Rozdział XXI „Jak ja Cię dawno nie widziałem, Granger!”
- Proszę,
oto Pani reszta – powiedziała kasjerka podając resztę Hermionie. Dziewczyna
uprzejmie podziękowała biorąc do ręki reklamówkę w którą pracownica schludnie
zapakowała sukienkę wybraną przez gryfonke.
Gdy jej rudy towarzysz bez słowa
wyszedł ze sklepu i bóg gdzie poszedł.
Może się obraził?
Pomyślała przez
chwilę, jednak gdy to przemyślała jeszcze raz to przecież nie miałby powodów
żeby się na nią za coś gniewać, prawda? Już kwadrans wcześniej zachowywał się
jak obrażony dzieciak każąc jej bez wyraźniejszych powodów wybrać inną
sukienkę. Proszę bardzo, wybrała coś znacznie bardziej wyzywającego, a niech
ma. Hermiona przed kupnem tej tajemniczej sukienki zastanawiała się czy dobrze
robi, i czy to jest zgodne z jej zasadami.
Zdecydowała się na kreacje, której jeszcze parę tygodni temu by nigdy na
siebie nie założyła. Cóż, w ciągu właśnie tych paru tygodniu dużo w sobie
zmieniła i w swoich poglądach. Nie wiedziała czy rzeczywiście robi dobrze ubierając
się odważniej czy eksponując bardziej swoje atuty. Wiedziała jednak ze to
podoba się innym, a przede wszystkim Fredowi.
Dlaczego przede wszystkim? Hmm…
może dlatego że od niedawna nie był jej obojętny i wiedziała że on jej też nie
spuszcza z oka. Niby tak, ustalili dzisiaj że „przyjaciele i nic więcej”
jednak nie oszukujmy się, i ona, i on wiedzieli że to postanowienie jest pewną
formą zakładu, czyli kto pierwszy zrobi krok do przodu w tej całej „przyjaźni”.
Ona nie zamierzała się chłopakowi pakować do łóżka jak to robiły inne
dziewczyny w Hogwarcie. Zamierzała go sprowokować i stwierdzić czy to co on
czuje do niej to coś więcej, niż tylko pociąg fizyczny. Po prostu go trochę
pomęczy żeby sprawdzić czy będzie się o nią starał, a pierwszym punktem w planie
było ubranie kupionej dzisiaj sukienki w urodziny Ginny, gdzie Fred na pewno
nie pożałuje sobie paru kieliszków ognistej, a ona całkowicie przypadkiem
będzie się starała na imprezie często na niego wpadać i obdarowywać go
znaczącymi uśmiechami. Wychodząc ze sklepu zauważyła chłopaka siedzącego na
ławce i …. odpalającego papierosa. Wściekle podreptała do niego.
- Co Ty do
cholery jasnej wyprawiasz? – krzyknęła wyrywając mu zaplaniczke z ręki. Spojrzał
na nią z dołu, chociaż raz mogła się poczuć wyższa od niego.
- no so? –
zapytał niewyraźnie z papierosem w buzi. Nie znał się na mugolskich prawach, a
w świecie czarodziei można było palić wszędzie ponieważ w każdym ważniejszym
miejscu publicznym atmosfera była tak zaczarowana, że tuszowała nieprzyjemne
zapachy takie jak na przykład dym tytoniowy.
- Jeszcze
się pytasz?! – zabrała mu fajke z zębów i przybliżyła twarz do niego. – Tutaj
nie wolno palić! Praktycznie w żadnym pomieszczeniu nie wolno palić!
- Raaaany,
no dobra. – powiedział przewracając oczami i wstając – ej, ale…
- Chcesz
żebym Ci to oddała, tak? – Hermiona znów włączyła swoje zalotne alter ego
uśmiechając się do niego znacząco.
- No raczej
– pokiwał nerwowo głową i wystawił rękę do dziewczyny. Ta mu złośliwie przybiła
piątkę.
