sobota, 14 września 2013

Rozdział 11



Rozdział 11 „Ooo, Ginny, włączył ci się syndrom Molly?”

W wielkiej Sali wreszcie zapanował spokój i wszyscy uczniowie znowu siedzieli przy swoich stołach wyszukując przyjaciół. Tak też zrobili Harry, Ginny i George.
- Gdzie Hermiona?
- Gdzie Fred?
- Gdzie Ron? – zapytali wszyscy jednocześnie. Rzeczywiście, od akcji z  łajnobombą ta trójka gdzieś im zniknęła. Po skończonej uczcie dyrektor szkoły jak zwykle wyrecytował mowę pożegnalną, życząc im udanych wakacji, oraz przedstawił im nowych tegorocznych zdobywców Pucharu Domów którymi byli Krukoni. Ginny pospiesznie poszła do dormitorium. W środku zastała Hermione, która jak co roku gorączkowo sprawdzała czy Nie zapomniała jakiejś książki.
- Gdzie byłaś? – zapytała ruda chowając do kufra rolki pergaminu.
- Tutaj. – skłamała. Tym razem Nie miała ochoty powiedzieć Ginny o tej sytuacji. Była zbyt wstrząśnięta. Zapięła kufer na dwa spusty i poprawiła pościel na pustym łóżku.
- Ale czemu? – Ginny drążyła dalej.
- Po prostu Nie byłam już głodna, a i jeszcze musiałam coś sprawdzić.
- Eee… no dobra – powiedziała ruda i dalsze pakowanie spędziły w milczeniu.

                                                                ***
 Fred siedział na łóżku oparty o ścianę. Jego rude włosy były rozczochrane, a na twarzy gościł smutek. Dzisiejsza awantura wciąż zaprzątała mu głowę. Zresztą Nie tylko ona. Hermiona. Ciągle myślał tylko o tym jak się zachowała. Był na nią taki wściekły. Przecież ją znał, gdyby Nie było coś na rzeczy to od razu by przemówiła temu Ronowi do rozsądku. „Fred, czy ty jesteś zazdrosny?” odezwał się głos w jego głowie. „Tak! Może i jestem!” – odpowiedział sobie w myślach. Od pewnego czasu ta dziewczyna Nie była mu obojętna, to mógł powiedzieć spokojnie. Może i był zakochany, tego Nie wiedział na pewno… a przynajmniej Nie chciał przyjmować tej myśli. W tym momencie Nie chciał jej widzieć. Zraniła go. Myślał że jej zależy na nim. Całowała go. To Nie wystarczy?
- To koniec – powiedział cicho a jego oczy zapłonęły nienawiścią. Koniec z zaprzątaniem sobie głowy tą dziewczyną. Po co on ma się starać, i myśleć o niej jeżeli go Nie potrzebuje? Obiecał sobie że będzie dla niej obojętny. A może nawet pogodzi się z Angeliną? Te wszystkie pomysły przynajmniej tuszowały jego smutek. Po chwili do pokoju wszedł George. Pierwsze na co zwrócił uwagę była mina brata.
- Nie mam pytań – powiedział tylko. Znał go na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy Nie chce o czymś gadać. Był przecież jego bliźniakiem. Fred uśmiechnął się słabo okazując wdzięczność i wstał z łóżka podnosząc kufer.
- Idziemy? – spytał ponuro. George tylko skinął głową i się obejrzał. Wszystko było puste. Chyba niczego Nie zapomnieli. Wyszli z dormitorium pozostawiając w samotności swoją hogwardzką sypialnie.  

