niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 23 "Proszę Cię, nie trzeba tu długo się zastanawiać [...] każdyy wie, jaki jest Fred Weasley"

Rozdział XXIII

George i Ginny już dziesięć minut po wyjściu dwójki przyjaciół zdażyli się całkowicie przebudzić. Byli tak zmęczeni, że nawet nie wściekali się już na zaistniałą sytuacje. I tak oni nie dostaną za to po głowie.
Samochód wypełniała cisza, lecz nie była niezręczna. Rodzeństwo było tak zżyte, że wiedzieli kiedy nie mają ochoty nawet ze sobą rozmawiać i nie sprawiało im problemu tkwić w ciszy. Jednak tym razem przerwał ją cichy śmiech George'a.
- Jaki to jest debil - zaśmiał się pod nosem i kręcił głową.
- Co Cie tak bawi? - zapytała zirytowana Ginny. Zawsze ją denerwowało, gdy czegoś nie rozumiała lub nie była wtajemniczona. Dlatego też tak trudno było utrzymać w ukryciu każdą niespodzianke na jej urodziny.
- Fred mnie bawi - wyszczerzył się do siostry ukazując białe zęby. Przeciągnął się leniwie.
- Bo?
- Bo nieźle to sobie wszystko wymyślił - George spojrzał na nią rozbawiony. Wyraz twarzy rudej jednak wciąż wyrażał niezrozumienie. Chłopak westchnął wymownie.
- Co sobie wymyślił niby?
- Giiiinny - przedłużył jej imie, jakby mówił do małego dziecka które ubrudziło się jedzeniem. - Czy Ty naprawde myślisz, że Fred by zapomniał zatankować wiedząc, jak długa droga go czeka?
- Chcesz powiedzieć że on zrobił to..
- Specjalnie - dokończył starszy brat, kiwając głową. Ginny przez chwile wlepiała w niego ślepia z rozchylonymi ustami.
- Nie, nie, nieeee, Fred nie jest aż tak dziecinny, żeby wymyślać takie głupie akcje, znam go
- Znasz go - powiedział sarkastycznie George kiwając głową. Jego buzia nadal się cieszyła. Co jak co, ale kto by go znał lepiej, niż jego własny klon?
- Oh no dobra, George, może nie tak dobrze jak Ty - chłopak ukłonił się żartobliwie. - Ale... ale jestem prawie pewna, że to był przypadek, nie posunął by się do takiego czegoś. Ostatnio wydoroślał..
- Stwierdzasz tak po tym jak wpakował się narąbany w trzy dupy Hermionce do łóżka, czy po tym jak ją rozbierał na balkonie? - 'Czemu ten kretyn musi mieć na wszystko odpowiedź?' zdenerwowała się czarownica.
- Znam go jak własne slipki, ruda i coś takiego jak przypadek nie wchodzi w gre w naszych planach - patrzył na nią uważnie. Dziewczyna nadal nie chciała wierzyć w słowa brata, jednak rzeczywiście, nie pamiętała kiedy ostatnio bliźniacy w swoich żartach i złośliwych planach popełnili jakiś błąd. Niedopracowany scenariusz prawie nigdy nie wchodził w gre. Zawsze byli przebiegli i cwani.
- A to kretyn - krzyknęła oburzona Ginny. - Zabije go.
- A ja mu pogratuluje - znowu wyszczerzył się rudzielec. Czarownica westchnęła i pokręciła głową. Bliźniacy jednak byli jeszcze bardzo dziecinni.

                                      ***

- Robi się coraz ciemniej - Hermiona obejrzała się za siebie. Nie to, że się bała... ale chyba każdy czuł by się nieswojo, idąc w kompletnie obcym lesie po ciemku. To, że była gryfonką, nie zmienia faktu, że przechodziły ją dreszcze za każdym razem, kiedy usłyszała szelest dochodzący z głębi lasu. Zresztą po tylu godzinach spędzonych w galerii czuła, że nogi niedługo odmówią jej posłuszeństwa.
