Rozdział 9 „FRED! UCIEKAJ DURNIU!”
- Na spodnie Merlina! Wyglądasz wspaniale! – powiedziała
Ginny na widok zupełnie innej Hermiony. Wszystkie współlokatorki wpatrywały się
dumne w swoje dzieło. Sama szatynka Nie mogła uwierzyć że patrzy na siebie. Po
tylu komplikacjach w końcu znalazły strój idealny. Wcześniej było dla Hermiony
albo za skąpą, albo za niebezpiecznie. Teraz jednak wyglądała cudownie. Miała
na sobie koszulkę z dekoltem na której widniała czarna pacyfka, dżinsową
koszule z ćwiekami na ramionach i czarne rurki, które wspaniale współgrały z
jej długimi nogami. Chociaż trzy „stylistki”
doradzały, błagały, a w bezsilności nawet ją szantażowały, to i tak
została nieugięta w kwestii obcasów. Upartość Hermiony sprawiła że na jej
nogach znalazły się jedynie czarne baletki, do których Lavender dokleiła kilka
srebrnych ćwieków żeby współgrały razem z dżinsową koszulą.
- To idziemy na śniadanie? Już po dziewiątej. – ponagliła
Hermiona przyjaciółkę. Ta na szczęście w czasie rekonstruowania butów przez
dwie współlokatorki zdążyła się umalować, ubrać, a nawet spakować wszystkie
rzeczy.
- Okej – odpowiedziała ruda i obydwie wyszły z dormitorium. „Nikogo
nie ma. Pewnie wszyscy są już na uczcie pożegnalnej” spostrzegła się Hermiona
wychodząc za drzwi. Ginny rozejrzała się nerwowo.
- Harry i Ron na nas Nie czekali?! A to głupki! Znaczy… Ron
to głupek, Harry jest CU-DO-WNY! – rozmarzyła się. Związek rudej z wybrańcem
był zupełnie świeży. Zaczęli ze sobą chodzić po wygranym meczu quidittcha
dzięki Ginny. Harry był tak z niej zadowolony że zapomniał o całej przyjaźni i
namiętnie ją pocałował. Odtąd młoda czarownica miała zupełne klapki na oczach i
liczył się tylko on.
Dziewczyny zeszły
do cichego salonu. Wokół pokoju panowała pomarańczowo szkarłatna poświata.
Barwy Gryffindoru. Ten salon był tak uroczy, że od razu kojarzył się każdemu z
domem. Widocznie Godryk zrobił to celowo by umilić gryfonom tak dugą rozłąkę z
rodzicami. Gdy czarownice wyszły z pokoju wspólnego ich oczom ukazał się na
pozór zaskakujący, lecz znajomy dziewczynom obraz.
- Wy rude szumowiny! Nauczycie się pokory do starszych! –
Argus Filch, irytujący woźny w Hogwarcie z wielkim wysiłkiem gonił dwóch
rudzielców po piętrach. Bliźniaki śmiali się w najlepsze trzymając w rękach po
kilka produktów Weasleyów.
- Haha, coś wyszedłeś z wprawy staruszku, kiedyś trzeba było
uciekać przed tobą! – krzyczał rozbawiony George.
- Tak, tak! Teraz idziemy sobie spacer…. – Fred już chciał czmychnąć do pokoju wspólnego, gdy
przed jego oczami ukazała piękna gryfonka. Bliźniak przez chwilę myślał że to
willa, ale Nie. To była jego przyjaciółka. I Chyba Nie tylko.
- Her… Her.. – Nie mógł wymówić jej imienia. Szatynka
wpatrywała się w niego podle. Jak ona nienawidziła tych żenujących sztuczek i
dowcipów. „Jak mogłam myśleć, że on jest romantyczny!?” – dudniło jej w głowie.
„To jest takie dziecinne! Na pewno Nie zakocham się w dzieciaku!” złość
buzowała w jej ciele a ręce zwinęły się w pięści.