- Przykro
mi, nie ma palenia w moim towarzystwie! – schowała przedmioty do stanika jak to
zawsze robią dziewczyny gdy nie mają kieszeni. Niby to było trochę perwersyjne,
jednak bardzo skuteczne. Miała taki nawyk po mamie, ponieważ gdy była mała jej
mama zawsze chowała resztę ze sklepu do biustonosza.
- No eeej,
co Ty wyprawiasz, Hermiona, noo – zaczął jej skomleć na próżno próbując
odzyskać swoją własność. Wiedział że szatynka mu nie odda ani zapalniczki, ani
tym bardziej papierosa w najbliższym czasie.
- Nawet nie
proś, Fred, będziesz mi to musiał siłą zabrać – powiedziała zakładając ręce na
piersiach i podnosząc z irytacji brwi. Na pewno nie będzie się truł przy niej.
Co to, to nie.
- Wiesz Miona, nie musisz mi zabierać rzeczy i
chować w staniku żebym Cię pomacał po cyckach, wystarczy powiedzieć – rzucił
komentarz w swoim stylu, i nawet nie skończył zdania kiedy dostał reklamówką w
ramie. Dziewczyna patrzyła na niego wściekle.
- Ty zbocze…
- Cześć wam!
– przerwał jej głos jej przyjaciółki, która właśnie szła w ich stronę razem z
bratem. Na jej twarzy panował uśmiech, a powodem tego były prawdopodobnie torby
ze sklepów które dźwigał George już nie z taką zadowoloną miną, tylko bardziej
wyrażającą słowa „zabierzcie mnie stąd, błagam”. Hermionie natychmiast wrócił
humor gdy zobaczyła ten obraz. Zaśmiała się pod nosem zapominając o wrednym
rudzielcu i podeszła do dwójki rodzeństwa.
- Widzę że
zakupy udane, Gin – powiedziała promiennie uśmiechając się do rudej. Ta
pokiwała intensywnie głową i spojrzała na Freda.
- Co ten co taki
zmarnowany? Rozdwoiły mu się końcówki, czy jak? – zażartowała Ginny a chłopak
podniósł brew z irytacji. George w tym czasie położył zakupy na ławce i z
głośnym jękiem oznaczającym zmęczenie usiadł. Widocznie ruda go wykończyła
swoją zakupową gorączką.
- A wy coś
kupiliście? Bo widzę tylko jedną torbę. – zapytała gryfonka patrząc na
Hermione. Merlinie, tak zajęłam się poprawianiem relacji z Fredem że
zapomniałam po co tak naprawdę tu jesteśmy, pomyślała zmartwiona. Ta ich
znajomość zaczynała się robić uciążliwa.
- Nooo,
właściwie to trochę nawaliliśmy… - przyznała się szatynka i poczuła że
czerwienią jej się policzki. Ginny zaśmiała się pod nosem. Nie mogłaby mieć
przecież im to za złe, ponieważ cała czwórka wiedziała dlaczego akurat
podzielili się tak, że Fred wylądował w „grupie” z Hermioną. Mieli sobie
pogadać, poukładać sprawy, wyjaśnić sytuacje, a zakupy zrobić przy okazji, to
było pewne że zajmie im to dłużej niż Ginny i George’owi.
- Ale bez
obaw Ginny! Zaraz szybko kupimy rzeczy z tej li…
- Hermiona!?
– przerwał jej męski głos prawdopodobnie ze zdziwieniem krzyczący jej imię.
Natychmiast wszyscy spojrzeli w strone jego właściciela. Chłopak przeciętnego
wzrostu, z zaczesanymi do tyłu, brązowymi włosami. Pomachał jej ochoczo a
dziewczyna zmarszczyła brwi. Kto to jest do licha, pomyślała. Chłopak widząc
niepewność na jej twarzy podszedł bliżej, a gryfonka otworzyła usta ze
zdziwienia. To był James, jej najlepszy przyjaciel z przedszkola. Nie poznałaby
go gdyby nie jego dołeczki w policzkach które ukazywały się już w jego
dzieciństwie i intensywnie błękitne oczy.
