Rozdział 17 „Hermiono Granger! Czy ty chciałaś mnie do
cholery udusić!?”
- Na brodę Merlina, te drzwi nigdy nie otwierają się
prawidłowo! – powiedziała z zażenowaniem Molly, gdy już trzeci raz z rzędu
zardzewiały zamek od wejścia do domu szwankował. Była już tak zmęczona ranną
podróżą od swojego przyjaciela do Nory. Marzyła o tym aby rozsiąść się wygodnie
w swoim ulubionym fotelu, chwycić proroka codziennego, i zapomnieć o bożym
świecie i zmartwieniach czytając nowe wiadomości ze świata czarodziei. Jednak w
tym tygodniu już w dwóch egzemplarzach rozpoznała nazwisko swojego męża w
rubryce „zaginionych czarodziei”, co ją zbyt nie pocieszało. Dlatego tylko gdy
udało jej się otworzyć skrzypiące drzwi postanowiła spędzić południe ze swoimi
rudowłosymi dziećmi, i przyjaciółką swojego syna, Hermioną Granger, którą
zresztą także traktowała jak własne dziecko. Pani Weasley była bardzo
zadowolona z wyboru przyjaciół Rona. Każdy z nich, i Harry i Hermiona, mieli
coś w sobie, co Molly uwielbiała. Gorzej z Fredem i George’m. Nie dość że sami
byli prowokatorami łamania wszystkich zakazów w Hogwarcie, to jeszcze ich
znajomi nie mieli nic przeciwko temu, a nawet uczestniczyli w większości
przekrętów. Lee Jordan i Charles Mongomery jako że byli przyjaciółmi bliźniaków
nigdy nie usłyszeli złego słowa od pani Weasley, i zawsze byli mile widziani w
Norze. Jednak jeżeli już czarownica miała wybierać, najbardziej szanowała
Angelinę Johnson i Katie Bell, które także przyjaźniły się z chłopcami, chociaż
matce otarło się o uszy, że Fred darzy ciemnoskórą większym uczuciem.
- Wróciłam! – krzyknęła kobieta czekając na reakcje
nastolatków. Jednak nic nie usłyszała. „Pewnie śpią, nie chcę wiedzieć na jaki
głupi pomysł wpadli wczoraj moi synowie” – pomyślała i z przerażeniem
rozejrzała się po domu. Był lekki bałagan, jak zawsze w Norze, lecz nic nie
wskazywało na ślady jakiegoś złego prowadzenia się. Cóż, nie pomyliła się co do
Hermiony i swojej córki. Potrafiły przypilnować tą chodzącą dżunglę. A
przynajmniej tak jej się zdawało.
Kobieta poczłapała
do góry, i już chciała się skierować do pokoju dziewczynek, gdy coś ją
zatrzymało. „A co mi tam. Zawsze idę je pierwsze obudzić, to teraz dla odmiany
pójdę do Freda i George’a”. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Podeszła do drzwi
synów, i zapukała zamaszyście. Cisza. Weszła do środka, i otworzyła oczy ze
zdziwienia. George spał jak zwykle rozłożony na całości swojego posłania, a na
ziemi oparty o krawędź łóżka spał oparty Ron. To nie koniec niespodzianek. Na
łóżku Freda, ZAMIAST FREDA spał w najlepsze Percy uśmiechając się pod nosem. Na
ziemi leżała rozwalona talia kart, i puste paczki po fasolkach wszystkich
smaków. Pani Weasley westchnęła.
- George, wstawaj! Jest dwunasta godzina! – krzyknęła do
pierwszego bliźniaka. Ten mruknął coś niezrozumiale pod nosem i machnął ręką.
- George! – krzyknęła głośniej.
- Spierdalaj. – powiedział bez skrupułów i obrócił się na
drugą stronę. Kobieta aż poczerwieniała ze złości.