- FRED! UCIEKAJ DURNIU! – krzyknął rozpaczliwie drugi
bliźniak, lecz było już za późno. Filch gwałtownie złapał rudzielca za tył
swetra i przyciągnął brutalnie do siebie.
- Puszczaj mnie ty wstręty charłaku! – wykrzykiwał Fred
wiercąc się w uścisku woźnego. Filch słysząc te słowa pacnął go z całej siły w
tył głowy, co spowodowało busz na głowie chłopaka.
- Ja ci teraz pokaże cholerny bachorze! – krzyknął woźny i
przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Fred poczuł od niego zapach tytoniu i
płynu do mycia okien. „Jak ja się dałem tak złapać!?” – pomyślał.
- Panie Filch! – Krzyknęła Hermiona podchodząc z impetem do
woźnego. Ten odchrząknął cicho i zacisnął dłoń na swetrze bliźniaka.
- CZEGO!? – zapytał gniewnie charłak. Fred wpatrywał się
zafascynowany w szatynkę. Już odnalazł powód swojego złapania.
- Jak czytałam w regulaminie Hogwartu, strona dwieście
trzydzieści dwa paragraf szósty, w ostatni dzień przed wakacjami nauczyciele i
pracownicy szkoły Nie mogą karać uczniów! – powiedziała przemądrzałym tonem.
Filch roześmiał się obleśnie.
- I co? Myślisz że się posłucham takiej smarkuli jak ty?
- Mnie pan się może Nie posłuchać, ale profesora
Dumbledore’a już raczej tak… - powiedziała z promiennym uśmiechem szatynka na
co woźny zmierzył ją bestialskim tonem.
- Ironia losu, co Argus? – rzekł roześmiany Fred, na co
Filch znów uderzył go w tył głowy.
- Jasny gwint! Pieprzone małolaty! – woźny popchnął
bliźniaka na Hermione i pędem zszedł na dół. Fred żeby na nią Nie wpaść szybko
ją objął ją w pasie i przekręcił w powietrzu. Od razu poczuł woń jej
waniliowych perfum.
- Dziękuje ci Hermiono! – krzyknął bliźniak i postawił
szatynkę na ziemi. Ta jednak miała srogą minę. Złapał go za przód swetra i
pociągnęła do pokoju wspólnego gryfonów.
- Co ty sobie wyobrażasz!? – wrzasnęła pretensjonalnie. To
wyglądało zabawnie. O wiele niższa i drobniejsza gryfonka karci Freda Weasleya.
Do pokoju wpadł George.
- No co? Trzeba mu było rozruszać stare kości – krzyknął
rozbawiony Fred i opadł bezwładnie na kanapę.
- Jesteś taki dziecinny! – Hermiona pogroziła mu palcem
przed twarzą, na co ten tylko się uśmiechnął. „Jak ona się fajnie złości” –
pomyślał wpatrując się w jej wściekłe
oblicze.
- Oj Miona, wyluzuj – powiedział łagodnie George. Ta
przełożyła spojrzenie na drugiego bliźniaka i szybko do niego podeszła.
- Zamknij się George! – krzyknęła i walnęła go pięścią w
ramię. Bliźniaka rozbawiła „siła uderzeniowa” Hermiony. Poczuł jedynie lekkie
stuknięcie.
- Oszczędź mojego brata bestio! – krzyknął teatralnie Fred.
Gryfonka była już maksymalnie wściekła i z powrotem podeszła do siedzącego
bliźniaka. Z wielkim zamachem pacnęła go w głowę. Zdziwiony ciosem Hermiony
przyłożył rękę do czaszki. George Nie chcąc oberwać tak jak brat czmychnął
niezauważalnie w stronę wyjścia.
- To bolało – powiedział z wyrzutem bliźniak wpatrując się w
odmienioną, lecz wściekłą czarownice.
- Miało boleć! Wy nigdy Nie dacie sobie spokoju z tym
człowiekiem? – zapytała pretensjonalnie gryfonka zakładając ręce na biodra.