- James? O
boże, James! – zawołała tuląc się do chłopaka. Tak dawno nie widziała swoich
dawnych znajomych ze świata mugoli. Jej całe życie kręciło się wokół magicznej
strony globu, i zapomniała, że tutaj także jest ktoś, kto pamięta normalną
Hermione Granger, bez mundurka z barwami gryffindoru czy z różdżką w ręce.
- Jak ja Cię
dawno nie widziałem, Granger! – powiedział przyjaźnie obracając ją wokół
własnej osi. Fred widząc ten widok zacisnął szczęki ze złości i odchrząknął
„przypadkiem” przypominając szatynce o swoim towarzystwie. Dziewczyna usłyszała
to i po chwili spojrzała w stronę trojga Weasley’ów.
- Rany,
gdzie moje maniery – przeczesała rękami włosy – James, poznaj moich przyjaciół,
Ginny, Freda i George’a. – powiedziała pokazując ręką rudzielców. – Ludzie, to
jest James Everdeen, mój najlepszy przyjaciel z przedszkola. - Ginny radośnie pomachała chłopakowi, George
rzucił serdecznym „cześć”, a Fred udając niewzruszonego faktem jakiegoś
chłoptasia tulącego jego obiekt westchnień, kiwnął do niego od niechcenia głową.
- Hej wam –
powiedział nieśmiało szatyn – trochę mi tak niezręcznie teraz po tym jak
oblałem waszą przyjaciółkę takim entuzjazmem, wybaczcie, dawno jej nie widziałem
– „Oblałem entuzjazmem? Chyba zaatakowałem z zaskoczenia swoimi łapsami i
niemalże udusiłem kręcąc ją jak debil wokół siebie przez co pewnie jej teraz na
wymioty się zbiera!” – pomyślał rudzielec gdy szatynka zaśmiała się z dennego
żartu swojego kolegi.
- Nic nie
szkodzi! Hermiona powinna powspominać stare czasy! Idźcie się najlepiej przejść
pogadać, macie sobie tyle do powiedzenia! Przecież tyle lat się nie
widzieliście! – powiedziała Ginny pozytywnie zaskoczona tą całą sytuacją.
Widziała minę swojego brata kiedy chłopak ją uścisnął, jednak ten cały James to
jej stary przyjaciel, powinna na chwile odetchnąć od rudzielca. A Fredowi
godzina rozłąki z brązowooką nie powinna zrobić wielkiej różnicy, jeszcze
niedawno w ogóle na nią nie zwracał uwagi.
- No w sumie
dobry pomysł, jeżeli nie masz nic przeciwko, Miona – powiedział James patrząc
na nią wyczekująco. Szatynka która miała do tej pory zmieszane uczucia chcąc
nie chcąc nie mogła odmówić takiej propozycji.
- No pewnie że nie mam, chodźmy
– powiedziała promiennie – później się zdzwonimy, Gin – dodała odchodząc, na co
ruda pokiwała posłusznie głową. Z uśmiechem na twarzy odprowadziła nastolatków
wzrokiem dopóki nie zniknęli jej za ścianą galerii. Odwróciła się do braci.
- A Ty co
taki naburmuszony, Fred? Coś się stało? – zapytała chłopaka. „Och, co taki
naburmuszony? Właśnie tylko jakiś obcy typek odchodzi z moją czasami
dziewczyną, najpierw się tak w ogóle do niej ślini jak pies, chociaż nie ma
pewności czy ona przez tyle pieprzonych lat nie zmieniła się całkiem i przede
wszystkim nie znalazła drugiej połówki. Jeszcze cieszy się jak głupi patrząc na
nas, a gdyby wiedział jakie miałem wobec niego zamiary gdy ją dotknął i jak
psychopata zaczął unosić w powietrze. Oczywiście że się coś stało! Mam ochotę
złapać go za te idealnie ułożone kłaki i cisnąć jego głową o najbliższy ciężki
przedmiot jaki mam aktualnie przy sobie! Gdyby nie to że mam udawać jej
przyjaciela właśnie skopałbym mu dupe, złożył, zapakował, i wysłał do matki w
paczce!!!”