- Zdążyłem zauważyć - stwierdził złośliwie rudzielec, przeczesując włosy. Jeszcze kilka godzin temu, ucieszyłby się z faktu, że wylądowali gdzieś sami, jednak w takich okolicznościach to nie była zbyt komfortowa dla nich sytuacja.
- Daleko jeszcze?
- Idziesz dopiero pięć minut, królewno - odparł złośliwie bliźniak. Jeżeli ma być tak całą drogę, to zaczynał sam sobie współczuć.
- Nie pytam czy długo będziemy iść - zdenerwowana gryfonka pokręciła głową - tylko czy długo ciągnie się ten las, przecież Ginny i George na nas czekają - co jak co, ale dziewczyna zawsze była dość wytrzymała, lub nie dawała po sobie poznać, kiedy brakowało jej sił. Taki już urok Gryffindoru.
- Jak się pospieszymy, to zdążymy tam dojść zanim będzie całkiem ciemno, gorzej z powrotem... - ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej. Nie szczególnie uśmiechało mu się kolejny raz wysłuchiwać, jaki to on nie jest nieodpowiedzialny. Aż nie wierzył jak ta dziewczyna może tak bardzo przypominać jego matke. Nastała cisza.
- Jest pełnia, do tego letnia pora - zaczęła po jakimś czasie Hermiona - wiesz że teraz czarodzieje tacy jak Lupin są bardziej podatni na przemiane? Czytałam, że muszą wtedy brać podwójną dawke eliksiru
- Naprawdę? - powiedział sarkastycznie pod nosem Fred. Jakoś mało go interesowały perypetie wilkołaków. Dla rudzielca to nie miało znaczenia, czy Remus jest wilkołakiem czy nie. Traktował go za członka rodziny bez względu na to. Nie robiło to dla niego większej różnicy.
- Czytałam też, że jest większa prawdopodobność spotkania dementora w mugolskich stronach właśnie w pełnie - znowu podjęła temat - wiesz, wydaję mi się, że to przez to, że wyczuwają większy poziom strachu, którym się żywią - potarła z zimna ramiona - w końcu wiele osób przeraża pełnia, nawet czarodzieje wyczuwają lekki niepokój
- Dobra Pani Wszystko Wiedząca - zaśmiał się Weasley - jeżeli próbujesz mnie wystraszyć, jesteś w tym naprawdę kiepska - znów parsknął śmiechem, a dziewczyna spojrzała zdezorientowana.
- Po co niby miałabym Cię straszyć?
- Oh, nie wiem, może dlatego że starasz się mścić się na mnie na każdym kroku?
- Wiesz co Fred? To wcale nie jest prawda!
- No taaak, jeszcze mi powiedz że jesteś przesympatyczna w stosunku do mnie - Hermiona coraz bardziej się gotowała w sobie, a widząc rozbawioną mine rudzielca, najwidoczniej sprawiało mu to satysfakcje.
- Traktuje Cię tak, bo sobie zasłużyłeś!
- Jakbym ja Ci miał pokazać na co zasłużyłaś, to byś dostała klapsa w tyłek - zarechotał Weasley. Hermiona trzymała się, żeby nie puściły jej nerwy.
- Nie znam bardziej bezczelnego chłopaka od Ciebie, Weasley - powiedziała, zaciskając zęby ze złości. Starała się być ponadto i nie dać mu się więcej razy sprowokować.
- Widzisz? A mówią że to Harry jest wybrańcem
- Przymknij się już - ton szatynki wskazywał na to, że jest ona już na bardzo cienkiej i niebezpiecznej granicy wytrzymałości. Rudzielec bardzo dobrze potrafił doprowadzić ją do wściekłości.
- Jak sobie życzysz, Hermionka - chłopak puścił jej oczko. Dziewczyna nie miała pojęcia, kiedy eksplodowała. Wystartowała do niego i rozerwała by go na strzępy za tą jego bezczelną postawe, gdyby nie jeden, mały wypadek.
- O matko - dziewczyna dopiero po chwili przekalkulowała co się stało. - Fred stój - zawołała do chłopaka, który nieświadomy planowanego na niego incydentu, ciągle szedł przodem.
