piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 22 ''Jeszcze tylko raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, to pożałujesz''



Rozdział XXII ''Jeszcze tylko raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, to pożałujesz''

- O matko, naprawdę została Ci blizna po tym, jak uderzyłam Cię tym klockiem? - Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu, wspominając czasy przedszkolne. Szczerze mówiąc nie liczyła na to, że spotkanie Jamesa będzie aż tak miłym zdarzeniem. Buzia jej się po prostu nie zamykała, a chłopak nie był jej dłużny.Nowe tematy wciąż im się mnożyły i mnożyły.
- Twoi znajomi nie będą źli że każesz im tyle czekać? - zapytał w końcu nastolatek spoglądając na zegarek. Hermiona zrobiła to samo i przez ciało przeszedł jej dreszcz.
- O matko, James, naprawdę siedzimy tu już godzinę? - zapytała z niedowierzaniem. Pewnie Weasley'owie mordują ją w myślach na tysiąc sposobów.
 - Nie mam pojęcia kiedy to zleciało - chłopak także sprawiał wrażenie zaskoczonego. Pospiesznie wstał i pomógł to samo zrobić Hermionie. Było to bardzo uprzejme z jego strony.
- Dziękuje - powiedziała szatynka wstając. Wzięła swój telefon do ręki. Kolejną rzeczą, która ją przeraziła, było to aż 5 nieodebranych połączeń od przyjaciółki. Wiedziała, że ma przerąbane na całej linii.
 - Chodź, odprowadzę Cię - zaproponował James i nie czekając na odpowiedzieć, otworzył drzwi od kafejki, w której się znajdowali, przepuszczając Hermione. Dziewczyna pospiesznie wyszła, kierując się w stronę wyjścia z galerii. Jej towarzysz co jakiś czas uprzejmie ją przepraszał za zajęcie czasu, lecz Hermiona leniwie powtarzając, że nie szkodzi pisała do przyjaciółki. Ginny w błyskawicznym odstępie czasu odpisała tylko tyle, że czekają w aucie. 
'Musi być wściekła' pomyślała szatynka.
- Dziękuje Ci za spotkanie, oby takich więcej - chłopak przytulił dziewczynę. - I przepraszam za to, że Twoi znajomi musieli się naczekać, przeproś ich ode mnie
- Nie ma sprawy, cześć - uśmiechnęła się czarownica i pospiesznie skierowała się do wyjścia. Jedyne co ją cieszyło to był fakt, że nie musiała teraz jeszcze bardziej opóźniać wypadu, wymieniając się numerami z chłopakiem. Zrobili to podczas baaaaaaardzo długiej pogawędki. 
   Hermiona wychodząc z budynku poczuła chłód. Niestety pogoda nie była tak dobra, jak dotychczas. Dziewczyna objęła rękami ramiona i zaczęła szukać wzrokiem auta Weasley'ów. Po chwili usłyszała znajome, specyficzne trąbnięcie. Spoglądając w kierunku z którego dochodził odgłos, zauważyła jeepa pana Artura Weasley'a, skierowanego już w stronę powrotną. Pospiesznie pobiegła w jego kierunku.
 - Bardzo was przepraszam, straciłam poczucie czasu - powiedziała pokornie, wchodząc do auta. George oparty o szybę spał, a Ginny spojrzała na nią spoza telefonu.
- Przecież nic się nie stało Hermi, nie czekaliśmy długo bo w tym czasie kupiliśmy resztę zakupów - ruda uśmiechnęła się, a Hermiona poczuła wielką ulgę. - aaa i wybacz to wydzwanianie ale chłopcy mnie zmusili - Ginny spojrzała wrednie w stronę Freda, który zdawał się być dziwnie spokojny. W sumie od powrotu czarownicy nawet na nią nie spojrzał. Hermiona usadowiła się na miejscu i zapięła pospiesznie pasy.
- Lepiej jedźmy bo wasza mama będzie się niepokoić - stwierdziła, na co rudzielec posłusznie odpalił gaz, sprawiając, że auto wyjechało na drogę. Zapanowała cisza. 
