Rozdział XXVI "Hermi, najlepszy plan to improwizacja, zapamiętaj"
Frustracja. Jedna wielka frustracja. To jedyne słowo,
które idealnie teraz odzwierciedlało uczucia Hermiony. Miała ochotę coś
rozszarpać, kopnąć, wszystko na raz, byle emocje zeszły z zenitu. Z głośnym
trzaskiem weszła do Nory.
Gdy zaciskając pięści, wpadła do salonu, zastała tam
Ginny wpatrzoną w okno z założonymi rękami. Była tak samo wściekła. Wściekła i
zawiedziona. Poczuła się bezużyteczna dla wszystkich. Jako czarodziejka, jako
córka. Czuła, że zakon podejrzewał, że to ją przerośnie. Że dziewczyna nie byłaby
w stanie poświęcić wszystkiego dla własnego taty. Najgorsze w tym wszystkim
było to, że nie dostała nawet szansy, by udowodnić, że tak nie jest.
Hermiona
podeszła do niej i położyła jej głowę na ramieniu. Wiedziała, że Ginny na pewno
poczuła się gorzej od niej.
- Gin...
- Mam tu siedzieć i czekać - pokręciła głową - do tego
się tylko dla nich nadaje, żeby tu bezczynnie siedzieć i trzymać kciuki
- To nie tak...
- Nie tak? - spojrzała na nią - a niby jak? Kim trzeba
być, żeby zabronić mi pomóc tacie?
- Też mnie to boli, ale na pewno nie wątpią w Twoje
intencje i odwagę - pogłaskała ją po ramieniu - nie mieli by prawa, w Twoich
żyłach płynie gryfońska krew, to niepodważalny argument
- Gryfońska krew - Ginny zaśmiała się pod nosem - i co
mi z tego, skoro tkwię tutaj? Gryffindor to też Twój dom i co teraz robisz?
Zostałaś zmuszona, żeby siedzieć zamknięta jak zwykły szczur - spojrzała na przyjaciółkę - zostałyśmy do tego zmuszone i nic tego nie zmieni - Hermionie w
głowie zapaliło się światełko nadziei. Uchyliła delikatnie usta, a jej źrenice
się powiększyły.
- A może jednak... - wyszeptała.
- O czym Ty mówisz, Hermiona?
- Różdżka - powiedziała podekscytowana - moją mi
zabrali, ale Tobie nie!
- Na Merlina, masz racje! - ruda wyciągnęła z kieszeni
swoją różdżkę, żeby się upewnić, że to prawda - i mamy miotły! Trochę to
potrwa, ale inaczej się tam nie dostaniemy, chyba, że potrafisz złamać zaklęcie
uniemożliwiające teleportacje
- Postaram się - Hermionie nie uśmiechało się lecieć
kawał drogi miotłą, nienawidziła tego, ale była tak zdeterminowana, że nawet do
tego byłaby zdolna w ostateczności.
- Będziemy walczyć i jeszcze dzisiaj wymierzymy
sprawiedliwość, Miona
***
- Aparencjum - Ginny machnęła różdżką w kierunku
przestrzeni przed Norą. Hermiona stała obok bacznie obserwując każde działanie
przyjaciółki. Najchętniej zrobiłaby to sama, jednak nie chciały ryzykować,
różdżka Ginny nie działałaby w rękach czarownicy tak samo jak jej. Po chwili
od wymówienia zaklęcia ukazującego niewidzialną siłę, przed dwoma gryfonkami
ukazała się wielka powłoka, obiegająca całą Norę. Zaklęcie rzucone przez
Lupina, by zatrzymać je w domu. Nie było jednak zbyt silne, nikt nie
przewidział tego, że nie tylko Hermiona ma różdżkę i nie tylko ona potrafi jej
używać. Zakon jednak nie był aż taki zaradny.
- Okej Ginny, weź to - dziewczyna podała przyjaciółce
fiolkę z perłowym eliksirem, a drugą sama wypiła.
- Co to jest?
- Cave inimicum w płynie - zakaszlała parę razy. Potwierdzało to fakt, że napój nie należał do najsmaczniejszych.