- TY BEZCZELNY GÓWNIARZU, JAK TY SIĘ ZWRACASZ DO… - nie
zdążyła dokończyć zdania gdy nastolatek głośno jęknął i zaczął się powoli
wybudzać.
- Ja pieprzę, Ron! Albo się zamkniesz, albo stąd w tej
chwili wylatu… - otworzył szeroko oczy i wykrzywił się przerażony – m.. mm…
mama? – zająknął się przeraźliwie i natychmiast się rozbudził. Kobieta
zacisnęła pięści z gniewu.
- Tak, dziecko, to ja twoja mama, która wymierzy ci zaraz
taką karę, że będziesz mnie przepraszał na kolanach abym ją odwołała! –
huknęła.
- Ale mamo, ja myślałem że to Ron! – bronił się rudzielec.
Nic gorszego nie mógł zrobić.
- W TAKIM RAZIE SWOJEGO BRATA TAKŻE PRZEPROSISZ ZA TO JAK
SIĘ DO NIEGO ODZYWASZ, ZROZUMIANO?!
- T..tak. – powiedział przerażony i spuścił głowę. Wolał już
się nie wykłócać. Pani Weasley nerwowo rozejrzała się po pokoju. O dziwo żaden
z braci się nie obudził.
- Gdzie jest Fred?! – zapytała zdenerwowana.
- Ja nie…
- Dobra, nieważne! Za pół godziny, jak już ogarniecie ten
bałagan wszyscy pokazujecie się na dole! I znajdźcie Freda! – wyszła z pokoju
trzaskając drzwiami „Nie zdziwiłabym się gdyby Fred leżał gdzieś w tym syfie
przykryty jakimiś śmieciami” – pomyślała i z zepsutym nastrojem zaczęła
kierować się w stronę pokoju dziewczynek. Miała nadzieję, że chociaż one jej
nie zawiodły.
***
Ciemność. Tylko to widziała przed oczami Hermiona. Nic jej
się nie śniło, chociaż czuła, że spała bardzo dobrze. Ciemność powoli bledła i
bledła, aż w końcu pod powiekami zaczęły przedzierać się promyki lipcowego
słońca. Zmrużyła oczy, a gdy przyzwyczaiła się do światła powoli je otworzyła. Bezdźwięcznie ziewnęła i
chciała się przeciągnąć, jednak poczuła coś dziwnego. Tak jakby się regularnie
unosiła i opadała. Leżała na brzuchu. Było jej bardzo wygodnie. Usłyszała czyjś
wdech i wydech. Znowu to samo. Spostrzegła się że ręce ma wokół czegoś
owinięte. Podniosła otępiale głowę i zamarła. Leżała z rękami owiniętymi wokół
brzucha Freda, a resztą ciała była uwalona na jego nagich plecach, tak jakby
chciała go przygnieść. Mu najwidoczniej pasowała rola łóżka brązowookiej, bo
gdy uwolniła ręce i podniosła się delikatnie to jęknął z niezadowoleniem.
Prawdopodobnie poczuł nagle chłód na obnażonej skórze. Dziewczyna delikatnie
osunęła się na bok, zjeżdżając z jego
pleców. Nagle usłyszała czyjeś kroki poza pokojem.
- Fred… - powiedziała cicho i szturchnęła go w ramię.
Słyszała coraz wyraźniejsze odgłosy czyiś butów. Przestraszyła się.
- Fred, słyszysz? – powiedziała głośniej i jeszcze mocniej
go szturchnęła. Chłopak z nieobecnym spojrzeniem i zdziwioną miną się podniósł.
- Hmm? – jęknął patrząc zmęczonym wzrokiem na szatynkę, a
ona spojrzała na niego. Taki widok był zdecydowanie przyjemny dla oka.
Dziewczyna mimowolnie zmierzyła go. Kołdrę miał obciągniętą aż do pępka. Nie
dość że miał idealnie zbudowany i
umięśniony brzuch, to jeszcze włosy które w nieładzie poleciały mu na twarz
dodawały mu tylko uroku. Każda dziewczyna nie pogardziła by takim widokiem po
przebudzeniu. Szatynka wróciła do rzeczywistości.