                                                                  ***

Expres Hogwart przyjechał zadziwiająco szybko. Niektórzy uczniowie nawet się na niego spóźnili i wlecieli do pociągu jak petarda gdy maszyna wydała charakterystyczny dźwięk oznajmiający start podróży. Ginny, Hermiona, Harry i Ron szybko znaleźli wolny przedział ponieważ byli jednymi z pierwszych wchodzących do pojazdu. Gdy Hermiona wchodziła do przedziału czyjaś ręka ją zatrzymała. Obróciła się.
- możemy pogadać? – zapytał Ron niemalże błagalnym tonem. Szatynka położyła swój kufer na siedzeniu i spojrzała na przyjaciela.
- jasne – powiedziała uprzejmie i wyszła za rudzielcem. Stanęli na pustym korytarzu.
- Hermiona ja cię chciałem przeprosić, to było głupie, wiem, ale mnie poniosło, naprawdę! Jeżeli mi Nie wybaczysz to zrozumiem, bo zachowałem się jak najgorszy kretyn, i to co zrobiłem było okrutne i chamskie ale….
- Ron, spokojnie – przerwała mu szatynka i uśmiechnęła się do niego. To Nie był dobry moment na gniewanie się. Już za dużo osób było na nią złe. Nie miała ochoty tracić przez to przyjaciela.
- Ja… znaczy, wybaczasz mi?
- Taak, każdy popełnia błędy Ron, w porządku – Hermiona przytuliła przyjaciela. Chłopak oddał uścisk z jeszcze większym entuzjazmem. Szatynka zauważyła idącą z daleka grupkę, z której jedna osoba była podpierana przez drugą. Nie odkleiła się od Rona, chcąc przyjrzeć się im bez dziwnych podejrzeń. Gdy podeszli bliżej ich twarze były już wyraźne. Hermiona zamarła. Mianowicie rzekoma grupa składała się z Georga który gadał zawzięcie z Lee Jordanem, a obok niego szedł Fred obejmujący Angelinę która miała gips na nodze. Po minach czarnoskórej i rudzielca Hermiona uznała że świetnie się razem dogadują. To Nie było jednak jeszcze najgorsze. Gdy przechodzili obok Rona i szatynki Fred obrócił się do niej i puścił jej oczko. Hermiona momentalnie puściła rudzielca. Spojrzała się w tył. Widziała już tylko plecy gryfonów.
- Idziemy? – powiedziała pospiesznie kryjąc zaszklone oczy. Było jej przykro, lecz Nie chciała by ktoś to zauważył.
- Ta, jasne – odpowiedział rozmarzony Ron i obydwoje weszli do przedziału. Hermiona siadła przy samym oknie. I włożyła na uszy małe słuchawki podłączone do komórki którą miała w kieszeni. Jednak Nie puściła muzyki. Po prostu Nie miała ochoty rozmawiać z przyjaciółmi, a to był idealny pretekst. Zaczęły nachodzić ją smutne myśli. Co to niby miało znaczyć? Puścił jej oczko, okej, ale dlaczego jak szedł właśnie obejmując Angeline? To było dla niej potwornie smutne. Jeszcze kilka godzin temu się prawie pocałowali, a teraz on jej robi coś takiego. Łzy podeszły jej do oczu. „Te wszystkie momenty dla niego nic Nie znaczyły” – pomyślała Hermiona. Zareagowała jednak zbyt późno. Pojedyncza łza pociekła po jej policzku.