- Może jaśniej?
- Zakon na pewno rzucił na tą powłokę zaklęcie
wykrywające, nawet jeżeli uda nam się ją zniszczyć, dowiedzą się, że się stąd
wydostałyśmy - Ginny nieufnie spojrzała na płyn, lecz po chwili go wypiła -
dzięki temu nie dowiedzą się, ani nie przeszkodzą nam w niczym, będziemy mogły
bezpiecznie dostać się do Malfoy Manor bez ich nadzoru, miałam tego trochę w
swojej torebce, tak na wszelki wypadek
- Ale obrzydlistwo - ruda się skrzywiła.
- To obrzydlistwo to Twoja przepustka do walki, nie
narzekaj - odebrała przyjaciółce fiolkę i schowała do zaczarowanej torby.
- Dobra, zaczynajmy
- Okej - Hermiona związała włosy w luźny kucyk i
wypuściła powietrze przez usta. Jeżeli dobrze pokieruje Ginny, to wydostaną się
stąd.
- Na początku spróbuj...
- Reducto! - zanim Hermiona wymówiła to zaklęcie,
czarownica zdążyła je rzucić. Nie spowodowało to żadnej reakcji mimo dużego
ataku białego promienia, wydobywającego się z jej różdżki.
- Tak myślałam... - Szatynka pokręciła głową.
- Więc co teraz?
- Rzuć Deletrius - powiedziała i uważnie obserwowała
każdy ruch dziewczyny.
- Deletrius! - głośno wymówiła ruda, a z jej różdżki
wydobyły się dwie, splatające się nici złotego promienia i jak pioruny
zaatakowały blado błękitną powłokę. Ta w niektórych miejscach zaczęła zanikać i
słabnąć, jednak dalej otaczała Norę.
- Deprimo! - dziewczyna wymówiła kolejne zaklęcie
podyktowane przez Hermione. Z różdżki rudej wyłonił się ciemno-niebieski
promień i z głośnym trzaśnięciem zetknęły się z fragmentem osłabionej powłoki.
Pod wpływem zaklęcia z atakowanego przez nie miejsca odpadł fragment magicznej
masy niczym odklejony plaster i zetknąwszy się z ziemią rozprysnął się na coś w
rodzaju mgły. Przed czarownicami ukazała się wielka dziura w powłoce, przez
którą bez problemu przedostałby się nawet słoń.
- Brawo Ginny! - Hermiona rzuciła się na przyjaciółkę
z uściskami. Buzowała w niej taka energia, że nie mogła ustać w miejscu.
Chciała działać.
- Udało nam się, Miona! - krzyknęła - udało!!
- Tak! - dziewczyny skakały z radości. Szatynka jednak
nagle znieruchomiała.
- Poczekaj... - chwyciła w rękę pierwszy lepszy kamień
leżący na ziemi. Westchnęła głęboko i z całej siły cisnęła nim w wybrakowane
miejsce w powłoce. Kamień w ciągu sekundy doleciał do wyznaczonego celu i....
zamiast znaleźć się poza polem widzenia, odbił się od jakiejś niewidzialnej
mocy. Obu czarownicom serce stanęło. Jeszcze nigdy nie czuły takiego
zawiedzenia i wściekłości. Przez dziesięć minut miały wielką nadzieje. Która
prysła w tym momencie.
- Nie.... - wyszeptała Hermiona. Były tak blisko.
Wszystkie zaklęcia na marne? Ginny zacisnęła wargi z wściekłości. Nie myślała
nad tym co robi. Pod impulsem gniewu podeszła bliżej przeszkody celując w nią
różdżką.
