czwartek, 6 kwietnia 2017

Rozdział 26 "Hermi, najlepszy plan to improwizacja, zapamiętaj"

Rozdział XXVI "Hermi, najlepszy plan to improwizacja, zapamiętaj"

Frustracja. Jedna wielka frustracja. To jedyne słowo, które idealnie teraz odzwierciedlało uczucia Hermiony. Miała ochotę coś rozszarpać, kopnąć, wszystko na raz, byle emocje zeszły z zenitu. Z głośnym trzaskiem weszła do Nory.
 Gdy zaciskając pięści, wpadła do salonu, zastała tam Ginny wpatrzoną w okno z założonymi rękami. Była tak samo wściekła. Wściekła i zawiedziona. Poczuła się bezużyteczna dla wszystkich. Jako czarodziejka, jako córka. Czuła, że zakon podejrzewał, że to ją przerośnie. Że dziewczyna nie byłaby w stanie poświęcić wszystkiego dla własnego taty. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie dostała nawet szansy, by udowodnić, że tak nie jest. 
Hermiona podeszła do niej i położyła jej głowę na ramieniu. Wiedziała, że Ginny na pewno poczuła się gorzej od niej.
- Gin...
- Mam tu siedzieć i czekać - pokręciła głową - do tego się tylko dla nich nadaje, żeby tu bezczynnie siedzieć i trzymać kciuki
- To nie tak...
- Nie tak? - spojrzała na nią - a niby jak? Kim trzeba być, żeby zabronić mi pomóc tacie?
- Też mnie to boli, ale na pewno nie wątpią w Twoje intencje i odwagę - pogłaskała ją po ramieniu - nie mieli by prawa, w Twoich żyłach płynie gryfońska krew, to niepodważalny argument
- Gryfońska krew - Ginny zaśmiała się pod nosem - i co mi z tego, skoro tkwię tutaj? Gryffindor to też Twój dom i co teraz robisz? Zostałaś zmuszona, żeby siedzieć zamknięta jak zwykły szczur - spojrzała na przyjaciółkę - zostałyśmy do tego zmuszone i nic tego nie zmieni - Hermionie w głowie zapaliło się światełko nadziei. Uchyliła delikatnie usta, a jej źrenice się powiększyły.
- A może jednak... - wyszeptała.
- O czym Ty mówisz, Hermiona?
- Różdżka - powiedziała podekscytowana - moją mi zabrali, ale Tobie nie!
- Na Merlina, masz racje! - ruda wyciągnęła z kieszeni swoją różdżkę, żeby się upewnić, że to prawda - i mamy miotły! Trochę to potrwa, ale inaczej się tam nie dostaniemy, chyba, że potrafisz złamać zaklęcie uniemożliwiające teleportacje
- Postaram się - Hermionie nie uśmiechało się lecieć kawał drogi miotłą, nienawidziła tego, ale była tak zdeterminowana, że nawet do tego byłaby zdolna w ostateczności.
- Będziemy walczyć i jeszcze dzisiaj wymierzymy sprawiedliwość, Miona 