Fred zamarł widząc pozę Hermiony. Wyglądała tak pociągająco. Miał ochotę wtopić
się w jej usta. Korzystając z nieuwagi dziewczyny, pociągnął ją szybko za rękę.
W rezultacie leżała teraz na kolanach bliźniaka, a jej twarz niemal że stykała
się z jego twarzą.
- Nie, ślicznotko – szepnął jej na ucho. Hermiona poczuła w
brzuchu miliony motylków. „Ma taki cudowny głos” – rozmarzyła się. Po chwili
jednak się opamiętała. Zerwała się z jego kolan i znowu wstała.
- Jesteś okropny Fred! OKROPNY! – krzyknęła wymachując rękami
w prawo i w lewo.
- Ach tak? Sądziłem że mam inną reputacje wśród gryfonek –
powiedział kpiącym tonem. Hermione oblał rumieniec. Dobrze wiedziała że pełno
dziewczyn wzdychała na widok Freda lub Georga. Nawet Lavender oceniła go jako
„Super mega przystojny”.
- Nie odzywaj się do mnie! – krzyknęła i obróciła się do
niego plecami. Co to miało być? Gryfonka kilka minut wcześniej uświadomiła
sobie że Fred to kompletny błazen, a jego jedno spojrzenie i już przewraca jej
się w głowie. „Czyli to wszystko było na nic? Ta metamorfoza?” pomyślała po
czasie, „Tylko jednym zdenerwuje Rona”. Hermiona była gotowa do działań. Opadła
na drugim końcu kanapy, a nogi położyła na kolanach bliźniaka.
- Hermiona? – zapytał rudzielec. Gdy czuł na sobie jej
zgrabne nogi znów naszła go ochota wtopienia się w usta szatynki.
- Tak Freddie? – zapytała namiętnie i przygryzła wargę. Fred
poczuł kropeli potu na głowie. „Umarłem?” – zapytał sam siebie. Już coraz
trudniej było mu hamować potrzebę poczucia jej warg na swoich. Musiał coś
powiedzieć. Inaczej by Chyba wpatrywał się w nią wieczność.
- Bo tego no… mam dług ja, znaczy się u ciebie mam –
zająknął się rudzielec. Spuścił głowę aby Nie musieć patrzeć na nią. To go
rozpraszało. Cholernie rozpraszało.
- Ooo, nawet wiem jak możesz go spłacić – powiedziała
słodko. Zaczęła kręcić na palcu rudy kosmyk z pół długich włosów bliźniaka. To
było takie fascynujące dla młodej czarownicy.
- Słucham? – w głowie Freda kotłowały się całkiem przyjemne
obrazy. To było dziwne, nigdy Nie myślał o niej jak o…. no o niej. Była inna.
Wredna, ale w taki pociągający sposób. Chłopak Nie mógł poznać samego siebie.
To był on? Ten sam Fred Weasley który miał odpowiedź na wszystko? To ten sam
gryfon do którego inne gryfonki ustawiały się w kolejce? Nie. W tym momencie
był oczarowany dziewczyną która jeszcze niedawno burzyła się błyszczykiem na
ustach. Prościej, był oczarowany HERMIONĄ GRANGER.
- Chodź – zanim się obejrzał szatynka złapała go za rękę i
pociągnęła za sobą. Nie zamierzał protestować, bo po co? Był ciekawy o co jej
chodzi. Tym bardziej że spodziewał się… no. Nie wiedział czego się miał
spodziewać, ale miał takie miłe przeczucie. Patrząc na nią wszystko było miłe. Stanęli dopiero przed
wejściem do dormitorium Hermiony. Z rozmyślań wybawił go jej głos.
- Zamknij oczy – powiedziała łagodnie, lecz stanowczo.
