Rozdział XXIV
Kilka godzin wcześniej.
Pani Weasley chodziła co rusz w te i
wewte. Była wściekła na swoje dzieci. Nie sądziła, że są aż tak
nieodpowiedzialni. Niebo opanował mrok, a nastolatków wciąż nie było. Ufała im,
jednak także wiedziała że potrafią wywijać numery. Jedyne co ją ratowało to
myśl, że jak w coś się wpakowali, to jest z nimi Hermiona, która zawsze wymyśli
dobry sposób na poradzenie sobie z problemem.
- Mamo usiądź spokojnie, na pewno
niedługo wrócą - przekonywał ją w kółko Ron, zamiatając podłogę w ramach kary.
Po kilku godzinach intensywnej pracy zaczął gorąco żałować, że nie pojechał z
resztą. Był pewien, że bawili się tak dobrze, że stracili rachubę czasu.
- Niech lepiej nie wracają bo będą mieli
PRZECHLAPANE! - krzyknęła Molly. Nie tylko była wściekła, także martwiła się o
nich niesamowicie. Nie dość, że jej dzieci nie wracają do domu, to jeszcze ich
przyjaciółka za którą jest odpowiedzialna.
- Nie stresuj się, zaraz na pewno tu
będą - stwierdził Ron wyrzucając kurz poprzyczepiany na miotłę przez okno.
Nagle zobaczył z daleka, że ku domowi zbliża się czarna, nieznana mu sowa.
Odsunął się od okna, dając jej na nim usiąść. Była czarnego koloru, miała ostro
zakończone pazury a pióra lśniące i idealnie ułożone. Sowa rzuciła list na
parapet i odleciała zgrabnie bez najmniejszego szelestu. Ron nie czekając
dłużej, otworzył kopertę.
- Mamooo - krzyknął otwierając kopertę.-
Chodź coś zobaczyć! - od razu zauważył że nie była ona zwykła. Wykonana z dość
drogiego, czarnego pergaminu wyglądała na dość ekskluzywną. Nadawcą na pewno
nie był ani Harry, ani żaden znajomy rodziny. Była zbyt oficjalna na takie
przypuszczenia. Pani Weasley nadal zdenerwowana podeszła do syna, zabierając mu
list.
- A co to? - zdziwiła się, oglądając
papier. Czarna koperta nie była czymś codziennym. Dokończyła otwieranie i
wyciągnęła zawartość. Była to mała kartka, wielkości koperty, wykonana ze
sztywnego pergaminu. Zawierała zgrabnie napisane jedno zdanie, a boki kartki
ozdobione były złotymi ramkami.
- Co tam jest napisane? - zapytał
przestraszony rudzielec, kiedy zobaczył, że jego mama zakryła ręką usta.
Sprawdził kopertę z tyłu. Wcześniej nie dostrzegł na niej złotego napisu 'Ginny
Weasley'. Tylko kto i co chciał od Ginny w tak oficjalny sposób?
- Mamo, daj mi to - chłopak zabrał
kobiecie list. Na kartce widniał napis:
'Twoja wyszczekana buźka działa na
niekorzyść dla tatusia'
Pod wiadomością ktoś zamiast podpisu dał
zgrabnie napisane inicjał 'MM'.
Mama chłopaka przewracała w ręce kopertę w nadziei, że znajdzie jeszcze jakąś wskazówkę. Jednak na marne. Ktoś
najwyraźniej nie chciał się dostatecznie ujawniać. Zawartość listu nie
sprzyjałaby na pewno adresatowi.
- Kto to mógł napisać? - zapytał Ron.
Nie miał pojęcia, kim może być 'MM'. Nigdy nie dostał listu w którym zamiast
podpisu widnieją inicjały.
- Pomyślmy chwile Ron, bez paniki -
uspokajała syna, a może samą siebie Molly. Była przerażona. Od osoby która
nadała list, zależało życie jej ukochanego męża.
- Połóż to na stół, a ja zawiadomię zakon, powinien przecież o tym wiedzieć - zarządziła kobieta. Chłopak wykonał
zadanie i usiadł przy stole. Przeczytał wiadomość jeszcze parę razy. Niestety
nic to nie dało. Nie potrafił rozszyfrować wiadomości. Czuł jednak, że dzisiaj
wydarzy się coś naprawdę poważnego. Zakon musiał działać natychmiast.