- REDUCTO MAXIMA! - wydobyła z siebie przeogromny
krzyk. Tak samo przeogromna była moc zaklęcia. Jak z armaty w stronę powłoki
wydobył się dwa razy większy niż za pierwszym razem, biały promień i z
niewyobrażalnym hukiem zaatakował przeszkodę. Przez chwilę zrobiło się tak
jasno, że obydwie zamrużyły oczy. W całym zamieszaniu nawet nie widziały siebie
nawzajem. Minęły dobre dwie minuty, zanim było cokolwiek widać poza dużą
ilością czegoś w rodzaju gęstszej, bladoniebieskiej mgły. Po chwili dziewczyny
dostrzegły wielkie płaty spadające na ziemię i rozpryskujące się bezszelestnie
przy zetknięciu z nią. Cała powłoka zniknęła. Czarownice spojrzały na siebie
zdziwione. Tym razem Ginny podniosła leżącą na ziemi gałązkę i cisnęła nią w
przestrzeń. Przedmiot bez problemu znalazł się poza polem widzenia.
- TAK! - Hermiona uścisnęła przyjaciółkę - Brawo
Ginny!!
- Chodź po miotły i spadamy stąd!
- Poczekaj! Yyy... spróbujmy czarów, żeby usunąć
zaklęcie antyteleportujące!!
- Nie ma na to czasu, nie bądź mięczakiem, Hermiona! -
zanim szatynka zdążyła zaprotestować, przyjaciółka pociągnęła ją do środka za rękę. Miała racje, nie było czasu do stracenia. Jednak Hermiona wolała uniknąć
tego, bo po pierwsze, nienawidziła latać, nie umiała tego robić, a unoszenie się
nad ziemią na czymś, na czym ledwo co potrafiła się utrzymać było dość
przerażające, po drugie, nawet nie miała własnej miotły, a latanie na czyichś, pod pasowanych pod właściciela sprzętach było jeszcze bardziej ryzykowne niż
sam fakt latania. Jednak tak jak postanowiła, zrobi wszystko byleby tu
bezczynnie nie siedzieć.
- Łap! - Ginny rzuciła przyjaciółce pierwszą z brzegu miotłę, jaką znalazła w schowku, a po pięciu minutach znalazła swoją.
Dziewczyny skierowały się w stronę wyjścia. Hermione natychmiast przeleciał
strach, kiedy do niej doszło, co za chwile będzie musiała zrobić. Latanie na
miotle było najbardziej krępującą i nieprzyjemną dla niej rzeczą. Nienawidziła
tego robić i broniła się przed tym w każdej możliwej sytuacji. A teraz? Teraz była zbyt zdeterminowana, żeby
sobie odpuścić.
- Lecimy - stwierdziła bardziej do siebie niż do
swojej przyjaciółki. Ginny tylko skinęła głową. Wiedziała, że jak powie
cokolwiek to Hermiona wpadnie w wątpliwości i ostatecznie się rozmyśli. Po
prostu poczekała chwilę, żeby szatynka poszła pierwsza i ruszyła za nią. Nie ma
już odwrotu.
***
- Ginny przecież ja się zaraz roztrzaskam - krzyknęła
Hermiona gdy wzniosły się w powietrze. Zajęło to dobre dziesięć minut, zanim
brązowooka ruszyła z miejsca. Gdy to w końcu zrobiła to przez całe ciało
przeszedł ją paraliż. Nie siedziała na miotle od kilku lat. Czuła się jak na
cienkiej linie umiejscowionej kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jeden fałszywy
ruch i spadnie.
- Po prostu się rozluźnij! - poradziła jej ruda i z
gracją pognała do przodu. Hermiona wypuściła powietrze przez nos i zawzięła się
w sobie. Im szybciej się ogarnie i poleci, tym szybciej będzie mogła zejść z
tego latającego kołka. Zrobiła lekkie dygnięcie do przodu i poczuła jak zbliża
się powoli do przyjaciółki.
- Widzisz? To nie takie trudne - pocieszyła ją a
gryfonka tylko pokręciła z przerażenia głową. Wolała się skupić na tym, żeby
nie spaść na twardą glebę pod sobą.
- Resztę drogi spędziły w ciszy.
***
- To tutaj - wyszeptała Ginny. Zza chmur ukazał im się
ogromny budynek w gotyckim stylu. Ponura, wieczorna pogoda idealnie współgrała
z mrokiem tego miejsca. Malfoy Manor.