- Ale…
- Freddie – gryfonka wydęła wargi. Tylko ona zwracała się
tak do niego, a robiła to w tak nieziemski sposób że chłopak mimowolnie
spojrzał na nią i zamarł. Gdy zauważył w jaki sposób poruszają się jej usta od
razu zamknął oczy. „robisz to specjalnie” – chciał jej to powiedzieć. Jak ona
mogła go tak męczyć? Zanim jednak się wybuchnie. Bo jak tak dalej będzie to na
pewno to zrobi, to chciał się dowiedzieć po co ona mu każe zamykać oczy. To
musi być coś specjalnego, prawda? Inaczej by go tak Nie głaskała ani kusiła.
- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała spokojnie i weszła do
dormitorium. Fred mimo wszystko Nie otworzył oczu. Był za bardzo zafascynowany.
Tak. To dobre słowo. Był Zafascynowany.
W jego myślach widniał tylko jeden bieg wydarzeń. Jej usta
na jego ustach. Nie przyjmował innego wyjaśnienia. Po chwili usłyszał
skrzypienie drzwi. „Jeszcze tylko chwila, wytrzymasz stary”.
- Zanim otworzysz oczy obiecaj mi coś – jej głos był dla
taki pociągający, mógł obiecać jej wszystko.
- Tak? – tylko to z siebie wydusił. „To się zaraz stanie,
pocałuje ją” – Nie potrafił myśleć o niczym innym. Pocałuje ją. Pocałuje ją.
Pocałuje ją.
- Obiecaj że mimo wszystko zrobisz to, o co mi chodzi –
POCAŁUJE JĄ. Przecież o to jej chodzi, musi jej o to chodzić.
- A to coś… fajnego? – zapytał jeszcze, by być pewny przed
tym jak pocałuje ją. To brzmiało tak pięknie.
Jego oczy nadal były zamknięte.
- Oczywiście – powiedziała przesadnie miło. Fred poczuł że
ręka Hermiony spoczęła na jego torsie. Czuł, że się zaczerwienił.
- No to… obiecuje! – krzyknął z entuzjazmem. „Jeszcze
sekunda” pomyślał.
- otwórz oczy! – powiedziała już całkiem normalnie. Gdy oczy
gryfona z ciemności wróciły do rzeczywistości ujrzał na twarzy dziewczyny
złośliwy uśmieszek który często widnieje na sobie. Spojrzał na swój sweter. Na
prawej stronie klatki piersiowej widniała plakietka z napisem „WESZ”, i zanim zdążył coś powiedzieć na jego rękach
spoczęła ciężkie pudło z takimi samymi plakietkami i ulotkami.
- To jest twoja rekompensata Weasley – powiedziała gryfonka
z rozbawioną miną. Fredowi zrzedła mina.
- Nie! – krzyknął oburzony – na pewno Nie!
- Przykro mi ale obietnica to obietnica, a teraz skorzystaj
z okazji że wszyscy są na uczcie pożegnalnej i pokaż jak ważna jest Walka o
Emancypacje Skrzatów Zniewolonych! – krzyknęła z radością i pokazała ulotkę
bliźniakowi.
- Ale Hermiono…
- żadnego ale! Zawsze łamiesz przepisy, więc pora na twoją
karmę! A może dodawaj plakietki każdemu kto kupi jeden z tych waszych gadżetów?
- o Nie! – Fred na dźwięk tych słów podszedł bliżej
szatynki, lecz widząc jej minę odsunął się o krok. – Nie mieszaj produktów
Weasleyów z tą swoją Wszą!
- No to przykro mi ale Nie cofniesz swojej obietnicy –
Hermiona przedłużyła ostatnie słowa. Fred zaczął coś podejrzewać.
- Jak to?
- Drogi Fredzie, wiesz co to jest czarodziejski pakt słowny?
– Zapytała z uśmiechem od ucha do ucha – przed chwilą właśnie go, no….
Wymówiłeś – gryfonka wyjęła z kieszeni mały kwitek na którym widniał napis:
Pakt
słowny o przyłaczenie Sie do akcji WESZ i
rozprzestrzenianiu jej własnym kosztem.