                                                                               *** 

- Aparencjum - Ginny machnęła różdżką w kierunku przestrzeni przed Norą. Hermiona stała obok bacznie obserwując każde działanie przyjaciółki. Najchętniej zrobiłaby to sama, jednak nie chciały ryzykować, różdżka Ginny nie działałaby w rękach czarownicy tak samo jak jej. Po chwili od wymówienia zaklęcia ukazującego niewidzialną siłę, przed dwoma gryfonkami ukazała się wielka powłoka, obiegająca całą Norę. Zaklęcie rzucone przez Lupina, by zatrzymać je w domu. Nie było jednak zbyt silne, nikt nie przewidział tego, że nie tylko Hermiona ma różdżkę i nie tylko ona potrafi jej używać. Zakon jednak nie był aż taki zaradny.
- Okej Ginny, weź to - dziewczyna podała przyjaciółce fiolkę z perłowym eliksirem, a drugą sama wypiła.
- Co to jest?
- Cave inimicum w płynie - zakaszlała parę razy. Potwierdzało to fakt, że napój nie należał do najsmaczniejszych.
- Może jaśniej?
- Zakon na pewno rzucił na tą powłokę zaklęcie wykrywające, nawet jeżeli uda nam się ją zniszczyć, dowiedzą się, że się stąd wydostałyśmy - Ginny nieufnie spojrzała na płyn, lecz po chwili go wypiła - dzięki temu nie dowiedzą się, ani nie przeszkodzą nam w niczym, będziemy mogły bezpiecznie dostać się do Malfoy Manor bez ich nadzoru, miałam tego trochę w swojej torebce, tak na wszelki wypadek
- Ale obrzydlistwo - ruda się skrzywiła.
- To obrzydlistwo to Twoja przepustka do walki, nie narzekaj - odebrała przyjaciółce fiolkę i schowała do zaczarowanej torby.
- Dobra, zaczynajmy
- Okej - Hermiona związała włosy w luźny kucyk i wypuściła powietrze przez usta. Jeżeli dobrze pokieruje Ginny, to wydostaną się stąd.
- Na początku spróbuj...
- Reducto! - zanim Hermiona wymówiła to zaklęcie, czarownica zdążyła je rzucić. Nie spowodowało to żadnej reakcji mimo dużego ataku białego promienia, wydobywającego się z jej różdżki.
- Tak myślałam... - Szatynka pokręciła głową.
- Więc co teraz?
- Rzuć Deletrius - powiedziała i uważnie obserwowała każdy ruch dziewczyny.
- Deletrius! - głośno wymówiła ruda, a z jej różdżki wydobyły się dwie, splatające się nici złotego promienia i jak pioruny zaatakowały blado błękitną powłokę. Ta w niektórych miejscach zaczęła zanikać i słabnąć, jednak dalej otaczała Norę.
- Deprimo! - dziewczyna wymówiła kolejne zaklęcie podyktowane przez Hermione. Z różdżki rudej wyłonił się ciemno-niebieski promień i z głośnym trzaśnięciem zetknęły się z fragmentem osłabionej powłoki. Pod wpływem zaklęcia z atakowanego przez nie miejsca odpadł fragment magicznej masy niczym odklejony plaster i zetknąwszy się z ziemią rozprysnął się na coś w rodzaju mgły. Przed czarownicami ukazała się wielka dziura w powłoce, przez którą bez problemu przedostałby się nawet słoń.
- Brawo Ginny! - Hermiona rzuciła się na przyjaciółkę z uściskami. Buzowała w niej taka energia, że nie mogła ustać w miejscu. Chciała działać.
- Udało nam się, Miona! - krzyknęła - udało!!
- Tak! - dziewczyny skakały z radości. Szatynka jednak nagle znieruchomiała.