***
Minął kwadrans od wezwania Zakonu
Feniksa przez Molly Weasley. Jego członkowie przybyli z taką prędkością, że
prawie jego cały skład siedział już przy stole i badał wiadomość. Oczywiście
zabrakło Severusa Snape'a, który robił co tylko mógł by uniknąć spotkań. Tylko
w naprawdę poważnych, według niego, zadaniach raczył się pojawiać.
- Kim do licha jest 'MM'? - powiedział
Syriusz Black sprawdzając, czy w kopercie nie ma nic więcej. Przybycie Zakonu
nie poprawiło rozwiązywalności tej zagadki.
- Pomyślmy z kim Artur mógłby mieć
porachunki, to nas może doprowadzić do sedna - zaproponowała Tonks. Wszyscy
czuli, że każda minuta jest na niekorzyść dla nich, a szczególnie dla Pana Weasley'a. Szalonooki Moody odchrząknął.
- Nawet jakby to tatusiek porachunków
nie miał, to zaraz się jakieś znajdą za nic, dzisiejsze czasy są okrutne,
człowieka oceniają po wybrzuszeniu sakwy - upił łyka herbaty przygotowanej
przez Molly Weasley - domyślać się tylko można, taka wskazówka to nic, trzeba
by to młodej co tak buźką nadawała zapytać z kim miała na pieńku
- Alastorze, według Ciebie na darmo się
zebraliśmy? - zapytał cichy dotąd Lupin. Widać było po nim, że intensywnie
zastanawiał się nad nadawcą.
- Tego nie powiedziałem, Lupin, w tym
rzecz, że dalej tkwimy w jednym miejscu, nie wiemy nic więcej, ile żeśmy wiedzieli
ostatniego spotkania - nastała cisza.
- Molly, Ginny nadal nie wróciła z
Londynu razem z resztą? - zapytał delikatnie Syriusz. Wiedział, że bardzo się
bała o swoje dzieci. Zwłaszcza teraz, gdy ktoś się uwziął na jej rodzinie.
- Musimy czekać - stwierdził Percy.
- Czekać na co? Aż przyjdzie kolejny
list z kondolencjami? - zdenerwował się Syriusz. Wszystkich na te słowa
przeszły dreszcze. - Nie zebraliśmy się tu na marne, musimy rozgryźć kim jest
ten 'MM', damy rade czy nie, takie jest zadanie Zakonu Feniksa
- Wiem! - zawołał Ron wpadając nagle do
salonu. Niestety nie mógł uczestniczyć w zebraniu, lecz tak samo siedząc w
pokoju zastanawiał się. Miał nadzieje, że rozwiązał tą zagadkę.
- Już wiem co to za inicjały! -
powiedział zdyszany opierając się o stół.
- Mów Ron, szybko! - ponagliła go mama.
- Ministerstwo! - krzyknął oskarżycielsko
spoglądając ukradkiem na Percy'ego, który dotychczas nie dał złego słowa
powiedzieć na tą działalność - Ministerstwo Magii!
- Nonsens Ron, to nawet nie trzyma się
kupy... - odezwał się Percy.
- A może i to ma sens - pomyślał chwile
Syriusz - to miejsce tylko pozornie jest bezpieczne, już raz właśnie w tym
miejscu zdążył się wypadek Artura, dlaczego by nie drugi raz?
- No nie wiem, Syriuszu, Ministerstwo
nie pisało by w taki sposób, poza tym co by im mogła zrobić Ginny? -
wywnioskowała Tonks.
- Pomyślmy chwile - Łapa przysunął się
bliżej stołu i splótł ręce - Molly, czy Ministerstwo miało by powód do porwania
Artura? Może znał jakieś tajne informacje?
- Jaaa nie wiem, fakt, ostatnim razem
skarżył się na Knota, twierdził że celowo mydli oczy ludziom kłamstwami na
temat bezpieczeństwa dzięki służbie Ministerstwa oraz w każdym artykule gorąco
zaprzeczał temu, że Sami Wiecie Kto wrócił - kobieta zamyśliła się - Artur
kilka razy w nerwach wspomniał że ma tego dość i prędzej czy później każdy się
dowie jaka jest prawda, nawet twierdził, że jest zdolny sam ją ogłosić -
westchnęła głęboko. Takie informacje bardziej pasowały do teorii Rona.