- Słyszysz? Jakby ktoś chodził. – powiedziała z przejęciem w
oczach. Fred ręką przeczesał włosy.
- ja tam nyc ne
szłysze… - powiedział niewyraźnie i położył się na plecach zadowolony ze
swojego życia. Hermiona już przez chwilę się uspokoiła, bo nic nie słyszała
przez jakieś pięć minut. Nie mogła się bardziej mylić. Już całkiem wyraźnie
słychać było trzaskanie jakiś drzwi, i coraz głośniejsze kroki w stronę ich
pokoju. Zadziałała błyskawicznie.
W ciągu kilku sekund
wyciągnęła z pod jego głowy poduszkę. Rzuciła ją na twarz zdziwionemu
chłopakowi, i przygniotła ją łokciem jakby chciała go udusić. Całym ciałem
wskoczyła na niego, i podciągnęła kołdrę, tak dokładnie, aby żaden centymetr
rudzielca nie wystawał spoza niej. Drzwi zaczęły się otwierać. Fred w tym
momencie jęknął przerażony, na co Hermiona walnęła go wolnym łokciem w bok.
- Cześć dziewczynki. – powiedziała pani Weasley otwierając
szeroko drzwi. Fred momentalnie się zamknął. Hermiona czuła jak napięcie rośnie
jej w środku, a w żyłach pulsuje szybciej krew. Jeden ruch i kaplica. Muszą tak
wytrzymać.
- dzień dobry pani Weasley – przywitała się ze sztuczną
promiennością, i zdołała się na w miarę prawdziwy uśmiech. Bała się jak diabli.
Czuła jak rudzielec oddycha coraz szybciej. Nie wiedziała czy to z napięcia czy
może z braku tlenu.
- Ooo, a Ginny jeszcze śpi? – powiedziała rozbawiona
kobieta. – no dobrze, pośpijcie sobie, pewnie wczoraj miałyście ciężką noc. –
Hermiona skinęła głową. Poczuła kropelki potu na czole.
- Dobrze, to ja wam nie przeszkadzam… - powiedziała Molly i
już zaczęła wychodzić. Z Hermiony momentalnie zeszło napięcie, lecz pani
Weasley wróciła się. Dziewczyna znowu się spięła. Myślała że to już koniec.
- Hermionka, a nie wiesz może gdzie jest Fred? – zapytała
patrząc jej w oczy. Szatynce podskoczyło serce do gardła, i myślała że zaraz je
zwróci. Poczuła że na dźwięk wypowiadanego jego imienia wszystkie mięśnie
gryfona się spięły.
- Fred? Hmm, pewnie wyrzuca puste butelki po piwie po
wczorajszej imprezie. – powiedziała. Nagle poczuła mocne szczypnięcie w udo.
Usłyszała cichy, rozpaczliwy jęk. Przestraszona, że kobieta to usłyszy,
zakaszlała sztucznie. Fred prawdopodobnie w tym momencie był przerażony.
- Noo, to ja sobie z nim porozmawiam. – powiedziała patrząc
się w okno. – Dobra, śpijcie, nie przeszkadzam wam. – powiedziała uśmiechając
się miło. Hermiona zmusiła się do uśmiechu. Jeszcze chwila i nie wytrzyma. Pani
Weasley wyszła z pokoju, i gdy tylko zamknęła drzwi, gryfonka poluzowała ręce i
nogi. Nie spodziewała się reakcji Freda. Chłopak owinął ją rękami w pasie i z
pełnym zamachem wyrzucił ją na kilka metrów do przodu na podłogę oddychając
głęboko, i patrząc na nią z wyrzutem.
- Hermiono Granger! Czy ty chciałaś mnie do cholery udusić!?