- Co znowu? - odwrócił się i to co zobaczył prawie rozbawiło go do łez.
- Fred to nie jest śmieszne!
- O nieee, wcale - wydusił z siebie, ciągle się śmiejąc - fakt, że potknęłaś się i wpadłaś do jedynej kałuży jaka jest chyba w całym Londynie jest w ogóle nie śmieszny, prawda?
- No naprawdę, ale się uśmiałam! - powiedziała rozkładając ręce. Chłopak momentalnie przestał się śmiać, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, zmieszane z diabelskim uśmieszkiem.
- A Tobie co? - zapytała dziewczyna i spojrzała na siebie - o mój Boże - natychmiast się zakryła. Niestety, jej cała mokra koszulka pod wpływem wody zrobiła się nie tyle co brudna, a niemal przeźroczysta, ukazując, no... niezbyt skromne widoki. Dziewczyna przeklęła swoje życie w głowie.
Miała ochote zapaść się pod ziemię.
- Wiesz, mi nie przeszkadzał taki widok - skwitował to rudzielec. Hermiona po raz kolejny dzisiaj dostała dowód tego, jaka była głupia, myśląc o tym chłopaku na poważnie. Zresztą, jak można myśleć na poważnie o kimś dla kogo całe jego życie to jeden wielki żart.
- Tak Ci do śmiechu? Bo mi niespecjalnie! - rudzielec westchnąl i podszedł bez słowa do dziewczyny.
- Co Ty robisz? Łapy przy sobie! - krzyknęła dziewczyna, kiedy był już w kilkucentymetrowej odległości od niej. Przewrócił oczami i ściągnął bluze, po czym delikatnie pomógł jej ją włożyć. Hermiona uważnie patrzyła na każdy jego ruch. Chłopak delikatnie zapiał zamek pod samą szyje i ułożył kaptur.
- Pasuje? - zapytał sarkastycznie. Nie dość, że chciał pomóc, to jeszcze znowu prawie wyszedł na zboczeńca.
- Dz.. dzięki - odezwała się zdziwiona i patrzyła na niego uważnie. W tym momencie skarciła siebie samą za to, że gdy poczuła go tak blisko siebie, przez jej ciało przeszła fala gorąca.
Nienawidziła kiedy jej ciało i zmysły miały kompletnie gdzieś trzeźwe myślenie.
- Pospieszmy się - powiedział w końcu Fred, odwracając się w kierunku docelowym. Szatynka podziękowała mu w duchu za to, że zniszczył tą chwile napięcia, bo zdążyła już zauważyć sama, że przebywanie z nim na niebezpiecznie bliską odległość nie jest zbyt dobrym pomysłem. Dziewczyna opatuliła się o wiele za dużą bluzą i dogoniła rudzielca.
- Wcale nie musiałeś - zaczęła, gdy już szła przy nim.
- Uwierz mi że była to ostatnia rzecz na jaką miałem ochote - stwierdził ponuro, a Hermiona prychnęła. Nawet w takim momencie musiał rzucać jakieś sprośne komentarze. Gdyby nie fakt, że pod bluzą praktycznie świeci bielizną już dawno by cisnęła mu tą bluzą w twarz. Ale przecież o to mu chodziło. Da mu tylko powód do triumfu, idąc całą drogę nieudolnie zasłaniając się rękami. Nastała cisza.
- Swoją drogą, jestem ciekaw jak ten cały James Cię poznał - zaczął niepewnie rudzielec - przecież sama mówiłaś, że znacie się z przedszkola, to kupa czasu
- Sama nie wiem, w sumie to pare razy się widzieliśmy jeszcze kilka lat temu, jednak żadne z nas nie miało odwagi się odezwać - Hermiona związała włosy w luźny kok - widocznie usłyszał jak mówicie do mnie po imieniu i postanowił podejść
- Jakie to wzruszające
- Nie musisz być taki - pokręciła głową - on jest naprawdę w porządku, dobrze mi się z nim rozmawia, nawet podał mi swój numer - Fred zaśmiał się pod nosem. Nie szczególnie uśmiechało mu się o tym słuchać. Zacisnął ze złości szczękę, a na jego szyi pojawiło się kilka pulsujących żył.