- To może się zgadzać, do kogoś z
Ministerstwa mogły dotrzeć zażalenia Artura i postanowili temu zapobiec, ile
było takich przypadków, że ktoś działający na niekorzyść Ministerstwa lub Knota
nagle znikał bez słowa? - wszyscy przytaknęli Syriuszowi na te słowa. Tylko
Percy prychnął.
- W takim razie dlaczego Ministerstwo
zwracałoby się do Ginny? To nie pasuje do siebie! - Percy spojrzał na każdego -
spędziłem tam kupę czasu, znam na pamięć wszystkie koperty, pieczątki i
pergaminy, nawet te anonimowe!
- Połowa informacji się zgadza, więc jak
na razie ministerstwo jest głównym podejrzanym - powiedział Ron, który był w
niebo wzięty, że nikt do tej pory nie kazał mu wyjść. Widocznie zasłużył na to,
żeby uczestniczyć w zebraniu. Każdy z Zakonu stwierdził, że chłopak może się na
coś przydać. Ze wszystkich tutaj najwięcej czasu spędzał ze swoją siostrą.
- Skupmy się na Ginny - znów odezwał się
Syriusz. Dziś najbardziej uczestniczył w zebraniu. W odróżnieniu do Remusa
Lupina, który przeważnie także miał dużo do powiedzenia, a dziś milczał jak
grób. - Powiedz mi Ron, czy w ostatnim czasie widziałeś żeby Ginny miała z kimś
potyczki?
- Nie, raczej nie, od początku wakacji
siedzieliśmy w domu - chłopak pokręcił głową. Ta informacja nieco rozczarowała
zakon.
- Na pewno? - dociekał Syriusz wstając.
Jego determinacja emanowała na kilometr. Każda kolejna minuta niewiedzy
wprowadzała go w coraz to większą frustracje. Chciał by to dzień dzisiejszy był
właśnie tym dniem, w którym wszystko wróci do normy.
- Taaak... - odpowiedział chłopak i
spojrzał w stronę okna. Niestety było już ciemno, więc nic tam nie dostrzegł.
Chciał pomóc. Naprawdę chciał coś wiedzieć, podać istotne informacje. Jego
najbardziej zabolał go fakt, że jego ojcu przytrafiło się coś takiego. Nigdy
nie rozumiał, dlaczego tak pechowy los spotyka właśnie jego rodzinie.
Dlaczego to akurat Artur Weasley został
porwany?
Co będzie dalej?
Porwą kolejnych członków jego rodziny?
Martwił się. Bardzo się martwił o swoje
rodzeństwo. Było ciemno a po nich ani śladu. Szczerze mówiąc, miał wyrzuty
sumienia, bo to on wymyślił ten cały męski wieczór. Gdyby nie to, rodzeństwo
nie musiałoby teraz w ramach kary jechać do Londynu. Jak im się coś stanie,
będzie obwiniał o to siebie. Że też zachciało mu się organizować coś takiego.
Teraz żałował, że nie mógł poczekać na urodziny Ginny żeby się dobrze bawić. I
wtedy go olśniło.
- Już wiem - powiedział podekscytowany -
zapomniałem o czymś!
- Mów Ron - Molly spojrzała na syna z
nadzieją. Każda wskazówka była dla niej niezmiernie ważna.
- Ginny raz nie było w domu - chłopak
spojrzał ukradkiem na swoją mamę - Kiedy mieliśmy męski wieczór...
- Na Boga Ron, masz pojęcie jakie to....
- Ciii - przerwał jej Syriusz - potem
będzie czas na umoralnianie Molly - zwrócił się w kierunku rudowłosego
czarodzieja - Ron, powiedz, Ginny wspominała Ci coś? Gdzie się wybiera lub do
kogo?
- Hmm - chłopak podrapał się po głowie -
chyba wiem - westchnął nagle widocznie niezadowolony.