– krzyknął zachrypniętym głosem. Jeszcze chwila pod łokciem tej dziewczyny, a
naprawdę by wyzionął ducha. Był na nią wściekły.
- Przepraszam! Musiałam przecież! – broniła się leżąc na
podłodze, masując obolałą od upadku głowę. Widocznie Fred miał wprawę w
rzucaniu kobietami.
- Wyrzuca puste butelki po wczorajszej imprezie?! Co to
miało być!? – krzyknął pretensjonalnie i spojrzał na nią już całkiem obecnym
wzrokiem. Gdy upadała koszulka podwinęła jej się aż do żeber. To z pewnością
nie był widok, przy którym chłopak mógł się na nią gniewać. Zbyt go
rozpraszało. Pospiesznie rzucił na nią kołdrę.
- Zakryj się, bo jak się Ginny obudzi, to znowu pomyśli że
chcę cię rozbierać! – wymyślił na poczekaniu. Hermiona wyciągnęła głowę i ręce
spod narzuty. Teraz to ona była wściekła na rudzielca.
- Ach tak, to ty masz DO MNIE pretensje!? – powiedziała kipiąc ze złości –
gdybyś nie pakował mi się do łóżka napity do granic możliwości, to by nie było
tego całego zajścia!
- Ja tobie?! JA TOBIE?! Jakoś ci się podobało traktowanie
mnie jak materac do spania, co?! – próbował się obronić. Dziewczyna prychnęła
na to z kpiną.
- Jaki ty jesteś dziecinny, Fred! Powinieneś mi dziękować że
ci uratowałam tyłek!
- Mam ci jeszcze dziękować!? Ty też byś miała przechlapane
gdyby moja mama zastała nas razem w łóżku! – powiedział zdenerwowany. Ginny
dała o sobie znać i jęknęła cicho.
- Zastanów się mój kochany kto by miał bardziej
przechlapane. – powiedziała uśmiechając się jadowicie. „Musi być taka piękna
nawet jak leży poturbowana na ziemi!?” pomyślał Fred.
- Szlag. – zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Mama ich zabije
za tą imprezę, nie mówiąc jej już nawet o alkoholu.
- Doczekam się jakiegoś przepraszam!? – zapytała
pretensjonalnie szatynka wstając niemrawo z podłogi. Fred zatrzymał się przy
niej próbując załagodzić sytuacje.
- A co? Może źle ci się ze mną spało? – jedną ręką przysunął
ją do siebie a na jego twarzy pojawił się głupawy uśmieszek.
- Ja… - zająknęła się. – TO NIE JEST ZABAWNE, FRED! –
krzyknęła po czym palnęła go z całej siły w głowę. Chłopak spojrzał na nią z
wyrzutem.
- Umiem mocniej. – powiedział patrząc na nią z góry.
Hermiona była już całkiem rozwścieczona.
- Ty wredny! – Kolejny cios w brzuch. – dziecinny! – tym
razem Fred oberwał znowu w głowę – rudy! – popchnęła go na łóżko, lecz on
pociągnął ją za sobą. – dupku! – dokończyła leżąc na nim. Miała przewagę. A
może tylko jej się tak zdawało, bo gryfon nie wyglądał na przestraszonego.
Bardziej na rozbawionego.
- Moja kolej? – zapytał udając zdziwienie. – ty… hm… nie,
wystarczy powiedzieć do ciebie Hermiona, i to cię już powinno obrazić. –
dziewczyna zacisnęła zęby ze złości i już zamachnęła się ręką żeby strzelić mu
w tą niewyparzoną gębę, lecz był szybszy i złapał ją za nadgarstek.
- Ej, Mionka, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi! –
zmierzył ją od góry do dołu. – chociaż nie, ślicznie wyglądasz, kiedy chcesz
mnie połamać. – mrugnął do niej, i uśmiechnął się złośliwie. Hermiona uwolniła
się z jego uścisku, w gniewie złapała go za pasek od spodni i pociągnęła
stawiając go z powrotem na nogi.