- Hermi, co ci jest? – zapytała zaniepokojona Ginny. Szatynka udawała że wyłącza muzykę.
- Eee… smutna piosenka – „Smutna piosenka?! Hermiono, stać cię na więcej” skarciła się w myśli. Z ubolewaniem czekała na reakcje rudej.
- No okej – powiedziała młodsza gryfonka i z powrotem przytuliła się do Harrego.
„Łyknęła to” pomyślała. Westchnęła z ulgą. Postanowiła jednak dalej się Nie smucić. Chwilę milczała rejestrując o czym dialogują jej przyjaciele, a po chwili dołączyła do rozmowy. Reszta drogi minęła jej w pogodnym nastroju. Przynajmniej na kilka godzin zapomniała o Fredzie.
 - Patrzcie, widzę King’s Cross! – powiedział Harry odsuwając się lekko od Ginny, na co ta zareagowała niezadowolonym pomrukiem. Po chwili słowa wybrańca się sprawdziły. Pociąg zatrzymał się gwałtownie i wszyscy poderwali się do góry. W przedziale zapanował chaos. Każdy chciał ściągnąć swój kufer. Gdy wreszcie atmosfera się trochę uspokoiła, przyjaciele wyszli z pociągu.
- Gdzie Fred i George? – zapytała Ginny rozglądając się gorączkowo. Po chwili usłyszeli charakterystyczne śmiechy bliźniaków którzy zmierzali ku nim z wesołymi minami.
- No to na razie chłopaki! – krzyknął Lee Jordan odchodząc z Angeliną.
- Pa George! – krzyknęła Angelina machając promiennie do rudzielców – Pa Fred! – Hermiona dałaby sobie odciąć rękę że ostatnie słowa dziewczyna po prostu wyćwierkała. Fred obejrzał się za siebie i wysłał czarnoskórej całusa, na co ta zachichotała cicho. George spojrzał ponuro na brata. Tak szybko zapomniał o Hermione? Fred na to tylko wzruszył ramionami i obydwaj podeszli do gromadki.
- Są wszyscy? – zapytała Ginny spoglądając na każdego po kolei.
- Ooo, Ginny, włączył ci się syndrom Molly? – zażartował Fred, za co został oblany morderczym spojrzeniem. Wszyscy wyszli na dworzec. Po ministerskim aucie pana Weasleya Nie było ani śladu.
- Gdzie jest tata? – zapytał Ron rozglądając się po parkingu.
- Ej, o co tu chodzi? Jak my wrócimy do domu? – Ginny zmartwiła się. Jednak odpowiedź przyszła w ekspresowym tempie. Ku nim poszybowała kruczoczarna sowa trzymająca jakąś kopertę w dziobie. Spoczęła na ziemi tuż przed nogami młodej czarownicy.
- Au! Udziobała mnie! – krzyknęła ruda i machinalnie zaczęła ssać zraniony palec.
- A tak w ogóle to co to za sowa? – zapytał George przyglądając się nieznajomemu ptakowi. Miała ostry wyraz twarzy, niezbadane pióra, a jej pazury były bardziej podobne do jastrzębich niż sowich. Zanim się obejrzeli wypluła list i odleciała. Ginny dalej z palcem przy ustach podniosła wiadomość. Jej treść była krótka:

                         Nie dam rady po was przyjechać. Wymyślcie coś.

                                                                                                          Artur Weasley 


Ginny dwa razy obróciła pergamin w ręce. Tylko tyle? Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ich tata nawet się Nie przejął ich powrotem. Chciała się odwrócić żeby oznajmić wszystkim o co chodzi, lecz gdy tylko odchyliła głowę zobaczyła że po jej prawej stronie niemalże Fred opiera się o jej ramię. Spojrzała w drugą. W identycznej pozycji stał George.
- I co? Od kogo to? – zapytał Ron który jako jedyny nic Nie wiedział.
- Ta.... Tata Nie przyjedzie po nas – zająknęła się Ginny, nadal zszokowana postępowaniem swojego rodzica.
- Pokaż mi to! – krzyknął rudzielec i Nie czekając na odpowiedź wyrwał list siostrze. Widać było jak jego oczy wędrują po linijkach. Coraz niżej, i niżej. A przy tym jego neutralna mina zmieniła się w grymas.
- Ale jak to? – zapytał patrząc na rodzeństwo zrezygnowany. W tym momencie ktoś niecierpliwie zatrąbił klaksonem samochodu. Wszyscy obrócili się gwałtownie, a ich oczom okazał się nieskazitelnie czysty pojazd Dursleyów a nim Dursleyowie z gniewnymi minami.
- To ja.. będę już leciał – powiedział pospiesznie Harry i pocałował namiętnie Ginny, której zarumieniły się policzki, a uśmiech z powrotem wparował na twarz – Do zobaczenia w sierpniu! – wybraniec pognał w kierunku wujostwa a jego kufer podźwiękiwał uderzając o twardą kostkę. Gdy wszedł do auta jego przyjaciele zauważyli jak pan Dursley oblewa go falami pretensji, a Harry na próżno się broni. Hermiona sprowadziła wszystkich na ziemię.
- Hej! Mamy ważniejsze sprawy niż obserwowanie jak ci mugole karcą Harrego! – krzyknęła i pomachała im ręką przed twarzami.
- Już mam! – zawołał George. – Polecimy!
- Jak to polecimy!? – zapytała pretensjonalnie zirytowana szatynka i oblała bliźniaka lodowatym spojrzeniem. Ten się nad nią nachylił. 
- A panna Wiem To Wszystko słyszała kiedyś o takim czymś jak miotły? – Hermiona zrobiła się purpurowa na twarzy. Już chciała wybuchnąć lecz jej głos stłumiła Ginny.
- ZWARIOWAŁEŚ!? Jesteś z nas najstarszy a mam dziwne wrażenie że najgłupszy! Jak ty zamierzasz polecieć jeżeli masz ciężki kufer na karku!? A i jeszcze zostaje nam Miona która Nie ma miotły! – ruda wymachiwała do niego rękami, a Hermiona tylko potakiwała energicznie machając głową. George demonstracyjnie podniósł ręce do piersi okazując klęskę.
- Masz jakiś lepszy pomysł Molly? – obronił brata Fred, na co ten zarechotał cicho. Ginny zdała się Nie przejąć docinkami.
- Tak, żebyś wiedział że mam! - młoda czarownica zmierzyła braci bliźniaków – tylko potrzebny będzie proszek Fiuu.
- Proszek Fuj? Co to takiego? – zapytała się zdezorientowana Hermiona. Wszyscy wybuchli śmiechem. Szatynka pociemniała na policzkach. Ona czegoś Nie wiedziała? Niemożliwe!
- Proszek Fiuu, nie słyszałaś o czymś takim? – zapytał Ron tłumiąc rozbawienie. Hermiona tylko pomachała przecząco głową. I spojrzała nieśmiało na rudzielca. Właściwie to skąd miała wiedzieć? Mieszkała w mugolskie rodzinie!
- Trochę nam się spieszy, mama się będzie martwić, później ci wyjaśnimy – odpowiedziała pospiesznie Ginny i poszła w stronę parkingu. Wszyscy pognali za nią ze zdziwionymi minami.
- Gdzie ty idziesz?! – zapytał zaskoczony Fred, dotrzymując kroku siostrze.
- No przecież musimy znaleźć jakiś kominek!
- Ee… no tak, ale skąd ty wiesz gdzie go znaleźć? – bliźniak nadal zbity z tropu spojrzał na nią pytająco. Ta przystanęła, wyraźnie zdenerwowana.
- Boże, czy ja mieszkam wśród debili? Ciotka Tessy mieszka niedaleko! Byliśmy u niej tysiąc razy i dam sobie rękę uciąć że ma kominek! – Przez dalszą drogę nikt już nic Nie powiedział.