- Świetnie! A mógłbyś tego kogoś tu
sprowadzić?
- Taa... raczej tak... - na jego twarzy
wystąpił grymas. Nie był zbyt zadowolony ze swojego zadania. Jednak jego tata
był ważniejszy.
***
- Ron! Ronuś! - krzyknęła brązowowłosa,
pojawiając się przed Norą, gdzie czekał na nią czarodziej.
- Cześć Lavender.... - odpowiedział
niechętnie. Gryfonka to jednak zignorowała, jak każdą próbe uświadomienia jej
przez niego, że niespecjalnie zainteresowany jest jej osobą. Dziewczyna rzuciła
się mu na szyje.
- Oh Mon Ron, tak się martwiłam! -
zaczęła obcałowywać jego policzki - Twój list sprawił że serce mi struchlało,
patrz jak szybko bije! - przyłożyła rękę chłopaka na swoją pierś, co nieco go
zawstydziło. Gryfonka kochała się w nim od dwóch lat. Zawsze imponowali jej
Weasley'owie, ale na jego widok serce zaczynało jej mocno bić a nogi miała jak
z waty. Mimo że nie była ani głupia, ani szalona, to przy rudzielcu czuła się
jak po eliksirze miłosnym.
- Mów co się stało! Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, żeby nic Cie nie trapiło - owinęła ręce wokół jego szyi
wlepiając głowę w klatkę piersiową gryfona.
- Posłuchaj, bo...
- Matko, najdroższy, jak Ty mizernie
wyglądasz, zadbam o Ciebie Ronald, nie musisz się już niczym martwić!
- Bo chodzi o to że...
- Na pewno chodzi o tą mądrale,
zgadłam?! Ta cała Granger Cię skrzywdziła! Ja od zawsze wiedziałam, że z niej
to niezłe ziółko! Mówiłam Ginny tysiąc razy, że jest podejrzana, ale nie
chciała mnie słuchać!
- Lavender! - chłopak złapał ją za
nadgarstki, na co ta natychmiast stanęła jak wryta i patrzyła na niego, jakby
ujrzała Merlina. - Posłuchaj mnie wreszcie!
- Ja Cię
słucham Mon Ron, powiedz mi wszystko, wysłucham Cie jak nikt inny!
- Musisz
mi pomóc
-
Oczywiście, że Ci pomogę, powiedz mi tylko jak, a to zrobię!
- Kilka
dni temu była u Ciebie Ginny - zaczął, na co gryfonka zakryła ręką usta.
- Oh
Ronuś.... - zaczerwieniła się - już wszystko rozumiem, dowiedziałeś się....
- Co... -
zapytał zdezorientowany rudzielec.
-
Przyznaje się - spuściła głowę - umówiłam się na randkę z Deanem Thomasem,
ale... ale nie zależy mi na nim tak jak na Tobie! Powiedz tylko słowo a odwołam
następną randkę!
- Że co!?
- Ron pokręcił szybko głową - nie chodzi o to! Ech... chodź ze mną - chłopak
pociągnął ją za nadgarstek do środka, na co pisnęła ze zdziwienia. Ron
prowadził ją przez korytarz i gdy już chciał przepuścić ją we framugach salonu,
coś go sparaliżowało.
Syriusz.
'Syriusz
Black, morderca oraz jedyny uciekinier azkabanu nadal jest poszukiwany'.
Ciekawe
co dziewczyna zrobi jak zobaczy że ten niebezpieczny przestępca siedzi sobie
teraz spokojnie w salonie Weasley'ów i popija herbatkę?
-
Lavender! - krzyknął rudzielec gdy była przed nim i już zdążyła zobaczyć połowę zakonu feniksa. Syriusz siedział na końcu stołu. Ron usłyszał gwałtownie
odsuwane krzesło. Dziewczyna nie usłyszała swojego imienia z ust gryfona więc
ten zadziałał impulsywnie. Jedyne co mógł zrobić to improwizować. Niestety to w
przypadku Rona nie była za mocna strona. Pociągnął ją za rękę tak, że odwrócona
do niego tyłem, straciła równowagę. Chłopak ją przytrzymał żeby nie upadła, po
czym drugą rękę złapał jej policzek, gwałtownie przysunął do siebie i..
i najzwyczajniej w świecie ją pocałował.