  Dziewczyna miała chwile by przemyśleć dzisiejszy dzień jak i również swoje zachowanie. Nie była z siebie dumna, a zwłaszcza z faktu, że aż tak się wkręciła w tą chorą relacje z Fredem. Na każdym kroku wymyślała jakąś intrygę, zamiast zająć się ważniejszymi sprawami. A dzisiaj przeszła samą siebie. 
Ona w sklepie z sukienkami? 
Ona KUPUJĄCA sukienkę? 
To nie pasowało nawet do siebie. Czuła się jak kompletna kretynka. Nie podobała jej się ta sytuacja. Wolała, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby Fred nie zajmował sobie nią czasu, a tym bardziej ona nim. To wszystko nie było kompletnie w jej stylu, zaczynała tęsknić za starą, rozważną Hermioną Granger, a nie tą z głową zajętą jakimkolwiek chłopakiem, tym bardziej jeżeli to jest Fred Weasley. Może da się to wszystko odkręcić? Przecież w wakacje różne rzeczy się dzieją, jeżeli to zwykły nadmiar emocji i pozorne obdarzenie kogoś jakimkolwiek uczuciem? 
Może to mógłby być każdy inny i na Freda padło zupełnie przypadkowo?
 Może ma taki okres w którym potrzebowała znaleźć kogoś jej bliskiego? 
A czy w tym wszystkim kompletnie nie zgubiła siebie?

Miała ochotę dać temu wszystkiemu spokój i spędzić wakacje tak jak zawsze, czyli w gronie przyjaciół, nic ponad to. Wątpiła że da rade to teraz wszystko odwołać, bo nie mogła przestać myśleć o chłopaku, który jeszcze niedawno nie był tylko bratem jej przyjaciela. Zresztą, żaden chłopak zbytnio ją nigdy nie interesował. Skupiała się głównie tylko na rodzinie, przyjaciołach i nauce. 
I tak było jej najlepiej... A może tylko wygodniej?
Ukradkiem spojrzała w stronę swojego 'problemu'. Rudzielec sprawiał wrażenie, jakby wszyscy w aucie byli mu obcy. Nie odezwał się od wyjścia z galerii i nie ugościł nikogo nawet jednym spojrzeniem. Jedynie słuchał posłusznie poleceń siostry, typu 'jedź wolniej' czy 'nie hamuj jak rajdowiec na każdym zakręcie'. Nie wiadomo dlaczego był taki cichy. 
Niebezpiecznie cichy. 
- Cholera - powiedział cicho, a Hermiona zdała sobie sprawę że zapatrzyła się na chłopaka i już tak siedzi dobre dwie minuty. Spojrzała na drogę i przewróciła oczami. Przed nimi stał wielki korek aut. Zresztą, czemu się dziwić? To był bardzo częsty widok na jednej z głównych ulic w Londynie. Chłopak pokręcił głową.
- No to stoimy - odezwała się szatynka, chcąc zatuszować niezręczną cisze trwającą już trochę czasu.
- A może nie stoimy - powiedział niepewnie rudzielec wycofując z ulicy, i po chwili jadąc w przeciwnym kierunku.
- Co Ty wyprawiasz, głąbie? - zapytała zaspana Ginny, podnosząc głowę z kolan George'a, który spał siódmym snem.
- Cicho tam - odpowiedział i kontynuował swój plan. Chciał jak najszybciej się dostać do domu. Im więcej przebywał w świecie mugoli, tym gorsze było jego samopoczucie.
- Fred co Ty znowu wymyśliłeś? - zapytała niepewnie Hermiona. Wychowała się tutaj, a sama nie wiedziała gdzie się znajduje.
- Wiem co robię - spojrzał na nią pierwszy raz od dłuższego czasu i puścił jej oczko. Czarownica zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Bała się w sumie jak każdego pomysłu bliźniaka. Zanim się spostrzegła z miasta zjechali na przedmieścia, a stamtąd dostali się do lasu. Dziewczynę coraz bardziej zaczęło przerażać co ten chłopak wyprawia i czy na pewno wie co właściwie robi.
- Widzisz tą drogę dalej? - zapytał w końcu, wskazując skinieniem głowy w kierunku, w którym jechali. Dziewczyna pokiwała głową.