- Poczekaj... - chwyciła w rękę pierwszy lepszy kamień leżący na ziemi. Westchnęła głęboko i z całej siły cisnęła nim w wybrakowane miejsce w powłoce. Kamień w ciągu sekundy doleciał do wyznaczonego celu i.... zamiast znaleźć się poza polem widzenia, odbił się od jakiejś niewidzialnej mocy. Obu czarownicom serce stanęło. Jeszcze nigdy nie czuły takiego zawiedzenia i wściekłości. Przez dziesięć minut miały wielką nadzieje. Która prysła w tym momencie.
- Nie.... - wyszeptała Hermiona. Były tak blisko. Wszystkie zaklęcia na marne? Ginny zacisnęła wargi z wściekłości. Nie myślała nad tym co robi. Pod impulsem gniewu podeszła bliżej przeszkody celując w nią różdżką.
- REDUCTO MAXIMA! - wydobyła z siebie przeogromny krzyk. Tak samo przeogromna była moc zaklęcia. Jak z armaty w stronę powłoki wydobył się dwa razy większy niż za pierwszym razem, biały promień i z niewyobrażalnym hukiem zaatakował przeszkodę. Przez chwilę zrobiło się tak jasno, że obydwie zamrużyły oczy. W całym zamieszaniu nawet nie widziały siebie nawzajem. Minęły dobre dwie minuty, zanim było cokolwiek widać poza dużą ilością czegoś w rodzaju gęstszej, bladoniebieskiej mgły. Po chwili dziewczyny dostrzegły wielkie płaty spadające na ziemię i rozpryskujące się bezszelestnie przy zetknięciu z nią. Cała powłoka zniknęła. Czarownice spojrzały na siebie zdziwione. Tym razem Ginny podniosła leżącą na ziemi gałązkę i cisnęła nią w przestrzeń. Przedmiot bez problemu znalazł się poza polem widzenia.
- TAK! - Hermiona uścisnęła przyjaciółkę - Brawo Ginny!!
- Chodź po miotły i spadamy stąd!
- Poczekaj! Yyy... spróbujmy czarów, żeby usunąć zaklęcie antyteleportujące!!
- Nie ma na to czasu, nie bądź mięczakiem, Hermiona! - zanim szatynka zdążyła zaprotestować, przyjaciółka pociągnęła ją do środka za rękę. Miała racje, nie było czasu do stracenia. Jednak Hermiona wolała uniknąć tego, bo po pierwsze, nienawidziła latać, nie umiała tego robić, a unoszenie się nad ziemią na czymś, na czym ledwo co potrafiła się utrzymać było dość przerażające, po drugie, nawet nie miała własnej miotły, a latanie na czyichś, pod pasowanych pod właściciela sprzętach było jeszcze bardziej ryzykowne niż sam fakt latania. Jednak tak jak postanowiła, zrobi wszystko byleby tu bezczynnie nie siedzieć.
- Łap! - Ginny rzuciła przyjaciółce pierwszą z brzegu miotłę, jaką znalazła w schowku, a po pięciu minutach znalazła swoją. Dziewczyny skierowały się w stronę wyjścia. Hermione natychmiast przeleciał strach, kiedy do niej doszło, co za chwile będzie musiała zrobić. Latanie na miotle było najbardziej krępującą i nieprzyjemną dla niej rzeczą. Nienawidziła tego robić i broniła się przed tym w każdej możliwej sytuacji.  A teraz? Teraz była zbyt zdeterminowana, żeby sobie odpuścić.
- Lecimy - stwierdziła bardziej do siebie niż do swojej przyjaciółki. Ginny tylko skinęła głową. Wiedziała, że jak powie cokolwiek to Hermiona wpadnie w wątpliwości i ostatecznie się rozmyśli. Po prostu poczekała chwilę, żeby szatynka poszła pierwsza i ruszyła za nią. Nie ma już odwrotu.