- Nie bądź naiwna
- Słucham?
- No pomyśl, zawsze Ci to dobrze szło - pokręcił głową - typ po tylu latach spotyka swoją koleżanke z przedszkola i okazuje się być super laską, wiadomo na co ten pajac liczy
- Nie każdy chłopak jest taki jak Ty, Weasley
- To znaczy? - podniósł brew z zażenowania. 'Chłopak taki jak Ty' nie  brzmiało zbyt pozytywnie w jej wykonaniu.
- Taki jak Ty, czyli myślący nie tym organem co trzeba - skwitowała to szatynka. Fred zabuzował w środku. Za kogo ona go ma? Za jakiegoś bezmózgiego napaleńca? Może i miał za sobą pare przygód 'miłosnych', jednak był tylko facetem. A to że był zbyt dziecinny na pakowanie się w jeden, poważny związek, to już zupełnie inna sprawa.
- Fajnie wiedzieć - nie zamierzał się z nią o to kłócić. Nie zna go od dzisiaj, był pewien, że nie miała o nim takiego zdania, tylko chciała mu dopiec. To było ostatnio jej hobby. Nie mówiła tego na serio. A może i tak?
- Dobra, może trochę przesadziłam - Hermiona miała wyrzuty sumienia. Mimo wszystko nie powinna tak mówić. W sumie, miał duże powodzenia wśród dziewczyn, jednak nie zachowywał się przy tym jak bezuczuciowy casanova. W końcu miał tą ładną buźke i iskierke w oku, to korzystał. Zawsze on i George byli krok do przodu od reszty. Wyróżniali się i nie ma ich co winić. Bywali nieznośni, ale przeważnie imponowali większej części swojego towarzysta swoim poczuciem humoru i odwagą. Jednak nie byli przy tym zarozumiali. To ostatnia rzecz, jaką można było o nich powiedzieć.
- Nieważne - rudzielec nie chciał słuchać jej tłumaczenia. Skoro go tak określiła, to nie miał zamiaru się o to spierać. Niech myśli co chce. Już będzie wiedział, że bez różnicy, jak bardzo będzie się starał dobrze przy niej zachowywać i tak to wszystko jest na marne. Wyrobiła sobie tak szybko zdanie i nie zamierzał jej za wszelką cene przekonywać że jest inaczej. Odpuścił sobie. Tyle że dlaczego czuł jakby dostał kolejnego siarczastego policzka od dziewczyny?
- Fred, nie złość się...
- Jest okej
- Przecież widzę, że się zdenerwowałeś, wybacz, przesadziłam
- W porządku
- Wcale nie w porządku, nie powinnam tak mówić
- Ale powiedziałaś - wzruszył ramionami - nie tłumacz się, nie wziąłem tego do siebie, jest okej - szatynka nie wiedziała czemu, ale wolałaby teraz usłyszeć jakiś złośliwy komentarz, niż tą bezlitosną obojętność. Chociaż nie powiedziała nic szczególnie przykrego i tak wiedziała, że nie powinna była tego mówić.
- Hej - złapała go za nadgarstek. Nie chciała by między nimi było takie napięcie.
Nie chciała być tą złą.
- Wcale nie mam Cię za takiego złego, po prostu... sama nie wiem - delikatnie wplotła ręke w jego. Potrzebowała tego. - Ostatnio wszystko jest takie pokręcone...
- Zdążyłem zauważyć - spojrzał na nią. To był pierwszy raz w ciągu dnia gdy spojrzał na nią dobrowolnie przez więcej niż dwie sekundy.
- Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam pojęcia co robić - Hermiona pękła. Chciała mu powiedzieć całą prawde. Łzy zalśniły w jej oczach. - Nie wiem co jest ze mną nie tak, ostatnio czuję się tak... tak inaczej, jak nie ja, nawet moje odbicie w lustrze jest inne. Pogubiłam się Fred, pierwszy raz nie wiem co robić, chciałam dać sobie spokój ze wszystkim, jednak czy to dobry wybór? Wolę czuć gorsze i lepsze emocje niż ich totalny brak. - chłopak nie odpowiedział. Nie wiedział co. Wszystko wróciło na nowo. Idealnie określiła to, co także czuł. Był na siebie wściekły. Czemu jest takim tchórzem? Nie da jej spokoju, jednak nie ma odwagi się okeślić. To on powinien jej powiedzieć co o tym myśli, a nie ona mu.
- Przepraszam - chłopak złapał ją za policzek i przysunął się bliżej dziewczyny. - Przepraszam za wszystko. Gdyby nie to, że mi odbija nie czułabyś się źle - przejechał kciukiem po jej policzku - jedyne czego chcę, to żebyś czuła się dobrze - przełknął śline - chce żebyś czuła się dobrze przy mnie - Hermiona nie wiedziała co nią pokierowało w tym momencie. Stanęła na palcach i go pocałowała. Mimo zarzeczeń, mimo starań i tak wróciła do tego samego punktu. Nie potrafiła określić jakie uczucia towarzyszyły jej w tym momencie, ale na pewnie nie było spośród nich ani jednego nieprawidłowego. To dziwne, ale kiedy ją całował, czuła, jakby Fred był przeciwieństwem dementora. To było nie do pojęcia nawet jak dla jej mądrej główki, jak można czuć tyle szczęścia naraz. Gdyby mogła, to by się uniosła w powietrzu.
Czuła się tak błogo i tak idealnie.
Jakby była na właściwym miejscu. Po jakimś czasie odsunęła się od niego. Tym razem nad całą sytuacją czuwała i nie dała się ponieść emocjom. Przynajmniej nie tym niewłaściwym i zbyt odważnym. Fred mruknął niezadowolony że to już koniec. Było mu wciąż mało, jak nigdy. Przy żadnej dziewczynie nie czuł takich wibracji, jak przy tej małej, przemądrzałej czarownicy.  Uwiodło go jego nawiększe przeciwieństwo, a on najchętniej na kolanach by prosił o więcej.
- Jeszcze kawałek drogi nam został - uśmiechnął się zadziornie rudzielec. Cała złość w szatynce prysnęła jak bańka. Wiedziała że to niemądre i nieodpowiedzialne, jednak ona też była tylko dziewczyną. Nie zdawała sobie nigdy sprawy, że pod jej mocnym charakterem, zaciętymi przekonaniami i trzeźwym spojrzeniem na świat, kryje się tak wrażliwe i tak kochające serduszko.
A zakochana była na zabój.
Raz to umiała przyznać, raz wypierała się tego sama przed sobą.
- Fred, twoje zmiany nastrojów zaczynają mnie przerażać - zażartowała gryfonka. Chłopak zmarszczył brwi udając znów obrażonego. Sam wiedział, że przy gryfonce licznik jego emocji na raz skalał jak oszalały.
- Przyzwyczaisz się, Granger - puścił jej oczko. Ta tylko pokręciła głową. Nie wiedziała jednak czy to znaczyło coś poważniejszego, czy rudzielec tak sobie palnął. Miała w głębi serca nadzieje, że pierwsza opcja jest tą właściwą.
- Mam Cię - zaśmiał się chłopak.
- Że co?
- W końcu nie będziesz mi wpierać, że zmusiłem Cię do całowania się ze mną, bo robiłem to bez pytania - wzruszył ramionami a po chwili uniósł ręce w góre, zakładając je za głowe - co poradzić, jestem bardzo atrakcyjnym chłopcem - zaśmiał się idiotycznie. Hermiona jednak dostrzegła coś nie na miejscu.
- Taa... bardzo - spojrzała na jego nadgarstek. Nie było to coś, co chciała zobaczyć. Kiedy prysła bańka jej złości na chłopaka, nie sądziła, że to jest po prostu chwila przed tym kiedy zrobi się o wiele większa. Jedyne co zrobiła, to poszła z impetem do przodu. Miała serdecznie dość. Dość wszystkiego. Tym razem to już przesada.