Trwało to jakieś 5 sekund, po czym się odsunął i podrapał po głowie. Twarz
Lavender była biała jak papier i pierwszy raz się zamknęła na dłużej niż dwie
sekundy.
- Eee, tak
więc chodź za mną – powiedział, uśmiechając się nerwowo. Sam nie wiedział co
przed chwilą się wydarzyło. Sam nie wiedział jakie pomysł przychodzą mu do
głowy.
- Yhym...
jasne - odpowiedziała dziewczyna głosem o ton wyższym. Ron nie chcąc tkwić
dłużej w tej sytuacji ominął ją i zaczął prowadzić do salonu. Nagle usłyszał za
sobą huk. Obrócił się. 'To dziwne, przed chwilą jeszcze tu była' pomyślał. I
wtedy spojrzał w dół. Widocznie urok rudzielca zadziałał aż za bardzo, bo jego
towarzyszka leżała na ziemi tracąc przytomność.
- Co ja
kurwa zrobiłem - złapał się za głowę. Z jednej strony ta sytuacja była dla
niego zabawna, z drugiej jednak sparaliżowało go. Zza jego pleców wyłonił się
nagle czarny, kudłaty pies. Podszedł do dziewczyny i dokładnie ją obwąchał. Ron
czuł jak policzki mu czerwienieją. Zwierze usiadło na przeciw chłopaka i
zawarczało w jego kierunku.
- Wybacz
Syriuszu, kompletnie zapomniałem o Tobie... - pies spojrzał jeszcze raz na
dziewczynę, potem na chłopaka i otworzył pyszczek wydając z siebie delikatne
piski przypominające śmiech.
- Ta,
bardzo śmieszne - przekręcił oczami. Syriusz, a raczej jego dzikie
odzwierciedlenie natychmiast się zamknęło. Zmarszczył swoje psie brwi podnosząc
głowę do góry jak dumny i groźny pies. Wskazał pyskiem na leżącą dziewczynę,
spojrzał na rudzielca i głośno szczeknął. Ron natychmiast struchlał.
- No
dobrze, już dobrze - powiedział szybko podnosząc koleżankę. Co jak co, ale jak
jego bracia bliźniacy dowiedzą się o tym, że dziewczyny mdleją po jego
pocałunku to mu nie uwierzą. Albo go wyśmieją.
***
-
Spójrzcie, otworzyła oczy - powiedziała Molly Weasley, kiedy Lavender, którą
rudzielec zdążył 5 minut temu przenieść na kanapę zaczęła się przebudzać.
- Co
się... - odezwała się cicho - kim Pani jest? - zapytała wystraszona, widząc
twarz zatroskanej Pani Weasley nad sobą.
- Ja...
ja jestem mamą Rona - powiedziała nieśmiało się uśmiechając. Chcąc nie chcąc ta
sytuacja była nie tyle zabawna co bardzo dziwna i niezręczna.
- W takim
razie bardzo mi miło - powiedziała słabo się uśmiechając i podała kobiecie
rękę. Mimo wystraszenia widać było na jej twarzy podekscytowanie. W końcu
poznała matkę swojego ukochanego.
Ron obserwując sytuacje z boku pomyślał , że
to słodkie jak zareagowała na wiadomość że to jego mama, mimo że 5 minut temu
była nieprzytomna. Dalej jednak był przerażony tym co odwalił.
-
Posłuchaj Lavender, Ron Cię tu zaprosił dlatego, że potrzebujemy Twojej pomocy
- powiedziała spokojnie Tonks która klęczała obok niej. Gryfonka usiadła na
kanapie i rozejrzała się. W pokoju było kilka osób z których znała tylko
rudzielca oraz dwóch swoich byłych profesorów. Jednak jeżeli Ron potrzebuje pomocy, była gotowa pomóc mu jak
tylko mogła.
- Nie ma
problemu - powiedziała nieśmiało - jednak... mogłabym dostać szklane wody?
-
Oczywiście, tak, tak - Pani Weasley natychmiast wstała i po chwili przyniosła
czarownicy pełny kubek krystalicznej wody. Dziewczyna podziękowała i upiła
łyka. Chwile potem Tonka spojrzała na Lupina na co mężczyzna skinął głową, że
jest gotowa mówić.