                                                                         ***

- Ginny przecież ja się zaraz roztrzaskam - krzyknęła Hermiona gdy wzniosły się w powietrze. Zajęło to dobre dziesięć minut, zanim brązowooka ruszyła z miejsca. Gdy to w końcu zrobiła to przez całe ciało przeszedł ją paraliż. Nie siedziała na miotle od kilku lat. Czuła się jak na cienkiej linie umiejscowionej kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jeden fałszywy ruch i spadnie.
- Po prostu się rozluźnij! - poradziła jej ruda i z gracją pognała do przodu. Hermiona wypuściła powietrze przez nos i zawzięła się w sobie. Im szybciej się ogarnie i poleci, tym szybciej będzie mogła zejść z tego latającego kołka. Zrobiła lekkie dygnięcie do przodu i poczuła jak zbliża się powoli do przyjaciółki.
- Widzisz? To nie takie trudne - pocieszyła ją a gryfonka tylko pokręciła z przerażenia głową. Wolała się skupić na tym, żeby nie spaść na twardą glebę pod sobą.
- Resztę drogi spędziły w ciszy.
                               
                                                                          ***

- To tutaj - wyszeptała Ginny. Zza chmur ukazał im się ogromny budynek w gotyckim stylu. Ponura, wieczorna pogoda idealnie współgrała z mrokiem tego miejsca. Malfoy Manor.
- Chodź, musimy wylądować kilkanaście metrów stąd, żeby nikt nas teraz nie zobaczył - Hermiona rozejrzała się mrużąc oczy - Tam widzę mały lasek, idealne miejsce dla nas - zanim ruda zdążyła udzielić odpowiedzi, brązowooka już leciała wgłąb choinek obok domu Malfoy'ów. Wylądowanie okazało się prostsze, niż samo wystartowanie, nie licząc obdartych ramion przez drobne przetarcia z gęsto usadowionymi gałęziami.
- I jak? - zapytała Ginny, gdy ta otrzepywała się z różnych gałązek pozostawionych na ubraniu.
- Dalej nie rozumiem fenomenu quidditcha - spojrzała na swoją przyjaciółkę, która zrobiła urażoną minę - Aleee - specjalnie wtrąciła, chcąc dać jej minimalną satysfakcje - po czasie może i da się w kilkunastu procentach zapomnieć, jaka to jest udręka
- No i świetnie! - ruda klasnęła w dłonie, na co jej przyjaciółka pokręciła głową. Już chciała się odezwać, gdy z Malfoy Manor wydobył się przeraźliwy, kobiecy krzyk.
- Jak myślisz, to ktoś z naszych? - zapytała przerażona Ginny.
- Tego nie wiem - odpowiedziała - Ale za to wiem, że mam ochotę skopać tyłki kilku ślizgonom - ruszyła przed siebie ze zdeterminowaną miną.
- Hermiono Granger, nie poznaje Cię
- Ja już dawno sama siebie nie poznaje - Ginny ruszyła za nią potykając się o drobne gałęzie
- 10 punktów dla gryffindoru!
- A to za co? - zaśmiała się.
- To nie dla Ciebie, mądralo - oburzyła się ruda - to dla mnie, za stworzenie potwora - obydwie wybuchnęły śmiechem i ruszyły w stronę budynku.
 Pod wielkim murem na chwilę przystanęły. To mogła być pułapka. Ginny podniosła kamień i rzuciła nim w ciemny, ceglany mur. Głaz jednak tępo odbił się od niego nie ukazując żadnej bariery obronnej. Kolejny rzuciła Hermiona przerzucając go tym razem przez przeszkodę. Taka sama sytuacja jak za pierwszym razem. Zero magii, zero zabezpieczeń.
- Malfoyowie to jednak kretyni - stwierdziła młodsza przyjaciółka kręcąc głową. Hermiona tylko przyłożyła palec do ust uciszając ją. Mimo wszystko musiały być dyskretne. Nie chciały przecież szybciej zostać pojmane niż w ogóle się tam dostać.