- Chodź, musimy wylądować kilkanaście metrów stąd,
żeby nikt nas teraz nie zobaczył - Hermiona rozejrzała się mrużąc oczy - Tam
widzę mały lasek, idealne miejsce dla nas - zanim ruda zdążyła udzielić
odpowiedzi, brązowooka już leciała wgłąb choinek obok domu Malfoy'ów.
Wylądowanie okazało się prostsze, niż samo wystartowanie, nie licząc obdartych
ramion przez drobne przetarcia z gęsto usadowionymi gałęziami.
- I jak? - zapytała Ginny, gdy ta otrzepywała się z
różnych gałązek pozostawionych na ubraniu.
- Dalej nie rozumiem fenomenu quidditcha - spojrzała
na swoją przyjaciółkę, która zrobiła urażoną minę - Aleee - specjalnie
wtrąciła, chcąc dać jej minimalną satysfakcje - po czasie może i da się w
kilkunastu procentach zapomnieć, jaka to jest udręka
- No i świetnie! - ruda klasnęła w dłonie, na co jej
przyjaciółka pokręciła głową. Już chciała się odezwać, gdy z Malfoy Manor
wydobył się przeraźliwy, kobiecy krzyk.
- Jak myślisz, to ktoś z naszych? - zapytała
przerażona Ginny.
- Tego nie wiem - odpowiedziała - Ale za to wiem, że
mam ochotę skopać tyłki kilku ślizgonom - ruszyła przed siebie ze zdeterminowaną miną.
- Hermiono Granger, nie poznaje Cię
- Ja już dawno sama siebie nie poznaje - Ginny ruszyła
za nią potykając się o drobne gałęzie
- 10 punktów dla gryffindoru!
- A to za co? - zaśmiała się.
- To nie dla Ciebie, mądralo - oburzyła się ruda - to
dla mnie, za stworzenie potwora - obydwie wybuchnęły śmiechem i ruszyły w
stronę budynku.
Pod wielkim
murem na chwilę przystanęły. To mogła być pułapka. Ginny podniosła kamień i
rzuciła nim w ciemny, ceglany mur. Głaz jednak tępo odbił się od niego nie
ukazując żadnej bariery obronnej. Kolejny rzuciła Hermiona przerzucając go tym
razem przez przeszkodę. Taka sama sytuacja jak za pierwszym razem. Zero magii,
zero zabezpieczeń.
- Malfoyowie to jednak kretyni - stwierdziła młodsza
przyjaciółka kręcąc głową. Hermiona tylko przyłożyła palec do ust uciszając ją.
Mimo wszystko musiały być dyskretne. Nie chciały przecież szybciej zostać
pojmane niż w ogóle się tam dostać.
Ginny, jako ta bardziej aktywna sportowo, bez
najmniejszych komplikacji podskakując, złapała się kończących mur, ozdobnych,
czarnych drutów i wciągnęła się na górę. Klękając na szerokim daszku budowli,
wystawiła ręce do przyjaciółki. Już trochę mniej zgrabnie Hermiona złapała się
jej i dziwnymi kombinacjami pojawiła się obok. Odwróciły się w stronę domu.
Rzeczywiście, robił wrażenie. Był potężny. Utrzymany w biało-czarnym deseniu,
sprawiał wrażenie bardziej pałacu, niż zwykłego domu. Okna natomiast były małe
i tylko w niektórych miejscach. Można było się domyślić, że Malfoy'owie woleli
wszystkie swoje mroczne sprawy utrzymać w tajemnicy. Duże okna działałyby na
niekorzyść. W ogrodzie od razu dało się zauważyć kobiecą rękę w niego włożoną.
Idealne rządki kwiatów i liczne ozdobne ścieżki dawały swój zniewalający
rezultat. Wprawdzie ciężko było sądzić, że była to zasługa Narcyzy Malfoy, ale
na pewno jednej z jej gosposi. To było pewne, że kobieta czuła się za wysoko
postawiona na to, żeby wykonywać najzwyklejsze prace domowe. Malfoy'owie nie od
dzisiaj czuli się jak arystokraci. Draco nawet w szkole na każdym kroku chciał
czuć się wyróżniony i bez przerwy udowadniał swoją pogardę w stosunku do
innych uczniów, a nawet nauczycieli.