- A więc
Lavender, długo znasz Ginny?
- Tak,
już parę lat się znamy.... - odpowiedziała niepewnie. Nie rozumiała dalej w
czym jest potrzebna i dlaczego pytają właściwie o to. Przemieniony Syriusz
który siedział przy rogu kanapy szczeknął, patrząc w stronę Tonks przekazując
jej, żeby przeszła do sedna. Kobieta skinęła głową.
- Ładny
piesek - powiedziała młoda gryfonka. Ron wymienił dyskretne spojrzenia najpierw
z Remusem a potem z Tonks. - Jak ma na imię? - na to pytanie wszyscy ucichli.
Nigdy nie myśleli nad tym, jak nazwać Syriusza w postaci psa. To było wręcz
komiczne.
- Burek -
Ron powiedział pierwsze co mu przyszło do głowy. Po chwili jednak zacisnął usta
i oczy. Co on znowu palnął.
Lavender
pokiwała głową patrząc na zwierze, po czym znów na Tonks. Syriusz wykorzystał
to, że gryfonka już na niego nie patrzy i ze słodkiego, łagodnego pieska
zmienił się w złośliwego kundla gryząc Rona w nogawkę.
-
Wracając do tematu - kobieta spojrzała na młodą dziewczyne i uśmiechnęła się
ciepło. Nie chciała by ta się stresowała. - Ron mówił nam, że ostatnio Cię
odwiedziła
- Tak,
bardzo niedawno
-
Świetnie - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - powiedz mi Lavender, nie wiesz czy
Ginny wpadła wtedy z kimś w konflikt? Może już w szkole nie układało jej się z
kimkolwiek?
- Nieee,
raczej nie... - dziewczyna zastanowiła się chwile - chociaż w ostatni dzień
szkoły Ginny miała bójkę z Angeliną Johnson - Tonks spojrzała na Rona, na co
ten pokręcił głową. Co jak co, ale Angelina Johnson nie byłaby nawet zdolna
skrzywdzić Artura Weasley'a. Nie pasowało to do tak drobnej i niezbyt błyskotliwej dziewczyny, szczególnie że Pana Weasleya znała, w końcu był ojcem
jej byłego chłopaka.
- Ooo
jeszcze jedno - dodała gryfonka - wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę -
jak spotkałam Ginny kilka dni temu powiedziała, że po drodze Malfoy ze swoimi
szczurami ją zaczepiał, nie wiem czy to istotne, ale tylko tyle wiem -
dziewczyna wzruszyła ramionami. Nastała cisza. W atmosferze czuć było nutkę zawiedzenia ze strony zakonu. Mieli nadzieje, że dowiedzą się więcej.
-
Dziękujemy Ci, to było nam bardzo potrzebne - powiedziała Molly Weasley - a i
Lavender, bylibyśmy wdzięczni gdybyś nie wspominała nikomu o tym spotkaniu, tak
na wszelki wypadek
- Jasne -
uśmiechnęła się i spojrzała na Rona. Ten westchnął i wstał z miejsca.
- Chodź
Lav, odprowadzę Cię - powiedział wystawiając do dziewczyny rękę. Ta uśmiechnęła
się jeszcze szerzej i ochoczo pozwoliła mu, żeby pomógł jej wstać. Ruszyli w
kierunku wyjścia. Był zawiedziony, że jego wysiłek był nieprzydatny.
- Dzięki,
że chciałaś mi pomóc
- Nie
dziękuj, to żaden problem - gdy zatrzymali się przed drzwiami Ron na nią
spojrzał uważnie. Nie wiedzieć czemu, w tym świetle wydała mu się jeszcze
ładniejsza niż jest. Nastała niezręczna cisza. To było dość niespotykane w
towarzystwie Lavender.
- Tooo...
będziesz już leciała? - zaczął Ron, grzebiąc stopą w ziemii.
-
Niestety - zaśmiała się. Niewiadomo z jakich przyczyn zaczęła być zupełnie
normalna. Może to omdlenie pomogło jej zachowywać się przy rudzielcu normalnie?