- Wynocha! – powiedziała pchając go w stronę drzwi. – Wynoś
się natychmiast! – znowu go popchnęła. Fred cały roześmiany olał jej wysiłki, i
oparł się znudzony o drzwi, przyciągając ją do siebie.
- To co, kiedy powtórka? – zapytał patrząc na jej wściekłe
oblicze.
- Tyyy….
- Ej! – przerwał jej. – patrz tam! – wskazał do przodu.
Hermiona mimowolnie się obróciła, a kiedy chciała z powrotem na niego spojrzeć
ten szybko przysunął ją do siebie i delikatnie cmoknął ją w usta. Zanim zdążyła
zareagować znowu jej mrugnął i puścił ją szybko uciekając z pokoju. Hermiona krzyknęła
waląc z całej siły pięścią w drzwi i zaczęła kręcić gniewnie głową.
- CO… TUTAJ… SIĘ.. DZIAŁO!? – odezwała się nagle jej ruda
przyjaciółka, która obudziła się parę sekund temu. Szatynka spojrzała na nią
wściekle.
- Wiesz co się działo? Twój mądry braciszek się dział! –
powiedziała tylko i wyszła z pokoju kierując się od razu do łazienki, żeby zmyć
z siebie pozostałości po bijatyce. Oblizała mimowolnie usta, na których nadal
pozostał smak Freda. Gorzej się chyba zakochać nie mogła.
***
Draco Malfoy przechadzał się leniwie po swoim pokoju. Nie
była to jakaś byle sypialnia. Jak na Malfoy’a przystało pomieszczenie było
ogromne, bogato wyposażone. Niestety, im bogatszy był Dracon, tym stawał się
gorszy. Kiedyś jego matka pomyślałaby że chociaż jej dla jej własnego syna nie
będą liczyły się tylko pieniądze, a miłość, przyjaźń, relacje międzyludzkie.
Jednak z wiekiem ślizgon coraz bardziej zaczął upodabniać się do swojego ojca.
Miał kilka twarzy, był podstępny i tchórzliwy. Dostawał zawsze to czego chciał.
W tym jednak momencie w jego życiu pojawił się problem. Mianowicie plotki o
napastowaniu Hermiony się rozeszły. Nie wiadomo jak, i przez kogo. Draco także
zaczął sobie wszystko przypominać, i jakoś nie chciało mu się wierzyć w wersje
jednego z bliźniaków Weasley’ów. – Jak ta szlama zacznie paplać o tym każdemu
to pozamiatane! – ze złości kopnął krzesło stojące obok biurka. Teraz musi się
postarać, i wymyślić coś żeby Granger siedziała cicho. Nieźle się wkopał,
ponieważ znał gryfonkę na tyle by wiedzieć, że ona tak łatwo nie odpuści. Jak
on jej nienawidził. Nienawidził całej tej idiotycznej trójki. A teraz jeszcze
musi zapobiec zniszczeniu swojej reputacji przez tą mugolaczkę. Nagle wpadł mu
do głowy jeden pomysł. I był pewny, że jeden z Weasley’ów mu w tym, chociaż
nieumyślnie, pomoże.
***
- Aaaa – ziewnęła Ginny przeciągając się na wszystkie
strony. Była strasznie nie wyspana po wizycie u Lavender. „Robienie kogoś na
piękno, kosztuje własnym pięknem” – pomyślała.
Ruda cicho wyszła z łóżka. W nocy było jej bardzo gorąco,
więc założyła koszulkę sięgającą ledwo co do pępka. Teraz jednak zrobiło się
chłodniej, więc zaczęła się rozglądać za jakąś inną bluzką. Zauważyła szary
t-shirt leżący obok łóżka Miony. Bez dłuższego zastanowienia ściągnęła z siebie
krótką, i założyła, o dziwo, o wiele za dużą szarą koszulkę.