- Nic. –
odpowiedział beznamiętnie, wstał i pomaszerował w przeciwną stronę w którą
poszła Hermiona z Jamesem.
***
- Dziwne
pytanie, ale czy ta trójka to rodzeństwo? – zapytał James siedząc z szatynką w
kawiarence znajdującej się w galerii. Hermiona była nieco przestraszona tą
nagłą propozycją pogawędki sam na sam, musi bardzo dobrze zacząć kłamać na
temat nowej szkoły, i wszystkich innych rzeczy które się zmieniły w jej życiu.
Widziała też minę Freda gdy zgodziła się na spacer ze starym przyjacielem. Nie
tryskał zbytnią radością, przeciwnie, miała wrażenie że zabijał go wzrokiem.
Poczuła jak przyjemny dreszcz przechodzi jej ciało. Fred był od nią zazdrosny?
- Nooo… tak,
są rodzeństwem – odpowiedziała grzecznie, chociaż to wydawało się dla niej
śmieszne. Halooo, Fred i George są niemalże identyczni, a to mało prawdopodobne
żeby Ginny była przypadkiem ruda i nie powiązana wiązami krwi z bliźniakami.
Dlaczego ludzie czasami zadają takie głupie pytania? Pomyślała.
- Tak
myślałem – uśmiechnął się zwycięsko a Hermiona udała że to było bardzo mądre
stwierdzenie. – Więc…. Jak nowa szkoła? Otoczenie? Musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Hmmm, nie
ma co opowiadać, moja szkoła nie należy do najciekawszych miejsc – jakież to
było kłamstwo! Hogwart to było najbardziej tajemnicze i ciekawe miejsce dla
gryfonki i uczęszczając tam do szkoły miała wrażenie że wygrała idealne życie w
jakieś loterii. Magicznej loterii rzecz jasna.
- Aj tam
gadasz, i tak chcę usłyszeć nawet nieciekawe informacje, ważne że na Twój temat
– uśmiechnął się zalotnie. No świetnie. Teraz będzie musiała znosić przez
przynajmniej godzięe flirt chłopaka, którego zna praktycznie tylko z wspólnego
leżakowania i bawienia się mugolskimi, dennymi zabawkami. Zaczynała żałować
swojej decyzji, chociaż nie miała wyjścia, gdyby z nim nie poszła wyszłaby na
zadufaną w sobie dziewczynę, która myśli że jak opuściła tak wcześnie rodzinne
miasto to jest teraz lepsza od innych i nie powinna zadawać się z osobami na
tak niskim poziomie jak James.
- No więc
tak… - i zaczęła opowiadać stek kłamstw i fałszywych informacji o nowej szkole
które kiedyś ustaliła razem z rodzicami, by nie pogubić się w różnych wersjach.
Miała wszystko w jednym palcu gdzie rzekomo się teraz uczy, wystarczyło
domyślić do tego ciekawe bajeczki o swoich przyjaciołach i zainteresowaniach.
Powinna zapisać za to cały pergamin u byłej nauczycielki obrony przed czarną
magią Umbridge z treścią „Nie wolno opowiadać kłamstw” a potem bandażować sobie
całe ręce od przerażająco schludnie wyrytych czerwonych od krwi napisów w
dłoniach. Miała nadzieje że ta ich pogawędka szybko zleci i on wróci do
swojego, mugolskiego świata, a ona do swojego skomplikowanego świata w którym
aktualnie ma do wykonania pewnego rodzaju misje zawładnięcia uczuciami
największego podrywacza w Gryffindorze, a może nawet w innych domach, Freda
Weasley’a. Szykowały się naprawdę długie wakacje.
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
Rozdział trochę krótki, ale to dlatego że w następnym trochę się będzie działo, kochani. :)
~ Meggie