- Co jest, Granger? - zaśmiał się i ruszył za nią. Nie wiedział o co chodzi, a jej mina lekko go przeraziła. Jednak nie miał złego przeczucia. Przecież nie zrobił nic złego.
Nie strzelił żadnej gafy. I w tym wszystkim sam nie wiedział, jak bardzo się mylił.
- Ej no co jest, młoda?! - zawołał jeszcze raz. Hermiona nie odpowiedziała. Dalej szła zacięcie w przód nie odwracając nawet głowy. Chłopaka zaczęła wypełniać złość. Co on znowu zrobił nie tak? Zachowuje się  źle, jest winny. Zachowuje się dobrze, też jest winny.
To się w ogóle nie trzymało schematu.
- No zatrzymaj się, co Ci odbiło? - dobiegł do niej i delikatnie pociągnął ją za ramie. Dziewczyna odwróciła się z impetem.
- Czego chcesz? - zapytała stanowczo i niezbyt radośnie. Fred podniósł brew.
- Jezu, może Ty jesteś opętana skoro nastroje Tobą tak szastają  - wypuścił powietrze przez usta, widząc, że gryfonka zmierzyła go morderczym wzrokiem.
 'Co jej do cholery jasnej się stało?' - pomyślał rudzielec.
- Jaki Ty jesteś żałosny... - prychnęła i poszła dalej. Fred czuł coraz większą gorycz. Tym razem przesadziła.
Kto normalny się tak zachowuje?
Chwile po tym jak go CAŁUJE zaczyna odstawiać jakąś scenę.
Co on jej takiego zrobił?
PO RAZ SETNY?
- Nooo i jaki jeszcze? - zapytał złośliwie rudzielec, idąc za nią zamaszystym krokiem - no dawaj, bo chętnie posłucham!
- Wiesz co? - odwróciła się do niego - jak sobie chcesz, jesteś po prostu jednym wielkim dupkiem! - zmierzyła go z zażenowaniem i założyła ręce czekając na odpowiedz.
- Ooooo, no tak, ja jestem dupkiem - zaśmiał się wymownie - ciekawe czy James jest taki cudowny, hę?
- A ciekawe czy Madison jest taka cudowna, hę?
- O czym Ty kurwa mówisz? - rudzielec myślał, że zaraz zejdzie. Zaczynał podejrzewać że ta dziewczyna jest chora psychicznie. O kim ona do niego mówi?
- A w sumie znając twoje obycze już pewnie zdążyłeś sprawdzić czy jest cudowna - zaśmiała się sarkastycznie - Ooo, albo nie, bo gdybyś to zrobił to byś nie prosiłbyś o numer telefonu, co? - i wtedy Fred zamarł. Serce opadło mu do żołądka, a nogi zrobiły się ciężkie.
Madison.
Dziewczyna z przebieralni.
Spojrzał na swój nadgarstek. Jak byk widniał na nim pięknie podkreślony czarnym długopisem podpis, a pod nim zgrabne dziewięć cyferek. Zapomniał o tym zupełnie. Rzeczywiście, z perspektywy Hermiony nie za dobrze to wyglądało. 
- Chciałeś sobie zapewnić awaryjną opcje, tak? - łzy nabrały jej się w oczach. Nie potrafiła zrozumieć jak on w ogóle mógł tylko tak stać i patrzeć. - A może to ja jestem tą opcją awaryjną, co? Uwodzisz sobie bezkarnie dziewczyny, a jak Ci się znudzi lub nie masz lepszego pomysłu, postanawiasz wrócić do starej, dobrej koleżanki?
- Hermiona ja...
- Lepiej nic nie mów - przerwała mu. Nie chciała słuchać głupich wymówek. Gdyby wiedziała, jak to wyglądało, może zmieniła by zdanie.