Ginny, jako ta bardziej aktywna sportowo, bez najmniejszych komplikacji podskakując, złapała się kończących mur, ozdobnych, czarnych drutów i wciągnęła się na górę. Klękając na szerokim daszku budowli, wystawiła ręce do przyjaciółki. Już trochę mniej zgrabnie Hermiona złapała się jej i dziwnymi kombinacjami pojawiła się obok. Odwróciły się w stronę domu. Rzeczywiście, robił wrażenie. Był potężny. Utrzymany w biało-czarnym deseniu, sprawiał wrażenie bardziej pałacu, niż zwykłego domu. Okna natomiast były małe i tylko w niektórych miejscach. Można było się domyślić, że Malfoy'owie woleli wszystkie swoje mroczne sprawy utrzymać w tajemnicy. Duże okna działałyby na niekorzyść. W ogrodzie od razu dało się zauważyć kobiecą rękę w niego włożoną. Idealne rządki kwiatów i liczne ozdobne ścieżki dawały swój zniewalający rezultat. Wprawdzie ciężko było sądzić, że była to zasługa Narcyzy Malfoy, ale na pewno jednej z jej gosposi. To było pewne, że kobieta czuła się za wysoko postawiona na to, żeby wykonywać najzwyklejsze prace domowe. Malfoy'owie nie od dzisiaj czuli się jak arystokraci. Draco nawet w szkole na każdym kroku chciał czuć się wyróżniony i bez przerwy udowadniał swoją pogardę w stosunku do innych uczniów, a nawet nauczycieli.
- To tak wygląda gniazdo padalców - Ginny zeskoczyła murku, przetrzepując ręce. Po chwili to samo zrobiła szatynka. Przez dobre pięć minut próbowały bezszelestnie dostać się do  budynku. Gdy to już im się udało, przystanęły, przywierając ciałami do zewnętrznej ściany domu.
- Dobra, jaki jest plan? - zapytała ruda, przyzwyczajona do wiecznie kalkulującej wszystko przyjaciółki. Liczyła, że i tym razem jest tak samo.
- Plan? - podrapała się po głowie - Cholera, przez te próby wydostania się z Nory kompletnie nie pomyślałam jak dostaniemy się do środka - szepnęła, chcąc dalej utrzymać swoją obecność w ciszy. Nie było co ryzykować. Ich obecność w tym miejscu była niczym pole minowe.
- Czyli robimy to po mojemu?
- Po twojemu?
- Hermi, najlepszy plan to improwizacja, zapamiętaj - ruda mimo powagi sytuacji była podekscytowana, że może uczestniczyć w tym wszystkim. W końcu kto by się wahał, kiedy na celowniku jest własna rodzina. To był najbardziej determinujący bodziec dla niej.
- Rozejrzyjmy się, może znajdziemy jakieś tylne wejście - stwierdziła Hermiona, łapiąc Ginny za rękę. Kurczowo trzymając się jak najmniejszej odległości od ściany, ruszyły w poszukiwaniu wejścia. Po omacku macały rękami ścianę domu, żeby znaleźć jakąś klamkę, lub chociażby wnękę.
- O proszę - powiedziała ruda, delikatnie badając ręką miejsce, przy którym wyczuła ich przepustkę.
- Wydaję mi się, że to jest okno - stwierdziła, robiąc miejsce swojej przyjaciółce - zobacz, jest dość duże
- Okej, to teraz mi mądralo powiedz, jak chcesz je wyważyć bez robienia hałasu
- Nie będę nic wyważać - uśmiechnęła się i wyciągnęła z tylnej kieszeni różdżkę.
- Ginny, nie, to na pewno.... - zanim szatynka dokończyła zdanie, jej przyjaciółka rzuciła zaklęcie Alohomora, na co zamek najzwyczajniej w świecie puścił zawias, lekko uchylając przejście.
- Jesteś czasem nieobliczalna, Ginny
- Chyba za bardzo doceniasz Malfoy'ów, Ci idioci myślą, że budzą we wszystkich taki strach, że nawet pewnie nie zamykają drzwi frontowych na noc
- Nooo, może i masz rację - Hermiona podrapała się po głowie - jednak przezorny zawsze ubezpieczony
- Nudaaaa - skomentowała Ginny i wdrapała się na parapet, po czym lekko rozchyliła okno.
- Co tam jest? - zapytała zaciekawiona czarownica, która czekała aż jej przyjaciółka zeskoczy wgłąb dziury.
- Nie wiem, mało widać, chyba jakieś lochy
- Lochy? - Hermiona po chwili również znalazła się w tajemniczym pomieszczeniu. Przetarła ręce o spodnie i rozejrzała się. Rzeczywiście, nie było tam widać praktycznie nic, oprócz tlącej się w odległym korytarzu pochodni na ścianie w której odbijał się cień krat, usadowionych w pomieszczeniu w którym znajdowały się czarownice.