- To tak wygląda gniazdo padalców - Ginny zeskoczyła
murku, przetrzepując ręce. Po chwili to samo zrobiła szatynka. Przez dobre pięć
minut próbowały bezszelestnie dostać się do
budynku. Gdy to już im się udało, przystanęły, przywierając ciałami do zewnętrznej ściany domu.
- Dobra, jaki jest plan? - zapytała ruda,
przyzwyczajona do wiecznie kalkulującej wszystko przyjaciółki. Liczyła, że i
tym razem jest tak samo.
- Plan? - podrapała się po głowie - Cholera, przez te
próby wydostania się z Nory kompletnie nie pomyślałam jak dostaniemy się do
środka - szepnęła, chcąc dalej utrzymać swoją obecność w ciszy. Nie było co
ryzykować. Ich obecność w tym miejscu była niczym pole minowe.
- Czyli robimy to po mojemu?
- Po twojemu?
- Hermi, najlepszy plan to improwizacja, zapamiętaj -
ruda mimo powagi sytuacji była podekscytowana, że może uczestniczyć w tym
wszystkim. W końcu kto by się wahał, kiedy na celowniku jest własna rodzina. To
był najbardziej determinujący bodziec dla niej.
- Rozejrzyjmy się, może znajdziemy jakieś tylne
wejście - stwierdziła Hermiona, łapiąc Ginny za rękę. Kurczowo trzymając się
jak najmniejszej odległości od ściany, ruszyły w poszukiwaniu wejścia. Po omacku
macały rękami ścianę domu, żeby znaleźć jakąś klamkę, lub chociażby wnękę.
- O proszę - powiedziała ruda, delikatnie badając ręką
miejsce, przy którym wyczuła ich przepustkę.
- Wydaję mi się, że to jest okno - stwierdziła, robiąc
miejsce swojej przyjaciółce - zobacz, jest dość duże
- Okej, to teraz mi mądralo powiedz, jak chcesz je wyważyć bez robienia hałasu
- Nie będę nic wyważać - uśmiechnęła się i wyciągnęła
z tylnej kieszeni różdżkę.
- Ginny, nie, to na pewno.... - zanim szatynka
dokończyła zdanie, jej przyjaciółka rzuciła zaklęcie Alohomora, na co zamek
najzwyczajniej w świecie puścił zawias, lekko uchylając przejście.
- Jesteś czasem nieobliczalna, Ginny
- Chyba za bardzo doceniasz Malfoy'ów, Ci idioci
myślą, że budzą we wszystkich taki strach, że nawet pewnie nie zamykają drzwi
frontowych na noc
- Nooo, może i masz rację - Hermiona podrapała się po
głowie - jednak przezorny zawsze ubezpieczony
- Nudaaaa - skomentowała Ginny i wdrapała się na
parapet, po czym lekko rozchyliła okno.
- Co tam jest? - zapytała zaciekawiona czarownica,
która czekała aż jej przyjaciółka zeskoczy wgłąb dziury.
- Nie wiem, mało widać, chyba jakieś lochy
- Lochy? - Hermiona po chwili również znalazła się w
tajemniczym pomieszczeniu. Przetarła ręce o spodnie i rozejrzała się.
Rzeczywiście, nie było tam widać praktycznie nic, oprócz tlącej się w odległym
korytarzu pochodni na ścianie w której odbijał się cień krat, usadowionych w
pomieszczeniu w którym znajdowały się czarownice.
- Lumos - Ginny dygnęła różdżką i całe pomieszczenie
wypełniło blado błękitne światło.
- Co do cholery? - Hermiona rozejrzała się dookoła i
zamarła. Na obdartych ścianach wisiały w jednakowych odstępach pary łańcuchów a
na podłodze walało się kilka szmat przypominających koce. Kiedy przyjaciółki
uświadomiły sobie, że znalazły się w prawdziwym, może jeszcze niedawno używanym
lochu, mało im serce nie stanęło.