- Daj mi to wytłumaczyć! - wydarł się chłopak. Ile jeszcze razy będzie musiał się tłumaczyć przed czarownicą? Przecież on nic nie zrobił, nikogo o nic nie prosił, zresztą, do cholery jasnej, teoretycznie jeszcze kilka godzin temu dziewczyna dała mu do zrozumienia, że są tylko przyjaciółmi. Jeżeli zrobił coś złego, to na pewno nie było to nic dotyczące tamtej dziewczyny.  Nawet ze sobą nie flirtowali. Numer podała mu sama, on nawet nie miał w planach o to pytać.
- Mam w nosie twoje tłumaczenia jakbyś nie zauważył 
- No tak, zapomniałem że Pani Wszystko Wiedząca sama sobie potrafi dopowiedzieć plan wydarzeń, chociaż nie ma kompletnego pojęcia jak to było
- Dobrze wiem jak to było
- A właśnie że gówno wiesz! - nerwy mu puściły. Miał dosyć traktowania go przez dziewczyne jak kompletnego idiote. - Sama sobie dopowiedziałaś wersje, chociaż ja nie zrobiłem nic złego! - Hermiona się zaśmiała wrednie. Miała ochote mu wygarnąć lub go poniżyć, żeby chociaż raz zamknąć mu tą wygadaną gębe.
- Prosze Cie, nie trzeba tu długo się zastanawiać - wzruszyła ramionami - każdy wie jaki jest Fred Weasley, nie przepuścisz żadnej okazji gdy wypatrzysz sobie jakąś 'zdobycz', żadna nowość że twoją jedyną ambicją w życiu jest dobra zabawa, bardzo mi przykro że Twój rozum zatrzymał się w okresie pięciolatka i od tej pory przestał ewoluować - zaśmiała się, mimo że w sercu czuła jak bardzo bolesne będą dla niego te słowa. Zdążyła przejrzeć Freda.
Znała jego słabości. Od małego rodzice mieli problemy z bliźniakami. Zawsze odczuwali, że są postrzegani jako Ci działający na niekorzyść rodziny Weasleyów. Byli dla nich jak dwa problemy i nic więcej. Nie zachowywali się poważnie, więc plany które mieli też nie były przez nikogo brane pod uwagę. Dlatego tak bardzo lubili przebywać w Hogwarcie. Tam uczniowie mieli ich za coś w rodzaju mentorów. Bliźniacy różnili się tym, że George oprócz tego, że robił to co chciał, nie przejmował się także żadną obelgą w swoją stronę. Sam wiedział na swój temat wystarczająco tyle, że praktycznie żadne słowa nie były w stanie wprawić go w depresje. Z Fredem było trochę inaczej. Za wszelką cene pozował na takiego jak jego brat, jednak gryfonka wiedziała, że w tym przypadku się różnią. Fred był o wiele bardziej wyczulony na słowa matki które go bolały, gdy twierdziła że do niczego nie dojdzie w życiu. Taki był właśnie bliźniak. Udawał niewzruszonego niczym, nie otwierał się w sposób emocjonalny na praktycznie nikogo, bo wiedział, że jak to zrobi to jest w stanie poświęcić całe serce. Że krytyka go boli. Nie chodzi tu o krytyke ze strony ślizgonów czy nauczycieli. Z tymi potrafił sobie świetnie poradzić. Chodziło o bliskich których zdanie bardzo się dla niego liczyło, choć próbował to za wszelką cene ukryć. Był wrażliwym chłopcem zamkniętym w prawie dorosłym, twardym mężczyźnie.
- Rozumiem - powiedział po chwili rudzielec. Na więcej zdobyć się nie potrafił, bo chyba serce by mu pękło. Bez większych demonstracyjnych scen wyminął Hermione i ruszył do przodu. W tym momencie postanowił, że już nigdy więcej nie będzie zabiegał o jej względy. Przeciwnie. Zrobi wszystko żeby poczuła się tak, jak on teraz. Szatynka nawet nie wiedziała co zrobiła tymi słowami. Zresztą, każdy głupi wie, że najgorsze co może być to podpaść bliźniakom Weasley lub chociaż jednemu z nich.
- Fred - zaczęła po pięciu minutach. Przesadziła. Zdawała sobie z tego sprawe. - Przepraszam - chłopak milczał. Jego spokój był jednym z najbardziej nienaturalnych i przerażających widoków, jakie w życiu widziała.