 - Za jakieś dwie godziny będziemy na głównej drodze naszej wioski - mówił spokojnie - kilka razy skracałem sobie tak drogę wracając z pokątnej
- Mam nadzieje że na pewno wiesz co robisz - skwitowała to szatynka, zakładając ręce. Nie wiedziała kiedy sen ją znużył. Była zmęczona całym dniem, jak zresztą codziennie ostatnio. Wiadomo z jakiego powodu. Nie minęło pięć minut, kiedy odpłynęła.

                                                 ***

 Obudziło ją mocne hamowanie co jakiś czas. Otworzyła oczy.
- Co się dzieje Fred? - zapytała przecierając oczy.
 - Co? - zapytał udając że nie wie o co chodzi.
- Czemu hamujemy? - spojrzała w stronę kierownicy. Paliła się kontrolka paliwa. No pięknie.
- Fred zatankowałeś tak jak Cię prosiłam, tak?
- A miałem? - zapytał zdziwiony. Hermione błyskawicznie serce spadło do żołądka.
Zero paliwa. Zero magii. Zero ratunku.
 - Powtarzałam Ci to 3 razy jak wyjeżdżaliśmy, za każdym razem mówiłeś że tak - powiedziała pretensjonalnym tonem.
- Bo niby co miałem tankować? Pełny baniak paliwa!? - odpowiedział wymachując rękami. Znowu się kłócili.
- Wiesz co, jesteś kompletnym id.... - nie zdążyła skończyć zdania, kiedy auto gwałtownie stanęło w miejscu. Teraz dopiero się zacznie.
- Pięknie, no po prostu pięknie - powiedział rudzielec otwierając nerwowo drzwi. Założył ręce za głowę wydmuchując nerwowo powietrze. Po chwili dając upust emocjom, kopnął z całej siły w oponę rzucając przy tym wiązankę przekleństw. Hermiona obserwując całą sytuacje także wyszła z samochodu.
- Zamiast się zachowywać jak dzikus, lepiej wymyśl jak się dostaniemy do domu - krzyknęła szatynka opierając się o auto. Była na niego tak wściekła, że automatycznie całe jej zauroczenie chłopakiem prysło. Została tylko ochota podłożenia mu rozwścieczonego krzywołapa do łóżka.
- Daj mi chwile pomyśleć! - uciszył ją i nerwowo chodził raz w jedną, raz w drugą stronę. Wypełniła ją jeszcze większa złość.
- Pomyśleć?! Ty w ogóle wiesz co to znaczy?! – Na te słowa w chłopaku coś wybuchło. Nie panował już nad sobą.
- Gdybyś nie poszła miziać się z tym frajerem to byśmy zdążyli przed nocą ściągnąć tu kogokolwiek, także się zamknij i daj mi coś wymyślić! - wydarł się rudzielec. Hermiona spojrzała na niego morderczym wzrokiem. Ten chłopak nie wiedział chyba do kogo się odzywał. Przed nim stała Hermiona Granger, która nigdy nikomu nie pozwoliłaby tak się do siebie odezwać. Dziewczynie krew zmroziła żyły. Bez słowa podeszła do rudzielca i z całą mocą gryfońskiej dumy wymierzyła mu siarczysty policzek. Fred stanął jak wryty i złapał się za czerwone miejsce.
- Jeszcze tylko raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, to pożałujesz - powiedziała poważnym tonem. Chwile patrzyła na niego z pogardą a potem, nadal rozwścieczona, skierowała się w kierunku samochodu. Zatrzymała się jednak w połowie drogi, przypominając sobie o czymś. 
- Aha i jeszcze jedno - odwróciła się, wyjmując zapalniczkę i papierosa, które wcześniej mu zabrała. Podeszła do niego i z impetem cisnęła mu je w klatkę piersiową sprawiając, że chłopak lekko odchylił się w tył.
- Masz, truj się dalej skoro Ci to sprawia taką przyjemność - powiedziała uśmiechając się sztucznie i weszła do auta.
 'A niech on mi już da święty spokój' pomyślała. 
Nie chciała mieć w tym momencie z nim nic wspólnego. Na pewno nie zniży się do tego poziomu, by uganiać się za chłopakiem, który zachowuje się tak w stosunku do niej. Mimo słabości do niego, nie pozwoli sobie na takie traktowanie nikomu. Tym razem przesadził na całej linii.