- Lepiej tu nie stójmy jak kołki, dostaję migreny od
tego miejsca - powiedziała Ginny i ostrożnie ruszyła do przodu oświetlając
sobie drogę różdżką. Gdy wyszły z lochu natknęły się na wąski korytarz z
którego dochodziło światło pochodni. Atmosfera całego miejsca była tak mroczna,
że aż psuła ich samopoczucie. Ominęły źródło światła i ruszyły dalej. Korytarz
wydawał ciągnąć się w nieskończoność, a gdzieniegdzie były różne drzwi lub po
prostu takie same lochy jak ten, przez który się tutaj dostały.
- Hermiona spójrz - szepnęła Ginny, przekierowywując
światło w stronę ziemii.
- Co tu robi moja różdżka? - Hermiona podniosła swoją
własność i dokładnie ją obejrzała. Dopiero wtedy poczuła strach. Oni byli na to
przygotowani. Wiedzieli, że to dzisiaj się stanie, że zakon zaatakuje.
Pamiętała, jak Syriusz zabrał jej różdżkę przed Norą. Widocznie nie zaszli za
daleko, jeżeli już w tym miejscu zaczęła się bitwa. Miała tylko nadzieję, że nikomu
nie stała się krzywda. Teraz tym bardziej stała w przekonaniu, że idealnym
rozwiązaniem dla nich dwóch było przybycie tutaj. Teraz, gdy ma już swoją
różdżkę, na pewno będzie dużą pomocą. Wierzyła w swoje siły i dla swojej
'rodziny' była w stanie walczyć do ostatniego tchu.
- Chodźmy dalej, reszta może być w niebezpieczeństwie
- Ginny pociągnęła przyjaciółkę za ręke, kontynuując swoje obchody. Szły
jeszcze dobre kilka minut, gdy nagle usłyszały kobiecy śmiech i iskry
wystrzeliwane z różdżki.
- Co jest....
- Chodź! - szepnęła Hermiona i gwałtownie pociągnęła
ją w głąb lochu. Zareagowała spontanicznie, gdy zobaczyła cienie dwóch postaci w
błyskawicznym tempie zbliżających się w stronę korytarza. Czarownice przywarły
do ściany położonej idealnie na przeciwko całego zdarzenia. Niestety była dość
wąska, musiały zachować szczególną ostrożność, jeden centymetr w stronę
korytarza i zostaną zdemaskowane. Nie mogły przecież zaatakować z zaskoczenia
na ślepo. Podejrzewały, że to Bellatrix toczy bitwę z kimś z Zakonu.
- A gdzie twoja piękna córcia, Molly? - usłyszały
jadowity głos panny Lestrange. Za chwilę wydobyły się kolejne strzały i blask
rzucanych zaklęć. Ginny złapała Hermionę za nadgarstek, słysząc imię swojej
mamy. Krew buzowała jej w żyłach. Ledwo co utrzymywała kontrole, żeby nie
wyskoczyć i nie spuścić łomotu osobie, która atakuje jej mamę.
- Dobra Ginny, na trzy - szepnęła Hermiona. Miały
przewagę, więc mogły działać. Jednak atakując z głową, zdobędą większe szanse.
Ruda pokiwała głową, patrząc na swoją przyjaciółkę.
- Raz.... - szatynka odliczała na palcach.
- Dwa... - wystawiła kolejny palec i wypuściła
powietrze przez usta. Obydwie były zdeterminowane do walki. Albo teraz albo
nigdy.
- T.. - nie zdążyła wyciągnąć trzeciego palca. Ginny
nie wytrzymała. Z ogromnym okrzykiem złości wyskoczyła z zza ściany, od razu
wystrzeliwując z różdżki zaklęcie obronne. Hermiona złapała się za głowę.
Nienawidziła, kiedy coś idzie niezgodnie z planem.
- O proszę, jest i Ginevra Weasley, ale się z Ciebie
laska zrobiła, chyba nie po mamusi, co? - zaśmiała się Bellatrix.