- Przepraszam, nie powinnam tak mówić, nie chcę zaprzepaścić tego co jest między nami, powinnam Cie wysłuchać...
- Zaprzepaścić tego co jest między nami? - chłopak się zaśmiał - Co Ty sobie wyobrażasz? Myślisz że połączyła nas nagle jebana strzała amora? Jaja sobie robisz?
- Ale...
- No co ale? Teraz ja Ci coś powiem. W sumie to mnie przejrzałaś, rzeczywiście, byłaś czymś w rodzaju 'nowej zdobyczy' a raczej wyzwania, widzisz dzięki tobie przekonałem się, że jestem w stanie uwieźć nawet kogoś pokroju Granger, a w sumie to samą Granger, w sumie to się liczy dobra zabawa, a nie wielka, pieprzona miłość, więc uświadom sobie, że jesteś po prostu udanym eksperymentem - zmierzył dziewczyne - miałem co do Ciebie ciekawsze plany i wyzwania, ale przez Twoje zrzędzenie odechciało mi się jakoś, Twoja strata kotku... - puścił jej oczko. To najgorsze słowa jakie szatynka usłyszała w życiu czuła jak łzy wzierają jej się w oczach. Już chciała coś powiedzieć, gdy w usłyszęli gdzieś w lesie huk. Obydwoje wyciągnęli różdżki i zamarli.
Czuli jak coś się zbliża.
Podeszli bliżej siebie z czystego bezpieczeństwa. Słyszęli coraz głośnejsze pękanie gałęzi i szeleszczenie liści. Ich miny były coraz bardziej przerażone.
- Expelliar.... - Fred nie skończył zaklęcia, gdy ktoś zakrył mu dłonią usta. Spojrzał na Hermione. Była w podobnej sytuacji, bo druga postać także ją rozbroiła i zakryła jej usta. Fred działał odruchowo. Udało mu się na chwile uwolnić ręke, więc z całej siły uderzył napastnika z łokcia.
- Na miłosć boską, Fred! - usłyszał znajomy głos Lupina. Hermiona także została uwolniona. Natychmiast obejrzała się za siebie, a oczom ukazała jej się Tonks.
- Zwariowaliście? - krzyknął rudzielec. Obydwoje nastolatków nigdy by się nie spodziewało takiego zwrotu akcji.
- Tylko nie krzyczcie, kilkadziesiąt metrów dalej roi się od mugoli... - uprzedziła ich kobieta. Podeszła do różdżek czarodzieji, podniosła je i im oddała.
- Wybaczcie, wiedzieliśmy że was tu znajdziemy, ale trzeba było zastosować środki ostrożności - wytłumaczył Lupin, rozcierając obolały mięsień. Rudzielec miał w sobie niemałą siłe, to fakt.
- Ale co się stało, szukaliście nas bo nie pojawiliśmy się tak długo w domu? - zapytała szatynka.
- Niezupełnie - odpowiedział Lupin. Nastolatkowie dalej nie rozumieli o co chodzi a tajemniczość Remusa temu nie sprzyjała.
- Gdzie Ginny i George?
- W aucie, niedaleko stąd - odpwiedział Fred - możesz nam powiedzieć co się dzieje?
- Tonks, teleportuj się tam, wiesz co robić - rozkazał mężczyzna, na co Nimfadora skinęła głową, rozległ się znajomy trzask i ślad po kobiecie zaginął.
- Wiemy gdzie jest Twój tata Fred i to wam się nie spodoba. Wysłali nas po was, bo potrzebujemy pomocy, sprawa jest naprawde poważna i musimy działać natychmiast więc zmywamy się stąd, później będzie czas na pytania - wystawił oba ramiona do nastolatków. Ci dalej lekko oszołomieni objęli je z dwóch stron i śladu po nich nie zostało. 

***************************************** 

No i jest ten nieszczęsny rozdział! 
Przepraszam za utrudnienia, ale nie miałam na nie wpływu 
Miłego czytani! 
Meggie xx