 Minęło pięć minut. Nagle szatynka usłyszała jak Fred otwiera drzwi od strony po której siedziała. Chłopak rozchylił je na oścież i przycupnął przed dziewczyną. Podtrzymując się jedną ręką drzwi, a drugą oparcia od fotela na którym siedziała dziewczyna spojrzał na nią.
- Ej Miona - zaczął niepewnie, na co dziewczyna nie zareagowała. Była tak wściekła, że jedno słowo, które by jej nie odpowiadało z ust Freda, sprawiło by jeszcze gorszą awanturę. Mówiąc wprost, walczyła sama ze sobą, żeby nie wydrapać mu oczu.
- Przepraszam - powiedział po chwili ciszy. Szatynka dalej się nie odzywała. Mimo tego, że wiedziała, jak trudno mu przychodzi przepraszanie, nie zamierzała sobie odpuszczać. Wszystko co było związane z pokorą, było wbrew jego naturze. Jednak jeżeli myślał, że powie jedno słowo które ciężko przechodzi mu przez gardło i wszystko będzie w porządku to się grubo mylił.
- Ja.. - zaczął znowu chłopak - ja nie wiem co mi odbiło - spuścił głowę w dół.
- Zamiast skomleć lepiej wymyśl dobry plan - odpowiedziała beznamiętnie. - Jakikolwiek plan... - Dalej nie dawała za wygraną. Tym razem resztki starej Hermiony górowały nad tą nową, beznadziejną Hermioną.
- No eeej - Fred przysunął się bliżej. - Nie gniewaj się już - chciał ją sobie omamić sprawdzonym sposobem. Wyciągnął rękę w kierunku jej policzka żeby go ująć w dłoń, jednak Hermiona była szybsza. Gwałtownie złapała go za nadgarstek.
'Nie tym razem, cholerny cwaniaku'
- Powiedziałam Ci coś - odparła bez większych emocji, chwile patrzyła mu w oczu i puściła jego rękę.
- Okej - odpowiedział cicho i zamknął drzwi od auta. Oparł się o maskę samochodu i odpalił papierosa, którego oddała mu Hermiona. Wiedział, że to ją jeszcze bardziej od niego odsunie, ale chciał się uspokoić i skupić na czymkolwiek. Ta dziewczyna była dla niego tak skomplikowana. Nie rozumiał kiedy, i na co może sobie pozwolić. Raz mu ulega, a raz sprawia wrażenie nieosiągalnej. Tak jakby miał w ciągu dnia limit wyczerpania względów u czarownicy, który widocznie godzinę temu się wyczerpał. Splunął na bok i zaciągnął się dymem.
Trzeba zacząć działać zanim całkiem zrobi się ciemno. Na jego zegarku widniała godzina dwudziesta pierwsza, a niebo opanował lekki półmrok. Ta cała sytuacja bez magii była praktycznie bez wyjścia, a pech chciał że mama zabrała bliźniakom niedawno różdżki w ramach kary. Niestety fakt, że dziewczyny posiadają swoje także ich nie ratował, ponieważ nie mogły używać magii poza szkołą.
'Trzeba będzie to załatwić po mugolsku' pomyślał.
 I wtedy go olśniło.
- Hermiona! - zawołał otwierając zamaszyście drzwi od strony pasażera.
- Coooo? - zapytała zaspana dziewczyna, która zdążyła lekko przysnąć.
- Mam pomysł - powiedział ostrożnie - wymaga trochę zaangażowania - kontynuował jeszcze ostrożniej - ale myślę że może się udać... 
- Jaki znowu pomysł? - odezwała się nagle zachrypniętym głosem Ginny. 
Fred i Hermiona byli tak zajęci sprzeczaniem między sobą, że zapomnieli zupełnie o dwójce rudzielców, którzy przez całą kłótnie w najlepsze spali na tyle auta. Czarownice nie zdziwił fakt, że się obudzili, ponieważ zdążyła już dawno zauważyć, że Weasley'owie mają rodzinne  to, że śpią jak grób. 
- Czemu nie jesteśmy jeszcze w domu? Coś się stało? - zapytała po chwili ruda, gdy nikt nie udzielił jej odpowiedzi na pierwsze pytanie. 