- Lumos - Ginny dygnęła różdżką i całe pomieszczenie wypełniło blado błękitne światło.
- Co do cholery? - Hermiona rozejrzała się dookoła i zamarła. Na obdartych ścianach wisiały w jednakowych odstępach pary łańcuchów a na podłodze walało się kilka szmat przypominających koce. Kiedy przyjaciółki uświadomiły sobie, że znalazły się w prawdziwym, może jeszcze niedawno używanym lochu, mało im serce nie stanęło.
- Lepiej tu nie stójmy jak kołki, dostaję migreny od tego miejsca - powiedziała Ginny i ostrożnie ruszyła do przodu oświetlając sobie drogę różdżką. Gdy wyszły z lochu natknęły się na wąski korytarz z którego dochodziło światło pochodni. Atmosfera całego miejsca była tak mroczna, że aż psuła ich samopoczucie. Ominęły źródło światła i ruszyły dalej. Korytarz wydawał ciągnąć się w nieskończoność, a gdzieniegdzie były różne drzwi lub po prostu takie same lochy jak ten, przez który się tutaj dostały.
- Hermiona spójrz - szepnęła Ginny, przekierowywując światło w stronę ziemii. 
- Co tu robi moja różdżka? - Hermiona podniosła swoją własność i dokładnie ją obejrzała. Dopiero wtedy poczuła strach. Oni byli na to przygotowani. Wiedzieli, że to dzisiaj się stanie, że zakon zaatakuje. Pamiętała, jak Syriusz zabrał jej różdżkę przed Norą. Widocznie nie zaszli za daleko, jeżeli już w tym miejscu zaczęła się bitwa. Miała tylko nadzieję, że nikomu nie stała się krzywda. Teraz tym bardziej stała w przekonaniu, że idealnym rozwiązaniem dla nich dwóch było przybycie tutaj. Teraz, gdy ma już swoją różdżkę, na pewno będzie dużą pomocą. Wierzyła w swoje siły i dla swojej 'rodziny' była w stanie walczyć do ostatniego tchu.
- Chodźmy dalej, reszta może być w niebezpieczeństwie - Ginny pociągnęła przyjaciółkę za ręke, kontynuując swoje obchody. Szły jeszcze dobre kilka minut, gdy nagle usłyszały kobiecy śmiech i iskry wystrzeliwane z różdżki.
- Co jest....
- Chodź! - szepnęła Hermiona i gwałtownie pociągnęła ją w głąb lochu. Zareagowała spontanicznie, gdy zobaczyła cienie dwóch postaci w błyskawicznym tempie zbliżających się w stronę korytarza. Czarownice przywarły do ściany położonej idealnie na przeciwko całego zdarzenia. Niestety była dość wąska, musiały zachować szczególną ostrożność, jeden centymetr w stronę korytarza i zostaną zdemaskowane. Nie mogły przecież zaatakować z zaskoczenia na ślepo. Podejrzewały, że to Bellatrix toczy bitwę z kimś z Zakonu.
- A gdzie twoja piękna córcia, Molly? - usłyszały jadowity głos panny Lestrange. Za chwilę wydobyły się kolejne strzały i blask rzucanych zaklęć. Ginny złapała Hermionę za nadgarstek, słysząc imię swojej mamy. Krew buzowała jej w żyłach. Ledwo co utrzymywała kontrole, żeby nie wyskoczyć i nie spuścić łomotu osobie, która atakuje jej mamę.
- Dobra Ginny, na trzy - szepnęła Hermiona. Miały przewagę, więc mogły działać. Jednak atakując z głową, zdobędą większe szanse. Ruda pokiwała głową, patrząc na swoją przyjaciółkę.
- Raz.... - szatynka odliczała na palcach.
- Dwa... - wystawiła kolejny palec i wypuściła powietrze przez usta. Obydwie były zdeterminowane do walki. Albo teraz albo nigdy.
- T.. - nie zdążyła wyciągnąć trzeciego palca. Ginny nie wytrzymała. Z ogromnym okrzykiem złości wyskoczyła z zza ściany, od razu wystrzeliwując z różdżki zaklęcie obronne. Hermiona złapała się za głowę. Nienawidziła, kiedy coś idzie niezgodnie z planem.
- O proszę, jest i Ginevra Weasley, ale się z Ciebie laska zrobiła, chyba nie po mamusi, co? - zaśmiała się Bellatrix.
- Ginny! - Molly otworzyła szerzej oczy, jakby się przewidziała. Skąd znalazła się tutaj jej córka?
- Jakie to słodkie, spotkanie rodzinne, hm? Co masz nam skarbie do powiedzenia, zanim Twoja mamusia zamieni się w pył?