                                                                 ***

Draco po powrocie do domu pierwsze co zrobił to było opadnięcie na kanapę z butelką piwa kremowego. „To był wyczerpujący dzień” – pomyślał. Miał w sumie racje. Rano wylał sok dyniowy na szatę, potem Pancy próbowała go rozebrać, a i jeszcze ta przedziwna akcja z Granger. Od kiedy to ona się go tak boi? Te dziwne sytuacje w ogóle nie nabierały sensu. Dzień wcześniej dowiedział się że tak się napił że aż podszedł do wierzby bijącej, a podobno uratował go… George Weasley. Już Chyba wolałby żeby to cholerne drzewo urwało mu nogi, niż być ratowany przez tego zdrajcę krwi. Ale to spadało na drugi plan. Najbardziej dziwiła go jednak ta Szlama. Co ona u licha sobie myślała? Że weźmie i będzie panikowała za każdym razem gdy na nią spojrzy? Tak, to prawda że ona już od dawna go intrygowała. Ale Nie było w tym ani procenta miłości. Co to, to Nie!  Po prostu był ciekawy co trzyma pod szatą, czy w ogóle warto jest ją przelecieć, jak to przy większej okazji by zrobił. Może i była ładna, ale brudna. Była tylko brudną szlamą, nad którą politował się Bóg i dał jej w miarę normalną gębę. Dracona zaczęły ogarniać wątpliwości. „A co jeżeli po pijaku wyznałem Blaise’owi co bym chciał zrobić z tą szlamą?” – pomyślał. Przecież ten pieprzony kretyn mógł jej o tym powiedzieć! Z myśli wyrwał go łagodny głos jego matki.
- Witaj Draconie, dlaczego mnie Nie poinformowałeś że już jesteś? – powiedziała i pogłaskała go po niemalże białych włosach.
- Bo musiałem odpocząć. – bąknął i upił łyk piwa. Matka spojrzała krzywo na butelkę. Jednak Nie śmiała zabronić mu spożywania alkoholu. Jeżeli Lucjusz Nie miał nic przeciwko temu, to ona też Nie ma. Tak było od zawsze. I tak będzie już zawsze. Jak na zawołanie do bogatego salonu wpadł Lucjusz Malfoy, z tą samą, ponurą miną, którą miał w domu gdzie nikt oprócz rodziny go nie widział. Uśmiechnął się spoglądając na swojego potomka.
- Synu, jak się cieszę że wróciłeś! – krzyknął i podszedł dyscyplinarnie do Dracona.
- Ta… - powiedział znudzony Ślizgon nie obdarowując ojca najmniejszym spojrzeniem. Lucjuszowi zrzedła nieco mina.
- Widzę że Nie jesteś zbyt pocieszony. – powiedział ze sztucznym zmartwieniem – Nic nie szkodzi, mam dla ciebie coś, co na pewno cię rozweseli – uśmiechnął się szyderczo i przeniósł wzrok na drzwi do korytarza.
- YAXLEY! DOŁOHOW! WPROWADŹCIE GO TU! – wrzasnął Lucjusz, a z przed pokoju rozległy się znajome jęki. Nagle z drzwi wyłonili się dwaj śmierciożercy z uśmiechami od ucha do ucha, a za grube węzły prowadzili jakiegoś marnie wyglądającego skrępowanego mężczyznę z zaklejonymi ustami Krzyczał. Wciąż krzyczał niezrozumiałe słowa. Był cały posiniaczony i poraniony. Narcyza Nie chcąc oglądać tego widoku uśmiechnęła się uprzejmie do „gości” i wyszła. Draco od razu rozpoznał kto jest ich niewolnikiem. Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Rzeczywiście, to był pocieszający widok. Niezwykle pocieszający.
  
                                                                        <3 <3 <3 


Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Ten rozdział aż się prosił o dodanie, jednak nie miałam internetu. ;c Już na szczęście ten problem został rozwiązany, i rozdziały będą się pojawiać regularnie ^^ 

4 komentarze:

  1. Pierwsza? ^^
    Więc tak. Super rozdział. Zastanawiam sie teraz kogo mógł przyprowadzić Lucjusz... I mam dziwne przeczucie, że może to byc któryś Weasley ;c

    Weny życzę. ;3
    /Mei

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że to nie jest Artur:o
    ale rozdział całkiem, całkiem:-)

    OdpowiedzUsuń

Zanim dodasz komentarz, pamiętaj że jestem amatorką.
Twoja opinia, negatywna czy pozytywna jest dla mnie niezmiernie ważna.
JEŻELI OCZEKUJESZ SZYBKIEJ ODPOWIEDZI, ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI 'CZAT'