał jej. – patrz tam! – wskazał do przodu. Hermiona mimowolnie się obróciła, a kiedy chciała z powrotem na niego spojrzeć ten szybko przysunął ją do siebie i delikatnie cmoknął ją w usta. Zanim zdążyła zareagować znowu jej mrugnął i puścił ją szybko uciekając z pokoju. Hermiona krzyknęła waląc z całej siły pięścią w drzwi i zaczęła kręcić gniewnie głową.
- CO… TUTAJ… SIĘ.. DZIAŁO!? – odezwała się nagle jej ruda przyjaciółka, która obudziła się parę sekund temu. Szatynka spojrzała na nią wściekle.
- Wiesz co się działo? Twój mądry braciszek się dział! – powiedziała tylko i wyszła z pokoju kierując się od razu do łazienki, żeby zmyć z siebie pozostałości po bijatyce. Oblizała mimowolnie usta, na których nadal pozostał smak Freda. Gorzej się chyba zakochać nie mogła. 

                                                                      ***

Draco Malfoy przechadzał się leniwie po swoim pokoju. Nie była to jakaś byle sypialnia. Jak na Malfoy’a przystało pomieszczenie było ogromne, bogato wyposażone. Niestety, im bogatszy był Dracon, tym stawał się gorszy. Kiedyś jego matka pomyślałaby że chociaż jej dla jej własnego syna nie będą liczyły się tylko pieniądze, a miłość, przyjaźń, relacje międzyludzkie. Jednak z wiekiem ślizgon coraz bardziej zaczął upodabniać się do swojego ojca. Miał kilka twarzy, był podstępny i tchórzliwy. Dostawał zawsze to czego chciał. W tym jednak momencie w jego życiu pojawił się problem. Mianowicie plotki o napastowaniu Hermiony się rozeszły. Nie wiadomo jak, i przez kogo. Draco także zaczął sobie wszystko przypominać, i jakoś nie chciało mu się wierzyć w wersje jednego z bliźniaków Weasley’ów. – Jak ta szlama zacznie paplać o tym każdemu to pozamiatane! – ze złości kopnął krzesło stojące obok biurka. Teraz musi się postarać, i wymyślić coś żeby Granger siedziała cicho. Nieźle się wkopał, ponieważ znał gryfonkę na tyle by wiedzieć, że ona tak łatwo nie odpuści. Jak on jej nienawidził. Nienawidził całej tej idiotycznej trójki. A teraz jeszcze musi zapobiec zniszczeniu swojej reputacji przez tą mugolaczkę. Nagle wpadł mu do głowy jeden pomysł. I był pewny, że jeden z Weasley’ów mu w tym, chociaż nieumyślnie, pomoże.

                                                                  ***

- Aaaa – ziewnęła Ginny przeciągając się na wszystkie strony. Była strasznie nie wyspana po wizycie u Lavender. „Robienie kogoś na piękno, kosztuje własnym pięknem” – pomyślała.
Ruda cicho wyszła z łóżka. W nocy było jej bardzo gorąco, więc założyła koszulkę sięgającą ledwo co do pępka. Teraz jednak zrobiło się chłodniej, więc zaczęła się rozglądać za jakąś inną bluzką. Zauważyła szary t-shirt leżący obok łóżka Miony. Bez dłuższego zastanowienia ściągnęła z siebie krótką, i założyła, o dziwo, o wiele za dużą szarą koszulkę.
- Hmm, trochę tu brudno – powiedziała sama do siebie i wzięła się do pracy. Podniosła kołdrę Hermiony która dziwnym trafem leżała poza łóżkiem, potem złożyła swoje posłanie, i rozsunęła firanki. Ten pokój w końcu jakoś wyglądał. Po chwili do niego weszła szatynka osłonięta ręcznikiem.
- Cześć. – rzuciła już uspokojona, na co Ginny kiwnęła jej serdecznie głową. Hermiona zrzuciła z siebie materiał, lecz pod spodem już miała bieliznę. Nie wstydziła się tak stać przy rudej, były przecież przyjaciółkami. Zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu ubrań.
- Poczekaj. – powiedziała młodsza gryfonka i podeszła do swojej szafy. Wyjęła z niej białą i cienką koszulkę na ramiączkach oraz dżinsowe spodenki. Rzuciła je przyjaciółce.
- Ooo, dzięki. – powiedziała i zaczęła wkładać na siebie ubrania. Ginny przyglądała jej się.
- Miona, co tutaj rano robił Fred?
- O to samo chciałam spytać. – powiedziała Hermiona składając ręce na piersiach. – Dlaczego go w nocy nie wygoniłaś?
- Co?! On tutaj spał!? – zapytała przerażona. – Merlinie, nawet nie zauważyłam. Wróciłam tak wykończona, że nawet nie zapaliłam światła, tylko rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.
- Dobra, w porządku. – zaśmiała się brązowooka i spojrzała dziwnym wzrokiem na rudą.
- Co?
- Dlaczego masz na sobie koszulkę Freda? – zapytała rozbawiona i wskazała na szarą bluzkę w którą niedawno wskoczyła Ginny.
- To Freda!? – zapytała zaskoczona i przyłożyła skrawek materiału do nosa. Pachniała ładnymi, męskimi perfumami, które siostra kupiła mu na urodziny. Mówiąc wprost: Pachniała Fredem, nie mówiąc już o nutce alkoholu i tytoniu w tym specyficznym zapachu. – Fuj, fuj, fuj, fuj… - powtarzała ruda, i jak poparzona zaczęła zrzucać z siebie koszulkę. Hermiona patrzyła na nią niezrozumiale.
- Przecież często nosisz koszulki swoich braci, i nawet mi dajesz czasami ubrania Rona, gdy nam się nie chce szykować. – powiedziała podchodząc do stolika z lustrem i zaczęła czesać włosy.
- Tak, ale jak są wyprane! Nie będę nosiła koszulki Freda, w której chlał, palił, i nie wiadomo kogo dotykał! – ruda z zapałem podeszła do szafki i wyjęła z niej swoją bordową bluzę gryffindoru, z odpowiednim numerkiem. Każdy gryfon grający w quidditcha taką miał. Do tego nałożyła na nogi czarne legginsy.
- Tak właściwie to ten „nie wiadomo kto kogo w niej dotykał” to ja. – powiedziała Hermiona, a przyjaciółka spojrzała na nią znacząco.
- Masz mi w tej chwili wszystko opowiedzieć.
- Dobra, siadaj. – odpowiedziała szatynka i opowiedziała całą historię od wczoraj do dzisiaj rano. Gdy skończyła Ginny zamrugała dwa razy i zaczęła kiwać głową.
- Co? – zapytała Hermiona.
- Znam swojego brata, a skoro jesteś moją przyjaciółką to powiem ci to najprościej jak tylko mogę. – dziewczyna uśmiechnęła się do szatynki i westchnęła.
- No mów! – ponagliła ją.

- Hermiona. – ruda się przybliżyła. – ty musisz cholernie podobać się Fredowi. 

______________________________________________________________________________ 

Tak, tak, tak, jest nowy rozdział. :) Przepraszam że znowu musieliście tyle czekać, no i.... kocham was <3 
Pytania do mnie: ask.fm/malfoybitch 
~Meggie