- Ginny! - Molly otworzyła szerzej oczy, jakby się
przewidziała. Skąd znalazła się tutaj jej córka?
- Jakie to słodkie, spotkanie rodzinne, hm? Co masz
nam skarbie do powiedzenia, zanim Twoja mamusia zamieni się w pył?
- Tobie? Tobie mogę jedynie polecić mojego fryzjera, może coś zrobi z
tymi obciachowymi kołtunami - Bellatrix ryknęła w złości. To jest ten moment. Hermiona
wstrzymała powietrze. Czekała na ruch kobiety, żeby w zamieszaniu straciła
czujność. Rozległ się blask. Czyli teraz. Szatynka ruszyła w kierunku wyjścia,
jednak zaklęcie rzucone przez śmierciożerczynię wywołało ogromny huk i
odepchnęło czarownicę, która znalazła się w jego polu. Hermiona nie wiedziała
nawet kiedy została odepchnięta przez magiczną moc tak daleko, że uderzyła
plecami i tyłem głowy o przeciwną ścianę, po czym mimowolnie zsunęła się na
ziemię. Poczuła narastający ból głowy i zrobiło jej się słabo. Ujrzała mgłę
przed oczami i czuła, jak powoli traci przytomność. Ostatnie co zdołała
zobaczyć, to zamknięte pod wpływem potężnego zaklęcia kraty i dwie rude
postacie goniące za Bellatrix, która najprawdopodobniej chciała zamieszaniem
odwrócić ich uwagę. Za chwilę widziała tylko ciemność i zapadła w bezwarunkowy
sen.
_________________________________________________________
Mam nadzieję, że trochę mi wybaczycie tą nieobecność. Powracam z nowymi siłami i lepszymi rozdziałami, mam nadzieję.
Miłego czytania i proszę o komentowanie, chcę zobaczyć kto tu jeszcze nie wykitował ze mną!
Maggie xx
Mam nadzieje kochana, że dasz rade pisać teraz regularnie! Bo masz naprawdę bardzo przyjmny do czytania styl pisania, a historia nie jest przesadzona, gdzie główni bohaterowie uprawiają seks w drugim rozdziale, gdy zaczeli czuć coś do siebie w pierwszym! :D Tak trzymaj i nie zepsuj tego! Weny
OdpowiedzUsuńTak właśnie zamierzam! To świetnie, że Ci się podoba, nigdy nie miałam jakiegoś wzorca co do stylu pisania, piszę tak, jak mnie palce poniosą. Też uważam, że romans powinien rozwijać się powoli, a napięcie pomiędzy dwoma osobami musi rozkwitać w odpowiednim czasie, inaczej już dawno nie byłoby w tym magii. Do wszystkiego przyjdzie czas i na pewno nie będzie to też dziecinna relacja, co jak co, ale trzeba przyznać, że erotyka też gra znaczącą rolę w powieści miłosnej. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuje za wsparcie! <3
UsuńWspaniały czekam nam konfrontacje hermiony i Freda ^^:D
OdpowiedzUsuńJuż w następnym rozdziale będzie konfrontacja, jednak nie tylko ich <3
OdpowiedzUsuńCześć kochana!
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział, zrobiłaś mi nim weekand :D Dzieje się sporo, mam nadzieję, że nasze buntowniczki wyjdą bez szwanku. I czekam na fremione w tym fremione! ;)
Pozdrawiam ciepło i weny! ♥
Anna Czuczejko
Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńSporo się dzieje, mam nadzieje,że nikt z Zakonu nie zginie.
Nie mogę się się doczekać kiedy pojawi się więcej fremione
Czekam na kolejny i weny <3
~gwiazdeczka
Kończe pracę nad rozdziałem!
UsuńKurcze!! Mam nadzieję, że Hermionie nic nie będzie. I czekam na Fremione!! Kiedy next??
OdpowiedzUsuńDzisiaj wieczorem lub jutro! 💕
OdpowiedzUsuńNie ma����
UsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńhttp://suzanneroselupin.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam do odwiedzenia tego bloga, jest w miarę podobny tematyką. Mi się spodobał ;)