- Tobie? Tobie mogę jedynie polecić mojego fryzjera, może coś zrobi z tymi obciachowymi kołtunami - Bellatrix ryknęła w złości. To jest ten moment. Hermiona wstrzymała powietrze. Czekała na ruch kobiety, żeby w zamieszaniu straciła czujność. Rozległ się blask. Czyli teraz. Szatynka ruszyła w kierunku wyjścia, jednak zaklęcie rzucone przez śmierciożerczynię wywołało ogromny huk i odepchnęło czarownicę, która znalazła się w jego polu. Hermiona nie wiedziała nawet kiedy została odepchnięta przez magiczną moc tak daleko, że uderzyła plecami i tyłem głowy o przeciwną ścianę, po czym mimowolnie zsunęła się na ziemię. Poczuła narastający ból głowy i zrobiło jej się słabo. Ujrzała mgłę przed oczami i czuła, jak powoli traci przytomność. Ostatnie co zdołała zobaczyć, to zamknięte pod wpływem potężnego zaklęcia kraty i dwie rude postacie goniące za Bellatrix, która najprawdopodobniej chciała zamieszaniem odwrócić ich uwagę. Za chwilę widziała tylko ciemność i zapadła w bezwarunkowy sen.

_________________________________________________________

Mam nadzieję, że trochę mi wybaczycie tą nieobecność. Powracam z nowymi siłami i lepszymi rozdziałami, mam nadzieję. 
Miłego czytania i proszę o komentowanie, chcę zobaczyć kto tu jeszcze nie wykitował ze mną! 
Maggie xx

12 komentarzy:

  1. Mam nadzieje kochana, że dasz rade pisać teraz regularnie! Bo masz naprawdę bardzo przyjmny do czytania styl pisania, a historia nie jest przesadzona, gdzie główni bohaterowie uprawiają seks w drugim rozdziale, gdy zaczeli czuć coś do siebie w pierwszym! :D Tak trzymaj i nie zepsuj tego! Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie zamierzam! To świetnie, że Ci się podoba, nigdy nie miałam jakiegoś wzorca co do stylu pisania, piszę tak, jak mnie palce poniosą. Też uważam, że romans powinien rozwijać się powoli, a napięcie pomiędzy dwoma osobami musi rozkwitać w odpowiednim czasie, inaczej już dawno nie byłoby w tym magii. Do wszystkiego przyjdzie czas i na pewno nie będzie to też dziecinna relacja, co jak co, ale trzeba przyznać, że erotyka też gra znaczącą rolę w powieści miłosnej. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuje za wsparcie! <3

      Usuń
  2. Wspaniały czekam nam konfrontacje hermiony i Freda ^^:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już w następnym rozdziale będzie konfrontacja, jednak nie tylko ich <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć kochana!
    Dziękuję za rozdział, zrobiłaś mi nim weekand :D Dzieje się sporo, mam nadzieję, że nasze buntowniczki wyjdą bez szwanku. I czekam na fremione w tym fremione! ;)
    Pozdrawiam ciepło i weny! ♥
    Anna Czuczejko

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny!
    Sporo się dzieje, mam nadzieje,że nikt z Zakonu nie zginie.
    Nie mogę się się doczekać kiedy pojawi się więcej fremione
    Czekam na kolejny i weny <3
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze!! Mam nadzieję, że Hermionie nic nie będzie. I czekam na Fremione!! Kiedy next??

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj wieczorem lub jutro! 💕

    OdpowiedzUsuń
  8. http://suzanneroselupin.blogspot.com/

    zapraszam do odwiedzenia tego bloga, jest w miarę podobny tematyką. Mi się spodobał ;)

    OdpowiedzUsuń

Zanim dodasz komentarz, pamiętaj że jestem amatorką.
Twoja opinia, negatywna czy pozytywna jest dla mnie niezmiernie ważna.
JEŻELI OCZEKUJESZ SZYBKIEJ ODPOWIEDZI, ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI 'CZAT'