Hermiona wskazała leniwie palcem na Freda. 
- Zapytaj swojego braciszka - powiedziała dalej poddenerwowana gryfonka. 
- Freeed? - zapytała wyczekująco Ginny z przestraszoną miną. Każdy wiedział, że pomysły któregokolwiek z bliźniaków prawie zawsze okazują się złymi pomysłami. 
- Zabrakło paliwa - przyznał się chłopak uśmiechając się żałośnie. Miał nadzieje, że chociaż Ginny nie fuknie na niego tak samo, jak to zrobiła przemądrzała szatynka. 
- Przecież Hermiona Ci... 
- Tak, okej, mówiła mi! - zdenerwował się rudzielec - mówiła mi a ja to olałem, teraz mam za swoje, to ja jestem winny, dobra wszystko to już wiem! - Hermiona przewróciła oczyma. 
- Ty masz za swoje? Raczej my wszyscy mamy! - powiedziała brązowooka zakładając ręce na piersiach. 
- I mam pomysł jak to naprawić! 
- Słuchamy - powiedziała wymownie Ginny, bo wiedziała, że pomysły Freda nie są za dobre, a raczej za dobrze się nie kończą. 
- Dobra - rudzielec spojrzał to na jedną, to na drugą dziewczynę - dwa kilometry stąd jest mugolska stacja paliw, wystarczy że tam dotrzemy i przyniesiemy wystarczająco tyle, żeby wrócić do domu i po sprawie 
- Zaraz, zaraz - zaczęła szatynka - czy Ty powiedziałeś my? Żadna z nas się w to nie miesza! 
- Ale to nie jest tylko moja wina! - bronił się rudzielec. 
- Jak nie!? Przecież to Ty  nie..  - nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy rudzielec znalazł kolejny argument. Tak zaczęła się kolejna kłótnia, w której Fred się bronił, a Hermiona jęczała, że zostaje w samochodzie.
- W sumie Fred ma racje - wtrąciła się w końcu Ginny - nie żeby coś, ale gdybyśmy nie mieli godziny opóźnienia to nie natrafilibyśmy na korek, a w gorszym przypadku kogoś byśmy powiadomili za dnia 
- Ginny! - jęknęła Hermiona. Jej przyjaciółka stanęła przeciwko niej. A najbardziej frustrującą rzeczą którą dręczyła szatynkę był fakt, że jest w tym trochę racji. Fred już chciał przytaknąć Ginny ale szybko sobie to wybił z głowy bo wiedział, że parę minut temu już jej to powiedział w bardzo dobitny sposób. 
- Co nie zmienia faktu, że głównym winowajcą jesteś Ty, Fred - dodała Ginny widząc jego triumfującą minę. 
- Okej, sam zaproponowałem że się przejdę, ale jęcząca Marta idzie ze mną - dogryzł jej rudzielec. 
- No jeszcze czego, musiałbyś mnie siłą do tego zmusić 
- Żaden problem - Fredowi zaświeciły się złośliwe świetliki w oczach, a dziewczyna wiedziała że byłby do tego zdolny. 
- Ani mi się waż Ty.. 
- SKORO I JEDNO I DRUGIE ZAWINIŁO TO ZAPIERDALAJCIE W DWÓJKĘ I SPRAWA ZAŁATWIONA, TAK? - dotąd pogrążony w śnie George huknął na cały samochód. Wszyscy natychmiastowo ucichli. Dwójkę winowajców tak zbiły z tropu dobitne słowa rudzielca, że bez słowa wstali i wyszli z samochodu. 
- Ale ja nie niosę nic ciężkiego - powiedziała szatynka która przegrała walkę z Weasley'em. 
- Spokojnie, mam na tyle siły, że jak księżniczkę zaczną boleć nóżki, to nawet Ciebie poniosę - dogryzł jej Fred - tędy - wskazał drogę i ruszył.  
Czarownica ruszyła za nim. Fakt że musi tyle iść był niczym w porównaniu z kim musi tam iść i w jaką porę. To był zły pomysł. To był naprawdę bardzo zły pomysł. 

************************************************************** 

Jest i rozdział! Komentujcie! Oceniajcie! 
Wróciłam <3 
Maggie xx