- Hmm, trochę tu brudno – powiedziała sama do siebie i wzięła
się do pracy. Podniosła kołdrę Hermiony która dziwnym trafem leżała poza
łóżkiem, potem złożyła swoje posłanie, i rozsunęła firanki. Ten pokój w końcu
jakoś wyglądał. Po chwili do niego weszła szatynka osłonięta ręcznikiem.
- Cześć. – rzuciła już uspokojona, na co Ginny kiwnęła jej
serdecznie głową. Hermiona zrzuciła z siebie materiał, lecz pod spodem już
miała bieliznę. Nie wstydziła się tak stać przy rudej, były przecież
przyjaciółkami. Zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu ubrań.
- Poczekaj. – powiedziała młodsza gryfonka i podeszła do
swojej szafy. Wyjęła z niej białą i cienką koszulkę na ramiączkach oraz
dżinsowe spodenki. Rzuciła je przyjaciółce.
- Ooo, dzięki. – powiedziała i zaczęła wkładać na siebie
ubrania. Ginny przyglądała jej się.
- Miona, co tutaj rano robił Fred?
- O to samo chciałam spytać. – powiedziała Hermiona
składając ręce na piersiach. – Dlaczego go w nocy nie wygoniłaś?
- Co?! On tutaj spał!? – zapytała przerażona. – Merlinie,
nawet nie zauważyłam. Wróciłam tak wykończona, że nawet nie zapaliłam światła,
tylko rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.
- Dobra, w porządku. – zaśmiała się brązowooka i spojrzała
dziwnym wzrokiem na rudą.
- Co?
- Dlaczego masz na sobie koszulkę Freda? – zapytała
rozbawiona i wskazała na szarą bluzkę w którą niedawno wskoczyła Ginny.
- To Freda!? – zapytała zaskoczona i przyłożyła skrawek
materiału do nosa. Pachniała ładnymi, męskimi perfumami, które siostra kupiła
mu na urodziny. Mówiąc wprost: Pachniała Fredem, nie mówiąc już o nutce alkoholu
i tytoniu w tym specyficznym zapachu. – Fuj, fuj, fuj, fuj… - powtarzała ruda,
i jak poparzona zaczęła zrzucać z siebie koszulkę. Hermiona patrzyła na nią
niezrozumiale.
- Przecież często nosisz koszulki swoich braci, i nawet mi
dajesz czasami ubrania Rona, gdy nam się nie chce szykować. – powiedziała
podchodząc do stolika z lustrem i zaczęła czesać włosy.
- Tak, ale jak są wyprane! Nie będę nosiła koszulki Freda, w
której chlał, palił, i nie wiadomo kogo dotykał! – ruda z zapałem podeszła do
szafki i wyjęła z niej swoją bordową bluzę gryffindoru, z odpowiednim
numerkiem. Każdy gryfon grający w quidditcha taką miał. Do tego nałożyła na
nogi czarne legginsy.
- Tak właściwie to ten „nie wiadomo kto kogo w niej dotykał”
to ja. – powiedziała Hermiona, a przyjaciółka spojrzała na nią znacząco.
- Masz mi w tej chwili wszystko opowiedzieć.
- Dobra, siadaj. – odpowiedziała szatynka i opowiedziała
całą historię od wczoraj do dzisiaj rano. Gdy skończyła Ginny zamrugała dwa
razy i zaczęła kiwać głową.
- Co? – zapytała Hermiona.
- Znam swojego brata, a skoro jesteś moją przyjaciółką to
powiem ci to najprościej jak tylko mogę. – dziewczyna uśmiechnęła się do
szatynki i westchnęła.
- No mów! – ponagliła ją.
- Hermiona. – ruda się przybliżyła. – ty musisz cholernie
podobać się Fredowi.
______________________________________________________________________________
Tak, tak, tak, jest nowy rozdział. :) Przepraszam że znowu musieliście tyle czekać, no i.... kocham was <3
Pytania do mnie: ask.fm/malfoybitch
~Meggie