- Tooo
narazie... - powiedziała. Ron chwile stał i się zastanawiał głęboko nad czymś.
Spojrzał na blondynke. 'Cholera, raz sie żyje' pomyślał.
Złapał ją
więc za rękę, delikatnie do siebie przysunął i pocałował. Po raz drugi dzisiaj.
Dziewczyna przymknęła oczy i oplotła ręce wokół jego szyi. Miała od rudzielca w
sumie większą wprawę, jednak zachowywała się bardzo ostrożnie. W końcu to był
jej Ronuś. Odsunęli się w końcu od siebie.
- Tooo
cześć - powiedział Weasley uśmiechając się znacząco. Nie wiedział skąd u niego
ta nagła odwaga. Może przez fakt, że wiedział o słabości Lavender na swoim
punkcie. A może odezwała się jeszcze jakaś wspólna cecha z Fredem i George'm
oprócz rudych włosów.
- Oo,
tak, hej - powiedziała spięta. Chłopak miał tylko nadzieje, że nie będzie
musiał znowu jej zbierać z ziemi. Pomachała mu i szybko ruszyła przed siebie.
- Ej Lav!
- zawołał jeszcze, kiedy była w bliskiej odległości. Odwróciła się.
- A tą
randke z Thomasem odwołaj, ja Cie gdzieś zabiore - dodał i wszedł do środka
zostawiając ją z niewyobrażalną radością. Nie wiedział co w niego wstąpiło, ale
podobał mu się taki Ron.
- Burek?!
- usłyszał, gdy tylko pojawił się w salonie. Syriusz już w postaci ludzkiej
siedział przy stole. - pies który jest pierwszym w historii uciekinierem z
Azkabanu ma nosić imię Burek?! Naprawdę Ron? - oburzył się. Ron poczuł, że
policzki mu czerwienieją. Usiadł przy stole jak reszta członków zakonu.
- Oh,
przepraszam Syriuszu, to nie miało Cię obrazić
- Może na
dementora zaczniemy mówić duszek Kacperek? - zapytał.
- I co
teraz? – odezwała się Tonks, zmieniając temat. Wszyscy spojrzeli na siebie
ponuro. Pomoc Lavender nie okazała się jednak taka trafna, jakiej się
spodziewali.
- Na
razie Ministerstwo zostaje na pierwszym planie - zarządził Syriusz - zajmijmy
się sprowadzeniem tu Ginny i reszty, ona może się domyśli kto to, w końcu to
list do niej
- Obawiam
się, że poradzimy sobie bez pomocy Ginny - odezwał się Lupin poważnym głosem.
Dotychczas siedział cicho a teraz popatrzył na wszystkich poważnym wzrokiem.
- O czym
Ty mówisz, Remusie? - zapytała z przejęciem Pani Weasley.
- Jestem
już prawie pewny co oznacza skrót MM i to nie jest Ministerstwo
- Lunatyk
to rzeczy! - zawołał Syriusz patrząc uważnie na przyjaciela. Cały zakon
ogarnęła groza, gdy odczytali ton Remusa Lupina.
- Tonks,
teleportujemy się do Londynu poszukać dzieci, wy zostańcie tutaj i poczekajcie
na wszystkich - spojrzał uważnie po każdym z obecnych, a wzrok zatrzymał na
pani Weasley - Molly, jestem prawie pewny że Artur przebywa aktualnie w Malfoy
Manor, nie mamy chwili do stracenia
***************************************************************
Od razu powiem, że was przepraszam. Spóźniłam się z tym rozdziałem parę dni. Bardzo ważna dla mnie osoba miała problemy ze zdrowiem a chyba rozumiecie, że w takiej sytuacji nie myśli się o żadnej innej rzeczy. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć tego za złe i zrozumiecie mój powód. Rozdział do miłosnych zbyt nie należy, jednak musi być ten jeden rozdział do popisania się nie twórczością rodem z telenoweli, a mój pomysł na coś poza miłością Hermiony i Freda. Całe opowiadanie musi mieć jakiś głębszy sens, prawda? Zapraszam do komentowania i już się biorę za nowy rozdział gdzie nasi zakochani już uczestniczyć będą.
Maggie xx