Gdy Fred skończył czytać ten tekst usłyszał własny głos
mówiący „No to… obiecuje!”. Pudło które trzymał zdawało się zrobić cięższe, a
nogi miał jak z waty. Ogarnęło go uczucie porażki i naiwności. „Jak ja mogłem
się dać tak oszukać” – pomyślał. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że
Hermiona wymyśliła to bardzo sprytnie.
- A co jeżeli złamię tą przeklętą obietnice – zapytał
zdruzgotany. Nie mógł się jednak na nią złościć, gdy wyglądała… tak jak
wyglądała.
- Oj zapewniam że nie chciał byś wiedzieć – Hermiona
powiedziała to słodkim głosem, a jej palec znów okręcał rudy kosmyk Freda.
Chłopakowi to wystarczyło. Na pewno Nie chciał ryzykować, zwłaszcza że Hermiona
maczała w tym małe paluszki. Zrobił smutną minę i ruszył w kierunku schodów.
Szatynka poczuła ukłucie w sercu. „Dlaczego jestem dla niego aż taka wredna?” –
pomyślała. Przecież on zawsze się wygłupiał, taka już jego natura. Tym bardziej
że od jakiegoś czasu, Nie był jej obojętny. No, nigdy Nie był jej do końca
obojętny, bo poza tym że wiecznie ją drażnił, to się lubili, ale od
niedawna jej uwaga skupiała się na nim w
całkiem inny sposób.
- Fred – powiedziała cicho. Chłopak był już na końcu
schodów. Hermiona musiała coś wiedzieć.
- Hmmm? – powiedział smętnie nawet się Nie obracając.
Szatynkę jeszcze bardziej ogarnęły wyrzuty sumienia.
- Dlaczego nazwałeś mnie ślicznotką, wtedy na dole? Czy ja….
Czy ty uważasz że ja jestem ładna? – Zapytała nieśmiało, nieoczekiwana zbyt miłej
odpowiedzi. Wiedziała że w porównaniu do Angeliny Johnson czy Katie Bell była…
sobą. Nudną i przemądrzałą sobą.
- Pfff… żeby tylko ładna – te słowa sparaliżowały szatynkę.
Może i przeszła przemianę, a i owszem, ale wtedy w toalecie. Przecież wtedy była
jeszcze swoją starą wersją. Dalej Nie rozumiała tu czegoś.
- Jeszcze jedno! – Fred był już przy drzwiach do wyjścia,
więc gryfonka krzyknęła. Chłopak się zatrzymał. Jednak Nie chciała krzyczeć
przez cały korytarz więc szybko do niego podbiegła. Nie czekając na słowa „co?”
lub „tak?” zadała pytanie.
- Chodzi mi o tą sytuacje w toalecie, po co mi mówiłeś że
zerwałeś z Angeliną – jej brązowe oczy patrzyły pytającą, lecz nieśmiało w jego
łagodne oczy. Gryfon się uśmiechnął. Stali twarzą w twarz. Znowu ogarnęła ich
ta cudowna chwila. Wszystko w nich drżało. Fred delikatnie musnął jej policzek.
- Mam nadzieję, że wkrótce się dowiesz – powiedział cicho i
pospiesznie wyszedł z pokoju. Hermiona stała osłupiała i gapiła się w pustą
przestrzeń, którą przed chwilą zajmował jej „dylemat”. Te wszystkie myśli,
emocje z tamtego dnia wróciły. W tej chwili uświadomiła sobie pewną rzecz. „Tu
wcale Nie chodzi o zemstę dla Rona”, pomyślała „tu chodzi o niego”. Była
zakochana. Teraz mogła to oficjalnie powiedzieć przed samą sobą. Była zakochana
we Fredzie Wealseyu.
<3 <3 <3
Mam dla was złą wiadomość. Wczoraj miałam wypadek, i mam unieruchomione kolano ;/ Oczywiście rodziały będą dalej, tylko chciałam wam o tym powiedzieć ;c życzę miłego czytania, i uważajcie jak lecicie na nimbusach, jeżeli nie chcecie skończyć jak ja ;D
~Meggie